Keyley siedział sobie na głazie, rozmyślając nad atakiem, wmawiał sobie, że jutro, jutro. Wiedział, że zamek Carraboth'a jest pełen pułapek i obsadzony strażą, jednakże za wszelką cenę chciał zabić jego węża, by na końcu zabić Carraboth'a, a później zemścić się na Saul'u. K.L chciał już atakować, jednak wiedział, że jest na to za wsześnie.
- Dziaa.. to znaczy Henryku! - zawołał nagle Saul
- Tak?? - zapytał Henryk
- Jestem tutaj nowy, mógłbyś mi w czymś pomóc? - zapytał Saul
- Nie rozumiem?
- Mam tutaj pewną rzecz, która musi działać - Saul mówiąc to pokazał zmieniacz czasu
- Cóż to za rzecz?! - odparł Henryk
- To potężne urządzenie, której jestem posiadaczem, ma mnie zabrać do domu, naprawisz je dla mnie? - rzekł Saul
- Zobaczymy co da się zrobić - odparł Henryk
Pijany Vincent strasznie się ucieszył na widok Philippe. Chciał go przytulić, rzucił się na niego. Jednak Philippe się odsunął i Vincent przewalił się na ziemię. Po chwili podniósł się i otrzepał swoją szatę Slytherinu.
- Philippe, jaak, jaaaaak miło Cię widzieć! Gdzieś ty był do cholerrryyy! *czknął*
- Tutaj? Był tu mój Pan, zmasakrował Buntowników, którzy nas tutaj zaatakowali... I wsadził jakiegoś durnia do Lochóóóów! A teraz poszedł chyba przejąć władzę w ministerstwiieeee czy cccooośśś *czknął*. Vincent wszystko opowiadał Philippe.
- A ty pacanie opuściłeś tyle treningów Quidditcha! Mój Pan pozwala tylko drużynie Slytherinu trenować... Chyba coś szykkuujjee! - mówił Vincent.
Tymczasem Carraboth przejął całkowicie kontrolę nad Ministerstem Magii. Dzisiejsza poranna gazeta była już wydana tak, jak chciał Carraboth było w niej między innymi:
"Nowy Minister Magii - Lord Carraboth!" "Kto jeszcze tego nie zrobił, winien natychmiast wstąpić do Legionów Lorda Carrabotha! Inaczej zginie!" Teraz wszak Zamaskowani Czarodzieje Carrabotha, stwory i Dementorzy mogli się poruszać wszędzie, po każdej ulicy. Wcześniej wszak czarodzieje z Ministerstwa ich przeganiali. Wszędzie wisiały plakaty z napisami: "Carraboth - Nowy Minister Magii!" "Każdy, kto przeciwstawi się Carrabothowi zostanie zabity!"
Carraboth w gazecie kazał również umieścić informację o "Wielkim Turnieju Quidditcha w Szkole Magii I Czarodziejstwa - Hogwarcie, której był dyrektorem" Turniej odbędzie się Za 3 dni... Zaproszone są drużyny z różnych stron świata! Reprezentacją Hogwartu będzie najlepsza drużyna - Slytherin!"
Carraboth dalej siedział w fotelu Ministra, Belzeb stał obok... Rozmyślali.
- A tak właściwie to jak masz na imię - zapytał Henryk
- Eem, mam na imię Warw - odparł Saul
- Widzę, że kamień który znajduje się w środku się przepalił, dlatego nie działa obracanie tego czegoś.. Zaczekaj, może znajdę coś w swojej kolekcji - powiedział Henryk
Saul usiadł na krześle i podparł się ręką
- Coś Cie trapi?
- Słyszałeś o horkruksach? - powiedział Saul
Henryk odsunął się trochę..
- Wiem, że tylko osoba która korzysta z czarnej magii potrafi je stworzyć.. Mogą trzymać przy życiu najsłabszego..
- A jak je zniszczyć i pod jaką postacią najczęściej są używane? - powiedział zaciekawiony Saul
— Taa... Słuchaj... Miałem sporo na głowie. — odparł Philippe. — A w sprawie Quidditcha... Treningi nie są mi potrzebne, tyle lat trenowałem, że mogę sobie odpuścić taką... rozgrzewkę... — dodał i wyjął z kieszeni Vincenta flaszkę, a następnie wziął solidnego łyka. — Tego mi było trzeba.
