MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World IV - The Cold Era
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Do chaty wszedł spokojnym korkiem Darkseid. Schylił się lekko, by nie uderzyć głową o sufit i przeszedł przez próg, prostując się i zaciskając prawą pięść od razu gdy zobaczył Tempusów. Z dłoni uleciał mały, czarny dym.
- Tempus pomieszał w czasie no prosze... - rzekł mrocznym głosem patrząc na niego przenikliwe swoimi czerwonymi oczami
- Gdzie ukryłeś dzieciaki... - dodał
- Gdzie? To nie miejsce ma znaczenie - odparł Młodszy Tempus
Darkseid popatrzył chwile na Tempusów swoimi czerwonymi oczami.
- Będziesz ich bronił, prawda...? - rzekł nagle mrocznym głosem
- Nic ci to nie da... Prędzej czy później dostanę się do ich czasów... - dodał
Elf wyciągnął powoli siekierę zza pleców. Emanowała z ostrza czarnym, małym dymem. Energia oręża była ogromna...
- Oszczędź wylewu krwi czarodzieju... Dobrze wiesz że nie na tym mi zależy... - dodał zaciskając dłoń na rękojeści siekiery
Alyssia widząc co sie dzieje postanowiła zabrać stąd Helene, Agreggora i Kapelusznika. W koncu byli ranni i nieprzytomni. Szybko użyła zaklęcia i wraz z całą trójką zniknęła z dawnego domu Saula.
Cała czwórka pojawiła sie na Kartis w domu Alyssi. Szybko położyła rannych i nieprzytomnych magów na łóżko. Sam zas usiadła na podłodze i zaczęła medytować. Sama medytacja nie była jednak bezcelowa. Będąc w tym stanie Alyssia była w stanie skutecznie leczyć rannych... osiągnęła tą zdolność dzięki naukom swojej przybranej matki.. Zerriany. Sama również była lekko rana dlatego tez esencja leczniczej energii działała również na nią.
Ludność z Markard po ataku czarodziejów nie do końca wiedziała co sie dzieje. Nagle główni dowódcy stojący na czele dawnej Carridi zniknęli. Sami kultysci też byli zgubieni. Komunikacja przestała działać a krótkofalówki nie odbierały żadnego zasięgu. Bez dowództwa Amona czy Maraala byli kompletnie bezradni. Ostatecznie jednak podjęli decyzji o wycofaniu sie z miasta i udaniu sie do Valhirm... ostatniej fortecy Carridi.
Miasto to było bardzo dobrze bronione a na jego czele stał nadal funkcjonujący wódz dawnej Carridi - Hayden Sarro. W mieście miał swoją prywatną rezydencje z tarasem na którym bardzo lubił przesiadywać. Tak było również i teraz.
Jego relacje z Amonem ostatnimi dniami stały się skomplikowane. Hayden nie przybył bowiem do Markard wraz ze swoimi siłami w celu pomocy Amonowi. Nie wykonywał też jego rozkazów pomimo że do tego czasu bardzo popierał jego poglądy i finansował jego projekty. Ta relacja zmieniła się zaraz po kompletnej dezintegracji stolicy oraz rozsypaniu sie kontynentu na drobne wyspy. Hayden stracił bowiem mnóstwo pieniędzy oraz prawie cały swój dobytek. Wszystkie jego firmy zostały zniszczone. Postanowił wiec odsunąć sie w cień nie chcąc tracić już niczego więcej.
Podobnie jak większość ludzi słyszał on również o tym co wydarzyło sie w Markard. Słyszał o porażce Amona oraz starty w jego ludziach. Nie był z tego powodu zadowolony jednak spodziewał się, że do takiej sytuacji moze dojść..

Ignathir szedł dalej przez burze piaskową aż w końcu zatrzymał sie przed wejściem do jaskini. Popatrzył na Isabelle i wszedł do srodka. We wnętrzu panował spokój. Wiatr i pył nie docierały bowiem do wnętrza.
Isabella krocząc za Ignathirem mocno odczuwała wiatr i pył... jej czarne ubrania także powiewały na tym mocnym wietrze, tak jak szaty Ignathira... Kobieta idąc za arcymagiem rozglądała się na wszystkie strony... była mocno zdziwiona. Szła wraz z Zeratu, po chwili Ignathir wszedł do jaskini, dwójka weszła więc za nim.
Isabella nadal była mocno zdziwiona... rozejrzała się ponownie.
- Co to za miejsce, Ignathirze? - spytała w końcu.
- To mój świat... Miejsce do którego żadna istota nie moze wejść i wyjść bez mojej zgody.. - odparł Ignathir
Kiwnął palcem a na ścianach jaskini od razu zapaliły sie pochodnie oraz ognisko na środku jaskini.
Isabella pokiwała głową z zaciekawieniem... przejechała dłonią po skale jaskini, po chwili popatrzyła na pochodnie a następnie przeniosła już wzrok na ognisko i samego Ignathira... zapatrzyła się przez chwilę na płomienie ogniska a przez głowę przeszła jej myśl, że być może jest tu uwięziona, nie wiedziała wszak co zamierza Ignathir.
Ignathir zatrzymał sie przy ognisku. Spojrzał swoim trupim wzrokiem prosto w ogień. Jego kostur zabłysnął lekko.
- Podejdź blizej dziecko.. - rzekł głebokim głosem nie spuszczając swojego wzroku z ogniska
Isabella od razu podeszła znacznie bliżej Ignathira i ogniska...
Przekierowanie