- Nie ważne, masz to przekazać Saulowi - Lufos ucieka, a Philippe zostaje z kartką, którą później da Saulowi w sądzie
Tymczasem w teraźniejszości.
- Słuchajcie, zrekonstruowałem zmieniacz czasu, ale nie ma jednej części.. - powiedział Tirtan
- Czyli Lufos ją pewnie ma w przeszłości.. - powiedział Saul
#######
No i twoja rola przeszła już zakończona, dzięki tomek

Dobra chce rozruszać te RP lub wkoncu poruszyć bardziej akcje, więc trochę moja postać zmieni stronę.
======
Keyley siedząc na kamieniu rozmyślał nad swoim życiem, swoim nędznym, śmierdzącym i paskudnym życiem. Sądził, że musi się zemścić na Saul'u, lecz także chciał przejść władzę nad światem. W chwili obecnej już nie wiedział co ma dalej robić. W głębi duszy chciał pomścić rodzinę. Wkoncu doszedł do wniosku, że powinien skontaktować się z Lordem Carraboth'em w celu pomocy w zabiciu Saul'a. Przemówił, więc do niego telepatycznie;
- Witaj.. trzymasz się jeszcze okrutniku? Jak Ci idzie walczenie z tymi nędznymi kreaturami? - spytał.
- Wiem, że w pewnym momencie odwróciłem się od ciebie, jednak chce to naprawić. Chcę tak naprawdę zemsty na Saul'u, a później chce odejść na spokojną emeryturę - powiedział i oczekiwał aż odpowie mu jego dawny mistrz.
Zamaskowani Czarodzieje trzymali już Philippe I Vincent'a, również ich Różdżki... Cecilia dalej celowała. Cisnęła zaklęciem w brzuch jednego Zamaskowanego, odrzuciło go na parę metrów. Następnie w kolejnych dwóch. Jednak z tyłu, do pleców Przystawił jej Różdżkę kolejny Zamaskowany Czarodziej... Cecilia musiała ulec... Podniosła ręce do góry, wypuściła Różdżkę... Zamaskowany Czarodziej podniósł Różdżkę Cecilii, następnie chwycił ją, skoczył w stronę dwóch pozostałych trzymających Philippe i Vincenta. Deportowali się do Hogwartu...
Lord Carraboth odpowiedział KeyLey'owi.
- Aa, to Ty młodzieńcze... Spodziewałem się, że w końcu zmądrzejesz... Przybądź do Hogwartu... - Mówił Lord Carraboth. Jego rozmowę przerwało pojawienie się Grupki Zamaskowanych Czarodziejów, Cecilii, Philippe i Vincent'a. Lord Carraboth stał na schodach, Zamaskowani Czarodzieje rzucili przed jego obliczę Cecilie, Philippe i Vincent'a. Byli na kolanach. Carraboth zszedł cztery stopnie niżej, było słychać jego kroki... Nikt z trójki klęczących nie podnosił głowy. Cecilia była na środku, z prawej Philippe, z lewej Vincent.
Lord Carraboth spojrzał na trójkę... Zatrzymał się. Pokiwał głową.
- Ciekawe... Zaprawdę, ciekawe... Jestem... Zaskoczony! - Mówił Lord Carraboth.
- Na prawdę... Zaufałem... Dałem wolną rękę... Zmotywowałem... Spuściłem ze smyczy... Byłem pewien, że wam się uda... - Mówił Lord Carraboth. Nikt z trójki nie podnosił głowy i nie odzywał się.
- Dlaczego... Jak można przegrać? Nigdy nie zaznałem porażki... Może dlatego tak mnie to dziwi... Musicie za to zapłacić... - Powiedział Lord Carraboth, wyjmując swoją Różdżkę, trójka usłyszała głośny Syk.
- Dziadku, ja... To nie tak... To nie jest moja wina, to przez nich... Ja bym nigdy... - Powiedziała Cecilia, podniosła głowę, spojrzała na Dziadka, płakała...
- Tak, moja droga... Również uważam, że to nie jest twoja wina... Chociaż nie widziałem tego wszystkiego na własne oczy... Wiem, że ty nigdy byś mnie nie zawiodła... A szczególnie w tak ważnej sprawie... Przez waszą porażkę Straciłem drugiego Horkruksa... - Mówił Lord Carraboth.
