MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World IV - The Cold Era
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Cynthia zdołała uciec przed kultystami, Wiedziała jednak ze to nie koniec i w końcu ją odnajdą. Nie zamierzała sie też teleportowac. Chciała wykonać zadanie powierzone jej przez Ignathira, nawet jeśli ten nie daje jej żadnego sygnału ani podpowiedzi. Jej zadanie nie było jednak proste. Ignathir zlecił jej bowiem przejęcie i dostarczenie mu pierscienia Amona z nieznanych dla niej przyczyn. Przypuszczała że zamierza on go wykorzystać w jakimś celu. Teraz jednak było to wrecz niemożliwe.
Ilosc wojska była zbyt duża a Amona nigdzie nie było. Musiała wymyśleć spryty plan.
Przemykała miedzy uliczkami nasłuchując potencjalnych kroków. Wszędzie panowała jednak cisza. Z głownej ulicy dochodziły tylko odgłosy przejeżdzających samochodów. Dodatkowo ta mgła która osiadła nad miastem..
Cynthia szła powoli i ostrożnie. Nagle jednak usłyszała jakiś ogłos. Jakby szelest. Zastygła w miejscu rozglądając się. Nagle ni stąd ni zowąd prosto z góry wyskoczył kultysta.
Cynthia zrobiła szybko przewrót w przód i stanęła naprzeciw wojownika
- Jestes w pułapce.. nie opuścisz tego miejsca.. - powiedział kultysta robiac salto i rzucajac w jej stronę linką
Cynthia szybko zrobiła unik
- Daruj sobie.. - odparła i cisneła w jego stronę fioletową magiczną kulą.
Kultysta jednak blyskawicznie odskoczył. Po chwili rzucił sie ponownie na Cynthie tym razem próbujac ją sparaliżowac techniką blokady nerwowej.
Kobieta zablokowała jednak jego cios magiczną tarczą.
- Nie waż się... - krzyknęła gniewnie
Kultysta spróbował ponownie przeskakujac nad jej głową by zatakowac jej plecy jednak czarodziejka była na to gotowa i gdy tylko jego stopy dotknęły ziemi cisnęła w jego stronę kulą ognia. Kultysta oberwał zaklęciem na klatę. Uderzenie było na tyle mocne że odleciał na kilka metrów i padł na glebę.
Cynthia spojrzał na leżacego kultyste i odetchneła z ulga. Niestety za wcześnie. Uslyszała za sobą męski głos.
- Imponujące... ale.. nie efektowne
Cynthia spojrzała za siebie. Od razu dostrzegła mężczyznę w upiornej masce który stał oparty o słup spoglądając na nią swym mrocznym wzrokiem.
- To ty!.. Ty jesteś Amon! - powiedziała Cynthia.
W odpowiedzi usłyszała jednak jedynie mroczny śmiech.
Ręce kobiety zaświeciły fioletowym płomieniem. Była gotowa do walki.
Amon stopniowo zaczął podchodzić coraz bliżej.
- To od ciebie zalezy czarodziejko.. załatwimy to po dobroci.. albo po złości... - powiedział mrocznym tonem cały czas idąc w jej strone.
Harkon poczuł jak jego skupienie zaczyna przynosić efekt. Zaczął czuć połączenie pomiędzy nim a jego przyszywaną siostrą. Połączenie rosło, w pewnym momencie oboje poczuli swoją obecność na ułamek sekundy.
- Isabello... - powiedział mrocznym głosem
Darkseid był wtedy pewny, że połączenie stało się na tyle dobre, że mógłby teraz wymienić z kobietą kilka zdań. Tak się jednak nie stało. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi, bo połączenie gwałtownie urwało się przed tym jak wypowiedział swoje słowa. Być może osłabił swoje skupienie i stąd nagłe urwanie połączenia.
Elf otworzył nagle oczy. Darkseid poczuł szczęście, bo jego przyszywana siostra wciąż żyje. Szybko jednak te uczucie zostało "pożarte" przez jego mroczną, opętaną krzykami i czarną magią duszę. Wstał i po chwili wyszedł z komory by przywdziać swój pancerz. Zaraz po tym teleportował się do swojej bazy.
