Entoma słysząc to jedynie pokręciła wolno głową. Nabrała odczucia że dżinny kompletnie nie zrozumiały co im właśnie powiedziała. W Magicznym Wymiarze przepełnionym ludzkim brudem, pychą i głupotą, jedyną wartość jaką zyskiwał była ta dzięki odbudowie zapewnionej mu przez Najwyższego Lorda i Kreatora Ignathira... Gdyby nie jego działania ten świat nadal pokryty byłby popiołem po erupcji wulkanu, a Isabella nigdy nie osiągnęła by kompletnie nic... Wszystkie wartościowe rzeczy również znajdowały sie w skarbcu i pochodziły właśnie od niego...
To wszystko były jednak jedynie usprawnienia... Ten wymiar daleki był od ideału, a wręcz można powiedzieć że nadal był jednym z gorszych w którym była... Nie było tu nic idealnego i była pewna że nic takowego tutaj nie bedzie nigdy w przyszłości.
Pokojówka westchnęła głęboko po czym machnęła ręką uwalniając ich oboje spod oddziaływania swojej mocy.
- Jesteście w błędzie myśląc w ten sposób...W szczególności jeśli mowa o tym podrzędnym wymiarze... Coż.. Najwyraźniej nigdy nie zrozumiem punktu widzenia rzeczywistości wykreowanego przez takie istoty jak wy... Jedynie marnujecie swój czas... ale skoro taka jest wasza wola...
W tej chwili odwróciła sie do nich przodem.
- A teraz odejdzie stąd.... Ja również mam co robić... Ale... Jak jeszcze raz was wyczuje w pobliżu i usłyszę, że rozmawiacie o moim ciele to wymażę was z egzystencji... - dodała Entoma
Główny komendant wyznaczony przez Entomę skończył przemawiać do rozjuszonych zebranych oddziałów Bractwa... kiwał głową... istoty zaczynały pojmować... jeden z wojowników zerknął na Galthrana...
- Galthranie... czy to wszystko co powiedział to prawda? Rzeknij! - przemówił wolno
- To wszystko prawdziwe... - odparł wolno Galthran.. w jego głowie zaś była Entoma.. obecność komendantów i wojowników była mu obojętna... zawsze był bardziej samotnikiem, cenił własne wartości... nie postępował jak reszta, kroczył nieco inną ścieżką.. interesowały go znacznie odmienne rzeczy niż chociażby Stopczyka... teraz zaś... teraz... jego umysł w sporej części od dłuższego czasu wypełniony był maleńką Entomą.. doskonale wiedział że należy do niej całkowicie, zna swoje miejsce i wie że będzie jej wierny po wsze czasy... już teraz odczuwał że nigdy nie był nikomu bardziej wierny.. wiedział że całkowicie powierzył się Entomie, że należy do niej.. ona jest jego Panią..
- Dobra, kur*a! - ryknął jeden z wojowników...
- Wierzymy! - warknął drugi
Główny komendant pokiwał głową, reszta też... mrużyli oczy..
- Wyczekiwać rozkazów... zapewne nadejdą.. wracajcie do swoich domostw i koszar, kompani... oczekujcie działań... - przemówił kończąc komendant.
Istoty pokiwały głowami, huknęły... po chwili większość się rozeszła... komendanci stali tu jeszcze moment, a następnie także rozeszli się w swoich kierunkach...
Hinn uśmiechnął się od ucha do ucha.. pokiwał głową, czuł zachwyt pewnością siebie maleńkiej... wolno wstali z ziemi...
- Cóż... w tej lokacji nasza dalsza obecność nie jest konieczna, Droga Panno Entomo... bez obaw.. - przemawiał wolno - Wiedz jednak że słowa takiej istoty jak ty są dla nas cenne, więc naszą wizytę tutaj uznajemy za udaną.. - dopowiedział
Po chwili zaczęli się rozpływać w powietrzu i wolno znikać...
Insektoidalna pokojówka spoglądała jak oba dzinny znikają z jej oczu... Gdy kompletnie wyparowali pokręciła minimalnie głową.
- To... było dziwne.. - mruknęła pod nosem - Być może poinformuje o tym lorda Ignathira później...
Po tych słowach westchnęła lekko i udała się w stronę swojego tronu i zasiadła na nim. Natychmiastowo wróciła myślami do bieżących wydarzeń... Udało jej się w końcu przekonać komendantów do współpracy więc miała nadzieje że nareszcie będzie miała spokój z wszelkimi buntami ze strony wojowników.. Jeden problem z głowy... Oznaczało to więc, że teraz nadszedł czas aby zająć się tą całą wiedźmą Callisto. Entoma myslała już wcześniej nad tym co byłoby odpowiednim rozwiązaniem... Callisto była trudnym przypadkiem i stosowanie na niej zwykłych tortur czy gróźb nie było zbytnio efektowane... Mała pokojówka musiała więc zadać jej cios w jej najbardziej czuły punkt... To nie stanowiło jednak żadnego problemu... Entoma zdołała już kilka razy przeczesać jej umysł... Wiedziała doskonale czego najbardziej boi się Callisto... a teraz zamierzała użyć tej wiedzy przeciwko niej...
Oczy Entomy błysnęły karminowym blaskiem...Przyłozyła swój rękaw do głowy aktywując swoje mocy telepatyczne.
- Galthran.... Mam dla ciebie zadanie... Odnajdź starca imieniem Harold... Z tego co wiem jest on ceniony wśród lokalnej ludności... Wspólnie przekażcie wszystkim mieszkańcom nowinę.. Jutro o świcie odbędzie się spotkanie na rynku... Przemówię do ludności... Tuż przed wydarzeniem przyprowadzisz Callisto... Jej obecność jest.. OBOWIĄZKOWA...
