MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World IV - The Cold Era
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Harkon po kilku kolejnych minutach marszu ujrzał za sprawą swoich soczewek pewną postać, która miała inną temperaturę niż pozostali ludzie. Na pierwszy rzut oka był to siedzący na schodach czyjegoś mieszkania żebrak, przykryty kocami, ubrany w poszarpane ubrania. Harkon jednak wiedział, że jest to zmiennokształtna istota, strażnik portali w świecie mugoli. Było takich istot setki na Ziemii, w różnych miejscach. Każdy miał za zadanie pomóc czarodziejom wrócić do Magic World...
Elf ustał przed starcem i od razu zaczął mrocznym głosem.
- Ty jesteś Gambrol... Potrzebuje wrócić do Magic World...
- Ah... Czarodziej. O tej godzinie? - mówiła istota
- Nie mam czasu na rozmowę... Gdzie portal...?
Strażnik pokręcił głową niezadowolenie, ale wskazał palcem.
- Wy wiecznie nie macie czasu - powiedział. - Portal jest w kontenerze - dodał.
Harkon bez słowa odszedł w stronę kontenera na śmieci, który był ulokowany w ciemnej, bocznej uliczce. Wszedł do kontenera i po chwili zaczął zanikać...
Mieszkańcom mróz nie był straszny, przynajmniej na razie. Kultysci starali sie pomagać ludziom jak tylko mogli dowozili mieszkańcom drewna na opał czy nawet wyręczali starsze osoby i dostarczali im ciepłe ubrania i żywność pod domy.
Tymczasem Hayden Sarro będący włascicielem największej imperialnej marki samochodowej przebywał aktualnie w jednym ze swoich zakładów w którym pracowało około 3000 osób. Siedząc w biurze spoglądał na plany które otrzymał kilka dni wczesniej od Amona. Mezczyzna w masce chcial aby Hayden zwiększył nakłady na wydobycie wegla i przy okazji stworzył maszyny które miałby to ułatwić. Stary wynalazca siedział więc zastanawiajac sie nad nowymi projektami maszyn które musiał stworzyć do końca tygodnia.
Harkon znalazł się na śnieżnym kontynencie - Odległym Lądzie. Panowała silna śnieżyca, przez którą zwykły czarodziej nie miałby szans coś zobaczyć. Soczewki Harkona jednak mu to umożliwiały. Zaczął iść zatapiając czasem nogi częściowo w śniegu. Po dłuższej chwili marszu dotarł do sporych wrót. Nie musiał nawet czekać, a te zaczęły się podnosić. Gdy wszedł do środka, zamknęły się, a tuż po tym zaczęły podnosić się kolejne. Na płaszczu elfa było sporo śniegu, który zaczął topnieć, albo spadać na ziemię. W bunkrze było już ciepło.
Gdy wrota się podniosły, Harkon zaczął iść przed siebie zostawiając jeszcze chwile za sobą śnieg z butów. Szedł dość szerokim korytarzem, który był wyryty w ziemi. Biegł on lekko pod kątem, w dół. Po kilkuset metrach dotarł do dużej windy, przy której stał Dengar. Była tak duża, że bez problemu zmieściłby się czołg.
- Panie... - powitał go i włączył windę
Harkon bez słowa wszedł do windy, zaraz po tym Scavengers. Winda z ogromną szybkością ruszyła w dół...
- Co z reaktorem...? - spytał nagle mrocznym głosem
- Stabilny - odrzekł Dengar.
- Dobrze... Po kolejnej misji zwiększysz jego moc... - odparł
Dengar kiwnął posłusznie głową. Po chwili winda dotarła do celu. Otworzyła się i Harkon wraz z Dengarem od razu kontynuowali marsz. Co chwile mijali dziwnie wyglądających żołnierzy, jakby zamarzniętych, ale mimo to ruszali się bez problemu...
Maraal przechadzał sie po straganach patrząc na to co jest sprzedawane. Wielu ludzi go rozpoznawało więc kiwali mu głowa na powitanie.
- Tanie obuwie! Tania odziez! Zapraszam! - krzyczał jeden z handlarzy
Maraal wolnym krokiem podszedł do stoiska i wziął do reki parę męskich butów. Patrzył również na cene która była dość przestępna.
