Rudowłosa pokojówka pojawiła się w stolicy Arkham. Poranne promienie słońca przebijały się przez nieco pochmurne niebo. Metropolia, jak to zwykle bywało bez względu na pogodę kwitła pełnią życia.. Z samego rana mnóstwo ludzi standardowo zmierzało do pracy, do sklepów i szkół... Lupus jednak nie to kompletnie nie interesowało.. Przez krótką chwilę stała na chodniku obserwując przejeżdżające samochody i przechodzących ludzi którzy widząc ją natychmiast sie uśmiechali.. w szczególności mężczyźni... w końcu w ich oczach był niezwykle atrakcyjną dziewczyną o ponadnaturalnej urodzie...
Pokojówka jednak opuściła swój wzrok nie reagując na te gesty i założyła na swoją głowę kaptur od bluzy a dłonie schowała do kieszeni. Szła przed siebie chodnikiem mijając przechodniów którzy się za nią oglądali, aż zatrzymała się dopiero przed jedną z kawiarni.
Było już około godziny dziewiątej, więc postanowiła skorzystać z tej możliwości i napić się porannej kawy.
Kawiarnia była praktycznie pusta, na zewnątrz stoliki znajdujące się po parasolami na świeżym powietrzu również nie była pozajmowane, więc zdecydowała się zasiąść właśnie przy jednym z nich. Pierw jednak oczywiście weszła do środka aby złożyć zamówienie i zapłacić.
Zgodnie z jej życzeniem jej kawa była z duża ilością pieniącego się mleka oraz ze słomką.
Po kilku chwilach Lupus zasiadła wreszcie przy stoliku kładąc na nim swoją kawę i mieszając ją lekko swoją słomką. Jej wzrok kierował sie na ulicę oraz na ogromną ilośc ludzi przechodzących przed jej oczami.. Rudowłosa westchnęła lekko i podparła swoją głowę jedną ręką... drugą natomiast przy pomocy słomki nadal mieszała kawę...
Nagle Isabella poczuła potężny ból w swojej głowie.. prawdopodobnie największy jaki tylko do tej pory poczuła.. Jej oczy zaczęły zachodzic mgłą. Nie miała pojęcia co sie dzieje... Upadła na kolana... Ból był nie do zniesienia.. Z jej usta nie mogły wyjść żadne słowa.. Sylwetki wezyrów przemieniły się w jej wizji w mroczne przerażające cienie które zaczęły ją otaczać...
- Twój czas... dobiega końca! - mówiły przerażającym głosem cienie w jej głowie
Isabella czuła, że traci kontakt z rzeczywistością... Wszystko z przed jej oczu kompletnie zniknęło... Była kompletna nicość... kompletna ciemność.. Nie było z nią nikogo... Była sama... Jedyne co słyszała to swój przyspieszony oddech oraz kroki... ktoś szedł w jej stronę...
Leżąc już bezwładnie na ziemi dostrzegła na krótką chwilę postać w mrocznych szatach.... Po raz pierwszy tak wyraźnie... Isabella poczuła strach... Pierwszy raz od dłuższego czasu... bała się...
- Nadchodzę Isabello.... Nadchodzę.... - powiedziała mroczna postać a jej jedno oko błysnęło czerwonym blaskiem
![[Obrazek: 6fb48052091a8bd321a4e7d50a88fec0.jpg]](https://i.ibb.co/wFtmpKLf/6fb48052091a8bd321a4e7d50a88fec0.jpg)
Po tych słowach Cesarzowa straciła ostatecznie przytomność....
Żniwiarz natomiast zdołał przygotować swój sprzęt i uzbrojenie do wyznaczonej misji. Włamanie się do zamku Isabelli z pewnością nie bedzie łatwym zadaniem, ale zamierzał zaufać swojej zleceniodawczyni w tej sprawie... Skoro sama powiedziała że jest to możliwe to powinien sobie poradzić..
Jeszcze raz wyciągnął zwiniętą w rulon kartkę z pod swojej mrocznej szaty która zgodnie ze słowami Szefowej zawierała dokładne umiejscowienie wszystkich systemów bezpieczeństwa... nawet tych kompletnie ukrytych... Łowcę Nagród dziwił fakt, że Szefowa miała dostęp do tego typu informacji... Szczerze wątpił w to aby sama je posiadła... najwidoczniej ktoś musiał jej to przekazać... Teraz jednak nie zamierzał sie zastanawiać nad tym kto to mógłby być.. Szczerze go to nie obchodziło...