Natomiast rudowłosa pokojówka cały czas siedziała przy stoliku przed budynkiem jednego z lokalnych fast foodów... Ruch na ulicach jak i w samym mieście zmniejszył się już diametralnie. Pora była już dosyć późna i większość mieszkańców była już dawno w swoich domach... Lupus jednak nie miała żadnego powodu aby wracać do zamku... I tak w końcu nikogo tam nie było... Teraz gdy skończyła już jeść, rozłożyła swoje ręce na wiklinowym krześle i wyłożyła nogi na stół, machając w swojej dłoni papierową słomką od shake'a, którego wcześniej wypiła. W pobliżu nie było nikogo... Sam lokal tez już świecił pustkami.. Jedyne co jakiś czas z ulicy dobiegał odgłos przejeżdżającego pojedynczego samochodu. Rudowłosa odchyliła swoją głowę lekko do tyłu i mruknęła pod nosem...
W tym samym momencie usłyszała wyraźny odgłos kroków... Jakas postać zatrzymała sie przy jej stoliku.
- Widzę, że fajnie sie bawisz... - rzekł kobiecy głos
Lupus zmrużyła lekko oczy... Nie odpowiedziała na ten komentarz.
- Rozłożyłaś się na tym krześle jak... hmm.. Jak by to tutejsi ludzie nazwali?.... A.. tak... "Menel".
- Tsss... Chciałaś powiedzieć chyba gangster... - powiedziała Lupus podnosząc głowę
- Em... Nie... Menel... Zdecydowanie menel.. - odparła kobieta z szyderczym uśmiechem
Lupus westchnęła głeboko po czym zdjęła nogi ze stolika i z powrotem usiadła normalnie na krześle.
- No... To mów... Dlaczego mnie tu wezwałaś... znowu? - mruknęła kobieta kładąc swoją prawą dłoń na biodrze
- Oh.. jesteś ciekawa?.... - odparła Lupus dalej machając w swojej dłoni słomką - Nie wzywałabym Cie tu Solu gdyby to nie było coś ciekawego...
Solussa parsknęła pod nosem i dosiadła się do stolika
- Zdajesz sobie sprawę, że jestem tu incognito... Nie powinnam się wychylać... Jak znowu masz problem z chłopakami to radź sobie sama... Mówiłam ze nie pomogę Ci drugi raz...
- Nie mam "chłopaka" i nie planuje mieć... - odparła Lupus - Cała ta zabawa w romanse juz mi sie znudziła... To była strata czasu... Zresztą... Nie ma tutaj nikogo wartego uwagi... Sami słabeusze... - powiedziała Lupus poważnym tonem mrużąc oczy i cały czas bawiąc sie słomką.
- Oh? Doprawdy? - odparła Solussa i skrzyżowała swoje ręce. - A więc o co chodzi?
Lupus słysząc to pytanie uniosła swój wzrok... Jej oczy błysnęły a na jej twarzy pojawił się złowrogi, szyderczy uśmiech.
- Powiedzmy, że mam ochotę się trochę zabawić... - powiedziała Lupus - Trochę rozerwać.... Kogoś... coś.... Wiesz... tak dla czystej frajdy... Samemu jednak trochę nudno...
Solussa zaśmiała sie pod nosem.
- Oh... a więc babski wieczór na ekstremalnych zasadach.... Nie ukrywam, że zaciekawiłaś mnie... Kontynuuj proszę.... - odparła Solussa i założyła nogę na nogę.
- Mam już pewien cel na myśli... Kogoś kto ignorował moje ostrzeżenia... Nadszedł czas to zakończyć... Chciałabyś zostac obserwatorem? Zapewniam miejsca w pierwszym rzędzie... po znajomości...
- Ciekawie... Czyli ty robisz brudną robotę a my będziemy bic brawo... Powinnam zaprosić Entomę na ten teatrzyk?
- A nie jest przypadkiem zajęta? - zapytała Lupus - Nie miałam z nią ostatnio kontaktu... Nie mam pojęcia co robi...
- Jak powiem, że coś odwaliłaś i nie pojawi sie w 5 sekund to tak... jest zajęta... - odparła Solussa przykładając dłoń do swojego ucha aktywując przy tym moce telepatyczne
Rudowłosa pokojówka zaśmiała się pod nosem i podniosła się na równe nogi.. Wyrzuciła swoją słomkę w bok.
Galthran w tej chwili usłyszał głos swojej Pani w głowie.. upajał się przez moment dźwiękiem jej głosu, po chwili jednak przyjął zadanie... pokiwał wolno głową...
- Będzie dokładnie tak jak sobie życzysz Entomo... - odparł wolno i zastanowił się przez moment co Entoma planuje, był ciekawy.. kojarzył owego Harolda, widział go parę razy... Czarny rycerz od razu więc wyruszył do miasta aby odnaleźć staruszka...
