Smok Saula runął na ziemię..
- Smoku, uciekaj! - krzyknął Saul
Smok Saula zaczął uciekać po ziemi. Saul odbił kulę ognia Darona.
- No co Daronie? Nie pozwolę Ci zabić tej niewiasty! - powiedział Saul
- Avada Kedavra! - krzyknął w stronę Darona
Tymczasem..
- Musisz poczekać chwilę, jeszcze chwilę... - powiedział Tempus
- Oby w tej chwili nikt z moich bliskich nie ucierpiał... - odparł Neclar
- Głupi Czarodzieju! Te marne zaklęcia nie przebiją moich łusek, haha!
Daron zbliżył się do Saula i trącił ogonem na okno, przez które wyleciał na dziedziniec. Kiedy leciał w dół, w powietrzu dogonił go Daron. Przycisnął go łapą i razem z nim runął na ziemię.
Kiedy Daron spadł na dół, rozległ się ogromny huk. Chmura pyłu zasłoniła wszystkich. Kiedy opadła, smok podniósł łapę. Znalazł pod nią zmasakrowanego Saula.
- Jeszcze smoka nam brakowało... - powiedział zrezygnowany Gustav.
- Po co ci to było? Wielki i potężny Saulu, hm? - spytał smok.
Daron chwycił pół przytomnego Saula w lewą łapę i zaryczał prawie wkładając czarodzieja do swojej paszczy. Chwilę potem rzucił go w tłum jego żołnierzy.
- - - - -
Ja zw na godzinę
Arcan podniósł się po wielkim wybuchu, był cały w ranach.
- Reducto! - mówiąc to zniszczył ostatnią ścianę która znajdowała się w największej sali, robiąc to otworzył przejście na zewnątrz w pełni
Zamek rozpadał się z każdą minutą.
- Saul? Gdzie jest Saul! Z drogi! - mówiąc to zabijał po kolei sługów Carrabotha
- O nie! Saul! - Arcan podbiegł do Saula
- Chodź mój przyjacielu, musimy się stąd wynosić..
- Słuchaj Neclarze, co zamierzasz zrobić gdy już Cię wypuszczę? - zapytał Tempus
- Już idziecie? - spytał Daron
- To nie koniec imprezy...
Daron wycelował i otworzył pysk w stronę Saula i Arcana.
- Drugiej szansy na zabicie cię nie będę miał... Żegnaj.
Smok stanął na dwóch łapach i rozłożył skrzydła robiąc cień nad towarzyszami. Wiedzieli, że zbliża się ich koniec...
- Fus... roo... DEATHHH!!! - czarna wiązka poszybowała w stronę przyjaciół...
Nagle na pomoc wyskoczył Gustav. Zasłonił Saula i Arcana swoim ciałem, a siebie tarczą. Niestety, tarcza nie wytrzymała tak potężnej mocy i nie uchroniła go. Szkielet dostał pociskiem Darona...
- Nie!! - krzyknął Saul
- Kolejny, który oddał za mnie życie...
Cecilia, Generał Zamaskowanych i Vincent pojawili się obok leżącego Carrabotha.
- Dziadku!!! - Krzyknęła Cecilia i podbiegła do Carrabotha.
Lord Carraboth leżał na plecach, korona leżała z boku, pęknięta Różdżka obok.
- Wstawaj, proszę Cię! - Krzyczała Cecilia.
- Pannnii, pomocy! - Zaczął krzyczeć połamany Vincent.
Carraboth otworzył oczy.
- Moja... Moja Różdżka... Nie jest już Horkruksem, ale nie mogę jej stracić... Podaj mi swoją. - Powiedział. Cecilia podała Dziadkowi swoją Różdżkę.
Carraboth zaczął wypowiadać zaklęcia, Różdżka zaczęła się zrastać, w końcu cała się naprawiła i wyglądała jak przedtem.
- Dobrze, że nie pękła na pół... - Powiedział Carraboth wstając.
- Lordzie, radzę pozostać teraz w bezpiecznym miejscu, ponieważ nie chroni Pana już Horkruks... - Odezwał się Generał Zamaskowanych.
- Dziadku, a kiedy wezwiesz tego Dżinna? - Spytała Cecilia.
