MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World V - The New Era
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Lupus podparła ręką swoją głowę i spoglądała na swój kielich z wodą.. Przejechała palcem po jego zdobionej podstawce.. To co mówił Winchester kompletnie ją nie obchodziła.. Syknęła pod nosem wyraźnie poirytowana jego próbą flirtu.
- Tsss.... Kto pytał? - syknęła rzucając na niego kątem oka chłodne spojrzenie. Nie cierpiała takich natrętów... Miała juz wystarczające doświadczenia z Lorenzo który doprowadzał ją do szału.... Nie chciała mieć powtórki z rozrywki - Nie obchodzi mnie twoja biografia...
Po chwili wzięła łyka z kielicha i rzuciła spojrzenie już na Ibrahima który siedział naprzeciw niej.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz Ibrahimie... Obawiam się możesz oczekiwać ode mnie zbyt wiele... - powiedziała spokojnym tonem


Dowódca nie zareagował na krzyki Vanessy.. Jej ciało równiez nie wywarło na nim żadnej reakcji.. Podrzucił sobie jej zdobionym nożem w ręce.
- No proszę.... Czyżby cię strach obleciał? Ach...Słusznie... W końcu do twojego umysłu dotarło... Bodźce i nerwy zadziałały... Dobrze.... Bardzo dobrze!... A więc to oznacza, że zamierzasz w końcu mówić? - zapytał mrocznym tonem dowódca po czym pstryknął palcami a jego dwaj strażnicy natychmiast wyprowadzili kolejne potęzne ciosy w ciało związanej Vanessy.. Pierwszy wycelowany prosto w twarz.. drugi w brzuch a trzeci prosto w jej krocze... Każdy z ciosów osiłków był tak mocny że bez problemu mógłby obalić każdego człowieka.... Vanessa czuła ogromny ból z każdym uderzeniem.. Czułą ze na jej ciele pojawiają sie siniaki... Zakaszlała krwią...
Dowódca zmrużył oczy i podszedł krok bliżej.
- Czekam więc... Mów co wiesz... Wszystko.... Jeśli bedziesz grzeczna to moze pozwolę Ci żyć... - mówił poważnym tonem obracając dla zabawy nożem w dłoni.
Vanessa zaczeła rozumieć że nie ma do czynienia z jakimś zwykłym elfem... Ten dowódca był inny... Same jego spojrzenie wywoływało u niej jakiś dziwny lęk... Przełknęła ślinę...


Elfy rozglądały się jak w amoku... Kilkoro z nich wyciągnęło broń... Stali w bezruchu i nasłuchiwali... Panowała głucha cisza którą przerywało jedynie ciche jęki Zakiry...
- Coś nadchodzi.. - powiedział jeden z elfów
- Potwór morski? - zapytał inny jednak nie otrzymał od nikogo odpowiedzi..
Nagle od połnocy mgłę przeciął potężny cień... z ciemnosci wyłoniła się ogromna sylwetka... elfy zamarły ze strachu... Prosto w nich płynął wielki i potężny okręt i nie planował sie zatrzymać...
- JASNA CHOLERA! - krzyknął przerażony elf i natychmiast pobiegł najszybciej jak mógł do steru aby zmienić kurs jednak było już za późno..
Ogromny okręt wszedł w statek elfów jak niepowstrzymany lodołamacz. Uderzenie było tak potężne że statek został przebity na połowę... Wszystko zaczęło tonąć i popadać w drzazgi.. połowa elfów od uderzenia wyleciało za burtę, reszta przewróciła się i wiło po podłodze turlało sie po podłodze bowiem tonący statek zaczął sie przechylać.
Zakira również poczuła uderzenie nawet pomimo tego, że cały czas jej ciało trzymało łańcuchy... Niemalże wyrwało jej ręce i nogi... Ból od zaciskających sie łańcuchów pod wpływem zderzenia okrętów był nie do zniesienia... Ryknęła z bólu na całe gardło.. Jej krzyk był jednak zagłuszony przez cały huk, chaos i nawoływania elfów..
Nagle z potężnego okrętu zaczęły wystrzeliwać liny. Elfy domyślały sie co to znaczy
- ABORDAŻ! - krzyknął jeden z zołnierzy - Za broń!
Elfy nie były jednak kompletnie przygotowane na to co miało nastąpić za chwile... Na ich tonący statek, zjeżdżając po linach weszli w pełni uzbrojeni wojownicy... Nie byli to jednak ludzie Isabelli ani cesarscy wojownicy... byli to...
- NIEUMARLI! - krzyknął przerażony elf i natychmiast sie cofnął widząc upadłych.. Miecz wyleciał mu z ręki.. Nieumarli jednak zabuczeli mrocznie i rzucili sie bez słowa na przerażonych elfich bandytów.. Masakrowali ich jeden po drugim... Żaden z nich nie miał najmniejszej szansy...Głowy elfów latały na prawo i lewo.... Ci którzy wylecieli za burtę zostali powystrzelani jak kaczki... W końcu nie ostał sie nikt... poza związaną Zakirą.. Nieumarli przez ten cały czas kompletnie ją zignorowali, teraz jednak gdy przeszukali cały statek i nie znaleźli nic wartościowego podeszli do rozebranej i skatowanej wampirzycy..., Patrzyli na nią przez chwile w milczeniu po czym jeden z nich przeciął mieczem łańcuchy którą ją trzymały.. Zakira natychmiast upadła na ziemię kompletnie bezwładnie... Ten z nieumarłych który ją uwolnił, chwycił ją i zarzucił na plecy jak worek kartofli, po czym cała grupa wróciła na okręt macierzysty po linach...


Magister który całą noc zabawiał się z kelnerkami w barze, w końcu o samym świcie opuścił lokal lekko rozespany... Czuł że ma dosyc mocnego kaca... Wczoraj dosyć mocno popił i w końcu w pewnym momencie film mu sie już urwał... Nie pamiętał dokładnie kiedy... Dopiero po chwili przypomniał sobie że był wtedy razem ze Żniwiarzem i rozmawiali wspólnie o Szefowej i jej planach... Aktualnie nie miał zielonego pojęcia gdzie był jego znajomy łowca głów, ale spodziewał sie tego że ten nie bedzie na niego czekał całą noc... Wiedział ze musi sie ogarnąć i wrócić do bazy Szefowej... Był ciekaw co ta kobieta ma dziś mu do zaoferowania... na samą myśl wracał mu wigor...


