Amon cofnął się gdy Hunter patrzył na Jonathana.
- Interesujące... - rzekł sam do siebie
Po chwili Amon pstryknął palcami i praktycznie od razu w jego poblizu pojawili sie kultysci. Ich celem było odwrocenie uwagi. Amon wykorzystał ten moment i rzucił bombe dymną ze swojego pasa ulatniając się nim ktokolwiek dostrzegł że zniknął.
Hunter zamachnął się swoim ostrzem, wybił kultystów stojących przed nim. Jonathan wstał, zamachnął się z pięści w stronę Huntera, ten jednak złapał jego rękę i zaczął ją zgniatać. Kości pękały jak popcorn. Jonathan krzyczał.
- Będę je zgniatał aż nie będą sypkie jak piasek - patrzył się Hunter w przerażone oczy Jonathana
- Myślałeś że zrobię za Ciebie brudną robotę? Że zabiję tego parszywego czarodzieja tak bez powodu? - mówił Elf
Cain puścił chłopaka. Ten padł na podłogę.
- To moment, w którym będziesz oddalał się do wymiaru przejścia. Do świata, w którym jest twój ojciec, który zginął tak samo parszywie jak ty! - mówił Hunter
Jonathan wziął resztkami sił swoją różdżkę, wstał.
- Zadziwiające - powiedział Hunter
Jonathan miał zmiażdżoną rękę i złamane żebra. Nadal walczył. Hunter zamachnął się i przeszył klatkę piersiową Jonathan swoim mieczem na wylot. Chłopak patrzył się z powagą na to co się właśnie stało.
- Nie!!!! - krzyknęła Isabella
- W końcu. Tyle lat czekałem. - odparł Cain
Hunter wyciągnął ostrze, chłopak upadł na ziemię tworząc kałużę krwi obok siebie. Elf widząc to deportował się, spełnił swój pierwszy cel.
Jonathan zaczął kaszleć krwią.
Isabella dokładnie obejrzała całą sytuację, stojąc na uboczu... walkę Amona i Jonathana, przybycie Huntera... ucieczkę Amona...
W tym momencie Isabella szybko doskoczyła do leżącego Jonathana... natychmiast dobyła swojej Różdżki i kucnęła przy konającym.
- Nie... Jonathanie... nie umieraj, nie możesz teraz zginąć... - powiedziała, po chwili wypowiedziała jedno z zaklęć leczniczych... znała ich bardzo sporo, niektóre bardzo potężne... nie każdy takowe znał.
- Nie poddawaj się... - próbowała mu pomóc.
Tymczasem Amon wszedł właśnie do kanałów. Był wściekły ze nie udało mu się odebrać magii Jonathanowi. Z drugiej jednak strony pojawienie sie tego elfa bardzo go zaskoczyło. Wyczuł bowiem bardzo dobrze jego aure.. była znacznie silniejsza od niego. Sam mysl o tym ze moze być ktos silniejszy od niego przepełniała go niepokojem. Do tej pory miał styczność tylko z Malacathem i Harkonem jednak nie obawiał sie ich ze wzgledu na to ze latami studiował ich działania i zachowanie. Istota która sie pojawiła.. widział ją po raz pierwszy... Miał jednak zupełną pewność ze nie pochodziła z tego świata.
Jonathan zemdlał, jeszcze nie umarł. Nagle znalazł się w jakimś białym świetlistym miejscu...
- Umarłem? - spytał
- Skądże chłopcze. - odparł znajomy głos
- Arcan? - ucieszył się Jonathan
- Witaj. Kopę lat. - powiedział
- Czy teraz Ty pilnujesz tego miejsca?
- Tak. Wiele się zmieniło przez tyle lat. Wojna wymiarów, wojna elfów z magami, wojna mugoli z czarodziejami... co za czasy - odparł Arcan
- Tempus mi mówił, że Hunter zabił tutaj Pariaha - spytał chłopak
- Tak. Ale to miejsce jest teraz bardziej odporne na wymiar nicości. Nikt nie ma tu wstępu. Nawet istoty z tego wymiaru nie władają tym miejscem, tylko ja. - powiedział
- Co tutaj robię? - błądził młody czarodziej.
Gdy Jonathan zemdlał, Isabella deportowała siebie wraz z nim do swojej rezydencji... pojawiła się na środku, natychmiast podbiegło do niej dwóch ochroniarzy...
- Połóżcie go na kanapie. - powiedziała, Ci położyli go na kanapie.
Isabella szybko wezwała do siebie jednego z najlepszych lekarzy, ten zaczął zajmować się ranami Jonathana...
Na miejsce przybył także Kapelusznik, który zaczął podawać Jonathanowi elixiry.
Amon idąc przez kanały w pewnym momencie usiadł na ziemi. Oparł się o ceglana ścianę i po chwili ściągnął swoją maskę. Westchnął głeboko.
Po kilku minutach ciszy wyciagnął krótkofalówkę z kieszeni.
- Tutaj Amon.. meldować status...
- Dziesięciu nie żyje.. - odparł kultysta który stał po drugiej stronie ulicy - Elf zniknął.. Pani minister jest z krwawiącym magiem.. Znikneła..
- Zrozumiałem... - odparł cicho Amon. - Bez odbioru..
Po tym słowach odłożył krótkofalówkę siedząc dalej w milczeniu i myśląc.
- Musisz zrozumieć Jonathanie, że sam niczego nie zdziałasz. Widziałem co chciałeś zrobić. Amon to potężna osoba. Nie zdołasz go pokonać w pojedynkę - odparł Arcan
- Zmień swoje nastawienie, nie bądź jak twój ojciec, który zawsze chciał naprawiać świat i rozprawiać się ze wszystkimi samemu - dodał, Jonathan słuchał
- Odnajdź swoich przyjaciół, znajdź ich, zjednoczcie się, wtedy będziecie niepokonani. - powiedział Arcan
- Co mam teraz zrobić? - spytał Jonathan
- Co Ci to przypomina? To miejsce?
- Starą, opuszczoną szkołę. - odpowiedział mu chłopak
- Żeby wyjść ze szkoły musisz skierować się którymiś drzwiami. Wybierz które.. - odparł Arcan
Jonathan podszedł do drzwi które prowadziły do świata żywych. Odwrócił się do starego czarodzieja.
- Czy to wszystko, dzieje się w mojej głowie, czy naprawdę? - spytał
- Oczywiście, że w twojej głowie.
- Ale czy to oznacza że nie naprawdę? - mówiąc to Arcan uśmiechnął się do młodego czarodzieja, ten zniknął w błysku światła.
Lekarz doglądał ran Jonathana... eliksiry również zaczęły działać. Rzucono także zaklęcia lecznicze na rany chłopaka.
Jonathan był nieprzytomny. Lekarze oceniali jego stan na krytyczny. W takim stanie może przebywać nawet kilka tygodni. Jego magia jest słaba, już w trakcie potyczki z Hunterem miał mało siły, starcie z Amonem kosztowało go wiele energii.
Agreggor wściekł się na Huntera, jednak był za słaby by się z nim pojedynkować. Słyszał co zrobił z Jonathanem. Chciał jak najszybciej uciec ze świata pomiędzy wymiarami.