- Oh! Pan zainteresowany tymi butami! Polecam gorąco , twarda wytrzymała podeszwa.. w środku miękkie jak jedwab...idealne na zimę!
- Zauważyłem.. - odparł Maraal spokojnie - Niech bedzie zapłacę za nie..
Handlarz od razu sie ucieszył
- Zapakować? - zapytał
- Jeśli Pan moze.. - odparł Maraal
Handlarz szybko wyciągnął kartonowe pudełko i włożył do niego parę butów a następnie całość wsadził do reklamówki i podał Maraalowi.
Dowódca kultystów płacąc za buty, wziął reklamówkę i ruszył dalej.
Isabella zmierzała za samolocikiem, aż ten w końcu wleciał przez uchylone drzwi do jednego z pokojów, Isabella weszła zaraz za nim do środka.
W pokoju zastała jedynie meble, nikogo tutaj nie było... zaczęła rozglądać się dookoła aż nagle zauważyła, że biała firanka się poruszyła, natychmiast do niej podeszła. Zaraz po tym usłyszała szmery za sobą, więc się odwróciła... Ujrzała w tym momencie stojących na środku pokoju Thomasa i Josepha.
- A co Wy tu robicie? - Spytała.
Bliźniacy spojrzeli na siebie, trzymając się za ręce (bardzo mało mówią).
Thomas w tym momencie zakrył oczy rękami.
- Bawicie się w chowanego? - Spytała Isabella i zachichotała lekko.
Joseph kiwnął głową i klasnął lekko w ręce.
W tym momencie do pokoju weszła Opiekunka, bardzo dobra... Wyśmienita czarodziejka, wykształcona, z ogromnym doświadczeniem w pracy z dziećmi...
- Mam was! - Krzyknęła i zachichotała, Bliźniacy momentalnie odskoczyli do tyłu.
Isabella podeszła do Opiekunki i szeptem spytała.
- Jak dzisiaj?
- Dobrze... mają dobry humor. Chcą się bawić. - Odparła.
Isabella kiwnęła głową, spoglądając na Bliźniaków...
- Muszę wyjść. - Powiedziała, a następnie ruszyła w stronę drzwi.
W kilka sekund jeden z Bliźniaków pojawił się przed Isabellą, zasłaniając drzwi, a drugi chwycił jej lewą nogę.
- Hej! Co robicie? - Spytała Isabella spokojnym głosem.
- Pobaw się z nami - Powiedział lekkim głosem Joseph.
- Wybaczcie, ale nie mogę... Muszę iść. - Odparła, a następnie leciutko oderwała rękę Thomasa od swojej nogi, a następnie pogładziła Josepha po głowie i otworzyła drzwi.
- Dzisiaj również przyjdzie Kapelusznik... postarajcie się dzisiaj dobrze z nim współpracować. - Powiedziała, a następnie wyszła z pokoju.
Isabella miała bardzo mało czasu... Była bardzo zajęta i nie mogła zbyt wiele czasu poświęcać Bliźniakom uratowanym z ulicy... Miała w sobie ogrom empatii, dlatego im pomogła, jednak robiąc to, miała w głowie już wizję pewnych korzyści z tego płynących dla niej samej... Od pewnego czasu ukrywała ich w swojej rezydencji.
Maraal przez jakis czas obserwował kupców na targowisku, ale ze względu na to ze robiło sie zimnej, postanowił nie stać w miejscu. Idac ulicą zatrzymał dwóch kultystów. Ci widząc dowódca od razu stanęli na baczność.
- Dowódco... - rzekli z szacunkiem
- Jakieś wieści od Amona? - zapytał Maraal
- Nie sir..
Maraal pokiwał głową
- Weźcie tę reklamówkę.. sa tam buty .. kupiłem je na targu.. zabierzcie ją do mojego gabinetu.. Ja idę spotkać się z panią minister..
Kultyści pokiwali głowami i wzięli reklamówkę.
Maraal odchodząc wolnym korkiem ruszył w kierunku rezydencji Isabelli.
Harkon dotarł wraz z Dengarem do pewnego pomieszczenia, w którym siedział na fotelu Spenser. Gdy zobaczył wchodzącego elfa od razu wstał i spojrzał się na niego.
- Panie... Co się stało?
Darkseid podszedł do okrągłego stołu i oparł się o niego.
