MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World V - The New Era
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Lupus kompletnie nie zareagowała na słowa Lorenza. Cały czas patrzyła się w niebo. Wiedziała co teraz powinna zrobić.. Zmrużyła nieco swoje oczy. Lorenzo coś do niej gadał ale ona nie słuchała, bredził od rzeczy... Teleportowała sie chwile potem.


- Prywatne? Zakira... - rzekł Nihil i nabrał poważnego wyrazu twarzy - Jestem Dowódcą Nieumarłych... Tak samo jak Isabella zarządzam państwem i ogromnymi połaciami terenów... Nie jestem w stanie ciągle układać z tobą spotkania tym bardziej jeżeli i tak za bardzo nie masz na nich nic do powiedzenia...
Po tych słowach popatrzył na stos dokumentów, który leżał na półce.. Wiedział, że bedzie musiał je dokładnie zaraz przeglądnąć. Chrząknął pod nosem.
- Na dziś koniec... Mozesz już wrócić do domu... Następnym razem gdy uznam ze chce sie z tobą spotkać to ja osobiście poinformuję Cię o tym... i przy okazji Cassahsa z racji iz jest twoim wujem i się tobą opiekuje...


Chwile potem gdy Żniwiarz i Magister wyszli i zamknęli za sobą drzwi od komnaty Szefowej wspólnie udali się prosto korytarzem. Zniwiarz popatrzył kątem oka na Magistra, ten bowiem nie był do końca zadowolony.
- Idziemy sie napić? - zapytał Zniwiarz
- Mhmm... - mruknął Magister i kiwnął lekko głową
Zniwiarz parsknął pod nosem i odwrócił wzrok spoglądajac już tylko przed siebie.
- Ja stawiam... - rzekł mroczny łowca cały czas niosąc w swoich rękach dużą walizkę.
- No ba.. nadziany to stawia... - rzekł Magister
- Przypominam, że ty też dostałeś nagrodę za swoją ostatnią misje..
- No tak... ale to nie istotne...To było wcześniej... Ty dostałeś teraz, więc to ty musisz stawiać...
- Przecież powiedziałem, że stawiam...
- Oczywiscie... - mruknął Magister i zaśmiał sie lekko pod nosem. - Jedynie sie upewniam...
Oboje dochodząc do porozumienia zamierzali udac się wspólnie do knajpy... Dzisiaj i tak nie mieli wiecej niz innego do roboty...
Lorenzo zdezorientował się kompletnie... rozglądał się na boki.. rudowłosa mu czmychnęła...
- Wariatka... tssss... - syknął..
Po chwili wyciągnął telefon i napisał sms do Emily:
"Potwierdzam, mam dzisiaj czas na naszą... randkę.. będzie świetnie!" - Wysłał wiadomość. Tym samym potwierdził... potwierdził że wybiera się na randkę z modelką, a nie tylko przyjacielskie spotkanie...


Zakira pokiwała głową, uśmiechnęła się..
- Dobrze, Nihilu... jak sobie życzysz.. - powiedziała i pochyliła przed nim lekko głowę oddając mu szacunek i okazując uległość wobec niego
- Cieszę się z naszego dzisiejszego spotkania, uważam że było udane.. może i miałam kilka wpadek.. a nawet udało mi się ciebie rozzłościć.. ale wiedz że zawsze jestem posłuszna i uległa wobec ciebie, a bardzo cię polubiłam i szanuję jako dowódcę, nigdy nie zrobiłabym czegoś przeciwko tobie.. jesteś jednak również niesamowicie opanowany.. - powiedziała wampirzyca, ruszyła w kierunku drzwi...
- Mam nadzieję, że przy kolejnym spotkaniu uda mi się wzbudzić w tobie inne większe emocje aniżeli złość.. - powiedziała przypominając sobie wybuch Nihila. - Będę cierpliwie oczekiwała na twoje wezwanie.. proszę jednak abyś jak najprędzej znalazł chwilę czasu.. jestem naprawdę ciekawa.. - powiedziała i urwała nagle będąc już przy drzwiach.. nie chciała mówić za dużo...



Isabella była już na pustyni Non-Shadar.. momentalnie poczuła duże ciepło i ogrom słońca.. lekki powiew.. zaczęła rozglądać się dookoła i ruszyła przed siebie, po chwili założyła na głowę czarną elegancką chustę z której zrobiła kapturek i zakryła lekko swe włosy i twarz chroniąc ją przed fruwającym piaskiem.. wyglądała niesamowicie, arcy-wspaniale.. wolno podążała przed siebie...
Po 50 minutach szybkiego marszu dojrzała w oddali rozłożone dywany i różnego rodzaju maty, stojące garnki, wielbłądy i ludzi siedzących na owych matach zebranych wokół siebie, było ich bardzo sporo... na samym przodzie natomiast siedział Mężczyzna w turbanie.. siedział i głosił słowo do swych słuchaczy..
Cesarzowa wolnym krokiem zbliżyła się do ludności... nikt nie zwracał jednak na nią uwagi... jedynie Mężczyzna w turbanie momentalnie ją dostrzegł, ich spojrzenia na siebie trafiły... staruszek uśmiechnął się, a po chwili wskazał dłonią wolny dywanik nieopodal innych ludzi
- Witamy, Droga Pani.. zasiądź z nami jeśliś zmęczona podróżą bądź ciekawa.. - rzekł spokojnie
Isabella zdziwiła się lekko.. bowiem widziała już wcześniej Mężczyznę w turbanie, rozmawiała z nim... przemówił do niej, aby przybyła na pustynię niebawem ponownie gdy znajdzie czas... dzisiaj zamierzała to uczynić i właśnie przybyła, w tej chwili zdała sobie sprawę że są w innym miejscu niż wtedy, zdziwiła się że tak szybko odnalazła Mężczyznę...
Cesarzowa przyklękła na kolana i usiadła na wskazanym miejscu... rozejrzała się dookoła, kilka osób się uśmiechnęło, wielu jednak było wsłuchanych w słowo Mężczyzny w turbanie... Cesarzowa widziała że zasiadają tutaj przeróżni ludzie, zarówno majętni jak i skromniejsi, ale wszyscy zjednoczeni...
- Słońce, światło, promienie i blask.. to wszystko jest ogromną potęgą... musicie zadać sobie pytanie, dlaczego codziennie o poranku widzicie promienie wschodzącego słońca.. dlaczego wybrało akurat wasz świat aby na niego świecić.. pamiętajcie, że nie wszystko jest wieczne.. a wy ciągle biegniecie, gonicie, przemijacie.. zatracacie często siebie.. zapominacie o zaglądaniu w głąb swoich dusz i siebie... pamiętajcie że wy jesteście centrum, a wszystko dookoła to tylko dodatki... - przemawiał Mężczyzna w turbanie
Isabella wsłuchała się w jego przyjemny ton głosu.. ustabilizowała oddech, przymknęła oczy... słyszała jego słowa, czuła lekki podmuch wiatru, smagający piasek.. czuła że jej umysł tutaj odpoczywa...
Lupus teleportowała się na dach jednego z budynków po drugiej stronie miasta. Podeszła do jego krawędzi i spojrzała w dół na przejeżdżające na ulicy samochody. Przysiadła wygodnie na murku opuszczając swoje nogi w dół. Nikt jej tutaj nie przeszkadzał... mogła zaznać chwili spokoju. Wiedziała jednak, że musi powiadomić swojego stwórcę o tym co przed chwilą zaszło...
Natychmiast przyłożyła rękę do swojej głowy aby nawiązać połączenie telepatyczne...