Philippe podniósł "Proroka Codziennego", który leżał na ziemi. Przeczytał go i wbiegł do zamku. Pijany Vincent zatoczył się próbując pójść za nim, jednak średnio mi to szło i finalnie położył się na dziedzińcu, odpływając do krainy snów.
- widzę, że długo ci to jeszcze zajmie, ja muszę gdzieś skoczyć.. - Saul deportuje się
Saul wiedział, że w tym czasie biblioteka jeszcze nie została zniszczona, ma teraz okazję by poczytać na temat horkruksów w dziale ksiąg zakazanych..
Tymczasem Belzeb deportował się do zamku Carrabotha.
Carraboth wyszedł z ministerstwa na ulicę... Padał deszcz, była ulewa. Nagle jakaś dziewczyna wpadła w niego. Miała kaptur na głowie. Szybko odskoczyła do tylu.
- Drętwota! - Cisnęła zaklęciem w Carrabotha. To się od niego odbiło. Dziewczyna zaczęła uciekać... Zaciekawiony Carraboth ruszył za nią zaciekawiony...
(Tu będzie ciekawie :"D) ale to potem bo teraz lecę do kina na 2h.
- "Horkruksy" - to ta książka! - krzyknął sam do siebie Saul
- Dobrze dobrze, najczęstsze postacie horkruksów.. różdżka, ząb czarnoksiężnika, zwierzę lub inny stwór, pierścień.. - Saul już mógł tylko domyślać się co jest horkruksem Carrabotha..
Saul po odłożeniu książki wpadł nagle na samego.. Albusa Dumbledora... Ten natychmiastowo deportował go do swojego gabinetu.
- Kim jesteś i co tu robisz!? - krzyknął Dumbledore
- Jestem tutaj przypadkowo.. naprawdę.. zagubiłem się w tym całym świecie - powiedział Saul
- I ja mam w to uwierzyć.. Drętwota! - krzyknął dyrektor i Saul padł na ziemię..
Saula zamknięto w lochach Hogwartu..
Philippe wszedł do zamku. Zmienił się. I to bardzo. Na ścianach wisiały portrety Lorda Carrabotha, gdzie się nie obrócisz, tam jego wzrok patrzył na każdy twój ruch. Wzdrygnął się i poszedł schodami w górę.
Po pięciu godzinach snu, Vincent się obudził stała nad nim grupka Dziewczyn i się śmiała.
- Co do jasnej... - Vincent wstał i szybko pobiegł do murku. Leżał na nim prorok codzienny. Przeczytał w nim, że Lord Carraboth przejął ministerstwo i, że w Hogwarcie odbędzie się turniej Quidditcha.
- Świetnie! Mój Pan przejął Ministerstwo! Turniej Quidditcha! Musimy to wygrać, muszę powiedzieć o tym mojemu przyjacielowi Philippe! - Vincent zaczął biegać po dziedzińcu i korytarzach i krzyczał o Turnieju. Krzyczał też imię Philippe.
Tymczasem Dziewczyna, która wpadła na Carrabotha zmieniła się w Czarno-białego kota. Wskoczyła na mur, zeskoczyła po drugiej stronie i pobiegła... Carraboth postanowił pójść za nią. Zdjął z głowy koronę i pomniejszył ją zaklęciem. Schował. Narzucił na siebie czarną pelerynę z kapturem, aby nikt go nie poznał. Zaczął biec za Kotem...
Po kilku minutach biegu Kot wskoczył do Karczmy. Zamknęły się drzwi. Carraboth podbiegł do drzwi i je otworzył. Zobaczył tu wiele czarodziejów i czarownic, pijących, śpiewających, bawiących się. Było dużo gości w karczmie. Carraboth szukał Tego Kota... Nagle, ktoś przystawił mu Różdżkę do tyłu głowy. Była to już ta Dziewczyna z ulicy, o Śnieżnobiałych włosach... Zaciągnęła go na zaplecze karczmy. Stała za Carrabothem i celowała w jego plecy.