Cynthia nie zamierzała pozwolić Amonowi na nagły atak. Gdy tylko zaczął sie zbliżać cisnęła w niego kulami fioletowego ognia. Mezczyzna w masce jednak bez problemu ich uniknął. Kobieta cofnęła sie nieco. Uniosła ręce do góry. Jej dłonie zaczeły swiecić. Dzięki swojej magii stworzyła grad skalnych pocisków i skierowała go w stronę Amona. Atak był bardzo potężny, z hukiem uderzył prosto w miejsce gdzie stał jej przeciwnik. Cały atak wzniósł w powietrze opary kurzu i drobin skalnych. Cynthia zasłoniła sie przed nimi rękami. Zapanowała chwilowa cisza. Podeszła kilka kroków, chciała bowiem sprawdzić co się stało z Amononem. Gdy jednak zrobiła kolejny krok, Amon wyskoczył z dymu i potęznym ciosem uderzył Cynthie prosto w brzuch. Cios był tak mocny że ją odrzuciło kilka metrów. Kobieta zwijała sie z bólu jednak ostatkami sił wstała.
Amon ponownie zaczął sie zbliżac. Cynthia spojrzała na niego.
Nagle męzczyzna w masce przyspieszył i ponownie jak kultysta zamierzał użyc blokady nerwowej aby ja sparaliżować. Cynthia błyskawicznie odpowiadała magiczną tarczą. Amon jednak nie ustepował i atakował coraz szybciej i mocniej raz to z boku, raz za jej plecami a nawet i z góry.
W końcu Cynthia jednak popełniła błąd. Amon zaatakował ponownie , jednak tym razem zrobił wślizg podcinając Cynthi nogi. Zaskoczona Cynthia przewróciła sie na ziemię.
Amon stał nad nią i patrzył jak ta lezy. Gdy chciała zaatakować jeszcze raz, Amon złapał jej rękę i mocno przycisnął. Cynthia jęknęła z bólu.
Mezczyzna w masce po chwili złapał Cynthie za gardło i podniósł ją do góry przy pomocy jednej ręki.
- To koniec.. - powiedział mrocznym tonem
Cynthia jęknęła gniewnie
- Nie... jeszcze nie - wystękała i kopnęła Amona prosto w brzuch, dzięki czemu zdołała sie uwolnić.
Mgła powoli zaczęła opadać. Amon ponownie rzucił sie na Cynthie, tym razem jednak spojrzał prosto na jej twarz. Od razu przed oczami Amona blysnał mu widok jego zony. Amon byl na tyle zdziwiony i zaskoczony że opuścił gardę co wykorzystała Cynthia. Skupiła całą swoją siłe i cisneła w Amona poteznym zaklęciem. Amon nie zdążył zareagować. Dostał potęznym zaklęciem którego mocno go odrzuciło.. na tyle mocno ze przebił ścianę pobliskiego budynku. a gruzy spadły prosto na niego.
Cynthia odetchnęła widząc stertę gruzów i unoszącego sie z niej pyłu.. Była bardzo zmęczona walką. Niespodziewanie jednak tuż obok niej pojawił sie jakiś czarny dym. Zaczął ja okrążać dookoła.
- Co... co sie dzieje? - powiedziała lekko przestraszona.
Po chwili dym objął całą jej sylwetkę i Cynthia zniknęła.
Chwile potem pojawiła się na jakimś kompletnym pustkowiu. Dym znikł a ona sama upadła na wyjałowioną ziemię. Czuła ze traci dech. Nie mogła wręcz oddychać.
Zaczeła sie dusić i tracić przytomność. Jednakże nie była w tym miejscu sama. Tuż obok stał Ignathir który bez ruchu i emocji patrzył na nia swym martwym wzrokiem.
Po chwili jednak rzucił zaklęciem ze swojego berła prosto w Cynthie.
- Arria erdemru... - powiedział.
Cynthia w tym momencie ponownie mogła oddychać. Ignathir slyszał jak ta dyszy biorąc głebokie oddechy.
- Co.. co sie stało... Gdzie jestem... Ignathir? - wystękała
- Twoja misja dobiegła końca... - rzekł
- Ale... przeciez nie zdobyłam pierscienia.. - odparła
Ignathir zasmiał się
- Obejdzie sie bez niego.. Liczy sie to że wiadomość została dostarczona..
- Gdzie jesteśmy? Co to za miejsce... Czemu slonce jest czerwone.. czemu nie mogłam oddychać..
Ignathir odwrócił sie od Cynthi i zrobił kilka kroków do przodu.
- Ponieważ moja droga znajdujemy sie lata świetlne od magicznego globu.. Atmosfera tutaj jest inna.. ale zdołasz sie przyzwyczaić..