Tymczasem Ignathir zasiadł właśnie wygodnie na swoim tronie.. Chwile temu był jeszcze w swojej komnacie i zabrał z niej tajemnicze pięknie zdobione pudełko które położył obok swojego tronu. Gestem ręki wypuścił kostur który zaczął samoistnie lewitować wokół jego tronu. Arcymag odetchnął głeboko... aktualnie oczekiwał przybycia Naberal.. kontaktował sie z nią bedąc jeszcze w swojej komnacie... Domyślał sie że jego służąca zaraz powinna tutaj przybyć... Faktem było że powiedział jej by sie nie spieszyła, ale domyślał się, że i tak bedzie próbowała przybyć tu jak najszybciej zdoła. Naberal już taka była...
Arcymag kiwnął lekko głową siedząc w milczeniu... Oparł swoja głowę prawą dłonią...
Nagle jednak wzdrygnął się.. Otrzymał nagłą wiadomość... Natychmiastowo przyłożył dłoń do głowy.
- Lordzie Ignathir...
- Lupus? Co sie stało? - zapytał arcymag rozpoznając natychmiast głos swojej rudowłosej służącej..
- Wybacz jeżeli Ci przeszkadzam w czymkolwiek ale to pilne... Jest coś o czym powinieneś wiedzieć...
- Mhm... - mruknął Ignathir a jego oczy błysneły - Słucham..
- Przed chwilą Isabella wraz ze swoim synem była w świątyni zbudowanej ku czci twojej potęgi... - zaczeła Lupus - Lorenzo wypytywał o Ciebie... Isabella powiedziała mu całą prawdę...
- Huh?! - jęknął Ignathir głośno a jego szczęka się otworzyła - Co? Co takiego?!
- Tak Mój Panie... Widziałam na własne oczy... Isabella przekazała mu informacje na twój temat...
Ignathir był w ogromnym szoku. Nie spodziewał się tego w żadnym stopniu... przynajmniej nie teraz... Co prawda wiedział że to prędzej czy później nastąpi... no ale nie spodziewał się, że aż tak szybko...
- Isabella sie wygadała... Nie dobrze... Za wcześnie... - powiedział Ignathir i złapał sie za głowę. Zaczął sie zastanawiać nad tym co powinien zrobić.. Wcześniej nie spieszył sie zbytnio z realizacją swoich planów, ale ta sytuacja zmieniała bieg rzeczy... Jezeli Lorenzo już wiedział o jego istnieniu, to musiał zdecydowanie przyspieszyć..
- Nic jeszcze nie jest gotowe... - dodał arcymag
- Lorenzo również nie jest mój Panie... - odparła Lupus
Ignathir podniósł swój wzrok.
- Co masz na myśli? - zapytał
- Coż... Wybacz lordzie Ignathir, że to powiem... ale... Lorenzo nie odziedziczył zbyt wiele twoich cech... albo przynajmniej ja ich nie zauważam pomimo tego że przybywam w jego towarzystwie praktycznie na co dzień...
Ignathir zmrużył oczy.
- Rozumiem... - odparł poważnym tonem - W takim razie będzie trzeba się temu bliżej przyjrzeć...


Nihil wpatrywał się w Zakire. Jej słowa lekko go zdziwiły ale nie namyślał sie nad nimi zbytnio, w końcu była młoda i energiczna... Młodzi mieli swoje dziwne pomysły i dziwactwa... Pokiwał lekko głową.
- Jasne... To się okaże w swoim czasie... Bywaj... - odparł Nihil po czym wziął do ręki pierwszy z wierzchu dokument, który widniał na jego biurku - I jeśli możesz... nie naciskaj na moich gwardzistów następnym razem gdy będziesz pod drzwiami do mojej rezydencji... Wszystko bowiem słychać... i to bardzo wyraźnie...
Lupus lekko machnęła swoją nogą nadal siedząc na krawędzi dachu budynku. Otworzyła minimalnie swoje usta.
- Jest jeszcze coś lordzie Ignathir... - powiedziała Lupus po krótkiej chwili ciszy.
- Tak? - zapytał arcymag
- Wiem, że to może dosyć szybko... ale podjęłam swoją decyzję w sprawie Drakkana...
- Oh? Zdecydowałaś sie go przyprowadzić przed moje oblicze?
Lupus pokręciła głową
- Nie mój panie... Zdecydowałam sie to zakończyć... Ja i Drakkan do siebie po prostu nie pasujemy... Zrozumiałam to teraz... ech.. Znaczy.. To co chce powiedzieć... Drakkan to dobry mężczyzna ale... jest zwykłym człowiekiem... Ktoś taki jak on nie byłby nigdy w stanie zaspokoić moich potrzeb i mnie w pełni zrozumieć... Na początku myślałam, że mogłabym go wykorzystać aby zrozumieć niektóre rzeczy... użyć jako swoiste narzędzie do poznania miłosnych relacji jakimi darzą siebie nawzajem ludzie... Ale mój plan nie wypalił tak jak bym tego chciała... Entoma mi o tym mówiła juz wcześniej ale jej nie posłuchałam...
- Ah... Chyba rozumiem... - rzekł Ignathir - Co chcesz więc z nim zrobić?
- Jeżeli pozwolisz mój Panie, chciałabym uciszyć tę sprawę na własna rękę... Potrzebowałabym jedynie pomocy Solussy... Jezeli oczywiście nie masz nic przeciwko temu...
- Coż... jeżeli tak chcesz to rozegrać to proszę bardzo... byle bym więcej nie słyszał o podobnych aferach... Czy to jasne? Mam teraz naprawdę większe problemy na głowie...
- Oczywiście Mój Panie.. Możesz byc spokojny.... Zajmę sie tym w trybie natychmiastowym..
- Mam taką nadzieję... - odparł arcymag - Czy jest cos jeszcze o czym powinienem wiedzieć?
- Nie mój Panie... To wszystko... - odparła Lupus cichym tonem
Kilka chwil potem konwersacja pomiędzy nimi dobiegła końca. Arcymag zakończył połączenie. Lupus podniosła się na równe nogi. Jej rude włosy powiewały na wietrze.. Jej twarz nabrała zdeterminowanego wyrazu... Wzięła głęboki wdech po czym po raz kolejny aktywowała swoje moce telepatii..
- Solussa... Potrzebuje twojej pomocy... - powiedziała Lupus


