Rok 2055, centrum krainy, późne popołudnie.
Harkon i Baldur znaleźli się na polanie.
- Gdzie jesteśmy... - spytał mrocznym głosem
- Nie wiem.. mówiłeś tylko o roku - odrzkek Hrabia, wciąż był zmęczony.
Cierpliwość Darkseida powoli się kończyła. Czuł podświadomie, że dzieci Malacatha są gdzieś blisko. Nic nie mogło go powstrzymać.
- Jak mam potem wrócić... - spytał, rozglądając się po polanie
- Nie da się.. - odrzekł wycieńczony.
- Co... - elf odwrócił się w jego stronę, słychać było gniew w jego głosie
Wampir zaczął się lekko śmiać, bo już tylko na to miał siły.
- Uwierzyłeś w to..? Naprawdę myślałeś że damy radę wrócić? - mówił klęcząc z braku sił
- Oszukałeś mnie... - odrzekł Darkseid zaciskając pięść
- Nie pytałeś o powrót. Zrobiłem co chciałeś, jesteśmy w 2055. Witaj w rządach Cecilli! - rozłożył ręce Hrabia
Nagle rozległ się krzyk Harkona, który spłoszył pobliskie ptaki na drzewach. Kopnął wampira w tors, a ten odleciał na kilkanaście metrów w tył. Był kompletnie bezbronny, bezsilny. Jego los był przesądzony. Wampir i tak nie miał po co żyć, stracił swój lud przez Ignathira, stracił stanowisko, kraina sie rozpada...
Gdy już upadł, był już przy nim Darkseid który pochwycił go za kark i uniósł w górę. Zaczął go dusić.
- Do zobaczenia.. w piekle.. Harkon - uśmiechnął się.
Po chwili rozległ się kolejny okrzyk elfa. Skręcił w gniewie kark Baldura i puścił go. Martwy Hrabia upadł na ziemię, pod nogi elfa.
Harkon był wściekły. Został oszukany, a co najgorsze został uwięziony w czasie.
- W rzeczy samej - odparł Ignathir wyraźnie nad czymś myśląc
Po chwili milczenia spojrzał na Isabelle
- Póki co musimy stąd odejść... Wulkan nadal jest w fazie erupcji. Nim wszystko wróci do normy minie kilka dni. - rzekł arcymag - A ty powinnaś teraz skupic się na tym aby stac się silniejsza zarówno mentalnie jak i fizycznie.. Twoja wiedza magiczna musi zostać poszerzona.... musisz też stworzyć swoją własna armię jeśli chcesz mieć szanse w walce z Harkonem..
Po tych słowach otworzył portal uderzając kosturem o ziemię.
- Wiem... - odparła Isabella uśmiechając się. - Całe życie ulepszam swoją magię... odkąd pamiętam byłam lepsza od siostry i matki, w dzieciństwie także od Harkona... - dodała.
Na słowa Ignathira o armii Isabella pomyślała o pewnej osobie, z którą na ten temat rozmawiała...
- Ignathirze... - spojrzała na niego. - Harkon krzyczał... że jestem twoim horkruksem... cóż to miało znaczyć? - spytała mimo tego, że niezbyt chciała poruszać ten temat... mimo wszystko chciała poznać odpowiedzi na wszystkie pytania, a pozostało już chyba tylko to...
Ignathir zatrzymał sie na słowa Isabelli.
- Na pewno chcesz to wiedzieć? - zapytał
Isabella zamyśliła się przez chwilę... zastanawiała się.
- Sama nie wiem... - odparła.
- Nie musisz odpowiadać teraz... - zerknęła na portal.
- Jeśli nie jesteś pewna czy chcesz poznać odpowiedź, to nie widzę sensu odpowiadać. - odparł Ignathir
Arcymag zrobił krok do przodu.
- Choć Isabello, przed nami wiele pracy... - rzekł i przeszedł przez portal jako pierwszy.
