MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Harry Potter
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Saul wypowiedział swoje autorskie zaklęcie:
Demina Maxaldo! - krzyknął
Cecilia zawisła w powietrzu, jej różdżka spadła na ziemię. Lufos zaczął pojedynkować się z Philippe.
W tym czasie Saul chwycił różdżkę Cecilii, schował do swojej kolekcji wsadzając ją do worka.
- Jego zostaw! - krzyknął Saul do Lufosa
- Drętwota Trima! - poslał zaklęcie w stronę Philippe
Vincent się ocknął, podniósł.
- Bombarda Maxima! - Cisnął w worek Saula. Ten wyleciał w powietrze, Różdżki z worka się wysypały.
- Pani! - Vincent chwycił Cecilię za nogi, zaczął ją ciągnąć w dół, zniszczył jej trochę sukienkę, jednak udało mu się ściągnąć ją na dół.
- Pajacu! Zniszczyłeś mi sukienkę! Szybko, łap go! - Krzyknęła Cecilia. Vincent rzucił się na Saula, powalił go. Zaczął okładać go pięściami po mordzie. Cecilia rzuciła się na rozsypane Różdżki, zaczęła szukać swojej...
- Co to to nie! Reducto! - krzyknął Lufos i zniszczył wszystkie różdżki..
Saul wydostał się z łap Vincenta, kopnął go na bok w brzuch, ten zwijał się z bólu.
- Dosyć tego! Avada Kedavra! - krzyknął w stronę Vincenta..
Cecilia szybko chwyciła swoją Różdżkę z pyszczkiem kotka, zaklęcie nie zdążyło uderzyć w Różdżkę Cecilii.
- Everte Statum!!! - Cecilia cisnęła w nieprzytomnego Vincenta, zaklęcie wyrzuciło go w powietrze, Avada Kedavra przeleciała pod nim i walnęła w drzewo. Vincent spadł na plecy, Cecilia uratowała mu życie.
- Zapłacicie za to! - Cecilia siedziała na ziemi, celowała w nich Różdżką, Vincent leżał nieprzytomny, Philippe stał. Buntownicy Mieli teraz szansę porwać Cecilię (Tongue)
Cecilia cisnęła zaklęcie w powietrze, zaraz zjawią się tu Zamaskowani Czarodzieje i inne stwory.

Będę potem
Saul nie marnując czasu deportował się z Lufosem do tajemniczego wymiaru..
Philippe podszedł bliżej Cecilii.

