Tymczasem w Dalthei panował kompletny spokój. Ynareph właśnie skończyła swoją dzienną służbę i mogła już wrócić do swojego pokoju do Atroxa i Pandory. W wymiarze Ignathira czuła się dużo bezpieczniejsza a jej dzieci mogły bawić się do woli tyle ile tylko chciały.
Ynareph nie wiedziała jednak, że Ignathir zawarł porozumienie z Tempusem i oboje w przyszłości zamierzają trenować dwójkę dzieci na potężnych użytkowników magii...
Ynareph weszła do pokoju. Od razu przywitała ją Pandora, nie dając jej nawet zamknąć za sobą drzwi. Przytuliła się do mamy.
- Hej słońce, tesknilas? - spytała gładząc ją po włosach
- Tak mamo. Strasznie nam sie nudziło... - odpowiedziała
Dziewczynka pobiegła do swojego brata, dając kobiecie zamknąć drzwi. Była dziś zamyślona, cały dzień myślała o tym co będzie dalej. Nie chciała w końcu siedzieć tutaj w nieskończoność. Chciała normalnie żyć ze swoimi dziećmi. Myślała wciąż o Malacathie. Nadal nie wiedziała czemu tego pamiętnego dnia ich zostawił. Kobieta domyślała się że jej mąż już dawno nie żyje. Wciąż jednak miała nadzieję że jeszcze kiedyś się zobaczą...
Kobieta poszła przygotowywać obiad dla swoich dzieci. One zaś zaczęły się razem bawić w salonie.
Nie minęło kilka minut gdy do drzwi komnaty Ynareph rozległo się pukanie...
Ynareph zostawiła wszystko i poszła otworzyć drzwi.
Jak się okazało w progu pojawiły się dwie kobiety - Naberal oraz Lupus. Obie były pokojówkami Ignathira. Obie różniły się jednak od typowej służby zamkowej...
- Wybacz za tą niezapowiedzianą wizytę... - powiedziała Naberal spokojnym tonem
Lupus natomiast przyglądała się Ynareph z zainteresowaniem. Po chwili dostrzegła katem oka w środku mieszkania dwójkę dzieci i pomachała do nich ręką przyjaźnie.
- Mamy Ci do przekazania pewne informacje od lorda Ignathira... - dodała Naberal spoglądając na Ynareph - Czy możemy wejść do środka?
Ynareph znalazła się w sytuacji w której nie mogła odmówić. Zarówno Naberal i Lupus były wyżej postawionymi istotami w zamku.
Ynareph otworzyła szerzej drzwi i zrobiła miejsce.
- Wejdźcie... - powiedziała, dzieci wciąż się bawiły
Naberal weszła pierwsza do środka i spojrzał na dzieci kątem oka. Jej wyraz twarzy jednak sie nie zmienił i był tak samo zimny jak zawsze. Lupus tymczasem podeszła do dzieci.
- Oh, a więc to są te dzieci o których mówił lord Ignathir... - powiedziała przykucając i dotknęła placem policzka Pandory z lekkim usmiechem
Naberal pokierowała w jej stronę srogie spojrzenie. Lupus udawał że tego nie dostrzegła i usiadła na kanapie usadawiając sie wygodnie i załadajac nogę na nogę rozejrzała się po mieszkaniu.
- Wracajac do rzeczy... - powiedziała Naberal skupiając juz swój wzrok na Ynareph - Zgodnie z raportem który otrzymałam od lorda Ignathira, niejaki Harkon nadal próbuje zabic twoje dzieci dlatego też póki co zostaniecie tutaj dłużej, w wymiarze z którego pochodzisz nie jest bezpiecznie... Dodatkowo nasz Pan zawarł porozumienie z istotą prawdopodobnie Ci znaną... Niejaki Tempus. Według naszego Pana oraz Tempusa, twoje dzieci posiadają ogromny magiczny potencjał po swoim ojcu... Dlatego też wymagają w przyszłości treningu... Prawdopodobnie więc oboje będą odpowiedzialni za takowe szkolenie...
