- Oczywiście, bywajcie... - odparła krótko i rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na Lupus, uśmiechnęła się nieco szaleńczo. Po chwili odeszła od dwójki i ruszyła dalej spacerem.
Ignathir przez chwile patrzył jak Callisto odchodzi, gdy ta zniknęła z jego oczu , skupił się juz tylko na swojej pokojówce.
- Lupus...
- Tak mój panie? - zapytała
- Skąd Ci przyszedł do głowy ten pomysł aby zabić Callisto?
Lupus przyłożyła palec do ust i spojrzała w górę na niebo.
- Cóż... jesli mam być szczera lordzie Ignathir, to bardzo nie lubie gdy ktoś próbuje mnie sondować i wyczytywać moją aurę. Czuję sie wtedy niekomfortowo... a dodatkowo nie była zbytnio uprzejma... Wybacz jeśli Cię zdenerwowałam...
Ignathir machnął rekę.
- Nic z tych rzeczy, nie martw się... Rozumiem Cię doskonale, dlatego też nie musisz prosić o wybaczenie w tej sprawie - rzekł arcymag spokojnym tonem - Callisto ma dosyć chłodną osobowość i jest dosyć ciekawska, ale mimo to można jej zaufać.
Lupus pokiwała lekko głową. Przez chwile milczeli obserwując przechodzących obok nieumarłych.
- Lordzie Ignathir, wybacz, że pytam ale nie widziałam tu Isabelli którą trenujesz... - powiedziała nagle Lupus
- Oh, jesteś zainteresowana aby ją poznać?
- Cóż.. w końcu będę z nią w przyszłości spędzać wiele czasu.. więc w sumie tak
- Rozumiem... jednakże tymczasowo to nie możliwe.. Wysłałem Isabelle na trening do mojego dobrego znajomego.. Raughna... Musi stac sie silniejsza...
- A więc to prawda co mówił Ptolemy...
- Wszystko co on wie, wie ode mnie... - odparł Ignathir
Lupus zachichotała i zaczeła się rozglądać po okolicy. Oboje ruszyli w stronę portu.
Noc płynęła dalej a razem z nią Krill na swoim okręcie. Dowódca Nieumarłych był pewny że dociera już na miejsce o którym wspomniał mu Harkon. Mineło bowiem już kilka godzin odkąd wypłynął na ocean. Chwile temu ominął również Wyspy Skalnego Grotu oraz lód które je pokrywał. Wiedział ze wyspa o której była mowa jest blisko a właściwie nie wyspa a wysepka. Miała ona jedynie kilka metrów w promieniu a pośrodku niej urósł dosyć pokaźny okaz klona zwyczajnego. Krill wiedział, że szansa na to że drzewo urośnie na środku oceanu jest minimalna. Mimo to jednak natura znalazła sposób aby cos takiego powstało.
- Matka natura niezwykłym jest rzeźbiarzem... - rzekł Krill sam do siebie widząc już wyspę na horyzoncie.
Podpłynął swoim okrętem trochę bliżej i zarzucił kotwicę na płyciźnie. Wiedział że nie może podpłynąć jeszcze bliżej bo inaczej jego statek by utknął. Woda w pobliżu wyspy sięgała bowiem do kolan a w promieniu 30 metrów tylko do kostek.
Zakotwiczając swój statek Krill wyskoczył do wody i resztę drogi przeszedł już pieszo. Dostrzegł ze Harkona jeszcze nie ma. Nie wiedział, która jest godzina ale przypuszczał, że dotarł na miejsce chwile przed umówionym czasem. Wolnym krokiem obszedł wyspę dookoła spoglądając na drzewo które miało koło 20 metrów wysokosci a nastepnie dotknął jego pnia w milczeniu.
W tym samym czasie Ignathir wraz z Lupus przechadzali sie po porcie. Pokojówka schowała swoje dłonie za plecy i z zaciekawieniem spoglądała na statki i pracujących nieumarłych. Wszystko było tu dla niej zupełnie nowe. Lupus nigdy nie widziała na oczy ani oceanu ani okrętów, w Dalthei bowiem nie było szansy na zobaczenie czegos takiego. Ignathir z wewnętrznym uśmiechem obserwował swoją służąca i jej reakcje na zupełnie nowe rzeczy.
- Nie przypuszczałem ze okręty tak Cie zainteresują Lupus.. - rzekł arcymag
- Oh... - jeknęła Lupus i szybko zwróciła swój wzrok na Ignathira i z usmiechem lekko podrapała sie po głowie. - Wybacz mój panie... Tego typu widoki sa dla mnie zupełną nowością... Nie zmienia to jednak faktu że Dalthea jest dużo ładniejsza.
