MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Harry Potter
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ej dwa pytania: Kto jest teraz w Hogwarcie i kiedy będzie EnderDragon?
----------
Vincent - 17 letni Ślizgon, sługa Carrabotha i przyjaciel Philippe stał na dziedzińcu było tu wielu zbuntowanych uczniów.

Tymczasem Carraboth i Belzeb stali przy Bazyliszku. Carraboth przemówił w języku weży:
- Jak dobrze Cię widzieć, najdroższy przyjacielu... Niedługo czeka nas wielka batalia... Czy są już gotowe? - Pytał Bazyliszka Carraboth.
Bazyliszek w lochach złożył trochę jaj, z których wykluło się trochę małych Bazyliszków, wszak żaden nie dorówna wielkości Bazyliszkowi Carrabotha.
Belzeb z grupą Czarodziejów i różnych stworów deportował się do Hogwartu. Jednak Carraboth i większość armii została na razie w zamku.
W Hogwarcie jest - Saul, Merlin, Alvin, Arcan (przed murami Hogwartu) A Saul właśnie wbiegł na dziedziniec

- Ty! Młody! Odsuń się! Ide do Carrabotha! - krzyknął Saul
Plan Keyley'a coraz bardziej się sprawdzał. Wiedział, że ma wsparcie potężnych Czarodzieji oraz istot. Po zawarciu sojuszu z Morag'iem wie, że trudno będzie go pokonać. Na dodatek jeszcze Fubuki mu pomoże, dzięki czemu dużo łatwiej będzie im pokonać Carraboth'a jak i Saula oraz jego ludzi. Żeby mieć siłę na zdobycie krwi Merlina postanowił się przespać, regenerując przy tym siły.


==========
Nie wiem kiedy będzie EnderDragon
Vincent wyjął Różdżkę.
- Jedyne co możesz teraz zrobić to błagać mojego Pana o wybaczenie, za wtargnięcie na jego teren! - krzyczał Vincent.
Nagle za plecami Saula pojawił się Belzeb z grupą Czarodziejów i istot. Również w niego wycelował.
Saul nie zdając sprawy, że z tyłu niego znajduje się tyle osób wymówił tylko Bombarda w stronę Vincenta...
Vincenta odrzuciło do tylu i zemdlał. Natychmiast grupa Ślizgonów zabrała go z dala od pola bitwy w bezpieczne miejsce, gdyż Carraboth kazał go chronić.
Belzeb cisnął w Saula.
- Dretwota Duo! (Ulepszona Dretwota)
Saul upadł.
----
Ej będę gdzieś za 1,5h możemy wtedy przeprowadzić bitwę? Może Ender i Tomekk będą
Saul leżał nieruchomo. W głębi myśli znowu winił siebie za pochopność. Liczył tylko na pomoc przyjaciół


----
Ok, ale to nie będzie ostateczna bitwa, tylko potyczka Tongue
Philippe tymczasem przebywał daleko od Hogwartu, daleko od epicentrum wydarzeń. Zdawało mu się, że Zakazany Las nie ma końca. Ściągnął pelerynę, zaklęciem zmienił swój ubiór ze szkolnej szaty, z zielonymi elementami i dumnym herbem Slytherinu na piersi, który zważywszy na sytuację w jakiej się znajdował i to, co przeżył, był teraz podarty i już nie taki elegancki. Obecnie Philippe nosił zwykły płaszcz i zwykłe czarne spodnie, aby było mu się łatwiej poruszać po lesie. W kieszeni miał swoją miotłę (zmniejszoną zaklęciem), kamień wskrzeszenia, pelerynę (także zmniejszoną) oraz czarną różdżkę, której nie dotykał, bowiem emanowała czarną magią. Domyślał się, że została horkruksem.

Philippe był równocześnie szczęśliwy, gdyż był posiadaczem wszystkich trzech Insygniów Śmierci, ale zarazem czuł niebywałą pustkę, bo nie miał się z kim podzielić tą informacją — w lesie był sam, a poza nim też nie było kolorowo: jego przyjaciele albo poginęli, albo zostały im całkowicie wyprane mózgi. Nie miał się też przed kim pochwalić, bo jego szkolni wrogowie zostali w większości wtrąceni do lochów, a reszta była zbyt silna, by z nich drwić.

Ślizgon błąkał się po lesie, aż doszedł do polany. Było to piękne miejsce. Usiadł na trawie i wyjął z kieszeni kamień wskrzeszeń. Coś go zmusiło, aby trzy razy go obrócić. Philippe zamknął oczy. Jeden obrót. Zatrzęsły mu się ręce z równoczesnego strachu przed tym, co zobaczy, ale także z podniecenia wywołanego oczekiwaniem, tej nutki tajemniczości kogo ujrzy. Drugi obrót – Philippe starł wierzchem dłoni pot z czoła. Wdech, wydech — pomyślał — Na pewno ktoś był ci bliski, ktoś się pokaże, kogoś zobaczysz. Trzeci obrót. Philippe otworzył oczy. Nic się nie wydarzyło.

— Do diabła z tym! — krzyknął — Cholera, czego się spodziewałem. Nikogo nie potrzebuję, co to za cholerny pomysł...

Philippe chował kamień do kieszeni, gdy nagle coś, a raczej kogoś zobaczył. Postać była z początku niewyraźna, jednak z każdym krokiem stawała się coraz lepiej widoczna. Zdumiony przetarł oczy, zrobił krok do tyłu.

— Tonks? — zdziwiony spytał sam siebie — Lauren, co ty tu robisz? Kuźwa, wychodzi na to, że zemsta na mnie była bliska twemu sercu, skoro nawet po śmierci mnie nawiedzasz... — odparł, zapewne próbując oszukać sam siebie tematem działania kamienia. Bowiem przecież pokazuje on tych, którzy są bliscy właśnie nam.
-Alvin słysząc dziwne dźwięki z zamku wziął Merlina i Arcana i pobiegli. Otoczyli leżącego na ziemi Saula barierą. Rozpoczęła się walka.
Grupka Ślizgonów wynosiła nieprzytomnego Vincenta. Po chwili się zbudził.
- Puszczać, Dupki, chcę walczyć i zabijać w imię Carrabotha! - krzyczał Vincent i zaczął się szamotać. Jednak nadal go trzymali i włożyli mu szmatę do ust.
Belzeb ciskał zaklęciami w barierę Alvina, reszta Czarodziejów też. Na miejscu zjawiało się coraz więcej Czarodziejów i istot Carrabotha. Przybyli też Dementorzy. Wszyscy zaatakowali ich małą barierę...

Lord Carraboth zaś stał w swoim zamku i rozmawiał w najlepsze z Bazyliszkiem. Miał nadzieję, że jego wysłannicy bez problemu pokonają wrogów w Hogwarcie. Jednak był gotów się tam deportować, gdyby zaszła taka potrzeba...
Przekierowanie