Neloth zmarszczył brwi.. To co słyszał kompletnie mu sie nie podobało.
- Co to znaczy że na mnie czeka? - zapytał - Wiedział że przybędę do niego po pomoc?
- Tak... dokładnie tak... - odparł zwiadowca i uśmiechnął się szyderczo
Wojna skierował swoje spojrzenie na Nelotha i położył swoja masywną dłoń na jego ramieniu. Neloth natychmiast się wzdrygnął.
- Nie traćmy czasu Królu... Wsparcie nam jest pilnie potrzebne...Chyba nie zamierasz teraz zrezygnować... mam racje? - zapytał Wojna a jego oczy błysneły
- Hah... Oczywiście, że nie.... Idziemy... Oczywiście, że idziemy.... - rzekł nerwowym tonem Neloth przewracając oczami.
Lodowe Elfy opuściły swoją broń.
- Za mną proszę... Marny Królu... - powiedział zwiadowca i machnął ręką aby za nim szli - Trzymaj się ino blisko... Jeden niewłaściwy ruch a nim mrugniesz to będziesz mieć juz siedem strzał między żebrami... raczej chciałbyś tego uniknąć...
Neloth nie odpowiedział... Wziął głęboki oddech po czym ruszył za zwiadowcą który prowadził i jego i Wojnę do wnętrza osady...


Tłum zaczął się zastanawiać kim jest ten nowy lider o którym mówił Harold.. Logicznie rzecz ujmując wybór nie powinien być zbyt wielki... Niewiele istot mogłoby posiadać takie stanowisko... Niewiele na nie zasługiwało... Niewiele było wystarczająco potężne...
Harold odwrócił swój wzrok i kiwnął głową w stronę Entomy... Wyciągnął dłoń w jej stronę..
- Oto nasz nowy przywódca... Ten który sprawuje tu od teraz kontrolę... - powiedział donośnie Harold
W tym momencie oczy tłumu skierowały sie na istotę która wchodziła właśnie na scenę... Wszyscy byli w kompletnym szoku... Część myślała ze to jakiś żart... część jedynie kiwała głowami... a inni zaczęli plotkować i szeptać miedzy sobą..
Entoma stanęła na scenie ze złączonymi rękawami.. Podniosła lekko swoja głowa kierując swoje spojrzenie na tłum..
- Dziękuję za te wspaniałe przedstawienie.... - powiedziała donośnym tonem Entoma - Niezmiernie się cieszę widząc tak wiele twarzy przybyłych z tej okazji...Tak wiele istot kierujących się swoją ciekawością i zainteresowaniem... Pozwólcie ze się przedstawię, gdyż jestem przekonana że nie wszyscy mogą mnie znać... Na imię mi Entoma i od teraz będę zarządzać Zakonem jak i tutejszymi terenami... Miło mi was wszystkich poznać...
W ty momencie wykonała lekko ukłon w stronę widowni
- Mam ogromną nadzieję, że nasza współpracować będzie niezwykle owocna... - dodała uroczym tonem - Gwarantuje bowiem że jeśli obejdzie się bez żadnych problemów i niejasności to wszyscy będą szczęśliwi... I nikomu nic sie nie stanie...
Sam Ibrahim zapatrzył się w oczy rudowłosej... aż go zahipnotyzowały...
- Woow.. Lupus.. złoty blask twych oczu.. - przemówił wolno będąc zachwyconym.. pokręcił lekko szybko głową..
- Wybacz, Lupus... zapomniałem się.. - rzekł Ibrahim będąc samemu zdziwionym..
- Mówię o... Twoich umiejętnościach... bojowych.. Droga Lupus.. - przemówił Ibrahim nie odrywając od rudowłosej wzroku - Twe umiejętności w walce... - rzekł i uśmiechnął się



Vanessa była bita.. rozebrali ją.. bolało ją coraz mocniej.. łzy pociekły jej z oczu.. ośmielili się nawet zaatakować ją w miejsce intymne... bydlaki.. syknęła i jęknęła mocno z bólu..
- Ałaaa.. ał... to coraz mocniej boli.. - powiedziała lekko posmutniałym i nieco łamiącym się tonem... brzuch i twarz mocno ją bolały...
- Flota.. jedna część naszej floty.. płynie na was również od drugiej strony.. oprócz tej z której moja kompania płynęła.. - syknęła szybko Vanessa chcąc zaznać nieco ulgi, mocno ją bowiem bolało
Vanessa była przed nimi nago, cały czas ją bili.. czuła się coraz gorzej i słabiej psychicznie.. zaczęła odczuwać mocniejszy lęk.. uległość chciała się przebić.. chciała jednak być twarda... w tej chwili uniosła swój wzrok na dowódcę..
- Kim ty.. kim jesteś.. - przemówiła syczącym tonem - I co takiego chcesz wiedzieć... jakie masz pytania.. - jęknęła
Kaszlnęła lekko..
- Prosze.. nie dotykajcie mnie.. - jęknęła będąc przed nimi nago..




Zakira tylko raz po raz mogła lekko uchylić powieki . Czuła ze jest gdzieś niesiona.. nie wiedziała gdzie i przez kogo i co się dzieje.. czuła ból. została bowiem brutalnie zgwałcona... przez tych brutali i oprawców... czuła się naprawdę okropnie.. wykorzystali ją...
Zakira nie wiedziała co się teraz dzieje.. czyżby te męki trwały tak długo że już dopłynęli? Ze już niosą ją do tego nędzne elfiego króla o którym gadali? Którego ma niby być niewolnicą? Poczuła obrzydzenie jak tylko o tym pomyślała.. obrzydliwy słaby nędzny elficki król będzie jej używał tak jak tamci? Zemdliło ją lekko jednak się powstrzymywała.. jej umysł zalały myśli.. okrutne.. cały czas miała przed oczami i w głowie gwałt.. ich szyderstwa dudniły jej w głowie.. to jak ją poniżyli.. używali jej ciała, tak bardzo ich rozpaliła.. jęknęła mocno...



