K.L postanowił się przejść po świecie Magii, nie czuł zbytniej chęci ataku, jak i nie chciał się narażać. Aktualnie nic nie wiedział co się dzieje w świecie, ani czy Carraboth czyje. Przechadzał się lasami i odpowiedział mnóstwo wiosek, wszystkie przy tym doszczętnie niszcząc.
Główny Sędzia trzasnął młotkiem w biurko.
- Lord Carraboth musi zostać powstrzymany? Przecież to Wy jesteście nazywani "Buntownikami"! To was należy powstrzymać! Chyba, że złożycie pokłon Lordowi Carrabothowi! - Krzyczał Sędzia i Trzasnął Młotkiem w stół.
- Czy macie coś jeszcze na swoje usprawiedliwienie?! - Krzyczał Sędzia.
Tymczasem w Hogwarcie podczas meczu:
Vincent podleciał do Philippe.
- Widzisz to?! Mój przyjacielu! Nikt z nami nie wygra! Hahahahha! - Vincent cisnął zaklęciem w trybuny. Nagle wleciał w niego jakiś inny zawodnik.
- Co ty wyprawiasz dupku?! - Krzyknął Vincent. Następnie cisnął w niego Avadą... Tamten padł martwy.
- Ahahahahhahahaha!!!
Carraboth wyjął swoją Różdżkę, ta Zasyczała...
- Zabawmy się. - Carraboth machnął Różdżką... Wytworzył parę Lin nad trybunami, zaczęły plątać ludzi, podrzucać nimi i dusić ich. Wybuchła Wielka Panika, każdy biegał. Robiono zdjęcia do jutrzejszej gazety.
-----------------------------------
*Informuję, iż jutro (Sobota) mój siostrzeniec ma Komunię, więc raczej mnie nie będzie chyba, że na Telefonie wejdę. Tak samo w niedzielę, bo dużo rodziny przyjedzie. ;'p* Więc proszę mi nie zabijać Carrabotha i Cecilii i nie niszczyć Horkruksów XD
- Oddaję się w wasze ręce, to co miałem powiedzieć powiedziałem - powiedział Saul
- Ja również nic nie dodam - odrzekł Slughorn
W tym samym czasie Tirtan Lufos i Orfus zabijali intruzów. Było ich za dużo i potrzebowali wsparcia liczniejszej grupy czarodziei, której niestety było brak.
Daraon widząc że bariera jest zniesiona zorientował się, że Carraboth gdzieś tu jest. Postanowił policzyć się z nim, pomścić Arcana.
KeyLey dalej przechadzał się lasami, niszcząc wioski. Szukał odpowiedzi na niektóre pytania. Był pewny, że mimo iż jest tak potężny to czegoś mu brakuje..
Tymczasem Lord Carraboth obserwował wszystko z najwyższego punktu. Coraz więcej kibiców znikało, umierało... Zawodników również. Jednak Carraboth nie stworzył swojego znaku na niebie, gdyż akcje te miały spowodować wrażenie, że Hogwart pod wodzą aktualnego Dyrektora jest niebezpieczny, słabo chroniony. Dalej robiono zdjęcia do gazet.
Tymczasem w Ministerstwie:
Główny Auror podszedł do Saula i Slughorna z magicznymi kajdanami w rękach. Założył im je.
- Zdrajcy! Złoczyńcy! Bluźniercy! Zabić ich! Pogrzebać! Zabójcy! - Krzyczeli wszyscy na sali. Aurorzy zaczęli ich wyprowadzać... Główny Sędzia krzyknął:
- Na razie zostaniecie zamknięci! Wkrótce dowiecie się co dalej z waszym nędznym losem!
K.L deportował się do swojej kryjówki.
Molag Bal obudził się. Otworzył kryptę. Wstał i wyszedł z sarkofagu:
- Jestem... Regeneracja dobiegła końca...
- Panie... Jesteś już - przybiegł Gustav. - Armia gotowa...