- To prawda - odparł Ignathir rzucając spojrzenie na ocean. - Ten wymiar śmierdzi wojną, trupem i nieustannymi problemami... Ale to do czasu... Niebawem wszystko sie zmieni... Nadejdzie dzień odbudowy...
Lupus stanęła obok Ignathira i równiez spojrzała na ocean. Słowa arcymaga sprawiły, że pokojówka zmrużyła swoje błyszczące złotym blaskiem oczy i uśmiechnęła sie lekko. Nie był to jednak życzliwy uśmiech a bardziej złowrogi.
- A wtedy mój Panie, wszystkie te mierne istoty tego świata zrozumieją kto jest ich prawowitym mistrzem i komu powinni być wdzięczni przez kolejne pokolenia... - dokończyła.
Ignathir słysząc słowa Lupus zaśmiał się lekko.
Isabella śpiąc na plaży pod palmą na wyspie Raughna miała sen... zapewne miała go też przez to, że niezbyt wygodnie jej się tutaj spało... wydawał się być jednak bardzo realny, w głowie aż jej dudniło...
W tym momencie była obserwatorem z góry... widziała Magic World w najdłuższych i najwspanialszych czasach złotej świetności... w czasach absolutnej władzy Lorda Carrabotha, gdy Legiony były najpotężniejsze a wszelkie Istoty Magiczne były Zjednoczone... widziała wszystkie tereny krainy idealnie obstawione strategicznie przez jednostki Lorda, widziała ogrom potężnych budowli i wykreowanych magicznych fortec, także wprost buchającą w powietrzu panującą wszechobecną magię, która w tych czasach znacznie jest zatracona...
Księżniczka widziała kroczące oddziały wszelakich istot zajmujących ogromne kilometry terenów, widziała podążające armie i legiony istot z których potęga wprost biła na kilometry... Widziała kroczące ogromne trolle dudniące na wielkich trąbach i bębnach pieśni sławiące Wielkiego Lorda, za nimi setki tysięcy istot należących do Legionów... dziesiątkowały tereny i zajmowały największe obszary...
Widziała płynące wszędzie złoto i panujące dookoła bogactwo, wody pokryte potężnymi okrętami, dziesiątki tysięcy wysp... w tych aktualnych czasach większość jednak jest już dawno zatracona...
Wieśniaki, Ludzie, Czarodzieje, wszelkie istoty były zadowolone... miały bowiem swojego jednego, wielkiego władcę... lidera wygrywającego każdą batalię z każdym potencjalnym parszywym i nędznym zagrożeniem...
Isabella widziała zniewolone istoty z innych wymiarów... widziała ogromne Bazyliszki, Smoki, hybrydy, pająki, żywiołaki, wykreowane tytaniczne istoty, kolosów... wszystkie najpotężniejsze istoty świata pochylały głowy przed Lordem. To on był twórcą legendarnego Złotego Tronu w krainie na którym zasiadało już wiele osób... tron także dostrzegła.
Widziała ogrom budynków i zabudowań wzajemnie na siebie oddziaływujących i ze sobą współgrających, widziała idealną hierarchię, porządek, harmonię... widziała pracujących ludzi, żyjące istoty... widziała panującą wszechobecną magię, wyczuła także ogrom Wiecznego Ognia... widziała stojące na mapie zamki, pałace i tereny Lorda Carrabotha, istot widziała tyle że nie mogła niektórych nawet rozpoznać... wszystko bowiem zdawało się być tutaj legendarne. Widziała panujący wszechobecny porządek i ład, każdy zdawał sobie ze wszystkiego sprawę, każdy dokładnie wiedział co robić i jak podążać, każdy miał określone prawa, każdy był wdzięczny i dumny...
Sen ukazał jej jak genialnym, arcypotężnym władcą i strategiem był Lord Carraboth... jaki spokój i porządek panował w krainie za czasów złotych, mrocznych, potężnych rządów... Isabella widziała porównanie jak kruche, malutkie i słabe były rządy kolejnych władców w porównaniu do Lorda Carrabotha.
Isabella ostatnio miała wiele snów... niektóre dziwne, niektóre przydatne, niektóre mroczne, w jednym widziała czarnych rycerzy, w innych potężne istoty... ten zaś na pewno dokładnie sobie jeszcze przemyśli, było to bowiem porównanie epok i ukazanie przyszłych nędznych upadków i załamań po odejściu istoty absolutnej i perfekcyjnej jaką tutaj był jej pradawny legendarny przodek.