Tłum był zaszokowany.. podzielony.. kompletnie zwariowany...
- KUR*A! GDZIE SISYPHUS? GDZIE STOPCZYK? - ryknął jeden z chłopów
- WY! Dajcie nam tu Stopczyka! - zawył jeden pijak - Dzięki niemu zawsze mogłem dupczyć... był hojnym chłopem.. - ryczał obleśny pijaczyna
- A ja pić! Mogłem zawsze zażłopać swoją mordę! Dzięki Stopczykowi! - ryczał wieśniak
- Ta! Ten się nadawał na lidera, kur*a! - napluł jeden z masywnych bydlaków...
Zaraz na nich naskoczył inny...
- Mor*a psy! Sisyphus to jedyny lider!!! - ryknął na całe gardło, uniósł grabie... stanął do pojedynku z jednym z pijaków... zaczęli okładać się po swoich pyskach pięściami, a kilku innych zaczęło huczeć i machać łapami.. kibicować swym kompanom..
- KUR*O!!! SISYPHUS NIGDY NIE DAŁ MI DUPCZENIA ANI PICIA, PSIE!!!!!! - ryczał obleśny pijaczyna będący fanatykiem Stopczyka...
- MOR*A GNIDO!!!! ZAMORDUJĘ CIĘ!!!! SISYPHUS TO JEDYNY LIDER, JEST NAJPOTĘŻNIEJSZĄ ISTOTĄ JAKĄ ZNAM! - RYCZAŁ okrutny fanatyk Sisyphus... napierd*ali się po pyskach okrutnie... krew bryzgała...
Z bara natomiast wskoczył na nich trzeci i starał się rozdzielić..
- Nie.. Galthran powinien.. zawsze był najbardziej mądry.. z nich wszystkich.. najdostojniejszy i najbardziej rozważny i najsilniejszy.. - przemawiał mężczyzna trzymając tamtych za szmaty.. zerknął kątem oka na Galthrana chcąc mu się przylizać...
- Mor*a, kur*ie syny!!!!! JA JESTEM ZA KOMENDANTAMI! TO ONI POWINNI WŁADAĆ!!!!!!!!! - ryknął inny
- MOR*A, PARSZYWE KUNDLE!!!!! JA*A!!!!! CISZA GNIDY!!!!! JEDYNĄ NASZĄ WŁADCZYNIĄ POWINNA BYĆ CALLISTO! JEST NAJSILNIEJSZA Z NICH WSZYSTKICH, JEST KOBIETĄ SISYPHUSA... OD OGROMU LAT... TO ONA POWINNA MIEĆ WSZYSTKO! - wrzasnął z kolei inny...
Tłum był podzielony..
Neloth idąc za zwiadowcą rozglądał się przy okazji po osadzie Lodowych Elfów... Nigdy nie miał okazji zobaczyć jej na własne oczy... W jego uznaniu była dosyć prymitywna... Ich domy wyglądały jak biedne lepianki... Zbudowane z innych materiałów niż normalne mieszkania... Dachy były zasypane śniegiem a z kominów wylatywały niewielkie szare dymy... Co jakiś czas w oknach ukazywały się sylwetki elfów które obserwowały idącego Nelotha i Wojnę.. Ich spojrzenia jednak nie były przepełnione radością z powodu przybyciu gości... Były raczej pełne zawiści i niechęci... Nienawiść miedzy rasą Mrocznych Elfów i Lodowych Elfów była niezwykle głęboka i pojednanie się tych dwóch gatunków było teraz praktycznie już nie możliwe...
Nic jednak nie wydarzyło się bez powodu... Gdyby Neloth nie podjął pewnych decyzji przez które Lodowe Elfy zostały wygnane z terenów przez swój inny kolor skóry i ogólną odmienność względem rdzennych mieszkańców prawdopodobnie nie byłoby żadnego tematu... Teraz jednak gdy został zmuszony aby stanąć przed nimi i prosić o pomoc... Coż... Była to dla niego niezwykle niezręczna sytuacja... W szczególności że przez lata kształtował na terenie Królestwa pogląd o tym że Mroczne Elfy były tą pierwszą, znakomitą, wyższa i najlepszą rasą a wszystkie inny były jakimiś nieczystymi wariantami..
Biologicznie jednak sytuacja ta wyglądała zgoła inaczej... Lodowe Elfy były dużo bardziej zdolne bojowe niż choćby Mroczne Elfy... Ich szybkość i siła przekraczały wszelkie granice uznawane przez Nelotha za realne.... Król elfów widział w nich narastające zagrożenie więc usunął na margines społeczny... Lodowe Elfy zostały więc zmuszone aby stworzyć swoją własną osadę na dalekiej północy... właśniej w tym miejscu... Z dala od Mrocznych Elfów...
Ich liczebność była tez bliżej nie określona... Przejmowało się że było ich około 200.. Lodowe elfy stopniowo mknęły ku wymarciu ze względu na to, że zdecydowanie częściej na świat przychodził osobnik płci męskiej niż żeńskiej... W samej osadzie było jedynie parędziesiąt kobiet... Każda z nich była wiec niezwykle wartościowa i mężczyźni często toczyli o nie boje...
Na czele zaś całej osady stał wódz... Przywódca, który zarządzał żołnierzami i posiadał do swojej dyspozycji przynajmniej dwie kobiety... On stał na szczycie, on wydawał polecenia i decydował o losie wszystkich pozostałych... mówiąc wprost - posiadał autorytet... Był jak król, ale bez korony i tytułu...
Takim wodzem wśród Lodowych elfów był elf imieniem Baruka... Został on wybrany juz jakiś czas temu, gdyż poprzedni lider zrzekł się stanowiska ze względu na swój kiepski stan zdrowia...
Postać Baruki była dobrze znana wśród generałów i dowódców Mrocznych Elfów... Wielu z nich określało go mianem "Demona Lasu"... Wielokrotnie bowiem napadł on ze swoimi ludźmi na oddziały zaopatrzeniowe i zwiadowcze Mrocznych Elfów i masakrował je nie zostawiając nikogo przy życiu... Każdy jego atak był w stu procentach skuteczny...
Neloth nigdy nie miał okazji spotkac się nim twarzą w twarz ale z tego co słyszał od swoich ludzi to Baruka przedstawiany był jako atletycznie zbudowany i umięśniony potwór... jego oczy błyszczały w mroku nocy a jego umiejetności w walce wręcz były na tak wysokim poziomie że nawet najwięksi mistrzowie bali się stawać z nim twarzą w twarz do walki na miecze... Oczywiscie były to tylko plotki w które sam oczywiście nie wierzył... Był pewny, że to bujda i nie możliwe by ktoś taki w ogóle istniał... Myślał ze to tylko zmyślone historie...

Zwiadowca zatrzymał sie nagle w miejscu i odwrócił się w stronę Nelotha i Wojny. Wskazał im ręką na niedużą chatkę znajdującą się po drugiej stronie. Wyglądała ona już dużo zacniej od pozostałych domów... W pobliżu było wiele wojowników... Kązfy z nich patrzył swoim przenikliwym spojrzeniem na Króla elfów, zupełnie tak jakby mieli się na niego zaraz rzucić i pozbawić głowy...
Zwiadowca z szyderczym uśmiechem widział strach w oczach Nelotha
- Nie bój się... - rzekł - Jesteś przecież wśród swoich.... Czyż nie?
Neloth słysząc to wziął głeboki oddech i pokiwał lekko głową... Absolutnie nie wierzył w to co zawiadowca mówił... Był przekonany że on sam nie wierzy w swojej słowa...
Neloth wcale nie chciał tego robić... Nie chciał wchodzić do tej chatki... Nie chciał rozmawiać z wodzem Lodowych Elfów i się przed nim płaszczyć aby ten udzielił mu swojego wsparcia w boju... To wszystko było dla niego strasznie krępujące i przerażające.. Lodowe Elfy patrzyły na niego jak hieny... Czuł jak jego serce zaczyna mocniej bić ze stresu i strachu..
- Może jednak to ty powinieneś tam iść... Hah... Myslę że ty byś go przekonał... Masz większe szanse... - mówił Neloth w stronę Wojny próbując się wykręcać..
- Królu... Nie testuj proszę mojej cierpliwości... - powiedział Wojna cicho tak aby zwiadowca nie usłyszał. - Idź tam i z nim porozmawiaj... Teraz za późno aby sie wycofać...
- W takim razie pójdziesz ze mną... - rzekł Neloth gniewnie - Nie zamierzam wchodzić sam w paszcze lwa...
Wojna mruknął pod nosem i popatrzył na chatę do której mieli się udać... Wyraźnie wyczuwał, że wewnątrz niej znajduje się ktoś potężny...


