Ignathir spoglądał na wijącego się z bólu i klęczącego Harkona z kompletną obojętnością. Rzucił szybkie spojrzenie na Isabelle ciekaw tego co zrobi bądź powie dalej.
Isabella w tym momencie znowu podeszła bliżej do klęczącego Darkseida i przykucnęła przy nim... w tej chwili ponownie głęboko spojrzała mu w oczy i położyła swoją dłoń na jego ramieniu...
Przypomniała sobie także jak od zawsze wszystko co robiła czyniła głównie we własnym interesie, nie zważając nawet na rodzinę... idąc po swój sukces... taka była ta kraina, tak należało w niej postępować... teraz jednak chciała uratować Darkseida... chciała mu pomóc... bo to z nim najwięcej ją kiedyś łączyło...
Po chwili swoich rozmyślań chwyciła swoimi dłońmi jego twarz, poliki. Chciała pomóc mu z tym co dzieje się w środku niego... poczuła to co dzieje się wewnątrz elfa... jaka walka się tam odbywa... chciała jakby przekazać mu trochę swej siły, trochę mocy która wesprze go w walce...
Spoglądała w oczy Darkseida, który najpierw był jej bratem i ukochaną osobą, potem wrogiem i osobą której nienawidzi... teraz natomiast chciała oswobodzić go z lin które zaciskają jego gardło... wierzyła że jest w stanie tego dokonać...
- Przeciwstaw się temu... uwolnij się z uwięzi... poradzisz sobie z tym... Harkonie... - powiedziała spokojnym tonem chcąc wyrwać go ze szponów czarnej magii która nim władała...
Darkseid wciąż klęczał. Skierował głowę w dół i zamknął krwiste oczy. Poczuł jakby przeniósł się do innego wymiaru, innego miejsca.
Znalazł się gdzieś pośrodku niczego, w próżni. Przed nim stał Lord Malacath.
- Jak... Jak to możliwe... Ty nie żyjesz... - mówił mrocznym głosem
To, co mówił i to co się działo było tylko w jego głowie. W rzeczywistości cały czas klęczał.
- Zostawiłem po sobie pamiątkę... Mówiłem ci że nigdy nie będziesz się mógł ze mną równać - odrzekł niskim głosem Lord.
- To twoja wina...! - krzyknął Harkon
Już miał rzucać w niego z siekiery, jednak Bal swoją mocą unieruchomił jego ręce.
- To wszystko teraz się zakończy... Wizja Tempusa musi zostać wypełniona - powiedział tajemniczo.
Lord wyciągnął przed siebie rękę i w jednej chwili czarna energia zaczęła ulatywać z jego klatki piersiowej. Poczuł przeogromny ból. W rzeczywistości zaczął krzyczeć i szarpać się. Dłonie Isabelli trzymane na jego twarzy powodowały że czarna magia słabła. Lord zaczął to wykorzystywać...
- Dziś przychodzi zapłata za wszystko co wyrządziłeś Magic World - mówił.
Czarna wiązka energii cały czas ulatywała z Harkona i trafiała do dłoni Lorda.
- Przestań...! - próbował się wyrwać, krzyczał, jednak nic nie mógł zrobić
Harkon cały czas słabł. Cała mroczna energia wypłynęła z jego żył. Pozostawiając jedynie moc Apokryfu...
Nagle rozległ się wybuch. Ostatnie co zobaczył to krwiste spojrzenie spod maski Lorda Malacatha.
Harkon ocknął się. Popatrzył w oczy Isabelli. Ujrzał jej piękne, zielone oczy. Ona zaś krwiste, jednak nie przepełnione czarną magią i nienawiścią, chęcią wyrządzania krzywdy i zabijana.
- Isabello... Co ja uczyniłem... - powiedział patrząc na swoje ręce, trzęsły mu się
To wszystko co robił przez lata robił tylko na polecenie tego co nim władało. Władała nim nienawiść i czarna magia. W końcu był wolny. Darkseida już nie było...
Harkon przytulił się do kobiety roniąc łzy.
Isabella poczuła zmianę w Harkonie... czuła, że to naprawdę się teraz udało... mocno ją to w tym momencie uszczęśliwiło i uśmiechnęła się, nie widziała w oczach elfa tego co wcześniej i chociażby podczas ich walki, widziała jak jego ręce się trzęsły... dała mu się przytulić i także go przytuliła...
- Harkon... czyżby się udało? Jak się czujesz? - dopytała... jednak jego zachowanie i nawet widok łez mówił jej wszystko... udało jej się mu pomóc, zmienić go... oswobodzić... udało jej się osiągnąć to co zamierzała... była w lekkim szoku, jednak to było prawdziwe... cieszyła się na widok takiego Harkona...
