MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World V - The New Era
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Tymczasem w Altarze miasto Kolrim zostało kompletnie zmiecione z powierzchni ziemi przez Gargantuę. Poziom masakry był ujawniany stopniowo przez promienie wstającego słońca.. Ignathir i Shizzu obserwowali wszystko z góry lewitując wśród chmur... Arcymag miał już wyznaczony kolejny cel swojej kampanii, teraz czekał jednak aby Gargantua dokończył swojego dzieła aby mógł wszystkie ciała zabitych mieszkańców przemienić w nieumarłych posłusznych jego woli... Wiedział, że już niebawem zawita do stolicy i stanie przez królem Azzarem... Nie spieszyło mu się jednak... ta kampania bowiem sprawiała mu przyjemność...


Entoma teleportowała sie z powrotem do Arkham... Nie miała w planach wracać na razie do zamku. Pojawiła się w centrum miasta na dachu jednego z wieżowców. Pogoda tutaj była zupełnie inna niż w Cerberus... Tutaj było strasznie gorąco a Słońce był mocne i rażące. Na niebie nie było też wiele chmur... Dla typowego mieszkańca była to wręcz idealna pogoda aby iść na plażę... Entoma jednak nie była takim typowym mieszkańcem.. Tak ekstremalna pogoda była dla niej drażniąca a natężenie światła zbyt mocne aby normalnie funkcjonować... Szybko zasłoniła swoją twarz rękawami po czym teleportowała się do najbliższego możliwego cienia na dachu.
Chowając się przed światłem i upałem, Entoma z powrotem przywróciła swój normalny wygląd, rezygnując tym samym z ludzkiego kamuflażu którego używała do tej pory.. Na jej ciele pojawiły sie jej standardowe szaty pokojówki a włosy z powrotem zawinięte zostały w dwa koki.
Korzystając z okazji chwili spokoju, Entoma postanowiła pomedytować trochę na świeżym powietrzu... Miejsce było idealne... z dala od ludzi i samochodów oraz na dużej wysokości, więc nikt nie powinien jej przeszkadzać. Szybko usiadła na ziemi w siadzie skrzyżnym, po czym oddając się chwilowemu relaksowi jej ciało lekko uniosło się, lewitując tym samym kilka centymetrów nad ziemią... Przy okazji rozmyslała nad swoimi dzisiejszymi doświadczeniami, nad całym śledztwem, nad planami Suguru oraz nad Galthranem... i dlaczego tak dziwne zachowywał sie w jej towarzystwie... Było bowiem to dla niej kompletnie niezrozumiałe i nie logiczne, przynajmniej z jej punktu widzenia... Była równocześnie jednak ciekawa co Galthran chce osiagnąć poprzez kolejne spotkanie z nią... Nie wiedziała czego za bardzo sie spodziewać i co rycerz nowego wymyśli...
Gojo wzniósł się wysoko ku niebu. Z góry widać było całe Arkham, co dodatkowo podkreślało piękno tego wspaniałego miasta. Nad miastem unosiło się wiele chmur o różnych niezwykłych kształtach. Światło odbijało się od nich i przybierało wszelakie kolory. Powietrze powiewało włosy Uhonorowanego. Przebywanie na takiej wysokości było uczuciem wręcz nie do opisania, zarezerwowanym jedynie dla nielicznych. Satoru, wisząc tak, czuł się niczym Bóg. Postanowił rozkoszować się tą chwilą jeszcze przez jakiś czas

[Obrazek: GNtpgQZbAAA7g-v.jpg:large]
Drakkan zacisnął dwie pięści na słowa Lupus, poczuł wzburzenie...
- Lupus! Co ty mi tutaj mówisz... wszystko co tobie mówię jest absolutnie szczere... - mówił mocnym tonem. - Jestem w tobie zakochany... - rzekł poważną tonacją głosu po chwili.