Cecilia uśmiechnęła się lekko, słysząc co powiedział Dziadek.
- A straciłem tego Horkruksa przez głupotę tych durniów, którzy wykonywali z tobą to zadanie... Dlatego teraz... Zginą. - Powiedział Lord Carraboth.
- Jednak Ciebie, moja Śliczna... Kara również nie ominie. Nie mogę Cię już wysyłać samej do żadnego zadania... Przynajmniej na razie... Spójrz tylko na siebie, jak ty wyglądasz! Fatalnie... - Mówił Lord Carraboth.
Uśmiech zniknął z twarzy Cecilii, bowiem chciała wykonywać jak najwięcej samodzielnych zadań, aby świat o niej również usłyszał...
- Dziadku, nie wyraziłam się zbyt jasno... To nie jest tylko ich wina, bo... - Mówiła Cecilia, ale Lord Carraboth jej przerwał. Wycelował Różdżką w Philippe, następnie Vincent'a. Uniósł ich w powietrze.
- Pora zapłacić za swoją głupotę... - Powiedział Lord Carraboth. Cecilia klęczała i płakała, spojrzała na Vincent'a i Philippe, wstała z kolan, podbiegła bliżej Dziadka.
- Zaczekaj!!! To nie przez nich!!!! - Krzyczała błagalnym tonem Cecilia.
Philippe obserwował wszystko nie wypowiadając słowa.
— W sumie jeśli teraz zginę, to będzie wielka strata dla świata — pomyślał
- Przybędę - odpowiedział.
Po czym kazał swoim sługusa go wyprawić. Chcę przyjść oficjalnie. Tak, jak to lubi. Wie, że czekać będzie go masa wyzwań, skoro przyłącza się znów do Carraboth'a, lecz to jedyne wyjście, aby się zemścić.
Daron wyleciał z twierdzy K.L, niszcząc jej dach.
- Pożałujesz... Wszyscy.
- Teraz muszę poszukać Saula...
W przeszłości..
Lufos ukrył się w jamie niedźwiedzia, przeczekał do nocy, w której zginął jego brat, Orfus
- To już dzisiaj, muszę go uratować - mówiąc to ruszył do jaskinii Węży.
W teraźniejszości..
Saul próbował znaleźć zaklęciem Lufosa w teraźniejszości, jednak bezskutecznie. Arcan wyruszył do Hogsmeade, do miasta rodzinnego, w celu rozmowy z jego mamą.
W tym samym czasie Tirtan siedział w wymiarze kieszonkowym i obmyślał strategię dotyczącą ataku na Carrabotha.
Keyley przybył do Hogwartu zobaczył straż i się uśmiechnął;
- Wy bronicie tego? - rzekł i ich zabił.. - dwóch strażników nie będzie mu szkoda..
Reszta odsunęła się i podążała za K.L który szukał Carraboth'a.
- To jeszcze raz:
- Cecilia, Philippe, Vincent - to oni bronią Carrabotha no i jeszcze mała armia jego.. - powiedział Saul
- A co z tym Molagiem, Key Leyem i Fubukim? - zapytał Tirtan
- Fubuki nie żyje, Molag ukrywa się pewnie w swojej twierdzy, a Key coś knuje jak zawsze, mimo młodego wieku, ten chłopak może zdziałać dużo - powiedział Saul
W przeszłości..
Lufos ujrzał przeszłe wersje ich wchodzących do jaskinii
- Dobra, to teraz ja.. - coś mu przerwało, zobaczył Arcana wchodzącego do jaskinii po nich.
- Eh, poczekam trochę, nie może mnie zobaczyć..
Lufos wbiegł do jaskini, zaczął podążać korytarzami, nagle usłyszał wielki huk. Zza ściany wyskoczył wąż, Lufos spojrzał się na niego i rzucił się na wielkiego węża, ten jednak odepchnął go i rzucił w głąb jaskinii.
- Nie!! - krzyknął Lufos
- To nic nie dało! - krzyknął zapłakany Lufos i deportował się do ministerstwa magii
Lufos wkroczył do środka w kapturze, chciał porachować się z Saulem, jego zmieniacz czasu nie pomógł mu...
Daron powiedział telepatycznie demonicznym głosem do Saula:
- Gdzieee jeeesteeś...