- Moja druga armia jest gotowa do kolejnego szturmu. Daj znak, a wyruszę - Molag zniknął.
- Oby rzeczywiście była gotowa - powiedział do siebie Keyley.
Po czym znowu usiadł na kamieniu.
Molag pojawił się obok Gustava:
- Zwołaj całą armię przed twierdzą.
- Tak, panie
K.L deportował się pod Hogwart, użył zaklęcia, którego dawniej używał, by zamaskować książkę - tym razem musiał siebie zamaskować. Hogwart był trochę zniszczony. Mimo tego normalnie lekcje były prowadzone. KeyLey wiedząc, że raczej nikt go nie rozpozna, gdy używa tego zaklęcia - wszedł do Hogwartu i podążał starymi korytarzami. Jak wtedy kiedy miał bronić Hogwartu z Dawidem
- To były czasy - westchnął i dalej przemierzał korytarze.
Carraboth schodził po schodach... Kulał. Wszyscy umilkli i na niego patrzyli. Carraboth zszedł na dół i podszedł do stołu. Do Carraboth'a podszedł jeden zamaskowany Czarodziej:
- Mój Panie... Większość zniszczeń została naprawiona... Mury naprawione, ściany też. Lochy są tylko zniszczone - mówił Czarodziej ze spuszczoną głową.
- Doskonale... Znakomicie... - Mówił Carraboth. Wszyscy na niego patrzyli.
- Mów. - Carraboth powiedział do Jakiegoś swojego Zwiadowcy.
- Aaaale co? - Spytał Zwiadowca
- Co teraz knuje ten cały Saul? I kto jest teraz dyrektorem Hogwartu?
- Saul... On zbiera teraz jakąś drużynę... Chce wyruszyć by zniszczyć resztę Horkruksów... A dyrektorem mianował Profesora Slughorna. - odpowiedział
Nagle w sali głównej pojawili się Aurorzy i najważniejsze osobistości z Ministerstwa Magii, kontrolowane przez Lorda Carrabotha zaklęciem Imperius.
- Aa, witajcie, oczekiwałem was... - Mówił Carraboth i podparł się krzesła, na którym siedziała Cecilia, gdyż jego nogi nadal go bolały... Aurorzy pokłonili się Carrabothowi.
- Pierwszą rzeczą, którą teraz zrobimy to będzie postawienie przed Sądem - Saula i Profesora Slughorna - Aktualnego dyrektora Hogwartu. - Mówił Carraboth.
- Tak jest, wielki Lordzie. - Pokłonił się jeden Auror, a potem wysłał najszybszą Sowę z listem do Saula i prof. Slughorna. Jeśli sami nie stawią się do Ministerstwa, zostaną sprowadzeni siłą.
- Tak, doskonale, znakomicie... - Mówił Carraboth. Podpierał się dalej o krzesło...
- Ci durnie będą przesłuchiwani akurat w dzień Wielkiego Turnieju Quidditcha, na który zjedzie się wiele ważnych osobistości z całego magicznego Świata... Wtedy Hogwart zostanie przez nas przejęty... - Mówił Carraboth.
- Dziadku... Odpocznij jeszcze! Straciłeś Bazyliszka... To był przecież twój Horkruks... - Powiedziała Cecilia.
- Dosyć... Żadnego odpoczynku... Już nigdy nas tak nie ośmieszą... Zapłacą za to... - Mówił Lord Carraboth...
— Jeśli mógłbym coś zasugerować — wtrącił Philippe — Czy to nie jest zbyt pochopnie działać bez przemyślenia dalszych działań?
- Co masz na myśli, młodzieńcze? - Spytał Carraboth.
- Ten cały Saul i Slughorn będą bardzo długo przesłuchiwani. A po przesłuchaniu dostaną karę Śmierci, lub zostaną zamknięci w najpilniej strzeżonych lochach w Ministerstwie... Mówił Carraboth.
- Następną rzeczą, którą musimy zrobić to zastawić zasadzkę w miejscu, w którym znajduje się mój drugi Horkruks... Macie jakieś pomysły? Kogo tam wysłać i jak liczebna ma być to grupa? A może Lepiej żebyśmy to my pierwsi zdobyli tego Horkruksa, abym miał go przy sobie? - Pytał Carraboth zgromadzonych.
- I Gdzie znajduje się teraz reszta osób z drużyny Slytherinu w Quidditchu? Trzeba ich tu sprowadzić... - Mówił Carraboth do Vincenta i Philippe.
— Może po kolei... — odparł Philippe — Zacznijmy od tego, że zważywszy na stan, w jakim się Panie znajdujesz, jeśli mogę tak powiedzieć... — pochylił głowę — strata Bazyliszka dotknęła cię, Panie. Wysłanie aurorów do Hogwartu, może być dobrym rozwiązaniem, ale nie na długo. Jeśli zabijesz Saula bądź Slughorna to znajdzie się masa naśladowców... Obrosną wśród buntowników do rangi legendy, rangi męczenników w słusznej sprawie. Nie jest to dobre...
Philippe podszedł bliżej Carrabotha.
— Nie jestem pewien czy oni w ogóle wiedzą o ilości twoich horkruksów. Czy nie wydaje ci się dziwne, że najpierw zaatakowali Bazyliszka, który jest w twoim zamku. Strzeżonym zamku. Przecież mogli udać się po pierścień, zrobić to po cichutku. Myślę, że oni nawet nie wiedzą o jego istnieniu. — mówił dalej Philippe — Jeśli chodzi o Slytherin... Mało nas zostało. Nasz obrońca, Frederick, zginął podczas pierwszego szturmu na Hogwart. Pałkarz Bob i ścigający Murphy — jeden zwariował i uciekł, a drugi dostał Avadą od Saula. W sumie z oryginalnej drużyny zostałem ja, Vincent i dwójka ścigających, z którymi w sumie nie wiem, co się dzieje.
- Tak, Philippie. Ale czy nie zauważyłeś, że podczas ataku na Mój Zamek oni walczyli również ze sobą? Masz pewność, że Wszyscy nie wiedzą o wszystkich Horkruksach? Czy może jednak któryś z Buntowników ma już informacje o wszystkich Horkruksach? - Pytał Carraboth.
- Możemy wystawić listy gończe na wszystkich buntowników... Nagroda będzie duża, więc gdzie się nie pojawią to wszyscy będą ich atakować i informować o tym moich ludzi... - Mówił Carraboth.
- A więc kto pójdzie reprezentować Slytherin na tym Turnieju? Skoro z drużyny zostałeś tylko Ty i Vincent. - Spytał Carraboth.
— Listy gończe to świetne rozwiązanie. Proponuję także ustawić namiar na twoje imię, dzięki czemu będzie łatwo znaleźć buntowników. Jeśli chodzi o drużynę... myślę, że jeśli udamy się z Vincentem do Hogwartu, udając zwykłych uczniów, uda nam się kogoś godnego zneleźć, wszak twoich wyznawców było pełno w Domu Węża.