Cynthia nie wiedziała co powiedzieć. Zaniemówiła. Popatrzyła w niebo na którym widniały dwa księżyce.
Darkseid znalazł się w bazie, gdzie czekał na niego już Spenser.
- Panie... Sporządziłem raport z Kartis - oznajmił.
Elf wraz z mężczyzną szli szerokimi korytarzami podziemnej bazy.
- Zostaw go w archiwum... - odrzekł mrocznym głosem
- Przygotuj łódź do ataku na oczyszczalnie... - dodał po chwili
Spenser kiwnął głową i ruszył wykonać powierzone zadania.
Tymczasem, auto Isabelli zostało odstawione do jej rezydencji przez jednego z kierowców, tak jak poleciła.
Szalony Kapelusznik natomiast od dłuższej chwili był w rezydencji i wszelkimi sztuczkami zgłębiał swą wiedzę o mrocznej przeszłości zamaskowanych nierozłącznych Bliźniaków... Czuł bijący od nich mrok i potęgę, jednak nie wiedział skąd się bierze... gdzie jest jej parszywe źródło... i skąd się wzięło.
- Wiem kim byli Wasi rodzice... znam ich przeszłość i całe życie... jednak najtrudniejsze jest dostrzec to, co stało się po masakrze w waszym domu... - mówił, spoglądając na Josepha i Thomasa.
- Sierociniec w którym mieszkaliście nie miał prawa bytu... co to było za nędzne miejsce. - powiedział
Stanął podparty, wpatrując się w milczących Bliźniaków.
Po kilku dłuższych sekundach pstryknął palcami.
- Chcecie wyjść na zewnątrz? W takim razie się przjedziemy. - Powiedział, uśmiechając się parszywie.
Bliźniacy spojrzeli na siebie trzymając dwie połówki rozdartego pluszowego misia, a po chwili zaklaskali w ręce i pokiwali stanowczo głowami.
Po kilku minutach łódź podwodna była już spuszczona do wody i przygotowana do odpłynięcia.
Darkseid stanął na przeciwko łodzi wraz z Spenserem oraz Dengarem.
- Ładunki naładowane? - spytał Spenser
- Tak, są gotowe - odparł Dengar.
Harkon pokiwał lekko głową zadowolony. Wszystko było gotowe do wyprawy...
Po kilku kolejnych minutach trójka mężczyzn oraz kilkoro żołnierzy do obsługi łodzi weszło do jej środka. Łódź odpłynęła...
Tymczasem Maraal zgodnie z poleceniem Amona zaprzestał poszukiwań. Magowie niestety zbiegli co były nieakceptowalne. Dowódca kultystów postanowił skontaktować się z Amonem aby dowiedziec sie czy jego plan zakończył sie sukcesem. Niestety jednak nie otrzymał odpowiedzi
- Cholera.. - powiedział zdenerwowany Maraal próbując nawiązać połączenie przez krótkofalówkę.
Sytuacja zainteresował sie równiez Hayden który o całym incydencie dowiedział sie chwile temu. Na ulicy spotkał Maraala.
- Komandorze...
Maraal spojrzał przed siebie, obecność Haydena lekko go zdziwiła
- Slyszalem co sie stało.. Nie wątpie że musimy wprowadzić stan wyjątkowy.. Ci bandyci musza zostać wyłapani.. - rzekł Hayden
- Nie wielu ich zostało.. ale nadal próbują walczyć.. - odparł Maraal odkładając krótkofalówkę.
Hayden pokiwał głową patrzac na oddział pobliskich kultystów.
- Moje projekty są gotowe... Systemy obronne państwa równiez na wypadek zbiorowego ataku.. Nikt nie przekroczy granicy bez naszej wiedzy...