Callisto natomiast od dłuższego czasu nie wychodziła z rezydencji swojej i Sisyphusa... zaszyła się tutaj i zabunkrowała... miała dosyć.. jej głowa coraz bardziej wariowała.. tym razem jednak nie po jej myśli jak wcześniej.. czuła się słabo psychicznie... odebranie mocy ją przytłoczyło.. siedziała na ich łóżku a w dłoniach trzymała swój magiczny sztylet... ostrze którym wiele razy zaszlachtowała wiele ofiar... ileż to krwi już spłynęło po ostrzu sztyletu przez tyle lat.. Callisto praktycznie cały czas tylko rozmyślała... gadała sama ze sobą, na głos, do siebie... zatracała się w natłoku myśli... zapisywała wiele myśli na kartkach papieru w jednym notatniku, inne zaś skrobała na ścianach... często aż uderzała się w głowę, huczało jej w środku... czuła ogromne przytłoczenie.. była w nieładzie, jej piękna czarno-granatowa aksamitna suknia była nieco poszarpana i naderwana od ostatnich wydarzeń, nie przejmowała się tym... jej włosy nie były proste jak przeważnie, były w lekkim potarganiu, mimo wszystko wyglądała nadal bosko i seksownie.. jej czerwone usta na bladej twarzy niesamowicie mocno widoczne, nieco szminki jednak miała rozmazane po bokach, wchodziło jej z lewej strony na kawałek policzka a z prawej lekko w dół w kąciku ust... tym również się nie przejmowała.. trwała w swych myślach i w swej głowie.. oczekiwała tutaj, w swoim bezpiecznym miejscu na przybycie ukochanego... oczekiwała przybycia swego rycerza, który oswobodzi ją z tej paskudnej sytuacji w której jakimś cudem się znalazła... nie czuła się tak od czasu pamiętnego pojedynku z Godrykiem Gryffindorem gdy ten zdołał przechytrzyć oddział Sisyphusa i przemienić jego kompanię w kamienną twierdzę.. wówczas nędzny czarodziej przechytrzył Callisto... teraz zaś ta mała istota... ta maleńka... Callisto czuła ogromną nienawiść i wściekłość, co chwila syczała niczym żmija... nienawidziła położenia w jakim się znalazła... odliczała każdą minutę tego parszystwa w oczekiwaniu na Sisyphusa... była pewna że ten tu przybędzie i skróci wszystkich o głowę, że wyrżnie wszystkich i spali wszystko... a potem wzniesie na nowo, jeszcze brutalniej i bardziej surowo... wyobrażała sobie te sceny... te makabryczną sieczkę... widziała fruwające kończyny i głowy, litry krwi... jak niegdyś... widziała Sisyphusa miażdżącego i palącego wszystko na swej drodze, kroczącego ku niej a następnie wyciągającego ją z tej sytuacji... wizualizowała to sobie... widziała jak Sisyphus miażdży wszystko a następnie niesie ją na rękach krocząc przez płomienie.. aby później ponownie mogła mu się oddać... marzyła i fantazjowała o tym w swojej głowie... w drugiej części głowy zaś miała też inne pomysły... wiedziała że musi spróbować przekabacić komendantów... przynajmniej kilku.. podjudzić ich do działania... aby wyruszyli i odzyskali co ich... wściekle, bezlitośnie... wiedziała że musi tego dokonać...
Isabella zerkała na zebranych wieśniaków którzy ją otaczali... uśmiechnęła się...
- Cóż... to ja.. przybyłam na moment do waszej wioski... - odparła
- To zaszczyt, Pani! To zaszczyt! - krzyczała babka
- Cesarzowo! Chwała! - krzyczał dziadyga
- Chwała Wielkiej! - krzyczały bobasy
- Najwspanialsza z Pań! - krzyknął chłop... zerknął kątem oka na Isabellę... zmierzył jej nogi, uda, sylwetkę, talię, buzię, usta, oczy, włosy... wszystko... poczuł ogromne podniecenie... fantazje... pragnął.. pragnął mieć ją w swoim łożu... była taka przepiękna... pożądał jej... wiedział jednak że to może pozostać jedynie w sferze jego marzeń..
- Pani... co cię tu sprowadza... Pani! To zaszczyt! Spróbuj Pani naszego lokalnego trunku, prosto z pól Lidon! - krzyczała
Isabella uśmiechnęła się
- Jak zbiory? Jak wam się żyje? Wszystko dobrze, drodzy? - przemówiła Cesarzowa
Wieśniaki czuły ekscytację.. byli pod kolosalnym wrażeniem
- Pani! Wszystko najlepsze... zbiory obfite... wszystko dzięki tobie! - krzyczały chłopy
- Cesarzowo, Wielka! Wspaniała! Chwała ci po wsze czasy! Wszystko co zawdzięczamy, każde źdźbło trawy... wszystko jest dzięki tobie! - krzyczały wieśniaki
- Cała ludność, każdy mieszkaniec jest ci absolutnie wdzięczny i wierny! - wrzeszczały babuszki
- Wielka Pani! Podziwiamy cię i kochamy! Władaj nam zawsze! - krzyczały wieśniaki
Isabella zachichotała lekko, uśmiechnęła się...
- Hmm.. pokażcie no ten wasz specjał... chętnie spróbuję.. - przemówiła
Wieśniaki aż kipiały z ekscytacji... Isabella gestem dłoni pozwoliła im wstać z kolan, a ci zaraz rozbiegli się i w sekundę zorganizowali stół, beczki trunku, kielichy... ucztę, wieczerzę, grajków... nagle wszystko się zjawiło.. czysta magia... światła nastrojowe rozbłysły...
Isabella aż była nieco pod wrażeniem... ewidentnie potrafili tu sobie zorganizować zabawę...
- No proszę... - powiedziała zerkając na nich, ponownie zachichotała
Lorenzo zaś wraz z Emily siedzieli z tyłu w samochodzie... obalili już pół butelki najlepszego szampana... teraz Emily dostała truskawki posypane jadalnym złotem... mieniły się i błyszczały, niesamowicie...
- Książę... uwielbiam to.. są wspaniałe... - piszczała blondyna gryząc truskawkę.
Lorenzo zerkał... kiwnął głową
- Cieszę się kotku... wiesz... teraz te truskaweczki błyszczą się tak jak twoje oczka... - przemówił szarmancko książę, był niesamowicie naładowany... czuł potęgę...