Magister dotarł tymczasem na teren ukrytej bazy Szefowej. Miał szczerą nadzieje że gdy spotka kobietę ona da mu jakąś kolejną robotę za która mógłby otrzymać kolejne grube pieniądze.... Być moze gdy posiądzie ich wystarczająco dużo to bedzie mógł w końcu ustabilizować sobie życie i wybudować swój własny dom gdzieś na wsi.. A przynajmniej takie były jego plany na zasłużoną emeryturę... W pomocą Szefowej mogły się jednak one ziścić dużo szybciej...
Podchodząc do wrót dostrzegł dwóch strażników którzy natychmiast widząc go zaczęli sie śmiać.
- Prosze.. proszę.. kogo mu tu mamy... ranny ptaszek się pojawił... - rzekł strażnik - Upojna noc była co?
Magister słysząc jego słowa stanął przed nim i poprawił swoje okularki na nosie. Faktem było że był skacowany i waliło od niego alkoholem ale z pewnością nie był głupi..
- Ach zazdrość.... Kipi ona od was aż gołym okiem widać....
- Co? O czym ty gadasz... Niby czego miałbym Ci zazdrościć? - zapytał zdziwiony strażnik
Magister uśmiechnął się pod nosem
- Istnieje wiele takich rzeczy... Zaczynając od twardej głowy do picia a kończąc na powodzeniu w życiu towarzyskim... W końcu jezeli dobrze pamiętam ty nadal jesteś prawiczkiem czyż nie? Całe dnie tylko stoisz na warcie pod drzwiami bez możliwości dalszego rozwoju... Smutne zycie... Powiem ci... Nie zazdroszczę...
Strażnik słysząc to syknał gniewnie pod nosem... Najchętniej to by się rzucił na Magistra i mu przyłożył, ale wiedział ze nie moze tego zrobić.
- Masz farta gnoju, że pracujesz dla Niej... Inaczej pogadalibyśmy w inny sposób...
- Och... Tez się cieszę... Szkoda czasu przecież na takie drobnostki... Jestem pacyfistą wiesz? - po tych słowach poklepał strażnika po ramieniu po czym wszedł do środka bazy.
Straznik odprowadził go wzrokiem cały poczerwieniały ze złosci. Tymczasem drugi strażnik śmiał sie pod nosem.
- Z czego rżysz? - syknął pierwszy strażnik widząc że ten sie śmieje.
- Prawiczek... hah.. - powtórzył i śmiał sie dalej.
- Stul jape! Masz tą samą robotę co ja ty idioto... - odparł
Drugi strażnik słysząc to przestał się natychmiast śmiać i nieco opuścił głowę... Najwidoczniej dopiero teraz zdał sobie sprawę na czym polega jego praca..


Lupus poprawiła ponownie swoje włosy po czym opuściła swój wzrok patrzac na talerz przed sobą.
- Umiejętnościach bojowych.... - powtórzyła - Hah... Naprawdę?
Rudowłosa pokręciła lekko głową wyraźnie rozbawiona słowami Ibrahima, po czym oparła się plecami o krzesło i skrzyżowała ręce.
- Próbujecie mnie wciągnąć w konflikt który sami zaczęliście? Sory ale nie jestem zainteresowana.... Macie wojska... macie wielką armię... Do czego niby ja jestem wam potrzebna?


Zakira nie miała pojęcia co sie dzieje... Nie miała pojęcia kto ją niesie i gdzie... Była wykończona zarówno fizycznie jak i psychicznie... Czułą ze traci świadomość..
Nieumarli weszli po linach z powrotem na wielki okręt...
Statek elfów zdołała już przez ten czas zatonąć... Nie było po nim już praktycznie sladu... Na wodzie utrzymywało sie jedynie parę pojedynczych belek..
Nieumarli idąc po pokładzie statku ruszyli w stronę kapitańskiej kajuty... Po chwili jednak zatrzymali się w miejscu, bowiem jak się okazało Dowódca sam im wyszedł na spotkanie... Wszyscy natychmiast pochylili przed nim głowy i pokłonili się..
- Sir... Zgodnie z twoim rozkazem abordaż został przeprowadzony skutecznie... Tak jak przypuszczałeś należał on do marynarki Elfiego królestwa...
- Argh....Co robił okręt Mrocznych Elfów na naszych wodach terytorialnych, bez mojej zgody? Kto dał im pozwolenie? Neloth nie przekazał mi żadnych informacji... - rzekł Dowódca zaciskając pięść ze wściekłości..
Nieumarli popatrzyli na siebie nawzajem. Poniekąd rozumieli gniew swojego wodza... Jeden z nich po chwili ciszy zabrał głos.
- Na pokładzie nie było żadnych kosztowności Mój Panie... Elfy nie posiadały przy sobie kompletnie nic... żadnego złota... uzbrojenia... żadnych wartościowych towarów...
- A więc to była jedynie strata czasu... - syknął Dowódca
- Nie do końca mój Panie... - rzekł nagle nieumarły wojownik - Na okręcie znaleźliśmy coś jeszcze... coś... innego..
- Co takiego? - zapytał dowódca i skrzyżował ręce
W tym momencie Nieumarli rozsunęli się robiąc przejście wojownikowi który transportował Zakirę na swoich plecach.. Nieumarły wolno wyszedł przed szereg i położył wampirzyce na ziemi pod jego stopami. Dowódca kompletnie zaskoczony spoglądał na leżącą przed nim, kompletnie nagą i wykończoną wampirzyce która cały czas miała kajdany na swoich dłoniach...
- Co... Co do cholery... - rzekł pod nosem Dowódca