- Doskonale... Tacy inżynierowie jak ty to ze świeca szukać.. - odparł Maraal
- A co z Amonem? - zapytał Hayden
- Nie odbiera.. - odpowiedział Maraal

Kobieta która trafiła do szpitala po katastrofie okrętu na zamarznietym oceanie zdołała już wyjść z ośrodka medycznego. Jej stan zeszłej nocy był juz na tyle dobry że mogła go opuścić nad ranem. Była ona niezwykle wdzięczna Amonowi za to ze ja uratował. Nie miała pojęcia czy w ogóle uda jej sie kiedykolwiek spłacić ten dług. Kobieta była młoda . Miała bowiem koło trzydziestki. Mieszkała ona samotnie z matką na obrzeżach miasta i zajmowała sie głownie pracą w biurze. Nie należała do bogatych ludzie ale równiez nie gryzła biedy. Ta wyprawa okrętem miała być rekreacyjnym odejściem od codzienności. Niestety każdy wie jak sie ona skończyła...w szczegolnosci dla niej. Aktualnie była ona w drodze do pracy. Niewielka mgła która powoli opadała ograniczała lekko widoczność na drodze. Przechodząc obok pewnej uliczki dostrzegła coś nietypowego. Tumany pyłu i kurzu oraz widoczne zniszczenia budynków zaniepokoiły kobietę. Czy tu miała miejsce jakaś walka? Na asfalcie rozsypane były kupki szarego prochu alchemicznego, a jedna z ścian kamienic była kompletnie zniszczona. Wszędzie leżały gruzy.
- Co tu sie stało? - powiedziała sam do siebie przerażona.
Po chwili dostrzegła jednego z kultystów leżącego na ziemi. Podbiegła do niego sprawdzając puls. Na szczescie zył ale był nieprzytomny. Swój wzrok szybko skierowała też na stertę gruzów. Dobiegał z nich bowiem pewien odgłos. Wstała i podeszła troche blizej. Nagle zauwazyła ze z gruzów ktoś wychodzi. Kobiete zaskoczyła siła tej osoby. Sama bowiem zdołała sie uwolnić z kupy cegieł i pustaków.
- Nic panu nie jest? - zapytała kobieta podbiegając do meżczyzny.
Jak duze było jej zdziwienie gdy ta osobą okazał sie Amon. Jego szaty były całe zakurzone. A jego maska lekko pęknięta ale nadal trzymała sie na swoim miejscu.
- Amon? - krzyknęła zaskoczona
Amon zrobił parę kroków kulejąc i oparł sie ręką o ścianę.
- Nic mi nie jest.... - powiedział w końcu Amon nieco zrezygnowanym tonem
- Co tu sie stało.? - dopytywała kobieta - Przeciez to wyglada jakby tu przeszło tornado!
Amon nic nie odpowiedział. Próbował sobie uświadomic co przed chwila zaszło.
- To nie mozliwe... - powiedział do siebie w myślach.. - Musiało mi sie wydawać...
Łódź podwodna zmierzała na północny zachód od bazy. Na mostku stał Darkseid z założonymi rękoma. Obok niego Spenser.
- Nie spodziewają się takiego ataku... - rzekł nagle mrocznym głosem
- Nastanie chaos dla tych szczurów... - dodał
Scavengers wraz ze swoim panem dumnie stali na mostku.
- Tak... Pont Vanis upadnie w oczach Magic World - przytaknął Spenser.
Łódź sunęła z pełną prędkością...
Jonathan dzięki pomocy czarodzieja dowiedział się gdzie zamieszkuje Isabella. Była to bardzo cenna informacja ponieważ teraz mógł się deportować pod jej bramę w sekundę.
Dzięki ustawionemu specjalnemu nadajnikowi w zakazanym lesie Jonathan dowiedział się, że niedługo po jego wiadomości pewna istota magiczna deportowała się do niego. Po kilku sekundach po czarodzieju został już tylko wiatr po teleportacji. Chłopak znalazł się w zakazanym lesie, na przeciwko Isabelli.
- Wnuczko Cecilii Carraboth i Neclara Bal. Nareszcie się spotykamy. - powiedział pewnym głosem.
Łódź podwodna była już blisko Pont Vanis.
- Wyspa w zasięgu torped, panie - powiedział Dengar siedząc przy jakimś urządzeniu.
- Odpalać... - odrzekł mrocznym głosem
Po chwili Scavengers nacisnął guzik. Dwie torpedy wyleciały z łodzi podwodnej. Po kilku sekundach obie uderzyły pod wyspą. Wywołując delikatny, niewyczuwalny jednak dla każdego wstrząs. Wybuch wywołał gigantyczną fale energii, zdolną wyłączyć prąd na całej wyspie. Tak się też stało... Wyspa na kilka godzin była odcięta od elektryczności.
- Problem radarów rozwiązany - rzekł Dengar widząc że torpedy trafiły.
Darkseid uśmiechnął się pod respiratorem, wiedząc że wszystko idzie po jego myśli. Informacja o braku prądu nie prędko dotrze do Magic World...
Przekierowanie