- Moje dzieci nie będą trenowane jak jakieś psy... - powiedziała niezadowolona ciszej, by dzieci tego nie słyszały
- Przeczekamy całą sytuację i wrócimy do Magic World - dodała.
Lupus zachichotała lekko słysząc słowa Ynareph
- Twoje zdanie nie ma żadnego znaczenia.. - odparła Lupus mrocznym tonem z lekko sadystycznym uśmiechem, jej oczy błysnęły złotym blaskiem
Naberal tymczasem się odwróciła plecami do Ynareph
- Bedzie tak jak zdecyduje nasz lord... - powiedziała - Radze Ci sie dobrze więc nad tym zastanowić, bo jeśli sie będziesz sprzeciwiać... może Cię odesłac z powrotem a dzieci zostaną tutaj...
Lupus wstała z kanapy i wspólnie z Naberal podeszły do drzwi.
- To wszystko... Miłego dnia.. - dodała spokojnym a zarazem oschłym tonem Naberal i obie pokojówki wyszły i zamknęły za sobą drzwi.
Tymczasem siedząc w swej łodzi podwodnej Fester miał bardzo sprytny plan, nie był to durny plan a w jego przekonaniu mistrzowski i idealny... siedział na razie jednak w swojej łodzi podwodnej, nakładał na ręce czarne rękawice, na sobie miał także czarny garnitur i czarne okulary przeciwsłoneczne.
Fester zacierał ręce i podśmiechiwał się nieco szaleńczo, na stole miał rozłożone tutaj kilka przeróżnych typów noży... zaczął obkładać całą swoją marynarkę nożami i arsenałem broni, także brał mikstury i przeróżne prochy... różdżkę miał także przygotowaną... zamierzał mordować każdego kto stanie mu na drodze i koniecznie porwać Isabellę.
- To będzie bułka z masłem... - powiedział, kręcąc nożem i siedząc w fotelu.
Sisyphus w tym momencie odsunął się kawałek dalej, wysłuchał telepatycznych słów Ignathira.
- z przyjemnością. - odparł mu krótko mrocznym głosem i pokiwał lekko głową, a następnie odwrócił się ponownie w stronę Isabelli chcąc zobaczyć finisz.
- Isabello... już pora byś dokonała tego po co tu przyszłaś... pora na finisz Isabello... - powiedział mrocznym tonem podchodząc ponownie do księżniczki. Isabella wstała już w tym momencie na nogi z ziemi.
Po krótkiej chwili podszedł do pozostałości Magicznego Golema w dziurze i gestem ręki uniósł w powietrze emanujący potężną magią artefakt... błyszczące, lśniące i emanujące magią kamienno-magiczne serce golema... nie uległo jakiemukolwiek zniszczeniu od wybuchu, nie miało na sobie żadnego zadrapania, żadnej ryski... tak jak pozostała część ciała golema całkowicie się zmiażdżyła i eksplodowała, tak ten artefakt wytrzymał wszystko... potęga wprost z niego biła, Sisyphus ukazał im nadal trzymając artefakt w powietrzu, założył w tym momencie ręce z tyłu i spojrzał na Isabellę, serce golema dalej lewitowało w powietrzu.
- Najpierw coś ustalmy Isabello... - powiedział dudniącym spod hełmu głosem.
Isabella zmrużyła oczy i wsłuchała się w jego słowa.
- Pozwól, że zatrzymam twojego horkruksa przy sobie jeśli ci się powiedzie i tutaj nie zginiesz... przy mnie bowiem będzie absolutnie bezpieczny. - powiedział Czarny Rycerz.
Isabella zdziwiła się w tym momencie nieco, chciała mieć horkruksa przy sobie. Zaczęła się jednak zastanawiać chwilę, po krótkiej chwili pokiwała głową.
- Dobrze... - odparła wolno.
Sisyphus pokiwał głową, a następnie zacisnął pięść a magiczny artefakt spadł na ziemię przed jego stopami.