Daron doszedł do siebie. Wstał:
- Ahh... Ale sobie narobiłeś, Gustav...
- No nic. Tobą też się zajmę, ale potem. Teraz mam ważniejsze sprawy niż ty.
Demon przybrał postać smoka. Rozprostował skrzydła, a one strąciły z pułek książki i małe przedmioty:
- Ale tu się bałagan zrobił... - rozejrzał się i ujrzał m.in. ciała zmarłych wrogów, ciało Molaga spoczywające na tronie, dziury w ścianach, porozwalane meble i książki.
- To już nie mój interes. - stwierdził
Daron cofnął się do tyłu. Wziął rozbieg na ścianę i przebił ją. Wyskoczył i zaczął lecieć:
- Czuję obecność Keya w jakiejś chacie... Muszę tam dolecieć... Potem go zabiję. - roześmiał się i kontynuował lot.
=====
@Demonik: Mogę zabić tego typa co ci teraz pomagał??? ^^
Możesz, ale będę go kontrolować, tak, aby i tak stawiał opór ;3
========
Po wyjściu Keyley'a, Fajlus wyczuł, że ktoś obcy się do niego zbliża. Poczuł, że jest to postać przepełniona mroczną magią.. tak czarną.. tak pełną nienawiści, że raczej nie wyjdzie z tego cało. Postanowił tylko zawiadomić K.L, że raczej się z nim już nie spotka. wyciągnął różdżkę i przyłożył do swojej ręki.
- Key.. zaraz zabije mnie pewna postać, raczej jej nie znasz.. wiedz, że zawsze byłeś moim przyjacielem. - po czym zamknął połączenie, aby nikt mu nie odpowiedział.
- Czas śmierci nadszedł - westchnął.
========
Będę jutro ^^
Daron ujrzał chatę. Ryknął. Jego ryk był tak głośny i potężny że chata zaczęła drżeć, a z półek pokolei spadały garnki i inne mniejsze rzeczy. Dodatkowo ptaki siedzące na pobliskich drzewach masowo odlatywały. Demon wylądował przed chatą. Znów zaryczał. Po tym przemienił się w pierwotną postać. Poszedł do chaty i zapukał. Przez szparę w drzwiach, Fajlus dostrzegł cień Darona...
Tak, dzisiaj byłem mniej aktywny, ale z powodu zawodów(Zmęczyłem się na nich i musiałem odpocząć) + zakup nowego telefonu. Demonik prośba: Proszę o Dodanie Cecilii do listy odgrywanych przeze mnie postaci(może być po przecinku po Carrabothcie)(Bo jest to dla mnie również ważna postać a nie taka jakaś chwilowa) A Carrabothowi dodaj przydomek "Lord" oki? X"D Dzięki.
----------------------------------------------
Wszyscy się pokłonili. Lord Carraboth spojrzał w górę, zobaczył Cecilię i stojącego już obok niej Philippe przed jego komnatą.
- Panie... - Powiedział jeden Czarodziej.
- WSZYSCY MAJĄ ZAMILKNĄĆ! - Krzyknął Carraboth.
- Wyczułem, że ktoś ukradł mój Pierścień z jaskini! - Krzyczał Lord Carraboth...
- Zginął strzegący go Bazyliszek... Te gnidy, które go ukradły mają zdechnąć! Odzyskanie pierścienia jest priorytetem... Sprawę Turnieju Śmierci odkładam na później... - Mówił Carraboth. Cecilia wzięła Skyres(kotkę) na ręce i zeszła na dół, za nimi zszedł Philippe.
- Dziadku, gdzie byłeś? - Spytała Cecilia.
- Pożegnałem się z Bazyliszkiem... Koniec odpoczynku, koniec Świętowania... Buntownicy znowu się panoszą... - mówił Lord Carraboth. Nagle coś wleciało przez szybę, czarny dym, był to Zamaskowany Czarodziej zmasakrowany przez Darona. Wylądował przed Carrabothem. Był Cały zakrwawiony, klęczał, pluł krwią.
- Panie... Panie... Błagam o litość... Wybacz mi... - Mówił Zamaskowany Czarodziej.
- Mów, mój drogi przyjacielu... Kto cię tak zmasakrował? - Spytał Lord Carraboth.
- Ktoś wezwał naszą grupę zaklęciem... Podobno miał tam być Molag Bal, jeden z Buntowników... Jednak on nie żył... Na miejscu zaś spotkaliśmy Demona... Był potężny... Jednak ledwo co nas pokonał... Ale było nas tylko siedmiu... - Mówił Zamaskowany Czarodziej.
- Demon? Demony po tym świecie się już nie panoszą... Od bardzo dawna... - Mówił Carraboth.
- Jeśli dobrze usłyszałem, to zwał się... "Daron". - Powiedział Zamaskowany Czarodziej, następnie splunął krwią i zemdlał...
- CO?! Niemożliwe... - Carraboth spojrzał po wszystkich na sali...
- Czyżby... Czyżby to był on? Będę musiał to przemyśleć... - Mówił Lord Carraboth. Nagle znowu coś huknęło. Tym razem do sali wpadł Auror.
