Lorenzo już miał iść w swoją stronę jednak słowa Entomy go zatrzymały...
- Hyym? Hm? Shizzu... cóż za piękne imię... - odparł zaintrygowanym tonem, nigdy wcześniej nie słyszał takiego imienia... - O kim mówisz Entomo? - spytał wyraźnie zaciekawiony.
Entoma zorientowała się, że powiedziała to głośno.
- Oh? - odparła Entoma i pokręciła głową. - Nie... To nieistotne...
- Sprawca strasznie szybko się przemieszczał. Dodatkowo potrafił przybrać formę ducha. To z pewnością nie był człowiek. Wiem bo mam dobre oko - Spojrzał na swojego ucznia - Megumi, twoje psy dadzą radę go wytropić?
- To niemożliwe - Pogłaskał psa po głowie - Zapach jest zbyt słaby, w dodatku oddalił się na dobre.
Darkseid tępym wręcz wzorkiem wpatrywał się w stół przed sobą. Jego umysł ogarnęło szaleństwo przez tyle lat samotności. Od kilku lat jego wizje na temat dzieci Malacatha wróciły, lecz teraz gdy nie panuje nad nim czarna magia - wróciły podwójnie i w formie koszmarów. Odkąd z ciała elfa została wręcz wydarta czarna magia, wyrwana.. jego umysł w końcu zaczął doświadczać emocji. Poczuł chwilowe szczęście, ale wraz z biegiem lat zaczął czuć samotność.. strach przed Atroxem i Pandorą których nie udało mu się wytropić i zabić 20 lat temu.
- Nie mam nawet odwagi się powiesić... Stałem się nikim... - przemówił mrocznym głosem, Isabella usłyszała jego respirator
- Moim celem nigdy nie było cię skrzywdzić... A miałem na to wiele okazji... - mówił ciągiem nie dając jej nic powiedzieć
- Ratowałem cię z rąk Jyggalaga... Amona... Nie pozwoliłem by czystka Malacatha dopadła i ciebie przez twoje nazwisko... Zawsze cię chroniłem...
Darkseid podniósł lekko głowę w górę, zacisnął obie pięści. Słychać było w jego głosie żal do Isabelli i duże emocje, mówił prawie z zaciśniętymi zębami by powstrzymać łzy. Kobieta usłyszała mroczny wydech powietrza z respiratora i słuchała go dalej.
- Obrałaś sobie mnie za cel 20 lat temu... Bo zniszczyłem krainę... Bo chciałem zabić dzieci Malacatha...! - krzyknął i uderzył pięścią w stół
Elf w tym momencie się do niej odwrócił, jego pięści z emocji aż się trzęsły.
- Robiłem wiele złego ale nigdy nie byłem przeciw tobie... - dodał już nieco spokojniej
- A mimo to skazałaś mnie na wygnanie... Moje wizje traktowałaś jak obsesję... - dodał na koniec
=====
W tym samym czasie, na drugim końcu Arkham niedaleko Carraboth Holding...
Śmierć w postaci czarnego dymu poruszał się już jak chciał. Słońce zniknęło, nastał mrok w którym czuł się już jak u siebie. Zaczął swoją zabawę...
Gdy tylko leciał ulicą, w domach i mieszkaniach bloków znajdujących się blisko demona zaczęło dochodzić do serii wypadków śmiertelnych. Na drodze kilka ludzi zginęło z powodu wypadku, a w domach ludzie popełniali samobójstwa, wychodzili przed domy i wrzucali się pod samochody, odkręcali gaz i powodowali eksplozje, podpalali się i wybiegali na ulicę, niektórzy podcinali sobie gardło i żyły... Śmierć wpłynął na ich życie i odebrał je by wchłonąć ich dusze. Cały ten łot ulicą trwał zaledwie 2 minuty, pokonał z 2 kilometry a śmierć poniosło 200 osób. To nie mogło już przejść obojętnie wśród ludzi w Arkham.
Śmierć dyskretnie i niezauważenie zniknął w jednym z cieni, nikt jednak nie wiedział gdzie...
Żniwiarz jeszcze przez chwile obserwował zniszczenia. Teraz jednak gdy na miejsce przybyli ludzie cesarzowej, opuścił lornetkę i schował ją z powrotem do kieszeni.