Emily zachichotała... Lorenzo zaś chwycił jej podbródek i przysunął do siebie, pocałował namiętnie... z języczkiem... modelka odwzajemniła ulegle.... Książe ponownie pogładził ją po jej włosach... przejechał wolno dłonią po jej szyi... otarł się lekko o jej piersi dłonią... uśmiechnął się, oderwali się po chwili od siebie...
- Oooh Lorenzo... jesteś niesamowity... - pisknęła blondyna...
Lorenzo kiwał głową... zaśmiał się... czuł ogromne pożądania...
- To dopiero początek kotku... zaraz wysiadamy na pierwszym przystanku... - odparł Lorenzo, zerknął na kierowcę - Prawda, Adrianie?
- A jakże, książę! Właśnie jesteśmy! Klub Exotic Diamonds... jeden z lepszych w Arkham... - przemówił kierowca
Lorenzo pokiwał głową...
- Jasna sprawa... - odparł - Czekaj tutaj na nas... idziemy się zabawić.. potem ruszymy w dalszą trasę... - rzekł książę
Kierowca otworzył parze drzwi... Lorenzo wraz z blondyną wysiedli...
Ochroniarze przed wejściem momentalnie dostrzegli księcia... wytrzeszczyli oczy...
- Książę! Witamy! To zaszczyt! - ukłonili się.
- Panowie! Przyszykujcie najlepsze lożę i najlepsze specjały... chcemy się wraz z moją towarzyszką zabawić.. - przemówił śmiejąc się Lorenzo...
Emily chichotała, przytulała się do księcia.. czuła się bosko...
- Jasna sprawa, szefie! - krzyknęły goryle i otworzyli drzwi... wbiegli do środka szykować, jeden zaś ukłonem zaprosił księcia i Emily...
Wkroczyli do klubu...
Gdy tylko Entoma otrzymała odpowiedź od Galthrana podniosła sie ze swojego tronu. Już miała udać się w stronę wyjścia gdy otrzymała niespodziewaną wiadomość.
- Entoma... Słyszysz mnie?
Pokojówka wzdrygnęła sie nieco lekko zdzwiona po czym szybko odpowiedziała.
- Huh? Tak... Co sie dzieje?
- Wybacz jesli Ci przeszkadzam zabawę, ale Lupus zamierza zrobić coś widowiskowego... Zastanawiało mnie czy chciałabyś moze przypadkiem to zobaczyć na własne oczy...
- Co? Co takiego? Co znów wymyśliła? - mruknęła niezadowolonym tonem Entoma
- Myślę, że ona sama powinna Ci to powiedzieć... W końcu to ona jest organizatorem... - powiedziała Solussa - Mnie jednak jej pomysł nawet zainteresował...
Entoma westchnęła głęboko.
- Mhm.. Jeśli tobie sie to podoba to nie wróży to dobrze... Ech... Zaraz tam bedę... - odparła Entoma po czym zakończyła rozmowę.
Entoma nie miała zbytnio pojęcia co nagle wymyśliła Lupus, ale liczyła na to że szybko otrzyma wyjaśnienia i w razie konieczności powstrzyma ją przed zrobieniem jakiejś głupoty. Dziwił ją jednak fakt, że Solussa również w tym bierze udział... w szczególności że nie powinno jej tam w ogóle być...
Nie namyślając sie zbyt długo teleportowała się...
Galthran zgodnie z poleceniem Entomy udał się na poszukiwania, był teraz już w centrum Volturus... wiedział że owy Harold widziany jest we wszystkich pobliskich miastach, jednak czarny rycerz wyczuwał go teraz w Volturus.. zastanawiał się przez moment skąd właściwie Entoma zna mężczyznę i po co jej on w ogóle potrzebny... te rozmyślania jednak szybko ustąpiły, skoro taka była wola Entomy ten postanowił niezwłocznie ją wykonac...
Czarny rycerz jakiś czas przechadzał się ulicami miasta, skupiał jednak energię i moc.. po dłuższym momencie zdołał wykryć aurę staruszka w jednym z barów.. ruszył więc w kierunku budynku, a następnie do niego wkroczył...
Przeszedł kawałek wewnątrz i za moment dostrzegł Harolda siedzącego przy jednym ze stolików... Galthran zbliżył się...
- Oohh. Czarny Rycerzu.. witajcie.. - rzekł Harold - Jeden z ostatnich wybitnych z bractwa... - dopowiedział staruszek
Galthran zdziwił się nieco... ale z drugiej strony jakby o tym pomyśleć... połowa Bractwa została brutalnie wybita... nagle... szok.. z czyjegoś kaprysu zniszczono ogrom lat kreowania... kolosalna brutalność... złamano wszelkie pakty i kodeksy... a wszyscy trwali w trwodze i niepewności, bowiem wiedziano że Sisyphus nadejdzie... ze przybędzie... kolosalny tytan, potęga... wiedziano że wróci...
- Witaj Haroldzie... - odparł wolno Galthran - przybywam na polecenie Entomy...
- Aa tak.. Entoma... - odparł Harold
- Naszym zadaniem jest przekazanie mieszkańcom nowiny... jutro o świcie odbędzie się spotkanie na rynku... - przemawiał Galthran... nadal nie wiedział jednak czemu Entomie Harold potrzebny...
Lorenzo wraz z blondynką wkroczyli do jednego z topowych klubów... od razu huknęła w nich potężna basowa muzyka, zewsząd dymy i światła.. Lorenzo praktycznie od razu wprawił się w stan amoku i totalnego podniecenia.. zaraz podeszły do niego goryle klubowe, wskazali mu jego błyskawicznie przygotowaną topową lożę...
