- Rzeczywiście, nie pierwszy raz się spotykamy i pewnie jeszcze nie ostatni..
- Jakiego pana? - zdziwił się KeyLey
- Nie służę nikomu..
- Zapewne nawet nie wiesz, że jestem tu, aby zniszczyć jeden z horkruksów Carraboth'a. - powiedział K.L
- Co to! Co jest horkruksem Carrabotha! Ile ich ma!
- Ma ich z pewnością dużo, a jakiego typu horkruksa szukam, to już inna kwestia, której Ci powiedzieć nie mogę
- Lepiej odejdź, jesteś zbyt zmęczony, a co za tym idzie bezużyteczny w walce.. te dwa tygodnie na pewno nie spędziłeś na obijaniu się - rzekł do Saul'a, Key
- racja, ale nauczylem sie kilku dobrych technik, ktore pozwalaja mi kontrolować moją moc, dzieki temu stałem się silniejszy..
Saul ruszył na slugow Carrabotha i przepadl w tlumie
- Bywaj - powiedział do odchodzącego Saul'a, Key.
==========
@DevilxShadow; z racji takiej iż jesteś w zamku, ale aktualnie nie masz jak odpisać, a ja już raczej dzisiaj czasu nie mam, to bitwę dokończymy jutro, prawdopodobnie po 10/11 lub później, zależy o której będziesz
@Troox; To samo się tyczy ciebie.
Molag Bal wraz z dwoma trolami stanął przy bramie:
- Gdzie ten robak?! Zgnieść go! - krzyknął do troli
Trole ruszyły szukać Saula, co chwilę zabijając sługusów Carrabotha.
- Nie uciekniesz! - Molag znów przemówił demonicznym głosem
@Demonik: Okiś ^^. Już nic nie piszę ;3
Saul dzieki swojej nowej różdzce latwo dawal sobie radę z przeciwnikami, ruszal do przodu w celu znalezienia domniemanego horkruksa
- skoro K L i Molag tu sa to znaczy ze przyszli po horkruks... - powiedział
Philippe odciągnął Vincenta na bok. Pociągnął go na korytarz i rzucił na niego zaklęcie wytrzeźwienia. Nieco skomplikowane, jednak od lat je doskonalili, wszak po każdej imprezie był dzień szkolny, a bycie pijanym na zajęciach było surowo karane, więc zaszła potrzeba opracowania zaklęcia trzeźwiącego.
— Słuchaj, Vincent. — zaczął Philippe. — Zaprowadź mnie do Carrabotha, wiem, że jako opiekun domu znasz miejsce, gdzie przebywa... Chciałbym zdobyć Mroczny Znak — skłamał, ale wiedział, że to przekona Vincenta — Nie pomożesz kumplowi w potrzebie zostania wiernym wykonawcą rozkazów Lorda? — uśmiechnął się.
Sorki, ale coś mi wypadło, więc nie odpisałem. SpoczQo, jutro bitwa! <'3 Teraz tylko trochę napiszę, aby się w niej jakoś ustawić XD.
---------
Carraboth wraz z wnuczką pojawili się w komnacie Carrabotha w jego zamku. Od razu usłyszeli huki, zawalające się mury.
- I widzisz, moja droga... Właśnie o tym Ci wspominałem... Mimo, iż mam już prawie nieograniczoną kontrolę, to zawsze ktoś stanie na drodze... - Mówił Carraboth do Cecilii. Do pokoju wpadł Belzeb, był cały we krwi.
- Mój Panie! Buntownicy! Zebrali niewielką, ale dosyć silną armię! Postanowili zaatakować! Ale dlaczego akurat nasz zamek? Skoro ważniejszy jest dla nich Hogwart? - Pytał Belzeb.
- Oczywiście zrobili to, ponieważ w lochach znajduje się Bazyliszek... - Mówił Carraboth wyciągając Różdżkę. Zasyczała...
- Postanowili zniszczyć moje Horkruksy... Głupcy! Żadnej litości... Zabić każdego, chronić Bazyliszka za wszelką cenę... - Powiedział Carraboth i machnął ręką. Belzeb się pokłonił i wyszedł z jego komnaty, ruszył na pole bitwy. Jak schodził po schodach, zauważył KeyLey'a, który zabijał wielu Zamaskowanych Czarodziejów, wilkołaki i wampiry. Jednak od tyłu KeyLey'a zaatakowało dwóch Dementorów pocałunkiem Dementora... Belzeb wyciągnął Różdżkę i celował w KeyLey'a, ale był jeszcze za daleko, by rzucić zaklęcie. Szedł w jego kierunku....
- Cecilio... Obiecaj, że tutaj zostaniesz... W Mojej komnacie. Nawet, jeśli zniszczą zamek... Ta komnata jest chroniona moim autorskim zaklęciem... Nic jej nie zniszczy... - Powiedział Carraboth i natychmiast wyleciał z komnaty z Różdżką w ręku. Cecilia została w komnacie.
Carraboth schodził po schodach.
- Avada Kedavra! - Cisnął w grupę Sługusów Molaga. Natychmiastowo ich zabił.
- Cruciatus!
- Serpensortia! - Carraboth ciskał w każdego, kto stawał mu na drodze swoimi najpotężniejszymi zaklęciami... Szedł w kierunku lochów, które były zamknięte. Chciał je otworzyć, aby wypełzły z niego Mniejsze Bazyliszki, wyhodowane przez tego głównego...
- Muszę się tam dostać i porozmawiać z moim Bazyliszkiem... - Myślał Carraboth. Biegł do lochów. Walka rozpoczęła się na dobre... Zamaskowani Czarodzieje latali nad sufitem i ciskali w każdego Buntownika zaklęciami Śmierci.
Vincent spojrzał na Philippe.
- O Jeju dzięki, że użyłeś zaklęcie wytrzeźwienia! Tak bardzo Cię lubię mój przyjacielu! - Krzyczał Vincent.
- Z tego co mi wiadomo to niedługo przybędzie tutaj, do Hogwartu! Organizuje tutaj Największy Turniej Quidditcha! Ciekawe jakie będą nagrody! I w ogóle ciekawe, po co to organizuje... - Mówił Vincent.
— W takim razie czekamy na Turniej. — odparł Philippe i udał się wraz z Vincentem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, aby trochę odpocząć.