- Koniec imprezy... - powiedział sam do siebie spoglądając w dół. Jego mroczne szaty powiewały na wietrze. Po chwili teleportował się znikając...
Tymczasem Lupus dotarła do swojego pokoju i zamknęła szybko za sobą drzwi. Westchnęła głeboko i wskoczyła na swoje łóżko. Wtuliła się w poduszkę jęcząc cicho z zażenowania.
Po chwili obróciła się na plecy i spoglądała wzorkiem na sufit. Po tych 20 latach dobrze już rozumiała, że życie w Magicznym Wymiarze jest dużo bardziej skomplikowane niż w Dalthei. Praktycznie nic nie jest tutaj takie same... Tyle różnych rzeczy.... zasad... informacji... Czasami było to dla niej mocno ponad jej możliwości rozumowania. Wiedziała jednak, że nie jest tutaj bez powodu...
Po paru minutach wstała z łóżka i podeszła do szafy w której trzymała swój strój pokojówki. Wyciągnęła go z szafy i powąchała.
- Uff.. całe szczęście nie śmierdzi... Ale trzeba będzie go i tak niedługo wyprać... - powiedziała Lupus sama do siebie.
Nie dostrzegła na nim też żadnych plam więc położyła go na swoje łóżko. Następnie ściagnęła z siebie bluzę oraz pozostałe części garderoby.... Stojąc w samej bieliźnie koloru białego na środku pokoju szybko chwyciła za swój strój który leżał na łóżku...
- Po co Entoma gadała, że byłam kupić kiełbase... - powiedziała nagle niezadowolonym tonem sama do siebie.
Drakkan zamyślił się na słowa Gojo... wcześniej takie ekscesy nie miały tutaj miejsca... teraz wiedział że nie zrobiła tego także banda rzezimieszków, a jest to robota czegoś silniejszego...
- Dzięki za informacje... patrole natychmiast zostaną wzmożone, systemy zaś zwiększone... jeśli to coś jest w mieście niedługo zostanie wykryte... - rzekł i po chwili wydał serię rozkazów, każdy wiedział już co robić... odpowiednie jednostki zostały powiadomione, Arkham jest bardzo, bardzo rozległe i ogromne, jednak jednostek i systemów jest tutaj ogrom... jest najbezpieczniejszym miastem...
Wezyr ponownie zerknął na Gojo i Megumiego.
- Widzę że nie jesteście zwykłymi obywatelami... wasza pomoc może okazać się cenna, zwłaszcza że jako jedyni mieliście styczność z tym napastnikiem - dodał wyrażając chęć współpracy.
Isabella słuchała słów elfa, mówił wiele i kompletnie się nie spodziewała że tyle jej powie... wstała po chwili z krzesła i cisnęła małym płomieniem z dłoni w kominek aby powiększyć ogień który jakby lekko się przygaszał... po chwili odwróciła się do Darkseida.
- Wiem... - powiedziała krótko. Relacje z Darkseidem były czymś najcięższym co spotkało ją w życiu... były bardzo trudne, zawiłe, nieprzewidywalne... często zmanipulowane, oszukane... przeróżne... swoim czynem 20 lat temu jednak zakończyła wszystko co z nim związane... odkąd czuła na sobie ucisk z jego strony właśnie to postanowiła... wcześniej jednak ich więź była czymś potężnym, wspierali się... dlatego też podczas pojedynku zdecydowała się pokonać go inaczej aniżeli masakrując w walce.
Podeszła do niego bliżej i położyła swoją dłoń na jego prawym poliku, zerknęła w jego krwiste oczy.
- Wszystko ma swoje konsekwencje... nasze ścieżki obrały całkiem inne kierunki... to co zrobiłam 20 lat temu było jedyną rzeczą którą mogłam zrobić... niczego więcej... to co cię spotkało było najlepszym wyjściem... dla mnie, dla ciebie, dla krainy, dla istot w niej żyjących... - powiedziała. Widziała jak znowu Darkseid jest nieco inny, ogarnięty szaleństwem... ma bardziej tępy wzrok... to już jednak jej nie dotyczy... zaraz zamierzała opuścić jego chatę i wyspę pozostawiając go tutaj takiego jakim jest.