Lorenzo szczerzył się od ucha do ucha, aż zatarł ręce... ależ.. już wiedział że zaraz wszyscy się zorientują, że zaraz się zlecą, zaraz atencja całego klubu skupi się na nim... on zaś absolutnym liderem... ostatnio mało imprezował i większość chwil spędzał samemu, wypadł nieco z fali... teraz zamierzał jednak totalnie korzystać i się zabawiać... ależ zacierał ręce... przez moment przeleciała mu myśl że powinien w tej chwili czytać dalej księgę Lorda Carrabotha... to jednak szybko wywalił z głowy... pociągnął Emily za rękę i momentalnie wkroczyli do swej loży, a następnie padli na kanapę... chichotali...
- Książę! Wspaniały książę! Witaj! - wrzeszczał facet który do nich szybko podbiegł.. był to menager klubu.. był niesamowicie ucieszony...
Lorenzo uniósł jedynie dłoń pozdrawiając faceta... po chwili wyjął zza pazuchy plik pieniędzy i złota, Emily aż świeciły się oczy na ten widok.. czuła ogromną ekscytację i podniecenie...
- Spraw żeby było jak najlepiej... - przemówił tylko Lorenzo podając wszystko facetowi... ten chwycił wszystko w łapy i ukłonił się...
- Wszystko będzie wybitne Drogi Książę... zapraszamy... rozpoczynamy.. życzę epickiego czasu u nas... - przemawiał manager a następnie pstryknął palcami.. zaraz dookoła Lorenzo i Emily skakało już wiele obsługi... co chwila podawali blondynie przeróżne trunki i butelki do próbowania, przekąski, owoce, wykwintne potrawy do wyboru... otwierano ogrom butelek szampana...
Emily śmiała się w głos, chichotała, siedziała tuż przy Lorenzo... co chwila się do niego przytulała... Lorenzo zaś wypił już kilka trunków... cały czas go tu obsługiwali.. zerknął na moment w lewo gdyż słyszał pisk...
- KSIĄŻĘ!!! LORENZO!!! - piszczała grupka dziewczyn, aż zaczęły podskakiwać
- Książę!!! AAAAA! - piszczały biegnąc w ich kierunku...
Lorenzo zaśmiał się jedynie w głos... Emily wkurzyła się nieco.. zaraz jednak jakieś chłopaki będące fanami również się zbiegły... już mieli grono obserwatorów... co chwila ktoś próbował wtargnąć na lożę, ale ich powstrzymywano..
Emily po chwili wstała, a następnie zaczęła tańczyć przed księciem...
- Uwielbiam tą piosenkę Lorenzo... - piskneła blondyna
Lorenzo pogładził się po podbródku, a po chwili rozłożył ramiona na oparciu i rozsiadł się wygodnie obserwując kobietę, śmiał się i kiwał głową
Emily zaś ponętnie przed nim tańczyła, jej biodra mocno poszły w ruch, a ona doskonale prezentowała przed księciem swoje kształty... co chwila machała swoimi długimi lśniącymi blond włosami... uwodziła go i kusiła... po chwili tańca nachyliła się przy nim a jej twarz była tuż przed jego... po sekundzie zaś już go pocałowała namiętnie, ukazując innym dziewczynom dominację... za moment zaś chwyciła jego dłonie...
- Zatańcz ze mną kotku... no chodź... - mówiła robiąc słodką minę...
- Pani! Wszystko gotowe! BŁAGAMY zasiądź z nami! Tutaj dla ciebie miejsce... honorowe! - krzyczała wieśniaczka
Isabella zerknęła... wielki stół zorganizowano błyskawicznie... na nim zaś stał ogrom niesamowitych świeżych potraw i trunki prosto ze wsi Lidon...
Cesarzowa westchnęła lekko.. po chwili zaś zbliżyła się do stołu i zasiadła... w tym momencie usłyszała wiwaty i krzyki radości, wrzaski.. wielu wieśniaków zaczęło wesoło tańcować...
- Spróbuję tylko tego waszego specjalnego trunku.. wiem że jest bardzo popularny w wielu miastach... - rzekła Isabella
- A jakże, Pani! Wielka Cesarzowo, to będzie dla nas zaszczyt! - krzyczała babka i chłop
Isabella kiwnęła głową i zerkała jak przygotowują trunek dla kilku osób... stukneła kilka razy paznokciami w stolik... dostrzegła również kątem oka jak bardzo jest obserwowana przez mężczyzn... ci wprost zjadają ją wzrokiem... wiedziała że w głowie każdego z nich są fantazje z nią związane.. wiedziała że zebrani tutaj czują pożądania i pragnienia... zachichotała lekko.. mogła to wyczuć w dosłownie każdym zebranym tutaj mężczyźnie... każdy był rozpalony jej widokiem, nie odrywali swych oczu... wpatrywali się w nią i bardzo mocno fantazjowali... pragnęli Isabelli.. pragnęli ją mieć... pragnęli być z nią w jednym łóżku... wieśniacy wiedzieli jednak że to jedynie sfery ich marzeń... wielu z nich zastanawiało się kto był tak wybitnie kolosalnym szczęściarzem i był w jednym łóżku z Cesarzową... zastanawiali się, rozmyślali... kto to musiał być... nie wiedzieli, nie śmieli nawet pytać.. jedynie rozmyślali.. któż to mógł być, jaka wybitna jednostka... kto zdołał mieć taką wspaniałą kobietę w swoim łóżku.. wszak wiedzieli ze Cesarzowa ma syna.,.. ależ na nich działała...