Mineło jakieś piętnaście minut odkąd Naberal zakończyła swoją telepatyczną rozmowę z Ignathirem. Przez ten miniony czas zdołała już w szybkim tempie się cała umyć oraz wysuszyć i wyprostować swoje włosy. Aktualnie stojąc przed lustrem zawijała je od tyłu białą chustą w długi kucyk... W milczeniu, stojąc w samym ręczniku spoglądała na swoje odbicie... spoglądała prosto na swoją twarz... Przez jej umysł przechodziło wiele myśli jednak na tę chwile musiała skupić się na tym by jak najszybciej sie przygotować i wyruszyć na spotkanie z lordem Ignathirem który juz na nią oczekiwał... Westchnęła lekko i wolno popatrzyła w bok na półkę gdzie trzymała kilka różnych perfum i kosmetyków... Praktycznie wszystkie były podarunkami zarówno od Lupus jak i od Solussy... Wstyd było przyznac, że do tej pory ich jeszcze ani razu nie użyła... Ale...tak szczerze, Czy w ogóle było to jej potrzebne? Czy miało to jakiś sens? I tak była w końcu tylko pokojówką i służącą... Istniała po to, by wypełniać rozkazy swojego stwórcy i to było najistotniejsze... Nie miała na celu nigdy by się komukolwiek podobać... W końcu dlaczego by miała? Nikt i tak by na nią nie spojrzał...
Naberal myśląc o tym uśmiechnęła się minimalnie pod nosem.. Tak... była tego kompletnie świadoma... Co więcej, zdołała juz to zaakceptować...
Chwile potem udała sie z powrotem do swojego pokoju gdzie przebrała się w swój świeży strój pokojówki... czarne pończochy, rękawiczki oraz buty, a na samym końcu założyła na swoja głowę białą opaskę pokojówki...
Gdy była już w pełni gotowa, na kilka sekund zerknęła kątem oka na stojącą w flakonie obok jej lóżka pojedynczą biało-złotą różę... Ten wiecznie kwitnący kwiat miał dla niej wartość większą niż jakakolwiek biżuteria... Uwielbiała na niego spoglądać... uwielbiała zasypiać bedąc wpatrzona w jego piękno i budzić się przy jego zapachu... Był dla niej najcenniejszym skarbem jaki posiadała... Sprawiał ze nie czuła kompletnej pustki w swym sercu... nie czuła się... samotna...
Szybko jednak odwróciła z powrotem swój wzrok spoglądając w kierunku drzwi, wetchnęła lekko i chwytając za klamkę wyszła ze swojej komnaty zamykając je za sobą. Ruszyła w stronę sali tronowej gdzie czekał na nią jej stwórca...


Ignathir po rozmowie z Lupus złapał sie za głowę... Informacje jakie go dosięgły i jakie zostały wypowiedziane z ust jego służącej nieco go poirytowały.. Szczególnie cała ta sprawa z Isabellą i Lorenzo... Wiedział że bedzie musiał jakoś zareagować... Aktualnie więc zastanawiał sie na odpowiednimi krokami jakie powinien podjąć.. W końcu teraz Lorenzo wiedząc już tyle od Isabelli, bedzie pytał o więcej.. bedzie chciał poznać więcej informacji, a to mogłoby niebawem wpłynąć na niekorzyść Ignathira... Nie mógł na to pozwolić... Lorenzo nie był gotowy...
Oczekując na przybycie Naberal do sali tronowej, arcymag zaczął mysleć nad tym co mógłby uczynić.. Słowa Lupus o jego synu mocno go zaniepokoiły.. W szczególności o jego zachowaniu...
- Wdał sie w Isabelle huh... - mruknął Ignathir spoglądając w podłogę


Natomiast Varran cały czas oczekiwał pod wodą na potencjalną ofiarę... Mineło juz dobre poł godziny ale on nawet nie drgnął. Był cierpliwy...Wiedział ze prędzej czy później jakieś zwierzę sie pojawi...
W końcu po kolejnych paru minutach tak sie stało... Od strony lasu zbliżył się duży, dostojny jeleń... Miał ogromne poroże... Nie miał pojęcia o zagrożeniu które na niego czeka... Varran skupił na nim swój wzrok... Oczekiwał na dogodną okazję do ataku...
Zakira wyszła z rezydencji Nihila słysząc jego ostatnie słowa... odetchnęła... zerknęła na boki i w niebo... wolno ruszyła przed siebie zbliżając się do Gwardzistów nieumarłego... zerknęła na nich...
- Wiem że słabo postąpiłam będąc niecierpliwą... wybaczcie - zaczęła do nich mówić - Nigdy nie dopuszczę już do niczego takiego - dodała
- Nie chcę żeby najbardziej zaufani wojownicy Nihila słabo mnie zapamietali... także z pokorą przyznaję że mogłam zachować znacznie wiecej cierpliwości... -rzekła młoda wampirzyca. W jej głowie kreował się już plan... wcale nie zamierzała wracać do swojej twierdzy.. zamierzała czmychnąć... spontanicznie udać się w poszukiwaniu Bellatrix... kobieta bowiem ją zaintrygowała... jest bliska Nihilowi... Wampirzyca za wszelką cenę chciała ją spotkać, wypytać i pokazać się z jak najlepszej strony...





Tymczasem Cassahs przybył do Cerberus... momentalnie dostrzegł jak szybko ogromne zmiany po rozkazach Isabelli zachodziły.. kiwał głową... po chwili zbliżyli się do niego Winchester JR i Siael...
- Cassahsie.. witaj.. -rzekł Siael
- Witajcie.. - rzekł Wampir Wyższy
- Zmiany tak jak chciała Cesarzowa zachodzą bardzo szybko... jej nowa wieża jest wznoszona w tempie absolutnym dokładnie i perfekcyjnie... - prawił Siael
Cassahs chrząknął, warknął lekko, kaszlnął... zerknął w górę... kiwał głową...
- Hhrr... doskonale... - rzekł spokojnie - W takim razie już niebawem Cesarzowa będzie mogła osobiście przybyć.. wtedy wraz z nią pierwszy raz wstąpię do wieży... zrodzimy wówczas jej serce i trzon... - mówił spokojnie
Winchester JR i Siael pokiwali głowami