Lorenzo zmrużył oczy zerkając na małą uroczą pokojówkę.
- Entomo... czyż nie zaspokoisz mojej ciekawości? - spytał silnym tonem.
Darkseid popatrzył na nią i odtrącił jej rękę z jego polika. Odszedł od niej odpychając ją barkiem i spuścił z niej wzrok.
- Wynoś się... Nie chce cię nigdy widzieć... - powiedział niskim głosem biorąc wdech z respiratora
- Prosze wybaczyć.. - powiedziała Entoma i schowała część swojej twarzy za rękawami. Nie miała pojęcia czy właściwe jest mówienie Lorenzo o rzeczach związanych z Daltheą. Lord Ignathir nic na ten temat nie mówił.. nic jej nie przekazywał... teoretycznie nie zabronił... ale też nie pozwolił...
Entoma odetchnęła lekko.
- Shizzu to moja siostra... Przyszła mi od raz do głowy, gdyz lubi czytać książki... To jej hobby...
Tymczasem Lupus zdążyła się już przebrać. Przyjrzała sie w lustrze czy aby na pewno dobrze wygląda. Poprawiła nieco swoją sukienkę oraz założyła swoją czapkę która chroniła jej wilcze uszy. Po raz kolejny popatrzyła w lustro i westchnęła lekko.
- Okej.. - powiedziała i klepnęła się oburącz w policzki. - Pora do roboty...
- Miałem wam zaproponować to samo - Odparł Gojo - Chociaż wolałbym w to nie mieszać Megumiego, chłopak jeszcze się uczy.
- Poradzę sobie! - Rzucił Fushiguro - Chyba nie myślisz że będę siedział z założonymi rękoma gdy ludzie giną!
- Megumi, bycie dzieckiem to żaden grzech... - Odpowiedział mu Gojo robiąc poważną minę - Jeszcze nie pora byś oglądał takie sceny, na razie skup się na treningu.
Megumi zdziwił się, gdyż Satoru rzadko zachowywał się w ten sposób:
- Niech będzie, ale daj mi znać jak będę mógł wam jakoś pomóc - Powiedział wracając do kwatery.
Gojo odwrócił wzrok w kierunku Drakkana:
- No dobra, to jaki jest plan?
Słowa Entomy mocno zaintrygowały Lorenzo... nie wiedział że są jeszcze inne siostry... na słowa o Shizzu poczuł przez moment coś bardzo dziwnego, nadzwyczajnego...
- Cóż, dziękuję że mi chociaż tyle powiedziałaś... - powiedział wyraźnie zaciekawionym głosem, zaczął się zastanawiać. - Dobranoc Entomo. - powiedział i pozdrowił pokojówkę chcąc zaraz iść do swojej komnaty.
Isabella popatrzyła na masywne plecy i ciało Darkseida... przez krótką jeszcze chwilę utkwiła swój wzrok w jego ciele po prostu mu się przyglądając, chciała go ujrzeć i to też uczyniła... rzuciła na niego ostatnie spojrzenie... a następnie podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę.
- Żegnaj... Harkonie... - powiedziała wolnym tonem i opuściła chatę elfa...
Drakkan pokiwał głową, wiedział już że Gojo jest mistrzem Megumiego i to ten wydaje mu polecenia. Spojrzał na Gojo.
- Na razie ta sprawa ma niski priorytet... w stosunku do ogromu Arkham takie zdarzenie nie jest ogromną tragedią... jednak nie jest to wypadek a celowe działanie, dlatego osobiście poświęcę czas tej sprawie. Całe Arkham ma bardzo zaawansowany monitoring, kamery... nagrania już teraz są przeglądane... patrole zostały wzmożone i zwiększone na wielu ulicach, cokolwiek podejrzanego zostanie szybko wykryte i zostanę o tym powiadomiony... gdy tylko uda się wykryć to coś natychmiast ruszymy jego tropem... - rzekł spokojnie. Wiele jednostek już działało w tej sprawie... także chaos w tym budynku przy którym stali został opanowany przez strażników i służby... zajmowali się ludźmi i oceniali wszelkie szkody.