- Ja to bym zaczął od porządnej imprezy, HaHaHa - krzyknął Vincent.
- Ale słuchaj, rządzimy w Hogwarcie, Slytherin jest cały nasz, ale który dom najłatwiej przekabacić na stronę Lorda Carrabotha? - Pytał Vincent.
Greed zaczął emitować czerwone iskry w okoł siebie:
- Chyba nie doceniasz swego tworu... - całe ciało Greeda zamieniło się w zbroję, a ten momentalnie doskoczył do Carabotha i obrócił się kopiąc go w twarz i wysyłając do pobliskiej ściany, na której powstało wgniecenie.
- Zaczekaj, przecież lata temu To właśnie moi słudzy Cię stworzyli... Wpakowali w Ciebie kamień, dali Ci wielką siłę... Całe laboratorium pod zamkiem jest zniczone! Teraz powróciłeś w jak najlepszym momencie! - Mówił Carraboth. Niedługo cały świat będzie mój, Greedzie. Musisz teraz do mnie dołączyć... W ten sposób okażesz wdzięczność za moc i potęgę, którą posiadasz! - Krzyczał Carraboth
— Można spróbować z Ravenclawem, kilkoro uczniów z tego domu znam... – Philippe lekko się uśmiechnął na wspomnienie pewnej pięknej, blondwłosej Krukonki. — Gryfoni to idioci, a Puchoni łajzy.
- Tak, mój Pan Nienawidzi Gryfonów. - Vincent splunął.
- Słuchaj, jak na razie to jestem tylko wtyką, donosicielem, informuję Belzeba, sługę Carrabotha o sytuacji w Hogwarcie. Jednak zamierzam zająć wyższe stanowisko, przy boku mojego Pana, Lorda Carrabotha! - Krzyczał Vincent.
- A, jeszcze jedna sprawa... Quidditch... Musimy to wygrać!
— Jak już o tym wspominasz... Musimy zwiększyć ilość treningów. Przydałoby się też wybrać kapitana na ten sezon...
Będę jutro... właściwie dzisiaj, ale koło 8:00 XD
Greed chwycił Carabotha za gardło i przycisnął do ściany:
- Dar od Was? - zaśmiał się szyderczo - Dobre sobie. Myślisz że kupię twoją bajeczkę że zrobiliście to dla mnie? Wszystkie te eksperymenty, te bolesne eksperymenty... To było tak bolesne że aż stałem się masochistą. Wszystko to były tylko po to żeby stworzyć dla Ciebie armię homonculusów. Tak, dla Ciebie! Lecz twoim ludziom to nie wyszło, bo przeszkodziłem im ja. I to właśnie ja będę jedynym władcą na czele potężnej nieśmiertelnej armii! - Greed śmiał się tak mocno, że Carabothem rozwalał ścianę.
- Hmm, jeśli chcesz to możesz Ty być kapitanem, laski będą za tobą szalały... Za mną już szaleją, więc tego nie potrzebuję HiHiHaHa - zaśmiał się Vincent.
- Do Cholery! - Carraboth przyłożył swoją Różdżkę do brzucha Greeda. Różdżka potężnie zasyczała...
- Chciałem po dobroci! - Krzyknął Carraboth.
- Bombarda! - wielka eksplozja odrzuciła Greeda od Carrabotha, padł na plecy.
- Baubillous! - Żółty piorun cisnął w brzuch Greeda.
- Brachiabindo! - potężne niewidzialne więzy spętały Greeda, nie mógł się ruszyć.
- Cruciatus!!!- Greed poczuł ogromny ból, uniósł się w powietrze... Zawył z bólu... - Carraboth go torturował.
- Bąblogłowy! - Carraboth wyczarował bańkę wokół głowy Greeda. Greed nie mógł oddychać.
Po serii śmiercionośnych zaklęć użytych na Greedzie, Greed padł ledwo żywy.
- Będziesz mi służył, durniu... Opamiętasz się i nigdy mnie nie zaatakujesz...
- Avada... - Carraboth chciał zabić Greeda, jeśli się nie opamięta.
Greed zaczął cały świecić na czarwono i śmiać się:
- Czyby tak potężny czarodziej zapomniał że węgiel jest dobrym przewodnikiem? - Greed odbił wszystkie rzucone na niego zaklęcia na Carabotha - Jesteś strasznie pewny siebie. Sądzisz że możesz pokonać tego, którego stworzyłeś by unicestwić wszystkich stojących Ci na drodze.