Jedna babka chwyciła kielich i podeszła do Isabelli... postawiła kieliszek trunku...
- To nasz trunek! - krzyknęła
Isabella zerkneła.. napój miał niebiesko-zieloną barwę.. pachniał nawet przyjemnie, rześko... Cesarzowa przyłożyła kieliszek do ust.. zmoczyła kapkę.. po chwili wzięła mniejszego łyka... zdołała odczuć nieco smaku trunku, oczywiście nie całkiem gdyż jest nieumarła... nie chciała jednak też zmartwić mieszkańców...
- Noo... cóż... powiem że jest mocny... to po pierwsze.. - odparła Isabella i zachichotała
W tej chwili wieśniaki i babki huknęły radosnym śmiechem, wiwatowali, tańczyli...
- Ale tym samym smaczny i rześki, orzeźwiający... ma mocnego kopa ale jest to tonowane.. - przemawiała Isabella
Wieśniaki aż klaskały w ręce, wiwatowały... czuły kolosalną ekscytację...
- Świetny trunek, doprawdy! Macie niesamowite receptury, Drodzy! - przemówiła głośno Isabella
Mieszkańcy radowali się i weselili, to był dla nich kolosalny zaszczyt usłyszeć takie słowa... wielu ponownie padło na kolana... oddawali ogromną cześć Cesarzowej...
Demon Wojny jeszcze przez jakiś czas stał przy siedzącym na tronie królu Elfów. Wiedział doskonale, że miał nim teraz już absolutną kontrolę...
Być moze elfy nie były wymarzonymi marionetkami gdyż jak na istoty były dosyc kruche i słabe, ale za to posiadały ogromne uzbrojenie i nie brakowało im środków do finansowania dalszej machiny wojennej. Transport złota i zaopatrzenia droga morską z Matlavy przebiegał nieprzerwanie przez Wyspy Athaline, a Cesarstwo Isabelli nie było w stanie na razie temu zapobiec gdyż znajdowało sie to poza ich zasięgiem... Co za tym idzie posuwając się metr za metrem wojska Cesarzowej napotykały na coraz większy opór a wezyrowie zdołali to juz zauważyć...
Wojna zaczął myśleć nad tym gdzie otworzyć potencjalny front i gdzie zaatakować, tak aby elfy mogły rozbić skupione siły Cesarstwa i zmusić ich do podzielenia się wojsk...
W tym samym momencie jednak poczuł znajoma obecność w swoim otoczeniu... Lekko zdzwiony odwrócił głowę za siebie...
Świece palące się na ścianach lekko przygasły...
- Co? Co jest? - mruknął Neloth widząc że blask płomieni na świecznikach przygasa.
Wojna wiedział jednak doskonale czyja jest to sprawka... Przed wejściem na taras pojawił się z mrocznego dymu Demon Śmierci. Wojna mruknął pod nosem...
Neloth rozglądając sie spojrzał na Wojnę, po czym skierował swój wzrok w stronę w którą patrzył jego kompan..
- Huh? Kto to do cholery.... - zaczął Neloth który już miał wstawać z tronu..
Niestety nie zdążył tego zrobić... Demon Śmierci pstryknął palcami a Neloth natychmiast stracił przytomność i opadł z powrotem bezwładnie na swój tron. Wojna popatrzył kątem oka na nieprzytomnego króla Elfów po czym skrzyżował ręce skupiając juz swój wzrok na przybyłym demonie.
- Serio było to konieczne? Czego chcesz? Fajnie mi się z nim rozmawiało... Teraz będzie trzeba go cucić... - burknął Wojna
- Spodziewałem się że bedziesz naiwny, ale nie wiedziałem ze az tak bardzo.... - powiedział Śmierć podchodząc blizej. - Zapewne nie masz pojęcia co się dzieje...
- Co masz na myśli? Wszystko przebiega przecież zgodnie z planem...
- Nie z tym planem co trzeba... Zaraza jest wkurzony... Isabella pozbyła sie Głód jakbyś nie wiedział... Sytuacja wymknęła sie trochę spod kontroli... - rzekł Śmierć
- Oh... I co z tego? - odparł Wojna wzruszając ramionami - Chyba nie oczekujesz ze bede po niej płakał?
- Nie bądź głupi... Jesli chcemy osiągnąć cel to musimy działać już teraz... - rzekł Śmierć poważnym tonem i skierował swój wzrok na Nelotha - Masz do dyspozycji całkiem przydatne narzędzie a i tak nie potrafisz z niego dobrze korzystać... W takim tempie za kilka dni wojska Cesarskie będą witały do bram miasta...
- Powinieneś być zadowolony... Im więcej zginie tym silniejsi się staniemy... Nie czujesz tego? Taka jest cena wojny...
- Nie w tym rzecz... Nadszedł czas aby zmienić plany... Zaraza powiedział, że zabawa sie skończyła.... Pora uderzyć na dużo większą skalę jeśli wiesz co mam na myśli... - rzekł poważnym tonem Śmierć
Wojna mruknął pod nosem cicho i odwrócił wzrok spoglądając na horyzont.
- Skoro tak mówisz... Niech będzie... - odparł mrocznym głosem
Tymczasem w wymiarze Altary...
