- Ja to tam się cieszę, że Lord Carraboth nas nie zabił za to, że się wszyscy upiliśmy i daliśmy sobie odebrać Hogwart. - Mówił zmartwiony Vincent. Spojrzał, jak armia Carrabotha naprawia zamek, zapadła noc.
- To co, może po jednym? - Powiedział Vincent wyjmując zza pazuchy Flaszkę i siadając na krześle, przy głównym stole. Siedziało tu też paru Czarodziejów i innych stworów.
Tymczasem Cecilia była w swojej komnacie... Urządziła ją, rozgościła się. Teraz siedziała na krześle przed lustrem. Jedna z jej służących Czarownic czesała jej piękne śnieżnobiałe włosy, druga zaś poprawiała makijaż na twarzy i inne rzeczy.
- Jakaś tu smętna atmosfera... - Mówiła Cecilia.
- Idziemy zaraz na dół, drogie Panie? Pozwiedzamy trochę zamek mojego dziadka. - Cecilia zachichotała.
Carraboth zaś siedział w swojej komnacie... Patrzył na swoją Różdżkę... Rozmyślał o jego dawnych przygodach z Bazyliszkiem...
- Panie... Nie czuję nóg... Nic nie czuję... - powiedział Gustav
- Wiem. To minie. Musisz się przyzwyczaić... Będziesz musiał. Czeka cię wiele walk przy moim boku.
- Dziękuję, Molagu...
- Jeśli nadal będziesz okazywał wdzięczność, będziesz słaby... Będziesz nikim... Musisz być zły. Wypuść z siebie gniew... Krzyknij.
- Aaa... - krzyknął
- Głośniej! - uderzył go w twarz
- Aaa! - krzyknął mocniej
- Pokaż złość! - raził go błyskawicami
- AAAA! - krzyknął z bólu
- Doskonale... Siłę buduje się na bólu. Tym fizycznym i psychicznym. Czeka cię wiele treningów... Jeszcze raz! - raził go błyskawicami
Philippe usiadł przy stole, obok Vincenta. Nie pił jednak, bowiem zmartwiony rozmyślał o wydarzeniach, które wcześniej rozegrały się w jego życiu. Po chwili uśmiechnął się, przywdziewając maskę szczęśliwej osoby i rozejrzał się po twarzach osób, które również siedziały przy masywnym stole.
Vincent wziął łyk piwa. Obok niego siedziały dwa wilkołaki, które się siłowały. Obok przeszedł jakiś szkielet. Jeszcze dalej przeszedł Wampir, jeszcze dalej zamaskowani czarodzieje trenowali. Vincent wziął kolejny łyk. Potem sięgnął po jakieś jedzenie na stole i jadł...
- Nasz Pan poniósł dzisiaj Wielkie straty... Ciekawe, kiedy wszyscy się po tym pozbierają i zaczniemy działać... - Mówił Vincent.
Tymczasem Cecilia wyszła ze swojej komnaty. Szła po schodach w dół, do głównej sali, na środku której stał ten stół. Wiele osób na nią patrzyło. Podeszła do Vincenta i Philippe.
- Uhuu widzę, że nie jest tutaj zbyt wesoło. - Powiedziała do nich. Następnie też wzięła łyk piwa. Usiadła obok nich.
— Bywało gorzej. — odparł Philippe — Czy tak młoda dama jak ty powinna pić alkohol? — spytał
- Oho, stary koń się odezwał. Haha - powiedziała Cecilia do Philippe, następnie zaczęła bawić się włosami.
- Tak właściwie Co tutaj robisz? Skąd się wzięłaś? - Spytał Vincent.
- A czy to ważne? Lubię emocje, dreszczyk... W pałacyku mojego dziadka było straaasznie nuudno! - Powiedziała Cecilia, a potem skarciła się w duchu... - Brawo, Cecilio, wygadałaś się o pałacyku, o którym nikt nie miał pojęcia... A jest tam tyle złota.
Vincent cały czas patrzył na Cecilię... Robił do niej maślane oczy...
- A ty co tak patrzysz? Jesteś pijany! - Krzyknęła Cecilia i wstała. Wyciągnęła Różdżkę.
- Pojedynkujecie się?! - Spytała Philippe i Vincenta.
— Nie, nie potrzebuję tego do szczęścia. — odparł Philippe — Powalcz z Vincentem, tylko go nie zabij.
- Panie, błagam! Przestań! - krzyczał z bólu Gustav
- Błagasz? Prosisz o litość?! - poraził go mocniej
- AAAA! - krzyczał
- Wstań... - przestał
- Nie... Nie mogę...
- Możesz! - gestem dłoni podniosł jego ciało w górę i po chwili puścił
- Aaa... - krzyknął z bólu - Przestań!
- Gnieeew... Taaak... Dobrze... - pochwalił go - Jeszcze raz!
- DOŚĆ! - Gustav wstał i uderzył Molaga w twarz
Molag prawie upadł na ziemię. Gustav przeprosił za to co zrobił bo bał się gniewu Molaga:
- Nie przepraszaj. Na to czekałem. Udowodniłeś swoją wartość - uśmiechnął się. - Mam dla ciebie zadanie. Ostatni test.
- Tak?
- Zawalczysz ze mną...
Keyley gdy zregenerował siły, wyszedł z ukrycia i westchnął:
- Czas na kolejny krok na przód
- Szykujcie się, niebawem znów świat magii o nas usłyszy - rzekł do swoich sługów
==========
Swoją droga, pewnie będzie teraz mniejsza aktywność ze względu na szkołę. Jednakże nie przejmujmy się, w weekend nadrobimy <3
- Zzzzeee mnąąą? - Spytał Vincent.
- Ale jjaaa jestem Mistrzem! Pojedynkóóóww. - Powiedział Pijany Vincent.
Cecilia zachichotała. Vincent wstał ustawili się naprzeciwko siebie.
- Nnieee maszzz szans! - krzyczał Vincent.
- Drę... - powiedział Vincent, ale Cecilia była szybsza...
-Everte Statum! - Cecilia wyrzuciła Vincenta w powietrze. Ten upadł na plecy i wrzasnął z bólu. Następnie szybko się podniósł, wycelował w Cecilię Różdżką.
- Inkarserus! - Cecilia znów była szybsza. Spętała Vincenta pnączami. Nie mógł się ruszyć. Cecilia chichotała. Następnie wycelowała w Vincenta i rzuciła zaklęcie. Na głowie Vincenta pojawiła się żaba.
- Cccoo co to co ja mam na głowie?! - krzyczał Vincent. Żaba siedziała na jego głowie.
- Hihihi - Cecilia nie mogła wytrzymać ze śmiechu. Następnie wycelowała w Vincenta.
- Drętwota! - Vincent padł na plecy, zemdlał. Wszyscy patrzyli na Cecilię, zaczęli jej bić brawo. Ta z gracją się ukłoniła i schowała Różdżkę. Zachichotała...
Nagle, drzwi od komnaty Lorda Carrabotha się otworzyły... Carraboth stanął w drzwiach... Spojrzał w dół.