@up; Dodany!
======
Keyley rozmyślał kto ma zmieniacz czasu...
Daron zbliżał się do Azkabanu.
- Jestem... - ryknął.
Key usłyszał ryk.
Smok zaczął strącać strażników z murów. Palił i zjadał czarodziejów.
- Dawać Keya! - krzyczał i dalej podpalał.
Nie wiem czy wiesz, ale tego miejsca nie widać ;-;
======
- a więc przybył - westchnął.
- Dekatrunto suwrrtium eksatuuu! - Keyley wydobył z siebie pełna moc czarnej magii i zamienił się w smoka
- Długo opanowywałem tę sztukę, ale się udało.
Keyley wyszedł tylną bramą i odleciał.
Udał się do starej kryjówki i ją zamaskował tak, aby go nie znalazł nowy wróg i ponownie przemienił się w czarodzieja.
- Niezła akcja
----
Tymczasem na zamku strażnicy odciągają smoka i strzelają w niego, tak, aby go jak najdłużej tutaj zatrzymać. Wkoncu się im udaje, a jak wyżej napisałem - uciekł i się zamaskował.
@up: Nie wiedziałem xd. Sory ;-;.
======
Smok blokował zaklęcia swoimi skrzydłami. Wycelował pysk w stronę strażników.
- Fus Ro Death! - wyleciał promień który natychmiastowo uśmiercił każdego kto nim dostał.
Zleciał na mury. Zamienił się w pierwotną postać i zaczął wszystkich zabijać. Bez oporu schodził na niższe poziomy, aż w końcu pozabijał niemal wszystkich w Azkabanie (nie zabiłem każdego ^^).
- KEY! - krzyknął.
Demon przemówił do Keya demonicznym głosem telepatycznie:
- Zabije cię... Gwarantuje ci to! Znajdę i zabiję! Was wszystkich!!! - zamknął połączenie.
Keyley w kryjówce się uśmiechnął. Bowiem jakiś świr go gonił. Jednak K.L nie przejmował się zbytnio nim. Wolał wypełnić swoją misję.
Wszyscy zasnęli, Arcan zaczął medytować. Tylko Lufos nie spał, czekał na ten moment.
- Dobra, jak teraz to nigdy - powiedział
Wziął torbę Saula i wyjął z niej zmieniacz czasu zaklęciem.
- Wystarczą chyba 3 obroty, raz, dwa, trzy - powiedział sam do siebie
- Nie! - wybudzony Saul krzyknął w stronę Lufosa
- Przepraszam - odpowiedział Lufos i zniknął w wybuchu
Wszyscy odlecieli na kilka metrów. Saul podniósł się z ziemi, spojrzał na leżący zmieniacz czasu, który był w kawałkach.
- Nie ma drogi powrotnej... - powiedział
Tymczasem..
Lufos znalazł się gdzieś w jakimś pomieszczeniu, na ścianie widniał obraz przedstawiający zapowiedź turnieju Quditcha. Lufos pomacał swoje kieszenie, popatrzył na swoje ręce, nigdzie nie widział zmieniacza czasu.
- O szlag!
- Dobra, czyli jestem za wcześnie, cofnąłem się o jakieś 11-12 dni. Saul nie jest jeszcze aresztowany, muszę go ostrzec nie wchodząc z nim w interakcję..
Lufos spostrzegł Philippe, który przechadzał się korytarzami Hogwartu.
- O ten drań! Nie mogę nic niestety zrobić..
Lufos założył kaptur i ukrywał się w cieniu, nie wychylał się. Spostrzegł w oddali Slughorna oraz Saula rozmawiających ze sobą.
- Napiszę mu kartkę, ktoś tylko musi mu ją dać.
Nagle Saul i Slughorn deportowali się..
- Nie! Co ja teraz zrobię!
Lufos kończył pisać kartkę. Podbiegł do Philippe, złapał go za gardło i pociągnął w kąt.
- Słuchaj no, masz to dać Saulowi, nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale musisz zdążyć! - powiedział Lufos do Philippe
- CZEMU NIC NIE GADASZ? - Ryknął Vincent do Philippe, następnie trzasnął mu z główki w czoło. Philippe odrzuciło do tyłu, miał zmasakrowany nos. Vincent chwycił się za głowę, gdyż bardzo go zabolała.
- Idioci!!! - Cecilia rzuciła się na Vincent'a i raniła go nożem w rękę, następnie na Philippe, którego też drasnęła nożem, ale w polik.
- Do jasnego ch***! - Krzyknął Vincent i rzucił się na Cecilię, chwycił jej rękę, ścisnął mocno, Cecilia syknęła z bólu i wypuściła z ręki Nóż. Vincent kopnął go gdzieś w dal, nóż wpadł pod liście, lub do norki królika.
- Pani!!! Musisz się opanować! Przepraszam za wszystko!!! - krzyczał Vincent.
Cecilia dyszała ciężko, następnie wzięła oddech. Uśmiechnęła się.
- Haha! Haha! - Śmiała się Cecilia.
- Philippe dostał chyba jakimś zaklęciem ogłupiającym, ty się do niczego nie przydałeś... - mówiła Cecilia.
- Zmieszali nas z błotem... Pierwszy raz przegrałam pojedynek... I zobacz jak wyglądam... Cała suknia zniszczona, a kosztowała fortunę... Ale mniejsza... Prawie zniszczyli mi Różdżkę!!! Rozumiesz? Spójrz na niebo! Grzmoty, błyskawice, ulewa... Nie widzicie tego? Oni rozwalili Horkruksa mojego Dziadka!!! Spartaczyliśmy!!! Lepiej mówcie, co teraz, bo... - Mówiła Cecilia, jednak nagle otoczyło ich kilka czarnych dymów, po chwili pojawili się Zamaskowani Czarodzieje. Otoczyli ich.
- Musimy was zabrać... Przed oblicze Lorda Carrabotha. - Powiedział Zamaskowany Czarodziej.
@Tomekk; Wiesz, że przez ciebie Camrakor stoi w miejscu? ;P
==========
Keyley deportował się na start cmentarz i postanowił usiąść na swoim ulubionym kamieniu. Na którym rozmyślał często nad trudnymi decyzjami.
— Kim ty jesteś? — zapytał Philippe i odepchnął Lufosa.
TERAŹNIEJSZOŚĆ:
— Coś mi się kręci w głowie... — wymamrotał Philippe, bowiem był trafiony jakimiś dziwnymi zaklęciami. Upadł i stracił przytomność
- Nigdzie z wami nie pójdę... Nie mogę się w takim stanie pokazać Dziadkowi, sama się u niego stawię!!! - Krzyczała Cecilia i celowała Różdżką w Zamaskowanych Czarodziejów. Dwóch Zamaskowanych chwyciło Vincenta, wyrwali mu Różdżkę, unieruchomili go. Trzech rzuciło się na Philippe, również odebrali mu Różdżkę, trzymali go, nie mógł się ruszyć.
- Pani... Idziemy... Inaczej, będziemy musieli zabrać siłą... - mówił Zamaskowany. Cecilia dalej celowała w nich Różdżką.