Isabella wiedziała że już niebawem musi iść do swego arcy-wspaniałego skarbca... już niebawem musi wyjąć z niego jedną z ksiąg Lorda Carrabotha a także fiolkę z DNA orka... te dwie rzeczy musiała jak najprędzej wyjąć... wiedziała że ma wiele spraw, czas ją goni... jednak tutaj, na pustyni... odczuwała spokój gdy Mężczyzna w turbanie przemawiał..
Minęło jakieś 25 minut... staruszek po tym czasie skończył przemawiać.. a zasiadający tutaj ludzie wolno wstawali i rozchodzili się bądź teleportowali... wszyscy dziękowali i kiwali głowami...
Cesarzowa wolno wstała i zbliżyła się do Mężczyzny w turbanie... zostali tutaj sami oprócz jego trzech wielbłądów...
- Witaj najwspanialsza Pani.. - rzekł mężczyzna w turbanie i uniżył głowę na znak szacunku, po chwili ją uniósł...
- Witaj... powiem szczerze, świetny z ciebie mówca... a z tego co widzę coraz więcej osób słucha tego co mówisz.. - mówiła Isabella
- Dziękuję Pani... schlebia mi to... - odparł Starzec - Staram się mówić zrozumiałym językiem, stanowczym i szczerym.. pragnę otwierać oczy na pewne istotne sprawy istotom tego świata.. - mówił
Isabella kiwnęła głową
- Mhm... sama mam kilka przemyśleń po twoich różnorodnych słowach... ciekawie mówisz.. intryguje mnie skąd masz tyle wiedzy i mądrości w umyśle starcze... - spytała
- Moja wiedza pochodzi z nieograniczonego źródła.. wszystko jest wieczne.. - odparł tajemniczo Mężczyzna w turbanie i zmrużył oczy...
Po chwili przyjrzał się prosto w oczy Isabelli...
- A więc przybyłaś ponownie... nie zlekceważyłaś słowa nic nie wartego starca... - rzekł męzczyzna
Isabella zdziwiła się nieco, jego ton przybrał innej wagi...
- Cóż.. nie ignoruję moich poddanych... zawsze pomagam, zawsze poświęcam czas... - odparła Cesarzowa
Staruszek zaśmiał się lekko.. pokiwał głową..
- Zaiste, wspaniała Pani, zaiste.. - rzekł - A teraz.. pokaż mi... - rzekł i spojrzał jej w głąb oczu...
Cesarzowa zdziwiła się, odsunęła kawałek... wytrzeszczyła oczy...
- Ohh? Co.. co mam pokazać... - odparła..
- Pokaż mi, Isabello... pokaż swój miecz.. - rzekł
Isabella wytrzeszczyła oczy jeszcze mocniej
- Co?
- Pokaż mi... Ostrze Świetlistego.. -rzekł z potęgą w głosie Mężczyzna w turbanie
- Skąd wiesz o moim mieczu?! - syknęła Isabella, w jej dłoni zapłonęła potęga wiecznego ognia..
- Hahaha, Pani... jak już mówiłem, moja wiedza jest wszechwieczna... - odparł - Isabello... doskonale wiesz że Ostrze Świetlistego jest darem... jest zbawieniem... jest potęgą.. jest światłem w ciemności... a to że przez 21 lat udało ci się okiełznać potęgę Ostrza i mieć je aż do teraz przy sobie, naprawdę nas raduje i zerkamy z uznaniem... - mówił Mężczyzna w turbanie potężnym tonem głosu
- Jesteśmy zadowoleni i dumni... Isabello... okiełznałaś jego siły... stał się twoim kompanem... - mówił Męzczyzna o mieczu
Isabella była ogromnie zdziwiona... w jej dłoni pojawiło się Ostrze Świetlistego... zerknęła na swój miecz
- TAAK... - przemówił głośniej mężczyzna w turbanie widząc i czując potęgę broni...
- Wspaniale... - dodał i zerknął w oczy Isabelli.. - Ruszaj Isabello... ruszaj wydać rozkazy... ruszaj kontynuować swe działania.. gdy spotkają cię trudne przeciwności, gdy wpadniesz w mrok... Ostrze Świetlistego zawsze zniesie na ciebie potęgę światła... - przemawiał...
- Co... Skąd wiesz o moich planach, skąd wiesz że coś planuję... skąd wiesz o mieczu.. czyżby.. - przemawiała Isabella domyślając się...