Po kilkunastu minutach udał się on na zewnątrz, wychodząc z podziemnej bazy... Przy wejściu czekał juz na niego pewien czarodziej który miał go przenieść w pobliże zamku.. Stał oparty o ścianę ze skrzyżowanym rękami.. kiwnął lekko głową gdy tylko zobaczył zbliżającego się Zniwiarza...
- No i jak.. Jesteś gotowy? - zapytał tajemniczy jegomość
- Mhm... a więc to ty bedziesz odpowiadał na transport... - powiedział Zniwiarz chowając kratkę z powrotem pod swoje szaty.
- Jestes tym zaskoczony? - odparł czarodziej
- Nie... - odparł sucho Łowca Nagród
Tymczasem Ignathir pojawił się w swojej komnacie.. Rozejrzał sie wolno po pokoju, a następnie zaniósł tajemniczą księgę którą trzymał w swojej ręce prosto na regał znajdujący się koło swojego łoża.
Następnie udał się w kierunku swojego biurka przy którym zazwyczaj spędzał czas na tworzeniu nowych artefaktów i biżuterii.. Na owym biurku stało elegancko zapakowane pudełko... To w nim znajdował sie w końcu przedmiot który Ignathir zdołał ukończyć zaledwie kilka godzin temu.. Teraz leżał spokojnie w tym pudełku i jedynie czekał na to, aby go podarować odpowiedniej osobie... Arcymag doskonale wiedział komu go podaruje...
Lupus w samotności i milczeniu siedziała w kawiarni już od dłuższej chwili.. Piła swoją kawę dosyć powoli nie spiesząc się w żaden sposób... Słońce które do tej pory przebijało sie przez chmury, teraz zaszło za nimi a miasto pogrążyło się w odcieniach szarości... Z nieba zaczął kropić drobny deszcz... Pokojówka patrzyła w melancholicznym wręcz nastroju na ulicę obserwując jak deszcz stopniowo zaczyna tworzyć na twardym gruncie pojedyncze kałuże... Do czasu aż dostrzegła zbliżającą się w jej stronę znajomą sylwetkę...
Lekko odwróciła swoją głowę w bok spoglądając swoim złocistym wzrokiem na mężczyznę..
- No no... Nie spodziewałem sie ciebie tutaj zobaczyć moja droga... - rzekł chłopak
Lupus początkowo nie zareagowała na jego słowa jednak chłopak podszedł blizej i stanął obok jej stolika.
- Nagumo... - powiedziała obojętnym tonem Lupus - Czego chcesz...
Chłopak przez pewną chwile spoglądał na Lupus z szyderczym uśmiechem, ale po pewnym momencie podobnie jak ona, odwrócił wzrok spoglądając na ulicę pełną przejeżdżających samochodów.
- Spodziewałem się trochę innej reakcji z twojej strony... Zazwyczaj bywałaś bardziej zadziorna gdy rozmawiałaś ze mną... Teraz jednak nie widzę tego.... Coś się zmieniło w tym temacie? Czyżby Drakkan Cię zdradził z inną kobietą?
Lupus zmrużyła oczy i swoja słomką zamieszała ponownie stojąca przed nią kawę.
- Daj mi spokój... Nie chce mi sie z tobą gadać... - odparła Lupus
Nagumo słysząc słowa Lupus parsknął jedynie pod nosem.
- Jak chcesz.... - odparł mocniejszym tonem. Uśmiech błyskawicznie zniknął z jego twarzy - Niebawem i tak będziesz żałować podjętej przez siebie decyzji... Wspomnisz moje słowa... a wtedy będzie juz za późno...
Chwile potem Nagumo odstąpił od jej stolika i odszedł zostawiając ją samą. Lupus słysząc jego oddalające sie kroki odetchnęła głęboko i złapała się za głowę masując delikatnie swoje czoło.
Drakkan krzątał się po Arkham... jego umysł był pochłonięty myślami o Lupus... o wszystkim... o uczuciach... jego serce biło niesamowicie mocno, nie mógł opanować jego rytmu... chodził po całym Arkham, nie wiedział w co włożyć ręce, co czynić... plątał się wszędzie...
Przechadzał się, rozmyślał... po chwili dotarł na chodnik przy którym była jedna kawiarnia... momentalnie zatrzymał się, stanął gwałtownie... bowiem wyczuł, wyczuł obecność Lupus nieopodal... czuł że rudowłosa gdzieś tu jest.. rozglądał się uważnie... zerknął na kawiarenkę i stoliki stojące na świeżym powietrzu... w końcu dostrzegł pewną osobę w bluzie... wiedział, wiedział że to jego Lupus... gwałtownie ruszył w jej kierunku... dotarł po chwili i stanął nieopodal kobiety...