PS. Devil jak potrzebujesz, to zawsze możesz trochę posterować moją postacią, bo nie zawsze jestem aktywny Wink
Cecilia siedząc na ziemi widziała tylko jak Saul i Lufos znikają. Łzy napłynęły jej do oczu, ogarnęła ją złość. Zaczęła uderzać ręką w ziemię i krzyczeć, różdżka leżała obok.
- Aaaaa!!! Niee, nie, nie!!!!! Uciekli! - Krzyczała Cecilia i schyliła głowę... Nagle nieprzytomny Vincent się obudził. Leżał na plecach, wstał, jednak kulał.
- Pani! Nic Ci nie jest? - Krzyczał Vincent, przykulał bliżej Cecilii, jednak ta wystawiła do niego rękę na znak, żeby nie podchodził. Dalej miała spuszczoną głowę. Vincent obrócił się w stronę Philippe, przykulał do niego. Chwycił go rękami za koszulę.
- Ty dupku!!! Jak mogłeś stać i się przyglądać! Dlaczego tamten gnojek nie chciał Cię atakować? - Vincent szarpał Philippe za koszulę. Zaczął padać deszcz.
- Odpowiadaj!!! Jak udało im się uciec? Jak udało im się uratować tego całego Saula... Dlaczego ten cały Arcan żył? Mamy teraz przesrane!!! - Vincent zalał Philippe pytaniami i dalej szarpał go za koszulę.
- W końcu spokój - powiedział Saul
- Tak, zniszczmy ten pierścień - powiedział Tirtan
- Słuchajcie, mam chyba coś - Lufos mówiąc to patrzył na swoją rękę
- Miecz Gryfona! - krzyknął Saul
- A zatem jesteś godzien - powiedzieli inni
- 3 tygodnie czekałem by zniszczyć kolejny hokrkrus.. nareszcie.. - powiedział Saul
Vincent szarpał Philippe za koszulę, podarł mu ją trochę.
- CO JEST z tobą do cholery?!??! Mów coś!!! Gadaj wszystko!!!!! - Wrzeszczał Vincent i szarpał Philipp'em. Deszcz mocno na nich padał.
- Do jasnej ku*** ocknij się w końcu! - Vincent strzelił Philippe z liścia. Nagle usłyszał płacz Cecilii, która siedziała za nimi, puścił koszulę Philippe, a ten przewalił się na plecy.
Cecilia nadal siedziała na ziemi, miała brudną i zniszczoną suknię, makijaż jej się rozmył, była w opłakanym stanie.
- Jak ja się teraz pokażę Dziadkowi... Co ja mu powiem? - Mówiła cicho Cecilia, miała spuszczoną głowę.
- Pani... Uratowałaś mi życie... Dziękuję Ci, tak bardzo dziękuję... Nie chcę jeszcze stracić życia! - Krzyczał Vincent do Cecilii
- Durniu... Mój Dziadek nigdy by Cię nie uratował... Słabi giną... Zamiast Ciebie ratować mogłam ich schwytać!!! - Krzyczała Cecilia.
- Zawsze będę Ci wierny... Zawsze będę Ci służył... Uratowałaś mi życie... Nigdy już nie popełnię takiego błędu, że ktoś będzie szansę aby mnie zabić... Obiecuję! - Krzyczał Vincent.
Tymczasem w przepaści przed zawaloną twierdzą zmarłego Molaga:
- Znamy się? - powiedział do szkieleta
- To oficer! Bracia! Podejdźcie!
- Czekaj... Przecież jesteście żołnierzami...
- Oficerze! - przybiegł inny szkielet
- Ja nie rozumiem.
- Przeżyliśmy upadek. Gdy całe wojsko stało przed twierdzą, zapadła się ziemia, a my tutaj wpadliśmy.
- Nie... Poczekaj. To było dzisiaj. - powiedział Gustav
- Tutaj czas płynie inaczej. Nie wiemy dokładnie ile minęło czasu, ale... Około tydzień. Jeden dzień to jeden tydzień w tej dziurze.
- Musimy się stąd wydostać... - pomyślał
- Oficerze... - przerwał mu.
- Gustavie. Nie jestem już waszym oficerem.
- Panie... Gdzie Molag? Nasz pan?
- Molag Bal nie żyje. Zabity przez demona. - spuścił głowę, szkielety zrobiły to samo.
- Pomścimy go, Gustavie. - powiedział żołnierz.
- To nie będzie łatwe. On jest bardzo potężny. Cała nasza armia nie byłaby wstanie go pokonać. Jest zbyt silny...
- Co zamierzasz? Czekamy na twoje rozkazy.
- Powiedziałem, że nie jestem już waszym... - przerwał mu szkielet.
- Będziemy posłuszni. Będziemy służyć tobie, oficerze.
- Dobrze więc... - Gustav lekko się uśmiechnął. - Najpierw musimy się z tąd wydostać, zanim będzie za późno. Planem demona jest unicestwienie każdego czarodzieja. I... Mnie też. - uronił łzę. - Ja nie rozumiem... Molag był dla mnie przyjacielem. Dał mi rozum... Nie byłem już jego niewolnikiem... Teraz zresztą też nie jestem...
- Panie! Będzie dobrze! Pomścimy go! - krzyknął szkielet. Inni zaczęli motywacyjne krzyczeć.
- Spokojnie! - warknął Gustav. - Muszę się zastanowić...

Po chwili namysłu, Gustav oznajmił:
- Słuchać! Plan jest taki. Gdy się z tąd wydostaniemy, wy poczekacie przy twierdzy. A raczej przy tym co z niego zostało... Ja pójdę po pomoc... Będę musiał się do kogoś zgłosić.
- Masz na myśli Lorda Carrabotha? - spytał.
- Eh, sam nie wiem... Spróbuję odnaleźć Saula.
- Tego co walczył z naszym panem?
- Tak. To ten który był podczas oblężenia zamku Carrabotha.
- Co dalej?
- Dalej? Powiem mu to wszystko i... Poproszę o pomoc. Gdy się zgodzi, wyruszę po dawnego sojusznika Molaga, Keya... Mam nadzieję że mi pomogą... Razem będziemy silniejsi.
- No właśnie... Razem. - szkielet odwrócił się. - No, chłopcy! Pokażcie się! - krzyknął.
Nagle jakąś ręka przebiła ścianę. Wyszedł z niej umarły. Po chwili przed Gustavem stało już kilkudziesięciu żołnierzy.
- Jest was więcej!
- Oczywiście. Niestety, niektórzy nie przeżyli...
- Tylu żołnierzy musi nam starczyć. - powiedział Gustav. - No, chłopcy! W górę! Wynosimy się! - krzyknął.


Tymczasem u Darona:
- Oj, Key, Key... Wiem gdzie jesteś. Wiedz, że za chwilę będziesz czuć mój oddech na karku... - Daron zamienił się w smoka.
- Lecę po ciebie, Key... - demon ryknął tak głośno, że dźwięk doleciał aż do zamku Carrabotha i siedziby K.L. Obaj usłyszeli ten ryk.
Przekierowanie