Tymczasem Władca Dżinnów Lushar zasiadał na swym ogromnym świetlistym tronie w Wymiarze Dżinnów... w tej chwili drgnął... wyczuł... wyczuł cząstkę którą podarował wymiarowi Magicznemu... Ostrze Świetlistego, prezent dla Isabelli... wiedział już że miecz nie odrzucił Cesarzowej a ona przez wiele lat zdołała okiełznać jego potęgi.. wiedział że wybrał właściwie, gdyby podarował swój prezent niewłaściwej osobie, potęga broni skutecznie wyniszczyłaby umysł takiej osoby ostatecznie całkowicie ją uśmiercając... wówczas miecz wróciłby do wymiaru Dżinnów... tak się jednak nie stało... Isabella była godna...
- Hinnie! - krzyknął głośno
Po chwili przed obliczem Władcy pojawił się Dżinn...
- Shinn spełnia swą powinność w magicznym wymiarze.. doskonale się tam spisał.. - przemówił Lushar - Już niebawem będzie mógł tutaj spokojnie powrócić.. - dopowiedział
- Jak rozkażesz Panie.. - odparł Hinn
Lushar zamyślił się... w jego umyśle pojawiło się kilka myśli które zakłóciły jego rozważania o wszechświecie, obecność takich myśli w jego głowie zadziwiła go... Isabella była drugą osobą po Lordzie Carrabothcie która zdołała okiełznać coś z Wymiaru Dżinnów... poczuł uznanie.. ale inne niż kiedyś, gdyż Isabella była kobietą... poczuł że jest intrygującą istotą, a dodatkowo piękną.. nigdy nie zwracał uwagi na inne piękno niż potęga umysłu, wszechświata i światła... teraz natomiast coś innego wkradło się do jego głowy.. a co jeśli istnieje jakieś inne piękno we wszechświecie? Coś co jest nieskazitelne, wspaniałe, boskie i niesamowite w każdym calu... nie wiedział dlaczego takie myśli pojawiły się w jego głowie, nie wiedział czym takie coś mogłoby być... czy przedmiotem? Czy może istotą? Skoro przed chwilą w głowie zrodziła mu się myśl odnośnie Cesarzowej Magicznego Wymiaru, być może rozważania o nieskazitelnej czystości i pięknie dotyczyć mogły również jakiejś istoty?
Kompletnie nie spodziewał się takich rozważań w swoim umyśle.. niespodziewanie jednak coś zakiełkowało w jego głowie.. zastanawiał się dlaczego... czy powinien odrzucić te rozważania i powrócić do istotniejszych spraw? Czy może narastało w nim jakieś nieopisane mistyczne pragnienie..
Ignathir siedział jeszcze przez chwile myśląc nad całą zaistniałą sytuacją o której dowiedział sie od Lupus, po czym usłyszał pukanie do drzwi.. Jego wzrok natychmiast się podniósł wpatrując się w ogromne wrota.
- Wejść... - rzekł mocnym tonem prostując swoją sylwetkę.
Wrota z wyraźnym skrzypnięciem otworzyły się na oścież a jego błyszczącym, zielonym od Wiecznego Ognia oczom ukazała się oczekiwana przez niego Naberal... Pokojówka spokojnym krokiem idąc po wielkim, szkarłatnym dywanie podeszła pod sam tron arcymaga po czym przymknęła swoje oczy i pokornie uniżyła głowę kłaniając się przed swoim Panem.
- Mój Panie... - powiedziała - Wzywałeś mnie... Proszę.. wybacz, że musiałeś na mnie czekać... Starałam sie przybyć najszybciej jak to było możliwe....
- Nic nie szkodzi... Naprawdę... - odparł Ignathir i machnął lekko ręką - Mam nadzieje, że zdołałaś choć odrobinę odpocząć przez ten czas... Wyspałaś się?
Naberal lekko kiwnęła głową
- Myślę, że mogę śmiało powiedzieć, że tak dobrze nie spałam już od bardzo dawna... - powiedziała spokojnym tonem - Miałeś racje lordzie Ignathir... Rzeczywiście potrzebowałam tego... Potrzebowałam się zregenerować...
- Miło mi to słyszeć.. - rzekł arcymag i podniósł się z tronu na równe nogi. Pokojówka obserwowała w milczeniu jak ten podchodzi do niej trochę blizej. Miała przeczucie, że ten chce powiedzieć jej coś istotnego...
Ignathir zatrzymał się kilka metrów od niej i schował swoje ręce za plecy.
- Chwile temu kontaktowała sie ze mną Lupus... - zaczął Ignathir patrząc prosto w twarz swojej służacej - Powiedziała mi coś co mnie mocno zaskoczyło... Osobiscie nie spodziewałem sie ze nastąpi to aż tak szybko...
Naberal nie odpowiedziała. Słuchała słów arcymaga w skupieniu.
- Isabella powiedziała Lorenzo o mojej egzystencji... Powiedziała mu prawdę o tym ze jestem jego ojcem... Wspólnie byli dziś w świątyni wybudowanej ku czci mojej osoby... Lupus podsłuchała ich konwersacje..
Pokojówka otworzyła minimalnie swoje usta. Była równie zaskoczona co Ignathir gdy sie o tym dowiedział... Owe zaskoczenie jednak szybko zniknęło z jej twarzy i marszcząc brwi nabrała poważnego spojrzenia...
- Co zamierzasz więc z tym zrobić mój Panie? - zapytała
- Cóż... To dobre pytanie Nabe... - odparł Ignathir kiwając lekko głową - Lorenzo jest młody i impulsywny... Boryka sie z wieloma problemami... Lupus powiedziała mi też nieco o jego zachowaniu... Mówię więc wprost... jasno i wyraźnie... Mój syn nie jest gotowy na to co dla niego przygotowałem... Jest słaby, a jego zachowanie i charakter wymagają doszczętnej korekcji... Potrzebuje kogoś kto by go nakierował na właściwą drogę... Kogoś kto by go wyszkolił i sprawił ze stałby sie silniejszy i przede wszystkim mądrzejszy...
Naberal słysząc te słowa mruknęła pod nosem i przymknęła swoje oczy. Miała doskonała świadomość co ma na myśli jej stwórca.
- Mhm... Domyślam sie do czego zmierzasz mój Panie... - powiedziała spokojnym tonem pokojówka i z powrotem otworzyła swoje oczy - Skoro i tak niedługo mam sie udać do Magicznego Wymiaru, to mogłabym się temu przy okazji przyjrzeć z bliska... albo przynajmniej chociaż spróbować... Oczywiście jeżeli nie masz nic przeciwko temu...
- Naberal... Jestes tego pewna? - zapytał Ignathir. Był kompletnie zaskoczony jej słowami.. Jednocześnie jednak był absolutnie świadom, że Naberal moze być jedyną osobą, która by była w stanie to zrobić.... Jeżeli ktokolwiek miałby szkolić Lorenza to tylko ona... Ignathir ufał jej bezgranicznie... Czasami nawet bardziej niż samemu sobie...


Jeleń którego obserwował w ukryciu Varran, zbliżył się właśnie na dostateczną odległość... Jaszczur widział wyraźnie że zwierzę nie ma pojęcia o jego obecności... Pasł się w pobliskich krzakach pewny, że nic mu nie grozi... Jaszczur zamierzał to wykorzystać... Nadszedł odpowiedni moment... Dystans pomiędzy nimi był wystarczający... Varran z gwałtowną prędkością wynurzył sie z wody i ruszył biegiem w stronę jelenia... Ten słysząc dudnienie ziemi podniósł głowę do góry szukając źródła dźwięku. Zanim zorientował się że ogromny jaszczur biegnie w jego stronę mineło kolejne pare sekund... To jednak było wystarczające dla Varrana.. Jeleń zerwał sie do ucieczki, jednak jaszczur był tuż za nim... Uzywajac swoich tylnych nóg i długiego ogona Varran doskoczył do ofiary nim ta zdołała się wymknąć i pochwycił jej ciało w swój wypełniony ostrymi zębami pysk.. Jeleń ryknął miotając się we wszystkie strony i próbując wyrwać jednak było już za późno. Varran zacisnął swoje szczęki i nie zamierzał puścić.. Uderzył gwałtownie torsem jelenia w podłoże kilka razy po czym ruszył z powrotem w kierunku wody.. teraz już wolnym krokiem... Tak wielka ofiara z pewnością zaspokoi jego głód na długi okres czasu...


Tymczasem Lupus pojawiła się przed domem Drakkana... Wcześniej udało jej się porozumieć telepatycznie z jej straszą siostra - Solussą.
Na początku nie była ona chetna do współpracy w tym zakresie, ale rudowłosej udało sie ją w końcu przekonać... Teraz Lupus oczekiwała na jej przybycie rozglądając się przy okazji po okolicy, upewniając sie tym samym czy nikogo czasem tutaj nie ma...
Zniecierpliwiona oparła sie plecami o ścianę budynku tuż przy samych drzwiach wejściowych do domu wezyra... a ten.. no coż... nadal był nieprzytomny... Lupus wyraźnie to czuła... Westchnęła głęboko.. Cała ta sytuacja ją już mocno irytowała...
Lubiła Drakkana i to był niepowtarzalny fakt, ale niestety nie było w tym żadnego mocniejszego uczucia.... Nie czuła tego samego co wezyr czuł w stosunku do niej... A po tym co zaszło miedzy nimi dzisiaj była już absolutnie pewna, że męzczyzna taki jak on nigdy nie bedzie w stanie jej usatysfakcjonować.... Był po prostu zbyt słaby... Przynajmniej na jej standardy...
Jednocześnie jednak też nie chciała aby ten zginął z ręki Lorda Ignathira... Nie chciała by stracił swoje życie z tak głupiego powodu... Wolała oszczędzić mu cierpień i uratować go przed tym nieuchronnym losem... Drakkan był w końcu wysoko postawionym wezyrem... ważna osobą w państwie Isabelli... Jego śmierć mogłaby mieć duże konsekwencje... Lupus nie chciała aby tak sie stało...