- Nie zasługuje na jakiekolwiek życie po tym co uczyniłem... - mówił zmodulowanym głosem przez respirator
Harkon oderwał się od kobiety i wstał. Popatrzył na to co było dookoła ich. Wymiar zaczął się załamywać. Odebranie czarnej magii Darkseidowi sprawiła że to co stworzył zaczęło się burzyć.
- Iluzja zaraz przestanie działać... Musimy uciekać... - powiedział do niej, kątem oka zobaczył Ignathira
Harkon był zbyt słaby by się teleportować. Elf musiał nauczyć się wszystkiego od nowa...
Isabella widząc co się dzieje z tym wymiarem i jak się załamuje postanowiła zareagować... uniosła dłonie i skupiła dużo mocy, a następnie teleportowała zarówno siebie, Harkona jak i Ignathira ponownie do krainy... w miejsce gdzie wybuchł wulkan...
Księżniczka rozejrzała się dookoła, a po chwili ponownie popatrzyła na Harkona, wcześniej słyszała jego słowa ale nie odpowiedziała gdyż szybko zareagowała.
- Zasługujesz na to aby w końcu zaznać wolności... - odparła spoglądając na elfa. Wiedziała, że to co zamierzała się udało... wiedziała, że darowała życie Harkonowi, zdołała go odmienić, uratować... zrobiła coś znacznie większego aniżeli pokonanie go...
- To żadna wolność kiedy mam na sumieniu tysiące istnień... - odrzekł niskim głosem, wziął wdech przez respirator
Harkon rozejrzał się po okolicy. Połowicznie przyczynił się do tego wszystkiego, jednak nie mógł cofnąć czasu. Żałował swoich czynów, żałował że w dniu spotkania z Jyggalagiem dał się tak łatwo zmanipulować i tak szybko pochłonąć się w czarnej magii. Wszystkie cierpienia które przeżył dziś ma już za sobą. Elf przypomniał sobie wszystko co łączyło go z Isabellą. Czasy, w których byli sobie najbliżej spośród całej rodziny Balów i Carrabothów. Popatrzył na nią pewnym wzorkiem biorąc głęboki wdech z respiratora.
- Kraina cię potrzebuję... Nigdy nie potrzebowała bardziej niż teraz kogoś kto o nią zadba...
- Jesteś odpowiednią osobą by dać złote czasy Magic World... - dodał
Elf w tym momencie wyjął zza pleców siekierę Neclara. Spaczona czarną magią z apokryfu. Wciąż emanowała mroczną energią, mały czarny dym wydobywał się z jej ostrza. Popatrzył na nią sentymentalnie, przypominając sobie o dziadku. Przypomniał sobie również chwilę, w której zniszczył te potężną broń... Moment, w którym wszedł do Apokryfu i wylał na nią swój cały gniew i nienawiść przez co stała się jeszcze potężniejsza, ale straciła swój dawny blask.
- Nie będę jej już potrzebować... - powiedział wbijając oręż w ziemię
Ostrze wbiło się w ziemię. Czarny dym zniknął. Tylko Balowie o czystej krwi mogli jej używać, zatem oręż mógł tylko czekać aż jakiś Bal znów ją dotknie. Harkon jako że nie był Balem nie odkrył prawdziwego potencjału broni...
- Muszę udać się na wygnanie... - dodał po chwili
- Ironia losu Harkon... - powiedział nagle Ignathir wolno podchodząc bliżej - A jeszcze kilka dni temu kwestionowałeś moją decyzje o szkoleniu Isabelli kompletnie pewny swego....
Arcymag zaśmiał sie lekko spoglądając na Harkona.
- Isabella być może wybaczyła twoje postępki.. ale ja nie... - dodał mrocznym tonem i kiwając lekko głową. W tej chwili aktywował swój wizier pokazując w nim ogromny płonący krater.
- Zniszczyłem twoją bazę, reaktor i całą twoją armie.... Twoi ludzie Cię opuścili.... Spenser i Talon zaakceptowali twoją porażkę... Zostawili Cię samego...
Po tych słowach wyłączył wizier opuszczając rękę.
- Jeśli ponownie kiedykolwiek pomyślisz aby znowu coś zrobić... Unicestwię Cię własnoręcznie... - dodał arcymag - Zapamiętaj to sobie...
Harkon zignorował jego słowa i czekał na odpowiedź Isabelli.
Ignathir przez chwile patrzył na Harkona w milczeniu, widząc jednak zachowanie elfa zamachnął się swoim metalowym kosturem prosto w twarz Harkona. Elfa az odrzuciło na kilka metrów do tyłu od uderzenia a z jego twarzy trysnęła krew.
- Ścierwo... - rzekł Ignathir a nastepnie teleportował się z powrotem na Abregado zostawiając Isabelle z Harkonem samych.