Philippe przechadzał się po miasteczku. Ulice były puste, sklepy pozamykane. Bali się. Ślizgon usiadł na ławce koło sklepu Olivandera, gdzie przed laty kupił swoją różdżkę. Dopadły go wspomnienia.
~^~^~^~
11 lat temu...
~^~^~^~
— Mamo, tato, kim jest ten pan? — zapytał mały chłopiec schodząc na dół — I kim są ci panowie za nim?
— Spokojnie synku. — odpowiedziała mu czarnowłosa kobieta o delikatnych rysach twarzy. Jej niegdyś wesołe oczy tego dnia były smutne, a w kącikach były niespotykane wcześniej łzy. — Ci panowie ci, nam, pomogą. Są ze szpitala.
— Szpitala? O czym wy mówicie? — Chłopczyk cofnął się do tyłu, rączki zacisnął w piąstki, dodając sobie pewności, którą stracił całkowicie. — Co to znaczy?
— Philippe — wtrącił się ojciec chłopca — Twoje zachowanie nie jest normalne. Żadne dziecko nie powoduje, że znikają przedmioty, nie powoduje koszmarów i psiakrew nie lewituje.
— Ale...
— Zamknij się i zejdź tutaj! — dodał groźnie.
Mężczyźni ruszyli po schodach w kierunku chłopca. Mały Philippe zaczął uciekać w kierunku swojego pokoju. Zamknął drzwi na kluczyk, podstawił krzesełko i otworzył okno. Wszedł na parapet i skoczył w dół. Był mały, więc jego sześcioletni móżdżek w połączeniu z przypływem adrenaliny nie pomyślał, że skok ten może być zabójczy. Zbliżając się do ziemi stał się cud. Philippe odbił się od niej i bezpiecznie wylądował za płotem, u swoich sąsiadów. Słysząc otwierające się drzwi i krzyk jego mamy, uciekł. I więcej go nie widział. Rodziców także.
~^~^~^~
6 lat temu...
~^~^~^~
— No, Philippe, dostałeś list z Hogwartu. — oznajmił Stanley Shunpike, konduktor Błędnego Rycerza — Nawet tutaj cię znaleźli.
— Nic dziwnego, przecież praktycznie tu mieszkam — odparł jedenastoletni chłopak. — Lepsze to od mieszkania wśród mugolskich bezdomnych.
— Jak chcesz to mogę razem z Prangiem pomóc ci w zakupie potrzebnych do Hogwartu rzeczy...
— Byłoby miło — odparł — Dzięki. Mam jeszcze jedno pytanie... Jaki ród czarodziejski budzie uznanie?
— Lestrange, będzie odpowiedni. — uśmiechnął się kpiąco Stan.
— Wybornie. — odparł chłopak.
Nagły huk wyrwał Philippe z rozmyślań. Wstał z ławki i poszedł w jego kierunku.