Harkon był wręcz zaszokowany. Siekiera była jego własnością i tylko on mógł jej używać. Słuchała się tylko jego osoby... Elf jednak domyślił się, że ma do czynienia z kimś, bądź czymś bardzo potężnym. Silniejszym magicznie od niego.
- Nie jesteś demonem... - powiedział niepewnie mrocznym głosem
Elf z zainteresowaniem wpatrywał się w starca swoimi czerwonymi oczami. Po chwili usiadł przed starcem.
- Pytasz dlaczego? - rzekł Amon wstając z miejsca i pochodząc do Isabelli - Chętnie Ci powiem...
W tej chwili chwycił ja ręką za podbródek i podniósł tak aby patrzyła prosto w jego oczy
- Przez lata nie wypełniałaś moich poleceń, oszukiwałaś i okłamywałaś... Myślałaś ze tymi maślanymi oczami możesz mnie okręcić wokół swojego palca.. Myślałaś ze jestem wystarczająco głupi by nie zauważyć twoich spisków za moimi plecami.? . Powiedz mi.. za kogo ty sie masz? Dwójka magicznych dzieciaków ukrywanych w twoim domu? Oszukanie mnie o twojej walce z Jonathanem? juz nie wspomnę o tym że dałas sie porwać jak dziecko w biały dzień.... Żałosne..
Amon patrzył na Isabelle z pogardą. Przez lata akceptował i przymykał oko na jej występki ale tym razem pała goryczy się przegięła..
Starzec zaśmiał się
- Nie... oczywiscie ze nie..
Po tych slowach pokazał Harkonowi pierscień przemiany który widniał na jego palcu.
- Bardzo przydatne urządzenie...
Nagle postać starca zniknęła. Harkon dostrzegł od razu nieumarłą twarz arcymaga.
- Widze ze masz kopie którą stworzyłem bardzo dawno temu...
Tempus by uratować Jonathana musiał cofnąć się w czasie do roku 2024.
Czarodziej znajdował się przy Drzewie Mądrości. Z oddali dostrzegł postać Saula. W tamtym okresie Saul jeszcze był czarnoksięznikiem i obracał się w czarnej magii. Szukał zabójcy swojej rodziny.
Sithis nakazało Tempusowi zmienienie przeszłości i powiedzenie przedwczesne Saulowi, że to Lord Carraboth zabił jego rodzinę. Tempus skierował się do czarodzieja, lecz jego drogę zagrodziła zakapturzona, szara postać...
- Co ty wyprawiasz? - odparł czarodziej
- Tempus? - spytał Tempus
- Tak młodzieńcze. Jestem starszą wersją Ciebie. Nie ufaj Sithis. Jest tak samo przebiegły jak Akatosh. Nie uratuje Jonathana. Zepsuje wszystko co do tej pory spotkało Isabelle i Jonathana. - odparł starszy Tempus
Isabella oddychała znacznie szybciej, patrząc na Amona.
- Nie okłamywałam... nie... - powiedziała. Nie miała absolutnie bladego pojęcia skąd Amon mógłby się dowiedzieć o Braciach Bliźniakach, nad którymi Ona cały czas pracuje z Kapelusznikiem...
- Nie spiskowałam.. - dodała po chwili.
Odsunęła jego rękę od swojego podbródka.
- To jest twoja nagroda, o której wspominałeś?! - Syknęła, parsknęła lekko śmiechem przez łzy, nie mogła opanować teraz emocji.
- Jak mogłeś mi to zrobić... sprowadziłam do Ciebie Jonathana... dzisiaj porwał mnie sam Jyggalag Pyke, jego również pokonałam... a ty robisz mi coś takiego?! - krzyczała.
Od wielu lat umiała już panować nad własnymi emocjami, zawsze była opanowana i elokwentna, nie dawała ponieść się emocjom... teraz jednak było ich za dużo z powodu tych wszystkich sytuacji i po prostu wybuchnęły w kierunku Amona.
Harkon od razu poznał postać nieumarłego.
- Ignathir... Nie sądziłem że żyjesz... - powiedział przyglądając mu się.
- Dlaczego mnie tu sprowadziłeś... - dodał
Darkseid już wiedział, że za sprawą zniknięcia tornada stał właśnie nieumarły arcymag.
- Jonathan musi stoczyć ostateczny pojedynek z Amonem. Przy lub bez pomocy przyjaciół i sojuszników. Bądź uważny, bo wymiary potrafią mieszać ze światem. - odparł starszy Tempus po czym zniknął.
Tempus posłuchał starszej wersji siebie i zniknął. Pojawił się w domu Heleny, przyjaciółki Agreggora.
- Nie mamy wiele czasu. - odparł poważnie
- Musimy odnaleźć Agreggora i Jonathana. - dodał
W tym samym czasie...
