Spod czarnego hełmu na głowie Sisyphusa wydobyło się lekkie parsknięcie śmiechem, poruszył po chwili barkami.
- Ach, Thir la Mana... znakomicie... miałem trochę czasu i okazję aby zwiedzić Abregado, wspaniała wyspa. - odparł. - Z chęcią przybędę zobaczyć do czego zdolna jest Isabella... - dodał.
Rycerz wyczuł także chwil temu parę obecność Krilla na wyspie, wiedział że dowódca już powrócił.
- Dobrze zatem... chyba poruszyłem już wszystkie tematy które chciałem omówić w tym momencie Ignathirze... bywaj, nie zabieram ci więcej czasu. - powiedział.
Ignathir pokiwał lekko głową i uderzając kosturem w ziemie teleportował się.
Wiedział że musi poczekac nim Isabella wróci do prawidłowej kondycji. Nie zamierzał jej w końcu uleczać. Planował wiec zająć się teraz zaburzeniami międzywymiarowymi które wyczuł podczas rozmowy z Sisyphusem.
Sisyphus wyszedł z kwatery arcymaga, przeszedł kawałek ulicą, po krótkiej chwili u jego boku pojawiła się Callisto.
- Witaj ukochany... - powiedziała mrocznym, ale także uwodzicielskim i urokliwym głosem.
Czarny Rycerz spojrzał na kobietę, a następnie złożył ręce z tyłu.
- Witaj, mam nadzieję że miło spędziłaś tych chwil kilka beze mnie... - odparł rycerz.
Czarownica uśmiechnęła się lekko pod nosem.
- Zawsze usycham z tęsknoty gdy ciebie nie ma... i dobrze o tym wiesz... - odparła, spoglądając na niego z podziwem i uznaniem, była w niego zapatrzona.
Sisyphus pokiwał głową, zerkał z góry na czarownicę gdyż był od niej wyższy.
- Rozmawiałaś z Isabellą... Carraboth? - spytał.
- Tak... byłam nawet świadkiem i obserwatorem jej kary wymierzonej przez Ignathira. - odpowiedziała Callisto.
Sisyphus parsknął lekko śmiechem, po chwili spod czarnego hełmu wydobył się dudniący i mroczny głos.
- Ignathir trenuje ją twardą ręką... to bardzo dobrze... - odpowiedział.
Nagle do rozmawiających podszedł pewien Nieumarły... był to dokładnie ten sam młodzik który wcześniej spotkał Sisyphusa w koszarach w Thir La Mana...
- Generale... - pochylił głowę a następnie zerknął na rycerza.
Darkseid znalazł się gdzieś niedaleko Skingrad. Próbował wyczuć, gdzie może znajdować się Tempus. Nie był pewien czy jest na kontynencie . Elf musiał jakoś zmusić czarodzieja, by ten zabrał go do Akatosha. Neclar opowiadał mu że niegdyś ten zabrał go do wymiaru boga demonów. Dostanie się do apokryfu było niezwykle trudne dla kogoś kto się na tym nie znał. Najczęściej to Akatosh wybierał kto może się do niego dostać bądź sam w postaci Czarnej Głębi schodzi na Magic World i zabiera śmiałka do wymiaru. Nie było żadnego zaklęcia, które znałby Harkon. Jedyny, który mógłby mu pomóc już nie żył. Mowa tutaj oczywiście o Baldurze, któremu sam skręcił kark. Jedyną opcją był Tempus, bądź Chronos. Ten drugi najpewniej nie będzie chciał iść na współpracę, zatem musiał szukać tego pierwszego...
Ignathir teleportował się na przedpola Dohl de Lokke gdzie nikt mu nie będzie przeszkadzał. W pobliżu nie było bowiem nikogo. Bardzo szybko aktywował swój wizier.
Machnięciem ręki zaczął zmieniać obraz jeden za drugim. W końcu natrafił na obraz osady syren którego wczesniej nigdy nie widział. Zbliżył obraz jeszcze bardziej. Obserwował on twarze syren aż w końcu dostrzegł wśród nich znajomą mu istotę
- Co takiego?! - rzekł sam do siebie gniewnym tonem
Ignathir teraz już wiedział że musi sie dostac do tego wymiaru. Nie było to jednak proste. Aby to zrobić pierw musiał obliczyć jego lokalizacje z dokładną precyzją tak aby teleportacja nie wyrzuciła go w przestrzeń miedzywymiarową.. Wiedział bowiem, że wtedy został by uwięziony tak jak poprzednim razem. Wymiar ten był nowy i bardzo niestabilny co oznaczało ze stworzony została przez jakiegoś nowicjusza w tej dziedzinie.
Ignathir przez chwile myślał obliczając przy tym koordynaty.
- Harkon... - odparł nagle i zaśmiał sie sam do siebie.
Darkseid po kilkunastu minutach wyczuł gdzie może znajdować się Tempus. Teleportował się po chwili w koordynaty na których mógł się znajdować...