- Czarny Smok sobie z nimi poradzi, za chwilę wrócimy na pole bitwy i znajdziemy ich truchła... - Mówił Carraboth.
Tymczasem Czarny Smok cisnął kulą prądu w Darona.
- Witaj! Dawnośmy się nie widzieli! Ostatnio mi uciekłeś... - Krzyczał Czarny Smok.
Neclar poczuł ból w okolicach serca:
- NIEE! - krzyknął sam do siebie.
- PARSZYWY KOŚCIOTRUP!
- Teraz nie spudłuje...
Daron już miał użyć mocy, lecz przeszkodził mu w tym Czarny Smok. Demon obrócił się do niego głową i cicho ryknął, czarny dym wylatywał mu z nosa i paszczy:
- Widzę że łapka się nie zrosła, hm? - obrócił się cały i przypomniał mu o jego utraconej podczas pierwszego spotkania łapie.
Gustav nagle obudził się. Tarcza połowicznie zablokowała pocisk, przez co zostało mu jeszcze trochę życia. Rzekł do Saula:
- Znaliśmy się krótko... - kaszlał.
- Mogliśmy stworzyć ciekawy zespół...
- Miałem chronić chłopaka... - wyciekła mu krew z ust.
- Chroń tego młodzieńca, to moja ostatnia wola przed śmiercią... - rzekł do Saula ostatkiem sił.
- Niech nie zbłądzi jak Molag...
Przed Gustavem zebrali się jego żołnierze, uklęknęli.
- Żegnajcie, bracia i siostry... - Gustav wypowiedział ostatnie słowa i umarł.
- Dobrze kompanie.. - odpowiedział Saul Gustavovi
- Już czas Neclarze - odezwał się z głębokiej ciszy Tempus
- No w końcu... - Neclar zerwał się gwałtownie i był gotowy do walki z samym Daronem.
Czarny Smok wypuścił kulę prądu prosto w pysk Darona, kula wybuchła mu na twarzy.
- Ja straciłem łapę, ty zaś stracisz serce! - Ryknął Czarny Smok, mniejsze smoki latały w powietrzu i ciskały w każdego małymi kulami prądu.
- Dziadku... Obiecałeś, że wygramy... Że wszystko będzie wspaniałe... Dlaczego oni jeszcze żyją?! - Krzyknęła Cecilia.
- Lordzie... Generał Wilkołaków zginął, wiele naszych oddziałów również przepadło. Mamy ogromne straty. - Powiedział Generał Zamaskowanych Czarodziejów.
Nagle przy Lordzie, Cecilii, Generale, Vincencie pojawili się: Główny Auror, Generał Wampirów, Naczelny Dementorów, Generał Szkieletów.
- Lordzie... Dowiedzieliśmy się, co stało się z twoją Różdżką... Za wszelką cenę będziemy Cię chronić i walczyć do końca! Nigdy się nie poddamy! - Krzyknął Główny Auror.
- Lordzie, z naszych armii na tych terenach zbyt wiele nie pozostało, jednak nadchodzą posiłki, które znajdowały się w Hogwarcie! - Krzyknął Generał Szkieletów.
- Doskonale, moi drodzy... Wspaniale. Kto nadejdzie z Hogwartu? - Spytał Carraboth.
- W tym kierunku zmierzają już Trolle, Pająki, Wampiry, parę oddziałów Szkieletów i kilka Dementorów! - Mówił Główny Auror.
- A w podziemiach znajdują się moje asy! Wspaniale... Nie spodziewają się nowego zmasowanego ataku! Wszyscy wrogowie stoją na dziedzińcu, zaatakujemy ich od tyłu! Nie oszczędzimy nikogo... Zamek może runąć, jednak zniszczymy tym atakiem wszystkich wrogów! - Krzyczał Carraboth. Lord Carraboth, Cecilia, Vincent, Generałowie wyruszyli za mury zamku od tyłu.
- Czekamy aż armie przybędą, wtedy zaatakujemy stojących na dziedzińcu wrogów, którzy są zajęci Czarnym Smokiem! - Wydał rozkaz Lord Carraboth. Stali w niewidocznym miejscu, jednak gdy przybędą armie, będą już widoczni.