Gwardziści Nihila popatrzyli na Zakire. Jeden z nich kiwnął wolno głową.
- Rozumiemy... - odparł poważnym tonem jeden z nich - Czas pokaże czy się to nie powtórzy... Póki co, przyjmujemy twoje przeprosiny...
Zakira pokiwała wolno głową.
- Dziękuję Panowie... dziękuję za wyrozumiałość... - powiedziała i skinęła do nich głową. - Jestem pod wrażeniem waszego rynsztunku... wygląda niesamowicie.. - dopowiedziała Wampirzyca zwracając uwagę na ich wygląd, nieumarli niesamowicie ją ekscytowali, coraz to mocniej..
- Dobrze, nie zabieram wam czasu... bywajcie.. - powiedziała i ruszyła wolniutko przed siebie.. wiedziała że teraz będzie szła kawałek sama, bez eskorty jak wtedy... w głowie jednak miała swój cwany plan spotkania Bellatrix...



Sisyphus, Thant i Ibrahim wyszli przed kwaterę Czarnego Rycerza, w jej wnętrzu zaś istny chaos...
- Sisyphusie... pamiętaj że lada moment Cesarzowa wyda rozkazy.. - mówił Wielki Wezyr mrużąc oczy
- Wiem... wiem że przybyłem tutaj jako wsparcie.. jednak muszę tam najpierw wyruszyć... zweryfikować moje tereny... - odparł Czarny Rycerz, był wściekły
Thant chichotał cały czas, niesamowicie się bawił... cieszył się że udało mu się nieco zabawić Sisyphusem...
Ibrahim odwrócił się do Thanta
- Thancie... mam nadzieję że zaraz szybko wrócisz do swojej twierdzy... wszak jest w pierwszej linii... twoje informacje, doświadczenie i plany są kluczowe w atakach.. Cesarzowa mocno na ciebie liczy... ja również.. - mówił spokojnie
Thant spoważniał nieco... wiedział że ostatnio się bardziej zabawiał aniżeli siedział w swojej twierdzy, aczkolwiek robotę miał wykonaną świetnie... jego ludzie i szpiedzy mieli elfy w garści...
- Nie bój nic Ibrahimie... wszystko mam pod kontrolą... - odparł Thant. Wiedział że pierw planuje udać się na tereny Bractwa Czarnych Rycerzy, ujrzeć to na własne oczy.. jeszcze przed przybyciem tam Sisyphusa... mimo wszystko powinien jak najprędzej wrócić do swej twierdzy...
- Dobrze.. jesteś ważnym elementem kampanii, mocno na ciebie liczymy... - mówił Ibrahim



Lorenzo układał plany w głowie.. myślał o randce, myślał o Isabelli i Ignathirze... jego głowa pulsowała... ogrom rzeczy... spacerował spokojnie po ulicach Arkham... co chwila ludzie go zaczepiali prosząc o zdjęcie i autografy... on zastanawiał się który z samochodów Isabelli powinien dzisiaj wziąć na randkę.. Emily bowiem uwielbia szybkie i drogie samochody...



Mężczyzna w Turbanie uśmiechnął się jedynie tajemniczo, a po chwili otworzył flakonik z wodą i wziął łyka... po chwili pogładził jednego ze swoich wielbłądów i rozejrzał się wolno
- Ahh, Cesarzowo.. raduje mnie pustynia... wszak nie brakuje na niej słońca, ciepła i blasku.. zwiedziłem również twoje piramidy i oazę.. robią niezłe wrażenie - mówił staruszek
Isabella była wciąż zadziwiona... domyślała się jednak.. wiedziała... uśmiechnęła się do Mężczyzny w turbanie
- Cieszę się że podoba ci się coś w moim świecie... - odparła aksamitnie
- Twoje słowa i nauki pozostaną w mojej głowie, będę o nich pamiętała... wiem również że jestem gotowa aby podjąć działania.. rozmowa z tobą była iście wartościowa... - rzekła spokojnie
Mężczyzna w turbanie pokiwał głową
- Ruszaj zatem Isabello... nie zatrzymuję cię.. ja pozostanę tutaj, na pustyni... wraz ze swoimi wielbłądami.. - rzekł staruszek a po chwili usiadł po turecku na piasku... przymknął oczy i zaczął głęboko oddychać i wolno medytować...
Isabella uśmiechnęła się... zapatrzyła się na Mężczyznę w turbanie... czuła radość będąc przy nim, biła od niego niesamowita aura... aura blasku i lśnienia... kiwnęła wolno głową... wzięła głęboki oddech... natłok spraw czekał...
Naberal opuściła swój wzrok. Jej oczy zmrużyły się a twarz nabrała ponownie poważnego wyrazu.
- Z pewnością bedzie to trudne zadanie... Pierw musiałabym zrozumieć istotę całego problemu... Zajmowałam się Atroxem i Pandorą ale to była zupełnie inna sytuacja...Wtedy byli jeszcze dziećmi... a Lorenzo nie jest już dzieckiem... Przynajmniej w ludzkim tego słowa znaczeniu i standardzie... Trzeba postępować z nim zupełnie inaczej...
Ignathir pokiwał wolno głową.
- To prawda... - powiedział arcymag - Temu tez nie chciałbym obarczać Cię tym obowiązkiem... W końcu wiem, że pierwotnie zamierzałem wysyłać Cię do Magicznego Wymiaru w innym celu...
Naberal z powrotem podniosła swój wzrok spoglądając prosto na arcymaga.
- Mimo wszystko spróbuje... Dam sobie szanse... tak samo jak i Lorenzo... Spróbuje go jakoś przekonać... Jednakże jeżeli pomimo prób nadal nie będzie chętny do współpracy i będzie stawiał opór to niestety nie będę mogła już nic z tym zrobić... Zmuszanie go siłą nie da niestety żadnych pozytywnych efektów...
- Rozumiem... Cieszy mnie jednak juz sam fakt że chciałabyś pomóc... Jestem za to wdzięczny... - odparł Ignathir po czym skierował swoje spojrzenie na pudełko które leżało obok jego tronu..
- Nie musisz mi dziekowac lordzie Ignathir... - odparła Naberal kompletnie poważnym tonem i pochyliła minimalnie głowę - Wypełnienia twoich rozkazów i spełnianie twoich próśb jest dla mnie największym priorytetem... Jeżeli jesteś szczęśliwy, to i ja jako twoja służąca jestem tak samo... Zrobię wiec co w mojej mocy aby tak było i w tym przypadku...
Ignathir słysząc słowa Naberal zaśmiał się pod nosem. Podszedł do swojego tronu i sięgnął ręką po ozdobne pudełko które położył wcześniej obok niego.
- Tak... Spodziewałem sie, że to powiesz... - powiedział zadowolonym tonem arcymag - Podejdź Naberal.... Chciałbym Ci coś podarować....
Naberal zdziwiła się mocno... Jej usta lekko sie otworzyły.. Mimo to jednak posłusznie podeszła bliżej arcymaga.. Nie miała pojęcia co ten chce jej podarować, ani też w jakim celu.... Nie przypominała sobie bowiem aby zrobiła coś wartego nagrody...
Ignathir odwrócił sie w jej stronę i wyciągając ku niej pięknie zdobione pudełko... Naberal spoglądała na niej przez chwile kompletnie zdumiona...
- Lordzie Ignathir? Co... Co to takiego? - zapytała patrząc prosto w twarz arcymaga
- Weź śmiało... Otwórz, a się przekonasz... - odparł tajemniczo Ignathir
Pokojówka otworzyła szerzej swoje oczy po czym pochwyciła pudełko w dłonie. Nie wiedziała co o tym myśleć... Kompletnie sie nie spodziewała czegoś takiego...