Galthran kiwnął głową a po chwili momentalnie swoją potęgą wykreował silny portal do Volturus... wolno wstąpił do portalu i po chwili pojawił się w miejscu gdzie właśnie spotkanie miał cały Zakon Czarnych Rycerzy... Galthran momentalnie dostrzegł Sisyphusa, Callisto, Azazlefa, Stopczyka i kilka innych istot tutaj stojących... stało tu kilku osiłków, kilku nieumarłych, kilka masywnych i ogromnych istot magicznych... momentalnie wielu skupiło uwagę na Galthranie...
- Aaa! Galthranie... Witajcie! - ryknął Sisyphus odpychając lekko od siebie Callisto i rozszerzając ramiona. Mocno uradował się na widok swego kompana.
- Sisyphusie... witaj... - Galthran pochylił głowę i huknął pięścią w tors witając się z Sisyphusem. Zerknął na pozostałe osobistości...
Azazlef wystąpił nieco...
- Gdzież byłeś przyjacielu?! Od zawsze przybywałeś jako pierwszy na zjednoczenie Bractwa... tym razem nawet Stopczyk cię wyprzedził... - rzekł potężną tonacją głosu.
Stopczyk zaśmiał się na głos.
- Byłem na pustyni... zamierzałem zbadać pewne zjawiska i silne wybuchy magiczne... przybyłem więc na tereny pustynne. - rzekł spokojnie.
- Aż tyle czasu ci to zajęło Druhu?! - ryknął Azazlef.
- A jakże, kompani... jednak to nie wszystko... spotkałem na pustyni pewną kobietę... mocno mnie zaintrygowała... - odparł Galthran.
Stopczyk niczym taran wystąpił na przód i podleciał do rycerza...
- Kobietę?!?!?! Mówże! - ryknął niczym wściekły... chwycił Galthrana za ramiona...
- A jakże, druhu... kobietę... - odparł Galthran.
- Rzeknij więcej! Co powiesz o jej kształtach i wyglądzie... mówże... - mówił zadziwiony Stopczyk... kompletnie nie spodziewał się bowiem tego... Galthrana nie interesowały kobiety a głównie magia i poszerzanie mocy... aż wstrząsnął Galthranem...
- Zgadza się, przyjacielu... stała się moją kobietą... - odparł Galthran.
- HAhaha! - zawył na głos Stopczyk. - Nie wierzę Ci, łajdaku! Ani trochę! - ryknął potrząsając torsem Galthrana.
Galthran zamachnął się i wymierzył cios pięścią w środek pyska Stopczyka a tego aż odrzuciło do tyłu.
- Kundlu!! Zdobyłem kobietę! Udowodnię ci to! - ryknął Galthran dopadając do Stopczyka i chwytając go a po chwili huknął mu główką w czoło jeszcze mocniej go odpychając... Po chwili wymierzył mu jeszcze cios prawą pięścią w pysk...
- PSie!!! - ryknął wściekły Stopczyk dobywając arcypotężnego oręża...
Callisto zaczęła szaleńczo chichotać na głos... pisk i tonacja jej głosu sprawiła że wielu aż kładło ręce na uszy nie mogąc wytrzymać... Callisto ich wręcz miażdżyła...
- GNIDO!!! Udowodnię ci to... Przyprowadzę ją tutaj, zerkniesz... ujrzysz że jest moja... - ryknął Galthran..
Sisyphus uważnie się wsłuchiwał... ich słowa go zadziwiały... zamierzał zaraz bezlitośnie zmasakrować jednego i drugiego... ruszył w ich kierunku...
- Doprawdy? - zapytała Lupus - W takim razie udowodnij mi to... Pokaż mi jak bardzo Ci na mnie zależy... Pozbądź sie księcia Lorenzo... twojego konkurenta... Jesteś w stanie go wyeliminować? Jesteś w stanie to zrobić dla miłości?
Drakkan aż otworzył szeroko usta i oczy, niedowierzał tego co gadała.
- Co?! Co ty mówisz... przyrzekałem wierność i ochronę dla Księcia Lorenzo... nie jestem w stanie pojąć myśli o jego śmierci... - mówił totalnie zaszokowany.
