- Wymiar czy Odległość to pojęcie względne... dla kogoś takiego jak ja wymiary czy odległości nie stanowią żadnego ograniczenia. - odparł Ignathir spoglądając kątem oka na komorę hiperbaryczną która wzbudziła lekko jego zainteresowanie, szybko jednak z powrotem zwrócił swój wzrok na Harkona.
- Znalezienie twojej bazy nie było aż takie trudne jak sądziłem... Wygląda jednak na to ze prócz mnie jeszcze nikt nie zna jej dokładnej lokalizacji, więc muszę Ci za to pogratulować.
Tymczasem grupa którą Sisyphus przeteleportował przeszła kawałek przez puszczę... Azazlef wysłany został na początek aby wycinał wszelkie przeszkody, gady i liście na drodze swym orężem.
Isabella natomiast podeszła bliżej Czarnego Rycerza chcąc zamienić z nim kilka słów zanim dojdą na miejsce.
- Jeszcze raz muszę ci podziękować, że zgodziłeś się mi pomóc... - powiedziała księżniczka.
- Zaiste większość tutaj zależeć będzie jedynie od Ciebie, Isabello Carraboth... ja jednak tak jak obiecałem pomogę ci stworzyć horkruksa. - odparł Sisyphus.
- Powiedzmy, że... możesz to potraktować jako niezależny bonusowy test z zaiste arcypotężnymi profitami jeśli ci się uda go przejść Isabello... - dodał poważnym tonem. - Osobiście nie mieszam się w działania Ignathira i ich nie zakłócam gdyż najlepiej wie co czyni, tak samo zresztą na odwrót. Poprosiłaś mnie o pomoc i ją otrzymasz w tej kwestii... jestem także osobiście ciekaw co zaprezentuje mi potomkini samego Lorda Carrabotha i uczennica samego Ignathira. - dopowiedział.
Isabella pokiwała lekko głową, mocno imponował jej spokój i opanowanie czarnego rycerza, także jego ogromna wiedza i doświadczenie... nie wiedziała jednak czego może się tutaj spodziewać i zastać...
- Zrobię co w mojej mocy aby się udało... - powiedziała pewna siebie księżniczka.
- Isabello masz w sobie magię Carrabotha, to powinno Ci znacznie ułatwić stworzenie potężnego horkruksa... tak jak jednak wspominałem, wszystko zależy jedynie od ciebie. - odparł Sisyphus.
Isabella ponownie pokiwała głową i z ogromnym zaciekawieniem spojrzała na rycerza.
- Jaki on był? Znam go jedynie z pradawnych ksiąg, opowieści Babki a także z opowieści o historii krainy... jego czasy są najpotężniejszymi i określane są jako wielkie i wspaniałe, to robi ogromne wrażenie... - powiedziała podekscytowanym głosem Isabella.
Sisyphus pokiwał wolno głową, zerknął w stronę księżniczki.
- Zaiste... był najwybitniejszy. Najperfekcyjniejszy w każdym swym działaniu... zaprawdę był istotą absolutną. - odparł Sisyphus, szybko jednak przerwał to co mówił.
W tym momencie żmije zaczęły wypełzać z praktycznie każdych zarośli panujących dookoła... zaczęły krążyć dookoła Isabelli.
- Cholera! - krzyknął Azazlef dobywając oburącz oręża, chciał wybić wszystkie gady...
Sisyphus bacznie obserwował sytuację, gestem dłoni zatrzymał nieumarłego.
- Zaczekaj... - przemówił zerkając na dziwne zachowanie żmij, te wszak nikogo nie atakowały... krążyły jedynie wokół Isabelli.
- Zaiste ciekawa rzecz... - dopowiedział cicho Sisyphus, obserwując wydarzenia.
Isabella zdziwiła się, nie wiedziała co się dzieje... zachowywała jednak spokój.
Callisto nabrała powietrza w płuca i spojrzała w niebo, które przysłaniały wysokie drzewa.
- Jesteśmy już prawie na miejscu... jeszcze kilka kroków... - powiedziała czarownica, uśmiechnęła się nieco złowieszczo w stronę Isabelli.
Darkseid zmierzył wzrokiem Ignathira i bez słowa odszedł w stronę stołu z narzędziami.
- Czego chcesz... - powiedział nagle stając przy stole i opierając się o niego
- To chyba oczywiste - odparł Ignathir
Arcymag rozejrzał się po pomieszczeniu, dostrzegł że nie ma tu jednak żadnych krzeseł. Machnął więc ręką i błyskawicznie za nim pojawił się fotel na którym usiadł arcymag.
- Chciałbym poznać twój cel, co planujesz i zamierzasz zrobić.. W sumie mógłbym to wyczytaj z twojego umysłu, ale wolałbym usłyszeć to twoimi słowami...
- Skoro już wiesz to nie trać czasu na rozmowę i przejdź do czynów... - powiedział mrocznym głosem i sięgnął po narzędzie
Iganthir zaśmiał się lekko.
- A co byś zrobił jakbym przeteleportował tu Atroxa i Pandore? - zapytał
Darkseid milczał. Zdjął mechanizm na jego ręce i zaczął go naprawiać
Arcymag nie słysząc odpowiedzi na zadane pytanie odparł swoją głowę kościstą ręką.
- Milczenie samo w sobie też jest odpowiedzią...
Przez chwilę arcymag milczał spoglądając na swój kostur.
- Boisz się... Boisz się, że dzieci Malacatha staną się potezniejszego od ciebie a potem zemszczą się na tobie za śmierć ich ojca.. Boisz się, że w nie odległej przyszłości przyjdą po Ciebie i cie zabiją...
Darkseid zacisnął pięść i uderzył gwałtownie w stół, narzędzia na nim aż podskoczyły.
- Nic nie wiesz i nie rozumiesz... - powiedział nie patrząc na niego
- Ich moc jest przekleństwem dla tej krainy... - dodał patrząc już na arcymaga
Za plecami Ignathira jednak ktoś stał... Był to niewyraźny obraz dwójki postaci, wzrostem i posturą przypominały dzieci. Harkon po chwili wpatrywania się znów wzrokiem wrócił na stół z narzędziami, zamykając na dłuższą chwilę oczy. Nie rozumiał co się z nim dzieje. Zastanawiał się nad tym, że po prostu doskwiera mu zmęczenie.
- Skoro wszystko wiesz to po co tutaj jesteś... - dodał otwierając juz oczy
Ignathir z zadowoleniem spoglądał na to jak Harkon powoli zatraca swoje zmysły. Wiedział co się dzieje z Harkonem ale nie zamierzał w to interweniować. Wiedział że dni Harkona są policzone, ale mimo to elf nie zamierza poprzestać i walczyć do końca aby zmienić przeznaczenie... Mimo iż od samego początku ta walka jest juz przegrana. Arcymag wiedział co musi zrobić i zamierzał dokończyć dzieła.
- Mam dla ciebie propozycje... - rzekł po chwili Ignathir mrocznym tonem