Ptolemy kontynuował swoją podróż przez pustynie lecąc ponad wielkimi piaskowymi wydmami rozciągającymi sie na setki kilometrów.. Teraz jednak był już w drodze powrotnej, gdyż swój cel na tym terenie zdołał juz osiągnąć.. Księzna Felicia była martwa, tak samo jak państwo którym zarządzała... Ptolemy nie spodziewał się, że to wszystko okaże się aż tak proste... Księstwo Enthiati było najzwyczajniej najsłabszym ogniwem na mapie wymiaru Altary i nie trzeba było zbyt dużo aby je unicestwić... Nie musiał nawet szukac i infiltrować pozostałych miast znajdujących w tym regionie... Pozbycie sie despotycznej władczyni było wystarczającym ciosem... Ptolemy był przekonany, że teraz gdy zapanuje kompletna anarchia i władza będzie w rękach ludu, wszystko zapadnie się pod sobą nawet bez jego dalszej interwencji... Już nawet teraz gdy przelatywał na miastem Tharibb w którym wywołał wcześniej masakrę widział totalny zamęt i walki na ulicach... Ludzie zachowywali się jak dzikie zwierzęta pozbawione jakiejkolwiek godności... Wszystko chyliło sie ku upadkowi, zgodnie z planem... Jego robota została tutaj zakończona...
Ptolemy zdecydował jednak, że ilość informacji którą posiadł do tej pory nie jest wystarczająca... Jego zadanie od Lorda Ignathira wciąż pozostawało aktywne.. Tym razem więc postanowił udac się prosto do Cesarstwa Bahrum które stanowiło bezpośrednie zagrożenie dla przyszłych planów jego stwórcy... Ptolemy był ciekaw jaką technologię i wiedzę dysponuje tamtejsza ludność a co więcej kim były ten cały Cesarz który całym tym państwem zarządza... Faktem jednak było, że nie miał teraz zbyt dużych oczekiwań po tym co zademonstrowali sobą dotychczas Azzar oraz Felicia... ale... być może w tym wypadku okaże się być inaczej, a przynajmniej miał taką nadzieję...
Natomiast Entoma pojawiła się w pobliżu miejsca gdzie wyczuła obecność swoich sióstr... Praktycznie od razu je dostrzegła.. obie stały przed lokalnym fast foodzie przy stoliku znajdującym sie na zewnątrz. Nie podobało jej się to... Natychmiast ruszyła w ich kierunku.
Lupus i Solussa dostrzegły ją dosyć szybko...
- Oh... jesteś.. Już myślałam, że się nie pojawisz... - powiedziała Solussa prześmiewczym tonem.
Entoma zatrzymała się przed nią i popatrzyła na swoją siostrę
- Nie powinno Cię tu być... - powiedziała Entoma przerywanym tonem
- Haha... to prawda... ale nie musisz się martwić... Nie bez powodu ubrałam sie w taki sposób... - odparła Solussa która miała na sobie aktualnie czarną bluzę z założonym na głowę kapturem który przysłaniał jej włosy
Entoma nie odpowiedziała... Syknęła pod nosem po czym skierowała swój wzrok na Lupus która stała obok.
- A ty... Co znowu żeś wymyśliła?... - mruknęła niezadowolonym tonem Entoma - Nie mam zbyt dużo teraz czasu na twoje gierki...
- Oh? Aż tak bardzo pochłonęła Cię randka z Galthranem, że zniknęłaś na kilka dni? Nie było z tobą w ogóle kontaktu siostrzyczko.... Co robiłaś? Spaliście ze sobą? - zaśmiała się Lupus
- To raczej nie twój interes... - odparła Entoma a jej oczy błysnęły - No chyba, że powiesz mi jak z tobą i Drakkanem? Jakies postępy?
Solussa słysząc to zachichotała pod nosem
- Ta... nawet gigantyczne!.. Nie mogą sie od siebie oderwać... - powiedziała Solussa prześmiewczym tonem patrząc prosto w stronę Lupus
Lupus słysząc to zaczęła warczeć z gniewu jak wściekły pies.
- Zamknij się do cholery! - ryknęła w stronę Solussy
Solussa zaśmiała sie donośnie. Widać było, że bawi sie doskonale. Entoma widząc co sie dzieje westchnęła pod nosem.
- Uspokójcie się... - odparła Entoma poirytowanym tonem i złącza oba swoje rękawy ze sobą. - Możemy przejść już do rzeczy? Lupus mów o co chodzi...
Lupus odetchnęła głeboko i odwróciła się tyłem do swoich sióstr.
- A jak myślisz? Chodzi o Lorenzo oczywiście... - powiedziała rudowłosa - Zgadnij co teraz robi...
- Emm... Nie wiem? Bawi się na jakiejś imprezie czy coś? - odparła Entoma obojętnym tonem
- Hah... Po raz kolejny złamał zakaz swojej matki i udał sie na randkę z tą szmatą... Ostrzegałam ją juz dwa razy aby trzymała sie od niego z daleka... ale wygląda na to ze nadal tego nie rozumie...
- Mhm... No i co w związku z tym? Co chcesz niby zrobić? - zapytała Entoma
- Jak to co? - powiedziała Lupus rzucając kątem oka spojrzenie na Entomę.. Jej oczy błysnęły złotym blaskiem... - Pozbyć się jej... permanentnie...
W tej chwili w ręce Lupus pojawiło się jej wielkie berło.. Obróciła nim kilka razy w swojej ręce.
- Zamierzam ją zlikwidować w niezwykle bolesny i spektakularny sposób! - dodała Lupus a na jej twarzy pojawił sie szaleńczy usmiech.. - To będzie wspaniałe przedstawienie, a wy będziecie mieć miejsca w pierwszym rzędzie aby delektować sie tym widowiskiem! Wspaniały plan nie sądzisz?!
Entoma przez chwile milczała... Spojrzała na Solusse po czym z powrotem na Lupus.
- To raczej nie jest dobry pomysł... - odparła - Co bedzie z Lorenzo?
- Oh... Włos mu z głowy nie spadnie... O to nie musisz sie martwić... - odparła Lupus - Właściwie to nie będzie nawet o niczym pamiętał...