- Jak długo Ci to zajmie? - odparł Hunter z irytacją
- Nie pośpieszaj mnie tak, bo nie będzie działać to dobrze. - odparł Agreggor
- Jesteś tak potężnym elfem, a nie umiesz dostać się do innego wymiaru. - zaśmiał się drwiąc z Huntera
- To nie tak. - powiedział poważnie patrząc w otchłań Cain
- Akatosh, Sithis i inne istoty władające wymiarami zablokowały możliwość wejścia osób trzecich ot tak. Nie można tam wparować bez zaproszenia. Kiedyś było inaczej gdy nie było w krainie Balów bawiących się z Akatoshem i Carrabothów rujnujących równowagę. - odparł Hunter
- Mój ród, ród Cainów zapowiadał się na niezwykły i władczy ród. Sprawy się jednak pokomplikowały. Coś przeszkodziło mojej rodzinie w wejściu na szczyt władzy w krainie i całym magicznym świecie. Do tej pory to nierozwiązana sprawa. Jeszcze...- zawahał się Elf
- Jeszcze za mojego prawdziwego życia próbowałem to wszystko rozgryźć, czemu moja rodzina tak łatwo dało się pokonać w walce którą miała od początku wygraną...
- Zostałem tylko ja, ja najpotężniejszy i najwaleczniejszy Hunter Cain. Sam Albaron Bal dźgnął mnie w me krwiste serce w ostatecznej bitwie. Po śmierci nie doznałem spokoju. Wymiar Nicości, Sithis - zrobiło ze mnie chodzące zombie, które wybija wszystkich niegodnych i niewygodnych, to ja przez lata pilnowałem równowagi we wszechświecie. - odparł dostojnie
Agreggor patrzył na Caina z powagą. Nie wiedział aż do tej pory z kim ma do czynienia tak naprawdę.
- Jonathan przyszedł z własnej woli.. - rzekł Amon - A ja wyraznie kazałem Ci go pokonać.. Najwidoczniej masz problem ze zrozumieniem poleceń..
Amon spojrzał gniewnie na Isabelle
- Nie obchodzi mnie kto Cie porwał!.... Jesteś przywódczynią najwazniejszej instytucji w całej krainie a dajesz się uprowadzić kryminaliście w biały dzień ! - ryknął gniewnie Amon - Twoim zdaniem bylo przyprowadzenia Pyke'a pod moje stopy juz 8 lat temu! Zamiast tego jeździsz po miescie ekskluzywnym samochodem i masz kompletnie gdzieś moje uwagi! Moze powinienem odebrać Ci twoją magie permanentnie skoro i tak nie potrafisz jej uzywać ?!
W tej chwili Amon podniósł rekę i skierował ja w strone Isabelli. Zaczął zaciskać palce
Od razu ta poczuła potęzny ucisk. Nie była w stanie sie przeciwstawić. Amon był zbyt potężny..
- Coż.. przez jakiś czas nie byłem dostępny to prawda - rzekł Ignathir - Przemierzałem wymiary szukając nowych źródeł mocy.. Teraz jednak powróciłem... i poniekąd liczę na to ze mi pomożesz w moim planie...
Jyggalag znalazł się niedaleko Samotnej Góry. Rozłożył dwójnóg w karabinie myśliwskim i położył się z nim. Pyke nie był głupi, nie wszedłby do środka góry wypełnionej wampirami. Mężczyzna w cylindrze od kilku miesięcy przygotowywał się na powrót do Magic World. Wiedział, że Baldur raz w tygodniu przechadzał się sam terenami wokół swojej Samotnej Góry. Była to rutyna Hrabiego. Tak było również w tym dniu... Wampir wyszedł z Samotnej Góry sam. Oddalił się od niej już na kilkaset metrów. Jyggalag wiedział, że w miejscu w którym był już Hrabia, nie ma żadnych wampirów. Mógł więc bezpiecznie oddać strzał...
- Baldur... Nie zmieniłeś się za bardzo... - mówił sam do siebie
Jyggalag obserwował przez lunetę karabinu każdy ruch Hrabiego. Śledził go...
Nagle jednak, gdy Jyggalag miał już oddawać strzał... Hrabia przeszedł za drzewem i zniknął...
- Co jest... - zdziwił się
Po kilku chwilach poczuł czyjąś obecność. Nagłą, jakby ktoś się za nim teleportował. I tak też było... Pyke obrócił się na plecy z karabinem i wystrzelił w stronę... Hrabiego Baldura. Strzałka została jednak pochwycona w locie przez wampira.
- Jyggalag! - krzyknął Baldur i odrzucił strzałkę na ziemie
Pyke szybko wstał i ustał naprzeciwko wampira. Zaraz miało dojść do walki...
Zarówno Cynthia jak i Stalker przeteleportowali sie w tym samym czasie na Wyspe Rozpaczy. Tutaj bowiem kazal im Ignathir się pojawić gdy skończą swoje zadanie.
Na Kartis zapanował chaos po ataku w karczmie w centrum miasta .. podobnie jak na Abregado rósł gniew nieumarłych po incydencie w Dohl de Lokke
- dlaczego miałbym ci pomagać... - powieidzial mrocznym głosem Harkon