- Naprawdę myślisz, że nie wiem o twojej śmiesznej drugiej flocie? Nie wiem w jakim ty świecie żyjesz kochanie... Druga flota juz dawno zostało zniszczona... w takim sam sposób jak ta którą dowodziłaś... - rzekł Dowódca
W tym momencie kiwnął głową a straznik po jego prawej stronie zadał kolejny potęzny cios prosto w brzuch Vanessy. Kobieta ponownie splunęła krwią..
- Musisz się bardziej postarać jeśli chcesz mnie przekonać o swojej użyteczności... Na razie kiepsko Ci idzie... - rzekł dowódca przejeżdżając swoim palcem po nożu... - Powiesz mi wszystko co wiesz... wszystko co przekazał Ci Wielki Wezyr i Cesarzowa... cały plan ataku na nasze Królestwo... Cały podział frontów oraz czas ich ataku... Powiesz mi wszystko...
W tej chwili podszedł do niej bliżej i przejechał jej dłonią po policzku. Przybliżył sie do jej ucha..
- No dalej... nie wstydź się.... - szepnął - Myślisz że mam cały dzień? Myślisz ze mam ochotę przekazywać informacje temu staremu idiocie który zasiada na naszym tronie? Neloth jest zwykłym idiotą i tchórzem... Mam gdzieś jego polecenia... On nie nadaje się na władcę... Zasiada na tronie tylko dlatego, że był wiernym przydupasem Mefista przez lata... po jego śmierci zajął jego miejsce wbrew woli starszyzny... Gdy tylko wrócę na miejsce.. wrócę na ląd... zbiorę wojska i obalę tego śmiecia... Bycie Najwyższym Admirałem jest teraz gówno warte... Władza jest w rękach króla... A więc go zniszczę... a potem także i wasze siły... Ty jednak nie dożyjesz tego momentu kotku...
W tym momencie odsunął się nieco od Vanessy i wbił jej noż prosto w prawe udo..
Vanessa krzyknęła z bólu.
- GADAJ CO WIESZ CESARSKA SZMATO! - ryknął gniewnie po czym wyciągnął nóż z jej uda i oblizał go swoim językiem... Krew polała się po podłodze... Kobieta płakała z bólu... Admirał był jednak nieugięty... Jego brutalność i bezwzględność była absolutnie bez granic... Dał znak ręką w stronę osiłka stojącego po jego lewej stronie.. Ten natychmiastowo uderzył Vanesse w twarz z piesci po raz kolejny..


Entoma stała na scenie i wsłuchiwała się w słowa wypowiadane przez tutejszych ludzi... Doskonale było widać jak bardzo całe społeczeństwo było podzielone i każdy miał zupełnie inne zdanie... Każdy widział za lidera zupełnie inną osobę... Bardzo szybko zorientowała się, że nikt nie bierze jej na poważnie...
Harold widząc jak ludzie zaczynają się kłócić i bić miedzy sobą westchnął pod nosem i pokręcił przecząco głową...
- Co wy wyprawiacie.... Jak wy sie zachowujecie... - zaczął mówić Harold i uderzył swoją drewnianą laską o podest - Normalnie jak zwierzęta a nie ludzie... Kim wy się staliście przez te wszystkie lata... Przynosicie jedynie wstyd...
W tym samym momencie jednak jego wypowiedź przerwał głośny śmiech Entomy.. Harold kompletnie zaskoczony skierował na nia swój wzrok... Wszyscy z tłumi również kompletnie zdzwieni ucichli.. Śmiech Entomy był coraz głośniejszy i nosił się echem... Niektórzy zaczęli odczuwać lekki strach.. Nie wiedzieli jednak dlaczego..
- Ach.... Ludzkie istoty.... - powiedziała po chwili przestając się śmiać Entoma a jej oczy błysnęły czerwonym blaskiem - Takie zabawne, małe i prymitywne organizmy... Wszystko wskazuje na to ze kompletnie nie zrozumieliście co przed chwilą powiedziałam... ale.. nic nie szkodzi... Chetnie wam wytłumacze jeszcze raz... TAK ABY KAŻDY NIE MIAŁ WĄTPLIWOŚCI....
W tym momencie podniosła swój rękaw...
- Stopczyk nie żyje... - powiedziała na głos
Wszyscy zwolennicy Stopczyka, w tym pijak który najgłośniej krzyczał mimowolnie stanęli na baczność... Żaden z nich nie mógł się ruszyć.. Ich oczy zrobiły się mętne... Po chwili zaczęły świecić czerwienią..
- Stopczyk... nie zyje... - powtórzył każdy z nich z osobna jak zahipnotyzowany
- ...Azalef równiez od dawna gryzie piach... - mówiła Entoma
- Azazlef gryzie piach... - powiedzieli zwolennicy Azazlefa
- Sisyphus nie jest już waszym liderem...
- Sisyphus nie jest... liderem - powtórzyli wielbiciele Sisyphusa
- ... a Callisto jest... nikim...
- Callisto jest nikim... - powtórzyli wielbiciele Callisto
Harold i Galthran patrzyli w szoku na to co uczyniła Entoma... Najzwyczajniej wlepiła w ich umysły wszystkie te informacje bez jakiejkolwiek potrzeby przekrzykiwania się z tłumem... Kontrola na ludzmi nie stanowiła dla niej żadnego problemu... Właśnie zmieniła ich wszystkich w swoje wierne marionetki...
- Od teraz ja sprawuję tu absolutną władzę... - mówiła dalej Entoma do tłumu uwalniając swoją magiczną aurę.. - Ktokolwiek bedzie nadal przeciwko temu protestował zostanie ZDEZINTEGROWANY...
Wszyscy zebrani natychmiast upadli na kolana... Zaczeli się przed Entomą kłaniać i błagac o wybaczenie... teraz gdy wlepiła w ich umysły swoje słowa oraz na własnej skórze odczuli jej przytłaczjąca aure magiczną nie zamierzali się więcej buntować...
- Pani Entomo... Najwspanialsza Pani... Przepraszamy.... Wybacz nam.. - mówił pijak który chwile temu przeklinał i chciał widzieć Stopczyka...
Entoma słysząc jego słowa zachichotała pod nosem. Jego żałosna mina pełna strachu i przerażenia bardzo ją rozbawiła...
- Wybaczam.... - odparła mrocznym tonem Entoma patrząc na niego z góry - Poznajcie moją łaskę... prymitywne ludzkie istoty...