Natomiast Lupus cały czas oczekiwała przed domem Drakkana... Coraz bardziej była zniecierpliwiona... Nieustannie nerwowo spoglądała na pobliską ulice obserwując przechodniów i jednocześnie unikając ich spojrzeń... Było to trudne ze względu na to, że powoli dochodziło południe, a w mieście zaczynał sie okres natężonego ruchu.. Ludzi na ulicach było coraz więcej.
Rudowłosa syknęła gniewnie pod nosem... Chciała mieć już to wszystko za sobą, ale niestety każda sekunda i każda minuta dłużyła sie jej coraz mocniej...
- Gdzie ona jest.. cholera.... - burknęła Lupus
W tej samej jednak chwili przed Lupus pojawiła się znajoma jej sylwetka... Była to Solussa we własnej osobie... Rudowłosa natychmiast podeszła do niej.. Od razu poczuła lekką ulgę..
- Nareszcie... Co tak długo?! - zapytała Lupus
- Pff.. Naprawdę myślisz ze nie mam co robic? - zapytała Solussa - Chyba wiesz, że lord Ignathir przykazał mi bardzo ważne zadanie... Nie mam zbyt wiele czasu.. Powinnaś być wdzięczna, że w ogóle tu przybyłam...
- Tak... wiem... - odparła Lupus i opuściła wzrok wyraźnie zmieszana. - Wybacz...
Solussa widząc jej reakcje westchnęła lekko i położyła swoją prawą rękę na biodrze.
- No dobra... Przejdźmy już do rzeczy... Gdzie on jest... i co mam z nim zrobić... - powiedziała Solussa rozglądając się po okolicy. Swoje głębokie i przenikliwe spojrzenie ostatecznie zawiesiła na drzwiach budynku przy którym obie stały...
- Jest w środku... w salonie.. - odparła Lupus podnosząc swój wzrok.. - Jest nieprzytomny więc dobrze się składa... Nie bedzie sie opierał... ani uciekał...
Zakira szła spokojnie przed siebie ulicami Dohl De Lokke... co chwila rozglądała się podziwiając architekturę.. myślała nad swoim planem... jak mogła by się znaleźć w tym mieście gdzie przebywa Bellatrix.. nie znała zbytnio drogi, lokalizacji... zastanawiała się, myślała... może powinna znaleźć jakiegoś nieumarłego który by jej pomógł? Najlepiej młodego, pełnego energii... który pomógłby jej dotrzeć do owej kobiety... Wampirzyca miała mętlik w głowie, musiała się jednak ogarnąć i coś wymyślić... szła wolno i coraz mocniej się rozglądała, rzucała spojrzenia na twarze nieumarłych... rozglądała się też za jakimś barem... nie wiedziała czy będzie ktos chętny jej pomóc...



Isabella pokiwała głową, odetchnęła raz jeszcze pustynnym powietrzem...
- Do zobaczenia mężczyzno w turbanie. - Rzekła spokojnie oglądając jego medytację. Po chwili teleportowała się... prosto do swojego zamku... pojawiła się na jednym z korytarzy...
Cesarzowa westchnęła, a następnie wolnym krokiem ruszyła... ruszyła w kierunku swojego wspaniałego skarbca... zamierzała wyjąć z niego księgę swego przodka Lorda Carrabotha aby użyczyć ją Lorenzo, a także fiolkę z dna orka... szła wolno rozmyślając o ostatnich wydarzeniach, o Ignathirze, o Lupus, o Lorenzo.. o jej aktualnych działaniach... pokręciła głową... zbliżała się już do miejsca gdzie znajdował się jej skarbiec...
Czarnowłosa pokojówka spoglądała na pudełko jeszcze przez krótką chwilę po czym wolno otworzyła je przed swoim stwórcą. Gdy tylko jednak ujrzała co było w środku jej oczy rozszerzyły się w kompletnym szoku.. Natychmiast podniosła wzrok na Ignathira jakby oczekując szczegółowych wyjaśnień..
- Mój Panie... To... To jest... - wyjęknęła z wielka trudnością pokojówka
- Tak... Dokładnie tak... - rzekł zadowolony Ignathir i kiwnął głową - Arcyksiążęcy diadem z czystego złota i srebra, zdobiony oszlifowanymi kamieniami szlachetnymi... Tworzyłem go od jakiegoś czasu od podstaw z ogromną dokładnością... Tworzyłem go z myślą o tobie... To mój dar dla Ciebie Nabe...
Naberal wzięła głeboki wdech i wydech. Nie mogła w to uwierzyć... Ignathir dostrzegł, że jej oczy lekko sie zaszkliły...
- Lordzie Ignathir... nie musiałeś.... Ja... nie zrobiłam nic by otrzymac tak drogocenną rzecz... Ja... - mówiła Naberal a jej serce zaczęło bić trochę mocniej..
- Ciiiii.... Nie myśl za dużo Naberal... Zasłużyłaś na niego... nawet nie wiesz jak bardzo... - powiedział Ignathir po czym gestem dłoni ściągnął z włosów Naberal jej opaskę pokojówki a następnie wyciągnął z pudełka piękny diadem i usadowił go na jej głowie.. Chwile potem wyciągnął swoją dłoń w której pojawiło się lusterko i podał je Naberal...
- Jak Ci sie podoba? - zapytał Ignathir - Według mnie pasuje idealnie...
Naberal będąc nadal w kompletnym szoku przejrzała sie w lusterku... Diadem który otrzymała był cudowny.. mienił się blaskiem złota i klejnotów... Był niezwykle dostojny i elegancki... zupełnie tak jakby należał do jakiejś prawdziwej Królowej..
- Jest... piękny... - powiedziała Naberal spokojnym tonem - Wybacz lordzie Ignathir..... Ja... nie wiem co powiedzieć... Ja naprawdę nie spodziewałam się.... Moje słowa nie mogą wyrazić dostatecznej wdzięczności... Ja...
- Cieszę się, że Ci sie podoba... - odparł Ignathir i położył dłoń na ramieniu swojej pokojówki - Chciałbym abyś włożyła go gdy nadejdzie czas twojego spotkania z Isabellą i jej podwładnymi... Chce by wiedzieli kim jesteś... Kto Cię przysłał i od kogo pochodzisz... Ten diadem jest od teraz tego symbolem... Symbolem twojej potęgi i siły... Mając go na głowie jesteś prawdziwą arcyksiężną...
- Huh?! Arcy... Księżną? - zapytała Naberal otwierając usta kompletnie zaskoczona słowami Ignathira.. Dla niej było to nie do pomyślenia aby posiadać takie stanowisko... W szczególności, że była w końcu służącą i pokojówką.. - Czy to aby nie przesada Mój Panie? Nie wiem czy powinnam...
Arcymag zaśmiał sie pod nosem.
- Wręcz przeciwnie... Uważam, że to wciąż zbyt mało aby okazać moją wdzięczność za twoją lojalność i posługę... - odparł - Zasługujesz na znacznie więcej... Tak samo jak twoje siostry... Nie masz pojęcia nawet jak bardzo cieszy mnie fakt, że was stworzyłem...
Naberal słysząc to zamilkła na krótki moment. Nie wiedziała co ma powiedzieć... Spoglądała prosto na twarz Ignathira...
- Dziekuję.... Mój Panie... - odparła po chwili ze szczerym uśmiechem na ustach.. - Możesz być pewny, że zrobię co w mojej mocy aby nigdy nie zawieść twoich oczekiwań....