Tymczasem po kilku godzinach pobytu w Dalthei, Ynareph zdołała pierwszy raz się wyspać od dłuższego czasu. Nikt jej bowiem tu nie przeszkadzał i nie próbował zabić jej dzieci. Oczywiscie nadal miała wątpliwości i nie ufała nikomu w zamku, jednak czuła sie tutaj w miare bezpiecznie. Na zewnątrz zamku sytuacja się w ogole nie zmieniła. Niebo nadal było czerwone i panował ogólny półmrok.. niezależnie od godziny panował tutaj wieczny zachód słonca.
Nagle do drzwi usłyszała pukanie. Zgodnie z tym co powiedziała jej Naberal, miała to być służba.
Ynareph otworzyła więc drzwi. Od razy dostrzegła dwie pokojówki które przyniosły jej tace z jedzeniem dla niej i dla jej dzieci.
Wpusciła je wiec do środka.
- Pani Ynareph po skonsumowaniu posiłku prosimy aby udaaą sie pani na korytarz. Zaprowadzimy panią na spotkanie.. - powiedziała pierwsza pokojówka
- Nastąpiła lekka zmiana planów... Strażnik zamku Ptolemy, chce się z panią zobaczyć.. Zgodnie z jego słowami, rozmowa z nim jest obowiązkowa.. prosimy wiec dostosować się do poleceń.. - odparła druga spokojnym głosem
Ignathir natomiast zdołał już obliczyć koordynaty nowo utworzonego wymiaru. Był chyba jedyną istotą prócz samych bóstw oraz Tempusa, która umiała to robić. Nie sprawiało to mu dużej trudności w szczególności, że przez te wszystkie lata zdołał dojść do perfekcji. Uderzając kosturem w ziemie otworzył portal. Nie namyślając sie długo wszedł przez niego.
Krill pozostawił swe słowa Jonathanowi do własnej interpretacji i zostawił czarodzieja samego udając sie do swojej rezydencji. To co mu powiedział było jednak prawdą. To co Jonathan zamierzał zrobic z tą informacją zależało juz od niego samego.
- Witaj, wojowniku. - odparł Sisyphus
- Generale... byłem w archiwach i przeczytałem w pewnych księgach zapisy o twojej osobie... nie mówiłeś że zdobyłeś przydomki takie jak chociażby Zdobywca, Drapieżnik, Egzekutor... - powiedział młodzik.
Sisyphus zaśmiał się lekko pod hełmem.
- Doprawdy, takie przydomki zdołałem zdobyć przez lata. - odparł Rycerz.
Młody nieumarły kiwał głową.
- Opowiesz może o wojnie i wyprawie pod Dael'me? Podobno przez miesiąc nie mogliście dostać się do wroga... oblężenie i atak trwały długo... - powiedział nieumarły.
Sisyphus ponownie lekko parsknął śmiechem.
- Zaiste wojowniku ta wyprawa była jedną z bardziej parszywych... wszak byliśmy wtedy na ogromnym terenie bagnistym... Haha, tamta wyprawa... ach... - mówił Sisyphus. - Zaiste, paskudny bagnisty teren... wróg bawił się z nami w kotka i myszkę... były tam między innymi bagniste gnomy, ogrom innych nędznych wrogów... Moi żołnierze z każdym dniem byli coraz bardziej wściekli, domagali się wojaczki, mordu, krwi i nowych terenów... ja też tego pragnąłem, taki mieliśmy cel, nie mogłem im jednak zapewnić batalii gdyż byliśmy zbyt wolni w marszu... wróg umykał nam, co świadczyło jedynie o jego nędzności... - mówił Sisyphus.
- W pewnym momencie na naszej drodze stanął trol bagnisty... paskudna bestia... ryj jak stodoła, nędzny... musieliśmy go zmiażdżyć... tak też się stało... nasza potęga pochłonęła bestię... - mówił Rycerz.
Młody wojownik słuchał z uwagą słów Sisyphusa.
Darkseid pojawił się tuż obok Tempusa. Czarodziej wystraszył się elfa i w panice cisnął w niego zaklęciem bombarda. Harkon jednak zasłonił się ręką. Nastąpił niewielki wybuch, dym pokrył ciało elfa.
- Po co tu jesteś?! - krzyknął Tempus, cofając się o parę kroków
Usłyszał tylko donośny, mroczny oddech z respiratora. Po chwili wyłonił się z dymu.
- Porozmawiać... Potrzebuje dostać się do Apokryfu... - rzekł mrocznym głosem, wyłaniając się z dymu
Ignathir znalazł się w wymiarze do którego trafiła Stella. Praktycznie od razu wyczuł jak bardzo ten wymiar jest niestabilny. Wystarczyłoby jedno zawirowane przestrzenne i cały wymiar zostałby zniszczony. Trafiając tu pojawił sie w losowym miejscu niedaleko osady syren. Rozejrzał sie po okolicy. Wyczuł obecność istot żywych. Udał się wiec wolnym krokiem w ich kierunku.
Arcymag doskonale wiedział ze Krillowi zależy na Stelli. Nie przyszedł tu jednak po to aby zabrać ją z tego wymiaru. Jego intencje były inne.