- Gadaj kim jesteś! - Mówiła dziewczyna. Carraboth obrócił się i zdjął kaptur... Zaniemówił na widok tej młodej dziewczyny. Poznał ją.
- Szkielety w Ministerstwie! A to ci dopiero! - Krzyczała dziewczyna celując w niego Różdżką. Carraboth przyglądał jej się. W końcu powiedział:
- Schowaj tą Różdżkę... Cecilio! - Carraboth wyjął swoją Różdżkę i w nią wycelował.
- Expelliarmus! - Cecilia cisnęła w Carrabotha, przechwyciła jego Różdżkę.
- Skąd wiesz jak mam na imię?! - Pytała Carrabotha.
Carraboth patrzył na nią z niedowierzaniem... Nawet nie próbował odzyskać Różdżki...
- Ponieważ jestem twoim... Dziadkiem. - Powiedział Carraboth...
Dziewczyna zaniemówiła... Złapała się za głowę i usiadła na pobliskim krześle...
- Że co?! Brednie, bzdury, kłamstwa! - Zaczęła krzyczeć.
- Poznałem Cię... Po kolorze twoich włosów... I oczu... Masz takie same, jakie miała moja Córka... - Mówił Carraboth.
- Dziadek? Dziadek... Mama wiele mi o nim opowiadała... Jaki był potężny... Co osiągnął... Ale... Ty jesteś Kościotrup! - Krzyczała Cecilia. Obie Różdżki trzymała w rękach.
- Tak, ponieważ przeżyłem wiele lat... Moja skóra i mięśnie całkowicie się usunęły, dlatego jestem Szkieletem... Jesteś bardzo piękna... Ale... Co ty tutaj robisz? Powinnaś być w rodzinnym Pałacu... Wybudowałem Pałac dla mojego Rodu, aby wszystkie następne pokolenia mogły tam żyć w spokoju, dostatku i Bogactwie... Zrobiłem to z dala od tutejszego Chaosu... Nie chciałem mieszać rodziny w moją wojnę ze Światem Magii... - Mówił Carraboth.
- Taak, wszyscy mi to mówili... Powtarzali. A szczególnie mama: "Cecilio, tutaj mamy wszystko czego nam potrzeba... Najlepsze jedzenie, służbę, Bogactwo... Wszystko czego dusza zapragnie. A to wszystko dzięki twojemu dziadkowi, Carrabothowi. Nasza szlachecka rodzina, nasz ród wszystko mu zawdzięcza, jednak on musi osiągnąć swój cel, opanował Czarną Magię do perfekcji, wyruszył na wojnę ze Światem Magii, jest najpotężniejszy. Nas tutaj ukrył, abyśmy żyli w spokoju..."
- Potem Wszyscy umarli... Zachorowali... W Pałacu zostałam tylko ja i służba... Jednak ja Nienawidzę siedzieć bezczynnie... Jestem Mistrzynią w pojedynkowaniu się! Opuściłam pałac i otworzyłam tą karczmę. Urządzam tu różne pojedynki, tutaj przynajmniej się coś dzieje! - mówiła Cecilia.
- Jest najbardziej podobna do mnie... Z całej rodziny... - Pomyślał Carraboth.
- To niebezpieczne, dziecko... Masz natychmiast wrócić do pałacu... Moja wojna jeszcze się nie skończyła, wszak Osiągnąłem i zdobyłem już prawie wszystko, jednak jest jeszcze paru buntowników... Jednak mam swoje trzy Horkruksy. Różdżkę, którą trzymasz... Mojego Bazyliszka i Wężowy pierścień, ukryty w jaskini pełnej węży... - Mówił Carraboth.
- Tak, wiele słyszałam o twojej potędze, dziadku... Podziwiam Cię! Mogę Ci pomóc? - Pytała Cecilia.
- Nie... W niczym mi, dziecko nie możesz pomóc... Masz natychmiast stąd wyjechać. - Mówił Carraboth i przyciągnął do siebie swoją Różdżkę z ręki Cecilii.
- W takim razie pokonaj mnie w pojedynku, wtedy wyjadę, dziadku! - Krzyknęła Cecilia wstając, wyciągając swoją Różdżkę z Pyszczkiem Kota na zakończeniu i celując w swojego Dziadka, Carrabotha...