Daron ze swojej ręki zrobił topór. Wyciągnął rękę nad swoją głowę i uderzył w Neclara, lecz ten w porę zablokował atak swoją siekierą.
- Nie... Dasz... Radyyy... - Powiedział Neclar, Daron zaczął przepychać siekierę do gardła chłopaka.
Z rany Demona pod wpływem wysiłku zaczęło wyciekać coraz więcej czarnej krwi.
Neclar zaczął przegrywać, siekiera była coraz bliżej jego gardła.
@Devil: we no niech Cecilia mi pomoże xD. Niech tylko rzuci zaklęciem w Darona.
Trzeba go w końcu unicestwić...
Cecilia biegła przez Dziedziniec. Zauważyła, że dwóch czarodziejów deportowało się gdzieś z jej dziadkiem, zatrzymała się, zauważyła Neclara i Darona, widziała, że Neclar przegrywa. Wycelowała w Darona:
- Bombarda! - Cisnęła zaklęciem, Darona odrzuciło.
Lord Carraboth był trzymany przez Arcana i Tempusa.
- Da... Daaron was... Pozabija... - Powiedział, patrząc na to, co mu pokazują.
- Niee, nic nam nie zrobi! - krzyknęli
- Chodź dalej - mówiąc to deportowali się do Hogwartu
Arcan i Tempus pokazali mu jak zniszczył Hogwart oraz ilu czarodziei w nim pozabijał. Następnie pokazali mu na przestrzeni wieków co jeszcze robił.
Tempus na samym końcu deportował wszystkich spowrotem do miejsca z którego przybyli.
- Widzisz Carraboth, tak to już jest, patrz, Daron jest aktualnie zabijany przez twoją piękną wnuczkę i Neclara.. - powiedział Arcan
Nagle, z podziemi wybiegł Markald wraz z Hexem i Marcelią.
- Mam, mam kamień wskrzeszenia, możemy przywołać Saula! - krzyknął
- Nie, nie możecie.. - powiedział Tempus
- Musicie użyć go by raz na zawsze pokonać Carrabotha, tak by nie mógł się odrodzić. .- powiedział Tempus
- Ale jak to.. ehh.. - powiedział Markald
- Tak już musi być.. - powiedział Tempus
Daron był coraz bliżej zabicia chłopaka. Nagle poczuł Bombarde na ciele. Odwrócił głowę w stronę dziewczyny. Złapał za kark Neclara, odrzucił go za siebie.
Chłopak wpadł na ścianę, zdala od walki.
- Witaj ponownie... - powiedział demonicznie patrząc się na Cecilię.
Daron zrobił z ręki szpikulec. Leciał na dziewczynę, chciał wbić jej cały kolec w ciało...
- NIE! - krzyknął Neclar.
Chłopak teleportował się przed Cecilią, zwrócony twarzą do niej.
Neclar poczuł przeszywający go kolec, który przebił płuco. Spojrzał na dziewczynę, zamknął oczy i uronił łzę...
Wyciągnął rękę w tył i wbił siekierę w szyję Darona. Demon upadł na ziemię, wyjmując energicznym ruchem szpikulec z ciała chłopaka. Trzymał się za tętnice, którą chłopak przebił magiczną siekierą.
Neclar Bal upadł na ziemię...
Cecilia patrzyła na Darona i Neclara...
- Nie! - Krzyknęła, kucnęła przy Neclarze...
- Spójrz... Wygrałeś, zabiłeś go... Wstawaj! - Pocieszała Neclara, łzy ciekły jej z oczu, była odwrócona, więc nie widziała, że grupka Czarodziejów otoczyła Lorda Carrabotha...
Lord Carraboth leżał na plecach... Arcan, Tempus, Markald i reszta nad nim stała... Dyskutowali o czymś... Carraboth trzymał swoją Różdżkę w prawej ręce, chciał cisnąć w nich zaklęciem, ale nie zdołał jej unieść...
ZetWuu. Będę za jakiś czas.
- ROBAKU! GNIDO! - krzyczał wściekły Daron, wiedział że jego ciało nie wytrzyma dłuższej walki. Demon wyleciał ze swojego ciała.
Neclar z zamkniętymi oczami wypowiedział zaklęcie Molag Bala...
- I ma ginstroy yar, Daron. Taerg dan luferpow dakon, damon. Sedi, dies, Darona...
- Nie... - Daron zaczął czuć ból.
- Nie... - trzymał się za głowę, oczy zrobiły się białe i promieniowały energią, podobnie jak gębą. Otworzyła się i wylatywało z niej potężne światło.