- Ah... A więc dlatego wezwałaś Solusse... - odparła Entoma rozumiejąc już co Lupus zamierza zrobić.
- Tak! - powiedziała Lupus z uśmiechem - To jak? Wchodzisz w to?
Entoma po raz kolejny skierowała swój wzrok na Solusse. Ta jednak jedynie wzruszyła ramionami. Lupus zdołała ją przekonać już wcześniej, to było oczywiste...
- Ech... Niech bedzie... Ale robię to tylko po ty aby mieć pewność, że nie przesadzisz... - odparła Entoma
- Hahah! Masz moje słowo... Nikt więcej nie ucierpi... - odparła mrocznie Lupus i zmrużyła swoje oczy. - Być może...
W międzyczasie Ignathir nadal kontynuował oprowadzanie Yunny po swoim zamku w którym od teraz wampirzyca miała przebywać. Arcymag pokazał jej już większość pomieszczeń i sal z których był przekonany, że to mogłaby korzystać... Nie miał problemu z tym aby sama również eksplorowała okolicę na własną rękę... Ignathir nie miał zbytnio i tak nic do ukrycia, a komnaty które należały do jego prywatnej dyspozycji i tak były zablokowane magicznie dla nieproszonych gości...
Ignathir wiedział że Yunna jest dosyć specyficzna i cięzko będzie jej sie porozumieć z jego służacymi oraz Pellarem, ale liczył na to ,że ten okres szybko minie a była księżniczka zrozumie hierarchię panującą w tym miejscu... a w szczególności fakt że póki co znajduje się ona na jej samym dnie...
Arcymag zaprowadził ostatecznie Yunne do jej komnaty która celowo znajdowała się dalej od komnat jego służących ale też stosunkowo blisko komnaty Pellara tak aby ten miał wgląd na poczynania jego siostry i ewentualnie mogł zapobiec jej nieodpowiednim zachowaniom.. Być moze nie było to najlepsze posunięcie, być moze Pellar nie bedzie z tego zadowolony, ale uważał. że była to jedyny odpowiedni wybór... Był pewny, że zwisłości pomiędzy rodzeństwem są tylko chwilowe i prędzej czy później czarne burzowe chmury które ich podzieliły niebawem sie rozejdą... Oboje zapomną o krzywdach i zdołają się pojednać... Jednakże... Aby do tego doszło musiał pierw odbyć poważną rozmowę z Pellarem... Wiedział, że jest to konieczne...
- Och.. A więc to jest moja komnata tak? - zapytała Yunna wchodząc do wnętrza pokoju i rozglądając się
- Tak.. - odparł Ignathir otrząsając sie ze swoich myśli. - Póki co została zrobiona w domyślny sposób tak abyś posiadała to co najważniejsze... Ale.. tak jak mówiłem wcześniej... możesz ją urządzić na swój sposób jak tylko Ci sie bedzie podobało...
Yunna słysząc to uśmiechnęła się pod nosem.
- Doskonale... W końcu bedę mogła zaprojektować coś po swojemu... Tego mi brakowało... Tatko nigdy mi na to nie pozwalał w moim pokoju... Zawsze musiało byc schludnie i królewsko... Tsss... Nie mogłam nawet wieszać obrazów które mi sie podobały...
Ignathir nie odpowiedział.. Spoglądał w milczeniu swoimi błyszczącymi zielonymi oczami na wampirzycę.
- Ale coż..... Było minęło... - odparła Yunna i machnęła ręką - Cieszę się, że rozumiesz moje potrzeby i pragnienia bardziej niż ktokolwiek inny do tej pory mój Najwyższy Lordzie... Doprawdy jesteś wspaniały dając mi tyle wolności...
- Och... ta.... jasne... Oczywiście... - odparł arcymag i kiwnął wolno głową
Yunna uśmiechnęła się szeroko spoglądając na Ignathira.
- Zapoznaj się ze swoją komnatą... Możesz ją od razu zacząć przemeblowywać jeśli chcesz... Na tym zakończymy wycieczkę po zamku... Jak bedziesz potrzebowała pomocy poinformuj mnie lub jedną z moich służących... - rzekł poważnym tonem Ignathir
- Oczywiście Mój Panie! Jeszcze raz dziękuję za wszystko! - odparła Yunna z uroczym uśmiechem - Jak mogłabym Ci się odpłacić za to? Może zechciałbyś abym...
- Nie trzeba... - odparł Ignathir przerywając jej i podnosząc swoją dłoń - To nie bedzie konieczne...
- Buuu... - jęknęła cicho Yunna nadymając policzki rozumiejąc że jej próba flirtu niezbyt sie udała.
- Jedyne czego od ciebie oczekuje to dostosowania się do nowego otoczenia... Wiem ze to może być trudne ale nie chcę słyszeć o żadnych problemach... I zwracaj sie do moich służących z należytym szacunkiem gdyż są dla mnie kimś więcej niż tylko zamkowymi pokojówkami... Czy to jasne?
Yunna lekko zaskoczona słowami Ignathira. Otworzyła samoistnie usta. Nie zamierzała się jednak teraz sprzeciwiać jego słowom...
- Tak... Zrozumiałam... - odparła pokornym głosem
- Cieszy mnie to... - odparł arcymag po czym odwrócił się w stronę drzwi - Na mnie już pora... Mam jeszcze wiele spraw do zrobienia... Zobaczymy się później...
- Oh... Okej... - odparła Yunna spoglądając jak Ignathir wychodzi z jej komnaty i zamyka za sobą wrota.. Westchnęła pod nosem spoglądając na swoje lóżko... Została teraz kompletnie sama...