Wygląd Entomy na scenie:
[Obrazek: 9d558f588e441d64f14225895b237f36.jpg]
Ibrahim westchnął lekko.. pokiwał głową...
- Echh.. Lupus.. - rzekł szczerym tonem - Uwierz mi nie jestem głupi.. widziałem na własne oczy co potrafisz.. dlatego możesz być pewna mojego osobistego respektu i szacunku do Ciebie.. podziwiam twoje umiejętności, to naprawdę coś niespotykanego.. podziwiam Twoje moce tak samo jak moce Cesarzowej Isabelli.. wszak takie osobistości jak wy są unikatowe i bezkonkurencyjne.. - posłodził nieco pokojóweczce
- Nie jest ważne kto rozpoczął konflikt który buzował od dawna.. ważna jest idea... idea Isabelli... jedyna właściwa... również gdyby nie wyciągnęła pierwszej karty, jesteśmy pewni że zostalibyśmy zaatakowani przez elfy już za kilka miesięcy.. - rzekł spokojnie Ibrahim
- Niebawem nadchodzi moja pora aby wkroczyć do walki.. wykonać zamierzone cele i przybliżyć już tą wojnę do końca.. naprawić również bałagan jaki powstał.. - rzekł Ibrahim i zerknął jej w oczy - byłbym niesamowicie zaszczycony gdyby taka istota jak ty... wkroczyła ze mną do boju.. chociażby na krótki czas.. dla własnej uciechy.. zabawy.. sądzę że to po prostu lubisz.. a tutaj mogłabyś się.. wyszaleć.. dać upust emocjom.. jeśli jesteś teraz na coś poirytowana w tym świecie, mogłabyś się nieco rozładować... Lupus.. - przemawiał Ibrahim, jego oczy również błysnęły...
W tej chwili niespodziewanie chwycił jej dłoń... pocałował czubek jej dłoni..
- Nie naciskam.. niczego nie narzucam.. jedynie mówię jak bardzo cenię Ciebie jako istotę.. i osobiście proszę Cię o małe wsparcie.. - dopowiedział wiedząc jak dużą różnicę może zrobić rudowłosa swoją mocą...
- W aktualnym boju wziął udział nawet sam Zerratu... wyrżnął tysiące wrogów.. został jednak zaatakowany masowo.. odniósł rany i na razie zniknął z pola bitwy.. - wspomniał Ibrahim o Czarnym Wilku Isabelli.. nie wiedział czy Lupus ma z nim jakiekolwiek relacje, ale wspomniał...
- Mamy jeszcze kilka asów i planów.. potem natomiast.. potem wkroczy już sama Isabella.. to ona uderzy najmocniej.. to ona wykona główne elementy.. to ona zapewni ostateczne zwycięstwo na sam koniec.. - dodał kończąc



Zakira oddychała bardzo słabo.. kręciło jej się w głowie, mdliło ją.. raz po raz aż jeszcze pojękiwała z bólu, strachu i żalu.. nieumarli mogli usłyszeć jej lekkie ciche pojękiwania raz po raz.. trzęsła się z bólu...
Słyszała jakieś przebijające się przez szum w jej głowie głosy.. nie wiedziała co to.. kto to.. słyszała szmery... zdało jej się że jakby słyszała ton mowy nieumarłego.. to był jedyny promyczek nadziei... szybko jednak zgasł.. pomyślała sobie że to coś absolutnie niemożliwego.. że to tylko jej głowa już płata jej figle..
- Ałł, nnieee.. bbbłaggam.. nniee.. pproszzę... - jęknęła mimowolnie bardzo cichutko leżąc.. nie wiedziała co się dzieje, bała się że po prostu okrutne elfy nadal jej używają..



Vanessa czuła coraz bardziej mocny i ostry ból.. jej ciało aż pulsowało.. słyszała wszystko co gada elf.. widziała jak oblizuje nóż z jej krwi... czuła uderzenia w twarz, brzuch, okropny ból w udzie... łzy już mocno płynęły z jej oczu, a ona sama jęczała mocno.. poczuła strach.. poczuła dużą niepewność, bezbronność... zdawała sobie sprawę że już nic nie może zrobić..
- Proszę... - jęknęła - błagam cię.. admirale.. powiem wszystko.. - jęknęła uległym tonem Vanessa
- Większość, praktycznie każdy z Wezyrów ma dodać cegiełkę od siebie.. każdy ma określone cele i zadania.. każdy uderzy z własnymi oddziałami... elfickie miasta mają upadać po kolei.. już niebawem zaatakować ma sam Ibrahim kluczowe punkty elfickich terenów.. ma to nastąpić naprawdę niebawem.. - jęknęła Vanessa i syknęła.. czuła ból.. jej głos się łamał.. czuła coraz większy lęk i strach i uległość...
- Proszę cię.. przystopuj.. to mnie naprawdę bardzo boli.. - zaczęła jęczeć - Ja.. będę uległa wobec ciebie.. poddam ci się całkowicie.. wiem jeszcze sporo rzeczy.. powiem.. a ty.. jesteś inny niż reszta.. to.. zaskakujące i ekscytujące.. - jęczała w amoku uległym tonem
- Proszę.. mogę być pożyteczna.. w wielu kwestiach.. - jęczała ulegle proszącym tonem, oblizała lekko język sugestywnie zerkając w tym momencie w twarz admirała.. czuła w tej chwili już duży ból, słabość, strach i uległość.. mieli ją a szans na ratunek nie było widać.. była kompletnie bezbronna i sama.. zdawała sobie już z tego sprawę.. zaczęła się lekko trząść.. admirał zdołał przebijać się przez jej twardą skórę.. zaczynała odczuwać do niego coraz większy lęk, uległość, bezbronność i chęć posłuszeństwa.. ewidentnie był typem dominującej osoby.. coraz bardziej była skłonna mu całkowicie ulegnąć..




Galthran zapatrzył się w tej chwili na stojącą na scenie Entomę.. rozpalała jego zmysły niesamowicie... czuł jak coraz bardziej się podnieca jej wyglądem i zachowaniem.. a jego myśli zaczynają wariować.. wiedział że Entoma może to wyczuć.. walczył więc.. walczył sam ze sobą aby się okiełznać.. nie chciał w żaden sposób nie zrobić czegoś niepotrzebnego.. najgorszym co chciał poczuć to to że jakkolwiek zawiódł Entomę.. jak tylko o tym pomyślał.. postanowił sobie że nigdy jej nie zawiedzie.. dlatego tak jak chciała teraz sam się okiełznał.. chociaż pokaz jej mocy i siły rozpalił w nim kolosalne pragnienia.. szybko jednak je zwalczał chcąc zachowywać się tak jak trzeba tutaj.. opanował się.. odetchnął...
pokiwał głową widząc zebranych.. klęczeli przed Entomą.. podobało mu się to.. widział jak Entoma zdominowała błyskawicznie te psy.. kiwał głową zadowolony.. obserwował wszystko z ogromną uwagą...