- Lupus... cześć! - rzekł ucieszonym głosem, zerkał w kierunku pokojówki... nie wiedział dlaczego siedzi sobie tu sama... był jednak szczęśliwy że na nią trafił...
Isabella straciła przytomność po kolejnym nagłym i niespodziewanym ataku w jej głowie... leżała na ziemi...
Trójka Wezyrów momentalnie stała tuż obok niej, otaczali ją... rozglądali się na wszystkie strony.
- CO do CHOLERY?! - wrzeszczał Winchester Jr, był absolutnie zdezorientowany...
Cassahs poczuł wściekłość, rozglądał się na boki, szukał zagrożenia... nie wiedział co działo się z Cesarzową...
Siael kucał już przy Isabelli... próbował ją cucić... potrząsał ją lekko za ramię..
- Cesarzowo! Cesarzowo! Powstań! - mówił głośnym tonem - Co się dzieje?! - krzyczał... gwałtownie cisnął zaklęcie potężnej regeneracji na Isabellę...
Cassahs charknął i zawył wściekle, jego kły się ukazały...
Siael cały czas cucił Isabellę... spoglądał w jej twarz.. chciał aby natychmiast się wybudziła...
Lupus która po krótkim spotkaniu z Nagumo lekko sie zamyśliła spoglądając na swoją kawę, wzdrygnęła się lekko zaskoczona słysząc znajomy jej głos. Odwróciła swoją głowę w bok i prawie natychmiast dostrzegła Drakkana. Zdziwił ją fakt, że ten ją tak szybko rozpoznał... Jej rude włosy były w końcu schowane pod czarnym kapturem jej bluzy. Nie były widoczne z tak daleka... Minimalnie się uśmiechnęła jednak ten uśmiech szybko zniknął z jej twarzy.
- Oh... Drakkan... Witaj... - powiedziała cichym tonem a następnie napiła się odrobinę kawy przez słomkę.
Drakkan uśmiechał się od ucha do ucha... widok Lupus go całkowicie zachwycił.. momentalnie się do niej zbliżył.. chwycił jej dłoń gwałtownie i ją ucałował...
- Lupus... ależ się cieszę że cię widzę.. tęskniłem.. bardzo tęskniłem.. - mówił w kierunku rudowłosej - Każda minuta, każda sekunda bez ciebie to jak rok.. bez ciebie czas tak bardzo się dłuży... - mówił do pokojówki
Isabella po chwili otworzyła wolno oczy.. ocknęła się... Siael momentalnie to dostrzegł.
- Cesarzowo! - krzyknął. Winchester Jr momentalnie zerknął w kierunku Isabelli, Cassahs także...
- Pani, co ci się stało? Wszystko dobrze? - pytał Wezyr
Isabella odetchnęła, nabrała powietrza... oddychała spokojnie... po chwili przyłożyła dłoń do czoła i głowy, pomasowała lekko swoje skronie.. syknęła a po chwili zmieniła pozycję z leżącej na siedzącą... kręciło jej się lekko w głowie..
- Tsss... - syknęła ponownie, machnęła sugestywnie dłonią aby Siael się odsunął... Wezyrowie odstąpili na kilka kroków od Cesarzowej dając jej przestrzeń... po chwili momentalnie dostrzegli na twarzy Isabelli wkurzoną minę.. ostatnio rzadko, bardzo rzadko tego doświadczali... Cesarzowa się wkurzyła...
- Ahh, cholera.. znowu.. kolejny raz! - syknęła Isabella i zacisnęła lekko lewą pięść... po chwili zerwała się z ziemi i stanęła na równe nogi.. zmrużyła oczy mierząc trójkę wezyrów...
- Natychmiast rozpoczynajcie budowę Wieży Ognia i Płomienia w Cerberus... wieża ma powstać jak najszybciej, w jej wnętrzu ma być ogrom ilości doskonale rozłożonej lawy i ognia aby móc kreować jak najwięcej uzbrojenia i broni, a także aby kreować w niej oddziały... oddziały orków.. wskrzesimy te istoty właśnie tutaj, w Cerberus... i wcielimy ich w szeregi Legionów jako nowy oddział.. doskonale znam ten gatunek, wiem jak absolutnie wierni są swemu Panu i stwórcy... dlatego zamierzam ich wskrzesić i kreować... doskonale wiem jak wytrwali i silni są w boju... - mówiła Isabella, mocno się zdenerwowała kolejnym atakiem w jej głowie, ponownie przy Wezyrach... ponownie bowiem przed chwilą upadła na ziemię... wkurzyła się, zamierzała wydać wiele rozkazów... przyspieszyć wszelkie działania..