Tymczasem Lupus i Solussa weszły wspólnie do domu Drakkana.. Drzwi było otwarte bowiem wezyr ich wcześniej nie zamknął. Lupus zamknęła je dopiero teraz na klucz, tak aby nikt nieproszony tutaj nie przyszedł...
Solussa natomiast rozejrzała sie po wnętrzu.. Kiwnęła lekko głową zatrzymujac sie w progu.
- Typowy zwyczajny apartament.. Nic specjalnego... - powiedziała prześmiewczym tonem - Nie ukrywam, że oczekiwałam czegoś więcej po przedstawicielu samej Cesarzowej...
Lupus dobiegła do swojej siostry chwile potem gdy tylko zamknęła drzwi wejściowe. Stanęła obok niej..
- Drakkan ceni sobie minimalizm... - odparła. - Przynajmniej tak mi powiedział...
- Mhm.. To widać... - mruknęła Solussa po czym ruszyła dalej przodem.
Obie udały sie prosto do salonu.. Kazdy krok Solussy dudnił echem o drewnianą podłogę... Miała bowiem na sobie buty na wysokim obcasie...
Drakkan siedział nadal nieprzytomny na kanapie na środku salonu z rozłożonymi rekami.. Był kompletnie nagi... Solussa widząc go w takim stanie natychmiast sie uśmiechnęła szyderczo..
- Ara Ara... Mmmm... Co my tu mamy... - powiedziała uwodzicielskim tonem.. Zbliżyła sie do kanapy od tyłu i przejechała swoim wskazującym palcem wzdłuż po rozłożonej ręce Drakkana. Obeszła sofę i stanęła tuż przed nieprzytomnym wezyrem... Oblizała swoje usta spoglądajac na jego klatę, ręce oraz na krocze..
- Cóż za smakowity z niego kąsek... Az się prosi aby spróbować.... Chociaż... Hah!.. Tę antenkę mógłby miec jednak trochę większą... Doprawdy żałosne... - dodała prześmiewczo a jej oczy napełniły się mrokiem.

Solussa patrząca na Drakkana:
[Obrazek: a-Lj-Y26z-460s.jpg]

- Solussa... - syknęła Lupus gniewnie a jej oczy błysnęły złotym blaskiem - Nie próbuj nawet! To wezyr Cesarzowej Isabelli...
Solussa natychmiast odwróciła spojrzenie na Lupus.
- Oh? Nie mogę sie z nim trochę zabawić? Dlaczego? Tak bardzo Ci na nim zależy co? - mruknęła i uśmiechnęła sie szyderczo do swojej siostry...
Lupus natychmiast opuściła wzrok.. Syknęła pod nosem. Solussa widząc jej reakcje parsknęła w śmiechu i kucnęła przed Drakkanem
- Myślisz, że zakryjesz dowody tego co między wami tutaj sie wydarzyło? - zapytała Solussa patrząc prosto na krocze nieprzytomnego Drakkana. - Myślisz ze jestem głupia? Zapach cały czas unosi sie w powietrzu.. i w sumie nie tylko to... Nasz kolega jeszcze się nie uspokoił...Hah... To oczywiste, że nie jest nieprzytomny bez powodu...
Lupus słysząc to podniosła głowę.. Zrobiła większe oczy..
- Co? Co ty mówisz...
Solussa popatrzyła na Lupus kątem oka po czym z powrotem podniosła się z podłogi prostując tym samym swoją sylwetkę.
- Lord Ignathir o tym wie, czy może sama powinnam mu powiedzieć co zrobiłaś? - zapytała Solussa


Kilku młodych Nieumarłych siedziało właśnie wspólnie w barze popijając mocne trunki i rozmawiając ze sobą na różne tematy... Aktualnie mieli przerwę od treningów więc postanowili poświęcić swój wolny czas właśnie na to... Gadali i śmiali się na całego...
Po chwili jeden z nich dostrzegł na ulicy idącą i rozglądającą sie dookoła Zakire.
- Jo! Patrzcie! Fajna dziewczyna na horyzoncie! - rzekł z uśmiechem na ustach
Reszta jego kompanów natychmiast odwróciła głowy i również sie uśmiechnęli.
- Chyba sie zgubiła.. Haha.. Pa jak sie rozgląda! - mruknął drugi - Chyba potrzebuje pomocy prawdziwego mężczyzny aby wskazał jej drogę!
- Tsaa.. z pewnością chodzi o ciebie... - odparł sarkastycznie trzeci.
Cała grupa sie zaśmiała.
- Ładna jest nawet.. moze mam jakie szanse! - rzekł inny i aż wstał z krzesła.
- EEE! Gdzie?! Siadaj na dupie! - rzekł inny łapiąc go ręke i usadawiając z powrotem na krześle. - Jak pójdziesz zagadywać to dowódca sie wkurzy! Bedziesz mieć przerąbane... Znasz zasady...
- Tsss... - syknął gniewnie nieumarły który wstał i opuscił głowę - Ta... Masz racje...
Przekierowanie