Harkon zostawił ciało Baldura. Nie obchodziło go to, że gdy ktoś go odnajdzie może doprowadzić do załamania linii czasu. Elf szedł przed siebie. Wyczuł gdzie może znajdować się Ynareph z dzieciakami. Nie był pewny, ale nic innego mu nie pozostało. Z każdym kilometrem jednak był coraz pewniejszy, że kierunek który obrał jest właściwy. Ślad był coraz mocniejszy...
Ynareph tymczasem razem z Atrooxem i Pandorą ukrywali się w starej chacie, kilka kilometrów od Hogwartu. Kobieta gotowała właśnie obiad dla swoich dzieci. Od ostatnich wydarzeń z udziałem Harkona minęło już trochę czasu, kobieta zdążyła oswoić się z nowym życiem. To dzięki Tempusowi ona i jej dzieci żyją. Bez niego już dawno Harkon by ich zabił. Kobieta była wdzięczna czarodziejowi za pomoc..
Isabella ruszyła tuż za Ignathirem i również wstąpiła do portalu.
Kapelusznik tymczasem wyzdrowiał już po ostatnich wydarzeniach... wszelkie rany zostały zaleczone. Rozkoszował się właśnie filiżanką herbaty własnej produkcji w salonie, podczas gdy reszta osób przebywających w tym samym budynku wewnątrz rozmawiała...
- Ależ się porobiło... niesłychane... - powiedział sam do siebie, zerkając w dal, a następnie z lewego rękawa wysunęła mu się karta damy pik... przyjrzał się karcie przez moment, a po chwili schował do kieszeni w marynarce.
Ignathir i Isabella przy pomocy portalu przenieśli sie na Abregado prosto do Dohl de Lokke. Znaleźli sie na chodniku przy jeden z głównych ulic. Wokół było pełno ludzi oraz nieumarłych.
Większość nieumarłych widząc nagłe przybycie Ignathira kłaniała mu się lub salutowała. Arcymag w końcu był jednym z generałów całej armii za czasów wojny z Cecilią.
Tymczasem w starej chacie..
Ynareph kończyła przygotowywać obiad. Wyłożyła na stół talerze dla siebie i swoich dzieci, a następnie zaczęła nalewać do nich zupę z gara. Zerkała co chwilę na bliźniaki, które bawiły się w salonie...
- Jestem od ciebie lepsza! - mówiła Pandora
Dziewczynka wyciągnęła ręce przed Atrooxa, jej lewa ręka zmieniła się na niebieski kolor i w ułamek sekundy jej brat zamarł w bezruchu. Dziewczynka zaczęła się śmiać.
- Pandora! Mówiłam żebyś nie używała tej mocy! - uspokoiła ją Ynareph
Ręka dziewczynki od razu zmieniła kolor na normalny, Atroox odzyskał możliwość ruszania się. Złożył ręce i popatrzył gniewnie na siostrę nic nie mówiąc, był lekko obrażony.
- Przepraszam mamo... - powiedziała z pokorą dziewczynka
Ynareph pokiwała głową z niezadowolenia. Po chwili posiłek był już przygotowany, a kobieta odniosła gar do kuchni. Zaczęła myć brudne naczynia, których użyła do przygotowania zupy. Zawsze wtedy spoglądała przez okno, które było centralnie przed zlewem. Kobieta lubiła podziwiać swój mały, lecz pięknie ozdobiony ogród. Na wyspie, gdzie mieszkała z Malacathem również miała ogród, lecz nieco większy. Ynareph często rozmyślała o Lordzie, najczęściej wtedy gdy wpatrywała się w kwiaty. Tak było i teraz. Kobieta popatrzyła na piękną róże, która stała w doniczce na parapecie. Coś jednak było nie tak... Róża zaczęła stopniowo więdnąć. Ynareph przestała myć nauczynia i zaczęła przypatrywać się kwiatu. Róża po kilku następnych sekundach zwiędła całkiem, zaczęła robić się czarna.
Nagle Ynareph usłyszała mrożący krew w żyłach oddech. Charakterystyczny oddech respiratora...