Sisyphus natomiast nie wrócił jeszcze do Dohl De Lokke po wizycie u starego skryby... najpierw postanowił na własne oczy rozeznać się w aktualnie spustoszonych i zniszczonych terenach krainy... chciał ujrzeć wszystkie załamane tereny i zniszczenia.
Harkon pojawił się kilka metrów za plecami Harha. Na jego rękach bezwładnie wisiała zmarła Stella. Nieumarły słysząc dźwięk respiratora odwrócił się w stronę elfa. Ten zrobił kilka kroków w jego stronę po czym położył kobietę pod drzewo, jej głowa oparła się o potężny konar. Harkon popatrzył w milczeniu na syrenę.
Krill spoglądał przez chwile na Harkona a następnie zwrócił swoją uwagę na ciało Stelli. Przyklęknął aby przyjrzeć sie mu dokładnie. Po chwili był już pewny w jaki sposób doszło do zgonu jego przyjaciółki. Wstał z powrotem i cofnął sie parę kroków do tyłu.
- Typowe... - rzekł Krill spokojnym tonem - Użyto na niej techniki miażdżenia serca... Szybka śmierć.. zakrztusiła sie krwią...
Po chwili odwrócił swój wzrok i popatrzył na ocean.
Po krótkiej rozmowie w porcie i przekazaniu Lupus jeszcze paru informacji Ignathir wraz z swoją pokojówką przeteleportowali sie na dawny kontynent a dokładnie do miasteczka Doftown które teraz było pustkowiem zalanym zastygłą już lawą i popiołem. Gdzieniegdzie z ziemi wydobywały sie jeszcze dymy siarkowodoru. Sam wulkan jednak zakończył swoją erupcję już jakis czas temu. Lupus skrzywiła się i zatkała nos ręką spoglądając na wyjałowioną ziemię. Zapach odorów wulkanicznych był dla niej niezwykle drażniący.
- Strasznie tu śmierdzi... - powiedziała
- To siarkowodór... - rzekł Ignathir
Lupus skierowała swój wzrok na arcymaga
- Mój panie, wybacz moją niewiedzę, ale dlaczego tutaj przybyliśmy?
- Chciałem abyś dostrzegła na własne oczy mroczną stronę tego świata... miejsce gdzie życie zostało kompletnie zniszczone... Mozesz je porównać sobie do widoków z Abregado a nawet do Dalthei.... zobrazować w swojej głowie jak wielka jest różnica pomiędzy tymi miejscami..
- Rozumiem... - powiedziała cicho Lupus.
- Erupcja wulkanu była potężna i zabrała ze sobą wielkie żniwo... Selekcja naturalna... Nie miało to znaczenia czy ktoś był dobrym obywatelem czy zbrodniarzem...Wszyscy zostali potraktowani tak samo... Przeżyli tylko najsilniejsi, Ci którzy zdołali uciec bądź sie dostosować...
- Lordzie Ignathir...
- Tak Lupus?
Pokojówka obróciła w tej chwili lekko głowę w stronę arcymaga. Jej oczy lekko błysnęły w ciemności.
- Wybacz ze o to zapytam ale jestem ciekawa... Jak wiele twoje interweniowanie w wydarzenia tego wymiaru miało wspólnego z nagłą erupcją wulkanu?
Ignathir odwrócił wzrok i spojrzał na jałowe równiny.
- Interpretacje odpowiedzi na to pytanie pozostawiam dla twojej wyobraźni...
- Może cię to dziwić... Ale mam u ciebie dług... - powiedział nagle mrocznym głosem
- Jeśli będziesz mnie kiedyś potrzebować to daj znać... - dodał i dał Harhowi małe urządzenie
Uruchomione wyśle sygnał elfowi i dokładną lokalizację Krilla.
Krill popatrzył na urządzenie przez chwile.
- Nie potrzebuje tego, tak samo jak i twojej pomocy... - odparł Harh Krill dość spokojnym tonem
Po tych słowach spojrzał ponownie na ciało Stelli.
Darkseid popatrzył na Krilla. W chwili mrugnięcia przez jego głowę przeleciała wizja przyszłości, gdzie Harh krzyczy. Był to dosłownie ułamek sekundy.
- Zrobisz jak uważasz... - powiedział
Elf odwrócił wzrok na Stellę i zrobił dwa kroki w jej stronę.
- Chciałem aby scalić jej ciało z tym drzewem... Jedyne pośrodku niczego na oceanie... Stella zawsze lubiła naturę... - mówił mrocznym głosem
Elf nie wiedział że przy takiej operacji jest szansa na uwięzienie duszy kobiety w drzewie, przez co mogła by dalej "żyć". Nie skupiał się nigdy na takich zaklęciach, dlatego nie miał o tym pojęcia. Szansa była na to niewielka...