- To już nieważne... Wyruszamy za godzinę... - odparł niskim głosem
Spenser kiwnął głową. Doskonale wiedział, co teraz planuje jego pan...
- Czuje... Balów... I to nie jest Isabella... - dodał
Po chwili spojrzał na Dengara i wydał mu rozkaz:
- Niech Nocturn przygotuje łodzie podwodne...
- Oczywiście, mój panie - odparł Scavengers i odszedł...
W miedzyczasie głęboko pod powierzchnią ziemi w bazie kultystów w swoim gabinecie przebywał Amon wygodnie siedząc na fotelu, Nie nosił w tej chwili na sobie swojej maski.. nie miał takiej potrzeby w końcu był tu sam. Mroczną maskę położył na swoim dębowym stole i od czasu do czasu patrzył na nią kątem oka. Nie był w dobrym nastroju. Przez 12 lat nieustannie poszukiwał swojej zony licząc na to ze ta żyje.. ze gdzies jest... Wszystko jednak na nic.. 12 długich lat zmarnowanych.. Amon czuł sie bezsilny a jego nadzieje na jej znalezienie się wypaliły. Z każdym rokiem stawał sie coraz starszy... oczywiscie nadal był w pełni sił jednak myśl o tym że nie udało mu się ustabilizować swojego życia bardzo go gnębiła.. Bał się wchodzić w relacje z kimś innym.. Za kazdym bowiem razem gdy był szczęśliwy wszystko kończyło sie tragicznie.. Jego całą rodzina został rozbita.. Pierw ojciec i brat których w ogole nie pamięta.. potem śmierć jego matki a niedługo potem porwanie jego żony.. Czuł gorycz jednak próbował ją zwalczać. Pod swoja maską nie było widać jego emocji , zamierzał więc nadal trzymać je w sobie. Próbował sobie wmawiać że walka o idee jest wazniejsza.. walka o równość... Sam jednak miał teraz drobne wątpliwości.
Amon westchnął głeboko i wstał z fotela podchodząc do okna swojej fabryki. Przez krótki moment stał bezruchu spoglądając na nią z góry. Po chwili jednak usłyszał kroki więc szybko wziął maskę ze stołu i ubrał ją na twarz. Usłyszał pukanie
- Wejść... - rzekł mrocznym tonem
Do gabinetu wszedł Socher i stanął przed Amonem
- Amonie..
- Co cię tu sprowadza? - zapytał Amon
- Pogoda nie rozpieszcza... Zima jest coraz gorsza...
- Nie ciężko zauważyć.. - odparł Amon odwracajac się do Sochera plecami.
- w Unalmire na rynku jest targ.. Maraal ze swoimi ludzmi udali sie tam aby kontrolować sytuacje..
Przez chwile Amon milczał jednak nagle odwrócił się
- A Hayden?
- Nadal ślęczy nad projektami które mu dałeś..
Amon pokiwał głową
- Udaj sie do niego.. być moze potrzebuje odrobiny twojej inspiracji..
- Skoro tak mowisz... A ty? - zapytał Socher - Co ty bedziesz robić?
- Niebawem wychodzę.. Mam pewna sprawę do załatwienia..
Isabella tymczasem wyszła przed swoją rezydencję, natychmiast zauważyła śnieg... ucieszyła się, bo lubiła zimę. Na sobie miała swoje czarne futerko, ubrała również czarne rękawiczki.
Maraal szedł wolnym krokiem ulicami miasta. Ręce schowane miał w kieszeni swojego płaszcza, nie było wiem zbyt ciepło. Idąc myślał o nadciagającym kolejnym spotkaniu parlamentu które miało być zwołane dnia jutrzejszego. Maraal nie musiał w nim uczestniczyć, w końcu był dowódcą sił zbrojnych i prawą ręką Amona jednakże z ciekawości zamierzał sie udać na spotkanie choć raz.. Jego obecność z pewnością wpłynęła by na rozmowy ministrów. Na samą myśl o tym uśmiechnął sie pod nosem.
Po kilku minutach dotarł w poblize rezydencji Isabelli i dostrzegł również samą panią minister która stała przed nią. Przypuszczał że Isabella zamierza sie gdzieś udać. Podszedł więc blizej
- Witam pani minister.. - rzekł Maraal
Przekierowanie