W tej chwili Callisto zbliżyła się do tego miejsca.. podeszła od innej strony.. praktycznie od razu dostrzegła scenę.. Entomę na scenie.. klęczące przed nią osoby.. wytrzeszczyła oczy i zachwiała się.. jej oddech przyspieszył...
- Nie.. nie nie nie nie.. - zaczęła powtarzać jedno słowo w lekko szalonym amoku pod nosem.. czuła amok myśli w głowie.. była nieopodal strony Galthrana.. Czarny Rycerz odwrócił głowę.. dostrzegł czarownicę..
- Jesteś.. - rzekł Galthran wolno i spokojnie
- Nie nie nie... - powtarzała Callisto, jej oczy prawie nie mrugały... stała w bezruchu... zamarła... nie chciała na razie wykonać żadnego fałszywego ruchu.. ale tak jak tu przyszła, tak chciała natychmiast stąd odejść.. chciała po prostu okręcić się na pięcie i stąd oddalić.. tego teraz chciała..
Lupus pokręciła głową słuchając całych planów które przedstawiał jej Ibrahim.
- Wybacz Ibrahimie, ale nie wezmę udziału w otwartym konflikcie... To wykracza poza zakres rozkazów mi przydzielonych... Nie moge tego zrobić... - odparła Lupus tajemniczym tonem. Zarówno Ibrahim jak i Winchester nie mieli pojęcia, że Lupus działa głownie według poleceń swojego Stwórcy, a nie Cesarzowej... Udział w wojnie kompletnie zaprzeczał jej zadaniu jako obserwatora...
- Poza tym nie żywię jakiejkolwiek urazy do elfów.. Nie zaszły mi za skórę w żaden sposób... Nie to co niektórzy ludzie w stolicy... Tss... Po prostu... Nie mam powodu by pomagać Ci w ich mordowaniu... - odparła Lupus trochę ciszej.
Rudowłosa popatrzyła w tym momencie kątem oka na Winchestera który cały czas wsłuchiwał sie w ich konwersacje. Patrzył się na nią jak w obrazek... Nie podobało sie to Lupus... Zmrużyła oczy.. Po czym z powrotem popatrzyła na Ibrahima.
- Jeżeli jednak tak bardzo nalegasz, to mogę Ci towarzyszyć jako.... Osobista uzdrowicielka....W końcu jak już, to nie zamierzam marnować mojej energii magicznej na leczenie każdego pachołka po kolei... Co najwyżej jakbyś znalazł się w stanie zagrażającym życiu, wykrwawiał się czy cos w tym stylu... to mogę Cie uleczyć... Mam dostęp do wystarczająco mocnych zaklęć leczniczych... - powiedziała Lupus poważnym tonem - Nie oczekuj jednak, że dołączę z tobą do walki... To nie moja działka.. Nie moja wojna... Zostawiam te bijatyki dla was.. chłopców...


Nieumarli spoglądali na swojego dowódcę czekając na jego rozkazy... Zakira cały czas leżały na ziemi słabo jęcząc..
- Powiedzcie, że to jakiś żart... - rzekł dowódca i podniósł wzrok parząc na swoich zołnierzy. - Co to ma znaczyć?
- Panie... znaleźliśmy ją na statku... Była przywiązana do masztu łańcuchami... w takim stanie... - rzekł Nieumarły który ją przyprowadził
Dowódca złapał się za głowę i zaklną pod nosem. Przyklęknął na jedno kolano przed leżąca Zakirą, po czym rozerwał jej kajdany i położył swoja dłoń na jej głowie.
- Nie martw sie... jesteś bezpieczna... Odpocznij... - rzekł dobrze znajomy jej głos...
Zakira jęknęła jeszcze kilka razy i zamknęła w tym momencie swoje oczy tracąc ostatecznie przytomność. Dowódca podniósł się na równe nogi i skierował wzrok na zołnierzy.
- Wracamy na Abregado... - rzekł mocnym tonem - Zanieście Zakirę do mojej kajuty i przykryjcie ją ciepłym kocem... Pani Wezyr potrzebuje odpoczynku...
Nieumarli pokiwali głowami i posłusznie wykonali rozkaz swojego wodza...


Admirał zaśmiał się pod nosem słysząc to co mówiła do niego Vanessa.
- "Pożyteczna w wielu kwestiach?" Niby jakich? - zapytał patrząc na nią katem oka - Póki co wszystkie informacje jakie mi przekazujesz są bezużyteczne.. bez zadnych szczegółów... a to powoli zaczyna mnie irytować... Lubisz testować moją cierpliwość co nie kotku?
W tym momencie jego twarz nabrała srogiego wyrazu. Przejechał wskazującym palcem po ostrzu noża..
- ...Ona również ma swoje granice... A ty je przekraczasz nagminnie... - rzekł po czym kiwnął ponownie swoją głową do strażników, a Ci natychmiast uderzyli w Vanessę równocześnie zarówno w jej twarz jak i brzuch... Krew trysnęła z jej ust... Dziewczyna czuła ze obrażenia jakie ponosi sa coraz bardziej poważne.. zaczęła tracić dech w piersi... Miała trudności z oddychaniem.. Jej popękane żebra zaczęły nachodzić na płuca... Czuła, że jeśli czegoś nie zrobi to umrze...
- Jesli nie masz nic do zaoferowania sobą to może najwyższy czas to zakończyć?! - rzekł Admirał rozkładając ramiona - TYLKO STARTA MOJEGO CZASU!... Tyle zachodu na nic... Jesteś kompletnie bezużyteczna!


Entoma przez jeszcze moment patrzyła na bijący przed nią pokłony tłum.. Było to dla niej niezwykle zabawne widząc jak takie podrzędne istoty oddają jej cześć... Wprawiało ją to w wyborny nastrój... Zachichotała pod nosem.... W tej samej chwili gdy sie rozglądała dostrzegła również świeżo przybyłą Callisto.. Popatrzyła w jej stronę...
- Och... No proszę... Kto tu sie zjawił...- powiedziała na głos pokojówka zadowolonym tonem
Tłum natychmiast zareagował lekko zaskoczony.. Wszyscy podnieśli sie z ziemi i popatrzyli w kierunku przybyłej czarownicy.
- Podejdź Callisto... Zapraszam na scenę.... Czekałam na ciebie... - dodała Entoma a jej oczy błysnęły czerwonym blaskiem
Ludzie zaczęli szeptać miedzy sobą. nie rozumieli dlaczego ich Pani zaprasza na scenę właśnie ją... Ci którzy byli wcześniej zwolennikami czarownicy, teraz pod wpływem mocy Entomy przestali już nimi być... Spoglądali na czarownicę podejrzliwym wzrokiem pełnym wrogości...
W tej chwili Galthran usłyszał niespodziewaną telepatyczną wiadomość od Entomy...
- Nadszedł czas Galthranie... Jeśli Callisto sie bedzie opierać lub próbować uciec......OBAL JĄ i WNIEŚ NA SCENĘ SIŁĄ...
Ibrahim westchnął lekko załamany... panował jednak nad sobą.. zerkał w oczy rudowłosej.. westchnął aż jeszcze raz..
- No.. rozumiem.. rozumiem.. jak mówiłem to tylko prośba i niczego nie będę nalegał... - rzekł Ibrahim - Ahh szkoda Lupus.. byłabyś niesamowita.. wszyscy przed tobą próbowaliby czmychać... - dopowiedział
- Nie sądzę aby taka pomoc lecznicza była konieczna.. te ataki będą niezłamane.. sprytne i bardzo silne.. bardzo destrukcyjne.. - odparł Ibrahim nie odrywając od niej wzroku, był jak zahipnotyzowany... prawą ręką chwycił jej dłoń i nawet tego nie kontrolował, jego ręka jakby sama posunęła się w stronę Lupus i ją chwyciła...
- Ale.. to bardzo miłe że zaoferowałaś mi takie wsparcie.. twoja moc lecznicza jest na pewno kolosalna.. tak samo wspaniała jak twoja piękna uroda... - rzekł Ibrahim przysuwając się do niej lekko.. wiedział również że Isabella ma potężne moce lecznicze, a dodatkowo ma swojego Zairossa... ten posiada moce lecznicze jedyne na tym świecie, nikt inny takowych nie posiada.. jest bowiem ostatnim feniksem tego świata.. wszystkie już dawno przestały istnieć... Zaiross jest absolutnym unikatem.. nawet na tej wojnie swoją potęgą zdołał postawić na równe nogi nawet najbardziej zmasakrowanych wojowników cesarskich.. wsparcie Isabelli było kolosalne nawet teraz gdy ta jeszcze samodzielnie nie zarządzała wszystkimi oddziałami.. on to bowiem na razie robił w jej imieniu... zaś wiedział że pozostawiła tu swoich kompanów... którzy są doprawdy potężni...