- Idealnie... Muszę skontaktować się z K.L w sprawie Carrabotha...
Molag Bal przyłożył palce do skroni i powiedział do K.L telepatycznie:
- Witaj, przyjacielu... Jestem gotowy na następny ruch. Odezwij się, jak ty będziesz gotów...
- NASTĘPNY RUCH? DOWIESZ SIĘ W SWOIM CZASIE - krzyknął zdenerwowany Keyley
- O ile będzie następny ruch - rzekł do siebie.
Molag Bal zamknął transmisję. Spojrzał się na maszynę:
- Cholera jasna! Nie można dłużej czekać! Ale... Nie. Nie mogę tego zrobić... To będzie niestabilne. Nikt nie wie co może się stać. Ale... Muszę to zrobić. Nie mogę dłużej czekać. A może by tak... - zastanowił się - Dusza bazykiszka...? Gustav!
- Tak, panie? - przybiegł
- Idziesz ze mną.
- Dokąd, panie?
- Musimy wrócić się po bazykiszka. Zrobię portal przy jego truchle. Pojawimy się, weźmiemy duszę i wrócimy do twierdzy. Weź to co trzeba.
- Dobrze, panie... - oddalił się
Tymczasem Lord Carraboth stał dalej na najwyższej wieży. Wyjął swoją Różdżkę, zasyczała. Zaczął ciskać w ludzi na trybunach Avada Kedavrą. Nikt nie widział, kto rzuca zaklęcia. To samo Zamaskowani Czarodzieje stojący obok. Wszyscy na dole biegali z rękami w górze, deportowali się, uciekali. Trybuny się paliły, zawalały. Ludzie z gazet już się deportowali, zebrali wszystkie potrzebne materiały... Jutro miała zostać wydana gazeta o wielkim skandalu w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, podczas Turnieju Quidditcha. Teraz Legiony Carrabotha wchodziły przez bramy do Hogwartu... Wszystko płonęło.
- Ahahahhahahaa! Zemsta... Wspaniała, piękna, słodka... - Carraboth zaczął się śmiać, kiwać, Ciskać zaklęciami.
- Ależ piękne spustoszenie, dziadku... Nic nie może się równać z twoją Potęgą... - Mówiła Cecilia i także się śmiała...
- Ahh szkoda, że Mojego Bazyliszka teraz nie ma tutaj z nami... Oglądałby to z nami... - Mówił Carraboth.
- Dziadku, Praktycznie każdy kto próbował stanąć Ci na drodze został Zniszczony... A miałam otrzymać jeszcze jakąś specjalną misję! - Krzyknęła Cecilia i tupnęła nogą.
- Spokojnie, moja piękna... Może ktoś jeszcze postanowi nas zaatakować... Zawsze może znaleźć się jakiś śmiałek... Jeśli będzie trzeba, to wyruszysz po mojego drugiego Horkruksa, abyśmy mieli go przy sobie, moja piękna... - Mówił Carraboth.
- Tymczasem, Świętujmy! Jutro wyrzucą na zbity pysk Dyrektora Hogwartu, ja odzyskam tę funkcję... Już nigdy nie stracimy tego zamku. - Mówił Carraboth. Większość miast, ulic w Magicznym Świecie została opanowana przez Legiony Carrabotha... Ludzie zostali porywani, wcielani w szeregi, manipulowano nimi, rzucano na każdego Imperiusa... Wszystko płonęło... Zło Carrabotha zaczęło wnikać już do świata Mugoli...
- Czy znajdzie się jeszcze jakiś śmiałek? - Myślał Carraboth...
Tymczasem w Ministerstwie:
Saula i Slughorna zakutych w Magiczne Kajdany wrzucono do najbardziej strzeżonej celi... Rzucono Drętowtę Maximę, ale tylko na ich nogi. Potrzyma ich parę godzin.
- Koniec Rozprawy! - Główny Sędzia stuknął młotkiem.