- Lordzie Carraboth! Ministerstwo Magii! Płonie! Zaatakowane przez smoka! - Krzyczał Auror.
- Jeszcze tego brakowało... Po cóż ktoś miałby atakować Ministerstwo? - Spytał Carraboth.
- Wydaje mi się, że przyszli po tych dwóch więźniów - Saula i Slughorna... Są ledwo żywi... Jedzenie dostali 5 dni temu... - mówił Auror.
- Te ścierwa jeszcze żyją? Powinni dawno zdechnąć... - Mówił Lord Carraboth.
- Pora Działać... Ministerstwo zapewne zostało zaatakowane przez tych samych, którzy ukradli pierścień... Zapewne mają go przy sobie... - Mówił Carraboth.
- Cecilia, zbierz najpotężniejszych... Wyruszycie do Ministerstwa... Ci, którzy są w Lochach - Mają tam pozostać. Ci, którzy zaatakowali Ministerstwo - Mają zdechnąć. Macie odzyskać mój Pierścień i przynieść go prosto do mnie... - Mówił Lord Carraboth.
- Jak to? Dziadku? A ty nie idziesz? Przecież... - Mówiła Cecilia.
- Ja... Muszę przemyśleć parę rzeczy. Myślę, że sobie poradzisz... To będzie pierwsza twoja samodzielna misja, moja księżniczko... - Mówił Lord Carraboth idąc do swojej komnaty, mijając spojrzał na Cecilię i jej kota.
Tymczaszem wieża Molag Bala zawaliła się z powodu otrzymanych obrażeń od Zamaskowanych Czarodziejów...
W przepaści:
- Cholera jasna... Jakim cudem ja żyję... - powiedział Gustav.
- Aaaau... Wszystko mnie boli. - trzymał się za bok
- Muszę z tąd wyjść i wszystkich ostrzec zanim będzie za późno... Ale jak...? - spojrzał w górę. - To jest kilkaset metrów w górę...
- Mam nadzieję że nie znajdę tu... - przerwał, bo usłyszał odgłosy walki.
- Cóż tam się dzieje? - spojrzał w korytarz z którego dochodziły hałasy
- Jest tam kto?! - krzyknął
Nikt nie odpowiedział. Postanowił że wejdzie i sprawdzi źródło hałasu. Gdy dotarł do końca korytarza, zobaczył walkę jakiś 3 szkieletów z gigantycznym pająkiem. Jeden z nich wskoczył na jego głowę i wbił miecz. Potwór upadł.
- No panowie! Dzisiaj mamy takie a nie inne jedzenie! - krzyknął stojący na zmarłym stworzeniu szkielet
- Ekhem... Przepraszam, kim jesteście? - spytał Gustav wychodząc z cienia
Szkielety odwróciły się w jego stronę i jeden z nich powiedział:
- Oficer?
Fajlus zobaczywszy cień okrutnego czarodzieja/maga (Czy czymkolwiek jesteś) przeraził się. Wyciągnął różdżkę i czekał na niego.
Arcan wleciał do środka Ministerstwa, wszyscy w środku zaczęli krzyczeć, Tirtan deportował się do środka.
Lufos udał się drzwiami i kierował się w stronę wiezienia - różdżka Saula wskazywała mu drogę. Pierścień Carrabotha tkwił w torbie Saula, ta była na ramieniu Arcana, który demolował wszystko w Ministerstwie.
Lufos zabijał po drodze złych magów i dotarł w końcu do lochu. Zobaczył tam bladego Saula oraz nieżyjącego już Slughorna..
- Za późno - ze łzami w oczach powiedział Saul
- Szybko, musimy Cię stąd zabrać! - krzyknął Lufos
Lufos chwycił ciało Slughorna i deportował się do kryjówki, Saul wybiegł do sali głównej gdzie zobaczył Arcana szarżującego na smoku.
- Arcan!? Ty żyjesz! - krzyknął Saul
- Tak, a teraz zabierajmy się stąd, Carraboth już tu pewnie zmierza. - Arcan chwycił Saula i wylecieli z Ministerstwa Magii, nie zauważyli jednak, że zostawili tam Tirtana, który nie wiadomo dlaczego zmierzał w stronę Gabinetu Ministra Magii..
Demon przestał pukać. Zrobiło się cicho... Słychać było tylko lekki wiatr. Nagle drzwi wybuchły i poleciały w stronę Fajlusa, ten odbił je w inną stronę.
- Witam... - uśmiechnął się
Demon stanął w progu domu. Z jego dłoni ulatniała się energia w postaci czarnego dymu.
- Zastałem Keya...? - spytał rozglądając się po pomieszczeniu.
- Nie znam osoby o imieniu Key.. której jak mniemam szukasz.. - rzekł Fajlus
- I nie wiem co twoja osoba u mnie robi.. żeby tak niszczyć kogoś dom? Chamstwo i prostactwo! - powiedział Fajlus.
Demon teleportował się przed Fajlusem. Złapał go za szczękę i przemówił demonicznym głosem:
- Nie rób ze mnie głupca. Nie igraj z moją mocą. Wyczułem jego obecność... Najwyraźniej się spóźniłem...
- Gadaj gdzie jest! Inaczej zginiesz!