Vanessa teraz już mocniej płakała... jej oddech był świszczący.. próbowała łapać dech... niesamowicie się bała... poczuła już potworny strach i bezbronność.. byli bardzo brutalni... zajęczała...
- Proszę... błagam cię.. - jęknęła - Sekret.. Cesarzowej.. dotyczący floty... jej wszystkie najsłabsze punkty i ogniwa.. trasy przepływania okrętów.. stacjonowania okrętów.. strategiczne stocznie w których Cesarzowa kreuje swoje ogromne okręty.. miejsca przechowywania cennych armat, broni, ładunków i części do okrętów... to wszystko.. wszystko ci.. wypiszę.. wyrysuję.. błagam cię.. zezwól mi na to - jęczała ulegle Vanessa chcąc za wszelką cenę się jeszcze uratować przed śmiercią.. nie chciała tego teraz..
- Wiem więcej.. wypiszę wszystko.. mam to w głowie.. dzięki temu będziesz w stanie ograbić flotę Cesarzowej i bardzo mocno osłabić.. przecież tego chcesz.. to ci się przyda w twoich planach - jęczała Vanessa.. spojrzała na niego uległym, błagalnym i posłusznym wzrokiem..
- Zezwól mi to rozpisać dla ciebie.. i zaznaczyć na mapie.. wiem gdzie Cesarzowa trzyma ukryte skarbce.. pełne kosztowności za które poszerzysz swoje szeregi pięćdziesięciokrotnie.. przecież.. nie trzyma wszystkiego w swoim zamku czy rezydencjach czy bankach.. tam cały jej majątek by się nie pomieścił.. - jęczała bardzo błagalnym tonem Vanessa, ratowała swoje życie.. bardzo ją bolało, płakała z bólu...
W tej chwili po jej policzkach pociekły duże łzy.. patrzyła na admirała błagalnym uległym wzrokiem...
- Mam do zaoferowania.. siebie.. - powiedziała łamiącym się tonem, uległym.. w tej chwili zdołała pomimo bólu wykonać sugestywne aksamitne ruchy biodrami które dostrzegli z pewnością.. robiła to całkiem sprawnie pomimo związanych rąk i nóg... były jednoznaczne... czuła ogromny smutek i żal.. ale musiała się ratować.. mocno oddychała a jej serce bardzo biło.. trzęsła się..
- Umiem być.. i chcę.. posłuszna i uległa.. - jęknęła jednozcznanie w jego kierunku - Będę grzeczna.. widzę jaki jesteś.. taki władczy i dominujący.. bezwzględny.. trzymasz mnie tu nago.. sam mnie rozebrałeś.. chcę ci się ulegle.. oddać.. - powiedziała łamiącym się słabym jękliwym tonem.. bardzo się bała.. ale wiedziała że to może ją jeszcze teraz uchronić.. to ostateczność.. postanowiła własnowolnie oddać im swoje ciało.. w tej chwili zdołała lekko zarzucić włosami które nieco opadły na jej ramiona bardziej.. wyglądała więc piękniej z naprawdę długimi włosami... zachęcała ich jak mogła... ratowała się przed tym zatonięciem.. czuła kolosalny strach i bezbronność i uległość, dlatego była w stanie im się oddać.. a także zdradzić wszystko to co wypowiedziała przed chwilą..



Callisto czuła jak jej ciało zaczęło drżeć lekko.. była w szoku... zdezorientowana sytuacją.. słyszała słowa Entomy.. w jej kierunku... dudniły jej w głowie tak samo jak inne głosy i szmery... mrugnęła pierwszy raz od dłuższej chwili cały czas stojąc jak kamień w jednym miejscu.. po chwili zrobiła.. lekki krok prawą stopą.. w kierunku sceny... po chwili wycofała tą stopę... czuła ogromną niepewność i chaos..
- Dlaczego.. dlaczego... miałabym.. - pisknęła Callisto szorstkim piskliwym tonem - Dlaczego.. - powtarzała patrząc mocno otwartymi oczami na Entomę.. jej twarz nie pokazywała na razie emocji.. właściwie tylko była smutna.. jej piękne czerwone usta wyglądały bosko...
Galthran zrobił jeden krok bliżej...
- Callisto.. nie rób niczego głupiego.. - przemówił wolno - No dalej.. idź.. próśb Pani Entomy się nie ignoruje.. - rzekł spokojnie Galthran po chwili
Jego słowa huczały w głowie Callisto... słyszała je jak powtarzają jej się w głowie.. były jak uderzenia biczem... po chwili ostrym ruchem skierowała głowę w jego kierunku...
- Galthran... oszukałeś mnie.. nie taką scenę miałam tu zastać.. - syknęła ciętym językiem - Kłamco.. czemu... ONA tu jest... czemu... Sisyphus... miał być.. - jęknęła i syczała Czarownica...
- Przestań... proszę.. - odparł Galthran - Rób co mówi Pani Entoma... - dopowiedział
Callisto czuła coraz bardziej narastający niepokój.. nie wiedziała co się tu dzieje.. po co tu jest.. nie patrzyła nawet na ten tłum... widziała bowiem wcześniejszą scenę... leżeli przed Entomą jak potulne kaczki... jeśli miała uciekać.. to teraz... teraz mogła się zerwać i stąd wybiec... i nie zatrzymywać się... jej stopa gwałtownie się ruszyła.. zerwała się lekko... jednak nie.. nie zaczęła biec... ruszyła... wolniutko.. wolno w stronę sceny... wolno..
Zbliżała się do Entomy.. czuła jak się do niej zbliża.. była już tuż przy scenie... zatrzymała się...
- Dlaczego.. dlaczego.. mnie tutaj zapraszasz.. - powiedziała bardzo smutnym i cichym łamanym tonem.. po chwili weszła.. wolnym krokiem.. po schodkach... znalazła się na scenie... oddychała szybko... nie patrzyła na tłum... patrzyła w podłogę... była wprost sparaliżowana... słyszała głosy w głowie.. szmery... szumy... oddychała szybko... przeszedł ją lekki dreszcz..
Przekierowanie