Lupus obróciła się w tej chwili na bok, tak ze jej twarz była teraz przodem na Drakkana. Wolno przesunęła okulary przeciwsłonecznie do góry zawieszając je nad swoim czołem.
- Rozumiem... W takim razie zadam inne pytanie... - powiedziała Lupus a jej oczy lekko zabłysnęły. - Gdybyś miał do wyboru mnie albo księcia Lorenzo i mogłbyś wybrać tylko jedną osobę... kogo byś wybrał? Na kogo szczęściu zależałoby Ci bardziej?
W klanie Gojo zaczęła się poważna rewolucja. Decyzja Satoru wpłynęła na wiele ważnych spraw.
- Hanako, jak miewam zrozumiałaś już sytuację. Będziesz od dzisiaj zajmowała się wieloma sprawami którymi wcześniej zajmował się twój brat - Mówił przywódca
- A... Ale... Ale ja... - Wydukiwała dziewczyna
- Tak?
- Ja sobie nie poradzę! Co jeśli coś zepsuję!
- Będziesz musiała sobie poradzić, nawet nie mów że ty również chcesz zrezygnować?
- NIE! Skądże! To dla mnie zaszczyt! Ale...
- Nie tylko ty czujesz niepewność, to cios dla całego klanu. Ale cóż, nie możemy wiecznie polegać na Satoru, najwidoczniej czuliśmy się zbyt pewnie mając go po swojej stronie... Musimy pracować teraz dwa razy ciężej, to samo tyczy się ciebie Hanako. Będziesz musiała sobie poradzić
- D... Dobrze - Powiedziała cicho
- Nie słyszę, mów głośno i wyraźnie, inaczej ludzie faktycznie nie będą cię słuchać
- TAK JEST - Krzyknęła
- No... Zuch dziewczyna
Drakkan westchnął mocno i aż odetchnął kilka razy... poprawił nieco swoją pozycję na swoim ręczniku...
- Lupus... jesteś najważniejsza, kocham cię ponad swoje życie, poczułem do ciebie tak wiele emocji... - powiedział silnym i mocnym tonem. - Ale Lorenzo... przysięgałem chronić jego życie za cenę własnego, nauczyć wszystkiego co wiem i dbać o niego... - mówił bijąc się w głowie z myślami i emocjami... aż się nie spodziewał takiej sytuacji... na chwilę zamilkł i zaczął myśleć...
- Wybrałbym ciebie... złamałbym dane słowo dla ciebie... nie mógłbym zrezygnować z ciebie... - powiedział po chwili. - Aczkolwiek byłoby mi ogromnie żal Lorenzo...
Lupus słysząc słowa Drakkana podniosła się z ręcznika i stanęła przed nim rzucając cień swoim ciałem na jego twarz.
Jej oczy lekko błysneły a na twarzy pojawił sie słodki uśmiech. To co mówił wezyr podobało jej się coraz bardziej...
- To odważne stwierdzenie mój drogi.... - powiedziała Lupus - Byłbyś gotów pozostawić księcia na pastwę losu.. na rychłą śmierć, gdybyś miał możliwość zostać moim partnerem na zawsze?
Drakkan w momencie gdy Lupus przed nim stanęła zapatrzył się na całe jej ciało.. na jej nogi, na uda, brzuch... spoglądał na nią przez chwilę w milczeniu, nie mógł się nawet oprzeć i spojrzeć gdzieś indziej... to co Lupus z nim robiła... jego wzrok utkwił na jej przepięknych oczach...
- Wspominałem, że nie boję się śmierci... można mnie uznać za głupca, jednak tutaj przewagę bierze moja odwaga, wiara w swoją siłę i umiejętności... jestem gotów zginąć za to czego pragnę, co czuję i w co wierzę... - powiedział - A tym czego najbardziej pragnę jesteś ty, Lupus... dlatego jeśli przez zostawienie księcia na śmierć zyskałbym ciebie, zrobiłbym to... postąpiłbym tak... chciałbym być z tobą... - powiedział mocnym i wyraźnym tonem, pewnym siebie...
Przekierowanie