- NIE!!! - głośno krzyczał.
- NIEEEE!!! - piszczał przeraźliwie.
- Kocham Cię, Cecilio... - Neclar otarł łzy dziewczyny. Chwycił Darona za rękę i deportował się z nim daleko od zamku...
Pojawili się na polanie, Daron darł się i piszczał bez opamiętania. W końcu uniósł się w górę, biała energia promieniowała z jego całego ciała. Światło przebijało ciało na wylot. Podniósł głowę w górę, z gęby wyleciał biały promień widoczny z całej krainy.
- NNIEEEEE!!!!!!! -
Nagle nastąpił potężny wybuch czarnej, mrocznej energii. Dusza Darona wybuchła, dym przykrył Neclara. Chłopak zasłonił twarz ręką.
Cała kraina usłyszała wybuch, z zamku było widać "grzyb" po wybuchu w tamtym miejscu.
Chmury nad zamkiem i nad krainą zrobiły się błękitne...
====
Niech nikt się do niego nie teleportuje, on sam przyjdzie.
- A Ty co z tą różdżka robisz Carrabothie, Expeliar Mus! - krzyknal Markald
Różdżka Lorda Carrabotha wyladowala w rękach Markalda, ten schowal ja do kieszeni. Arcan wzial od Markalda kamień wskrzeszenia, swoją czarną magią z tego kamienia stworzył trochę wiekszy czarny kamień.
Nagle, wszyscy zebrani usłyszeli i ujrzeli wielki wybuch i zobaczyli na niebie błękitne chmury.
- No popatrz Lordzie hehe, Daron pokonany a twój Dżin nie dal z nim nawet rady.. - powiedzial Tempus
- Czytalam o dzinach, sa potężne! - wtracila MarceIia
Dym na polanie opadł... Neclar wstał i zaczął powolnym krokiem zmierzać do zamku... Był bez sił, ledwno chodził i oddychał...
Lord Carraboth leżał, patrzył na stojących nad nim buntowników... Wszyscy patrzyli na dym, po wybuchu, jedynie Hex spoglądał na Lorda...
Carraboth uniósł lewą rękę... Machnął palcem, chłopak nachylił się nad Lordem. Carraboth zauważył nóż w jego kieszeni... Carraboth chwycił leżącą obok Różdżkę Zmarłego Generała w lewą rękę... W myślach wymówił zaklęcie, Czarny dym wyleciał z końca Różdżki i wpadł do nosa Hex'a... Carraboth przemówił w myślach młodzieńca:
- Zabijesz ich... Nożem... Odzyskasz moją Różdżkę... Wtedy zyskasz potęgę... Będziesz nieśmiertelny...
- Oddaj... - Przemówił cicho Carraboth, buntownicy spojrzeli na Lorda. - Oddajcie mi moją... Różdżkę... Głupcy. - Powiedział, następnie oparł tył głowy o ziemię.
Hex błyskawicznie wyjął nóż z kieszeni... Ciął Marcelie w gardło... Padła wprost na Tempusa, przewalili się na ziemię. Hex warknął i drasnął Arcana w rękę, w której trzymał kamień, następnie skoczył na Markalda, ciął go w rękę i wyciągnął mu z kieszeni Różdżkę Carrabotha... Rzucił nią, przeleciała nad Carrabothem, spadła przed nim na ziemię.
Carraboth leżał na ziemi i się śmiał... Odwrócił się na brzuch, zaczął się czołgać w stronę Różdżki, jednak bardzo wolno...
(Proszę zabić Carrabotha tak, aby Cecilia mogła jeszcze na chwilę podejść i zamienić ze dwa słowa x"DD)
Cecilia odwróciła się... Zauważyła grupkę buntowników i konającego Lorda Carraboth'a na ziemi... Jednak była na drugim końcu dziedzińca.
- Dziadek... - Cecilia zaczęła iść szybkim krokiem w ich stronę... - Dziadek!!! - Cecilia zaczęła biec, trzymając suknię... Łzy znów napłynęły jej do oczu...
- Drętwota - krzyknął Tempus, Hex padł sparaliżowany
Tempus przytrzymał Marcelię, natychmiast deportował się z nią by ją uleczyć.
- Mam juz Ciebie dosyć - mówiąc to Arcan uderzył Carrabotha z pięści w twarz, ten padł na ziemię.
- Markaldzie, weź tego chłopaka, zobacz czy da się go opanować. - powiedział Arcan
Przy Carrabothie został tylko Arcan, Cecilia dobiegała już do niego.