29-May-2019, 17:11:52
Jeden Zamaskowany Czarodziej zagrodził drogę KeyLey'owi na dziedzińcu.
- Chwila, chwila... Czyż to nie KeyLey? Buntownik, na którego wystawiony jest list gończy? - Krzyczał Zamaskowany, wyciągnął Różdżkę, chwilę potem KeyLey'a otoczyło 10 Zamaskowanych. Jednak większość armii była w zamku Carrabotha. Tutaj w Hogwarcie było troszkę mniej armii, ale też sporo.
- Zarżnąć go! - Krzyczeli Zamaskowani. Po chwili jednak podszedł do nich jeden z Oficerów, Wampir i dwa wilkołaki.
- A cóż to za pier******* hałasy? Dopiero co słońce zaszło... - Mówił Wampir, po chwili zauważył KeyLey'a. Wyciągnął jakiś zwój.
- Aaa, Młodzieniec... Tak, nasz Pan oczekuje... Zapraszam do środka... - powiedział Wampir.
- Co jest, do cholery? Nie wpiep*** się w sprawy Czarodziejów! - Krzyknął jeden Zamaskowany Czarodziej.
- Durniu! Jestem rangą wyżej od Ciebie... A poza tym, wszyscy i tak służymy Lordowi Carrabothowi... - Wampir uciszył Zamaskowanego Czarodzieja.
Lord Carraboth spojrzał na Cecilię.
- Zależy Ci na tych Robalach? Co ty wyprawiasz... Wstań z kolan, takie zachowanie nie przystoi Księżniczce... - Mówił Carraboth, cały czas celował Różdżką w Philippe i Vincent'a, trzymał ich unieruchomionych w powietrzu. Stwory i Czarodzieje obserwowali i wiwatowali, krzyczeli.
- Dziadku... - Cecilia podeszła bliżej, chwyciła Carrabotha za kościstą rękę. - Oni będą błagać Cię o litość... Są posłuszni... Można ich specjalnie wyszkolić, aby nie popełniali więcej takich błędów... Myślę, że oni nadają się do Legionu K'arhu AzzaRth'Ss! - Krzyczała Cecilia. Lord Carraboth spojrzał na Cecilię, następnie na Vincent'a i Philippe. Machnął Różdżką, obaj spadli w dół.
- Błagajcie... - Powiedział Carraboth.
- Chwila, chwila... Czyż to nie KeyLey? Buntownik, na którego wystawiony jest list gończy? - Krzyczał Zamaskowany, wyciągnął Różdżkę, chwilę potem KeyLey'a otoczyło 10 Zamaskowanych. Jednak większość armii była w zamku Carrabotha. Tutaj w Hogwarcie było troszkę mniej armii, ale też sporo.
- Zarżnąć go! - Krzyczeli Zamaskowani. Po chwili jednak podszedł do nich jeden z Oficerów, Wampir i dwa wilkołaki.
- A cóż to za pier******* hałasy? Dopiero co słońce zaszło... - Mówił Wampir, po chwili zauważył KeyLey'a. Wyciągnął jakiś zwój.
- Aaa, Młodzieniec... Tak, nasz Pan oczekuje... Zapraszam do środka... - powiedział Wampir.
- Co jest, do cholery? Nie wpiep*** się w sprawy Czarodziejów! - Krzyknął jeden Zamaskowany Czarodziej.
- Durniu! Jestem rangą wyżej od Ciebie... A poza tym, wszyscy i tak służymy Lordowi Carrabothowi... - Wampir uciszył Zamaskowanego Czarodzieja.
Lord Carraboth spojrzał na Cecilię.
- Zależy Ci na tych Robalach? Co ty wyprawiasz... Wstań z kolan, takie zachowanie nie przystoi Księżniczce... - Mówił Carraboth, cały czas celował Różdżką w Philippe i Vincent'a, trzymał ich unieruchomionych w powietrzu. Stwory i Czarodzieje obserwowali i wiwatowali, krzyczeli.
- Dziadku... - Cecilia podeszła bliżej, chwyciła Carrabotha za kościstą rękę. - Oni będą błagać Cię o litość... Są posłuszni... Można ich specjalnie wyszkolić, aby nie popełniali więcej takich błędów... Myślę, że oni nadają się do Legionu K'arhu AzzaRth'Ss! - Krzyczała Cecilia. Lord Carraboth spojrzał na Cecilię, następnie na Vincent'a i Philippe. Machnął Różdżką, obaj spadli w dół.
- Błagajcie... - Powiedział Carraboth.