- A więc to ten gatunek chodził ci po głowie... - mówił Cassahs. Wiedział że orków od dawien dawna nie było w krainie... wiedział jednak także, że Isabella zdolna jest ich kreować dzięki swej potędze..
- Dobry wybór... jednak ryzykowny... orkowie są dobrzy w boju, ale słabi w strategii i myśleniu... miewają też porywy i potrafią się buntować... musisz od samego początku twardą ręką ustalić absolutne zasady Isabello... - radził Cassahs, doskonale znał gatunki które były w Magic World...
- Wiem... dlatego chcę abyś osobiście wspierał mnie przy tym projekcie Cassahsie. Wszystko pójdzie zgodnie z planem... jako pierwszego wykreuję jedynego generała tych oddziałów, który będzie ich prawdziwym liderem, absolutnie wiernym mnie... reszta będzie całkowicie posłuszna.. Cerberus będzie jedynym miejscem w którym będą stacjonować.. tutejsza atmosfera będzie dla nich odpowiednia, nie wpłynie to także na istoty już tutaj mieszkające, dodatkowo orkowie znacznie ożywią miasto swoją obecnością, nie zabierając tym samym mroku i ciemności z których miasto słynie.. - mówiła zadowolona Isabella... świetnie wymyśliła i wytoczyła nową ścieżkę dla Cerberus...
- Tak jest Pani! Natychmiast rozpoczynamy działania... - odparł Siael..
Nihil Vegha - dowódca Nieumarłych zakończył już swój audyt po porcie w Dohl de Lokke... Tak jak się spodziewał i oczekiwał, na wypadek konfliktu jego machina wojenna była w pełni gotowa do walki... Faktem było że od czasów Wielkiej Wojny przeciwko wojskom upadłej dziesiątki lat temu Cecili, Nieumarli z Abregado przyjęli absolutną neutralność.. Była to jednak głownie zasługa Harh Krilla i jego polityki... Dzięki temu byli w stanie się rozwinąć i stać sie kompletnie niezależnym bytem w krainie.. Teraz Nihil wiedział, że jego zadaniem było pielęgnowanie tej tradycji... Nie planował brać udział w konfliktach i wojnach niezależnie jakie byłyby tego zalety..
W swojej głowie miał jednak pewne przypuszczenia dotyczące relacji pomiędzy Isabellą i Nelothem... Pomimo obserwowania wszystkiego na uboczu to wyczuwał tutaj wyraźną gęsta atmosferę pomiędzy Cesarstwem a Królestwem Mrocznych Elfów... Miał świadomość, że Isabella moze podjąć pewne działania które doprowadzą do pełnoskalowego konfliktu... Od dłuższego czasu się na to zanosiło... Jego zwiadowcy opowiadali o zbrojeniach zarówno w szeregach elfów jak i Cesarstwa... Napięcia na granicy i prowokacje również były dosyć pospolite... w zasadzie to na porządku dziennym...
Nihil nie zamierzał jednak popierać żadnej ze stron... to nie był jego konflikt... nie zamierzał wcielać się w rolę mediatora... To była sprawa pomiędzy Cesarzową a Królem Elfów...
Wybiła godzina dziesiąta gdy Nihil dotarł z powrotem do swojej rezydencji.. Wiedział, że miał jeszcze dziś kilka rzeczy do zrobienia... w tym miedzy innymi przeanalizowanie najnowszych raportów dotyczących terenów Mrocznego Lasu... Z tyłu głowy miał też świadomość, że miała do niego przybyć Zakira... Do tego jednak miał mieszane uczucia... Nie rozumiał dlaczego młodociana wampirzyca właściwie znikąd zainteresowała sie jego obecnością... Było to dla niego niezwykle dziwne i podejrzane... Na razie jednak nie zamierzał nad tym głebiej myśleć...
Przekazując polecenia swoim gwardzistom, on sam wszedł do środka rezydencji i zamknął za sobą drzwi...
Tymczasem Zniwiarz w towarzystwie czarodzieja pojawili się nieopodal zamku Isabelli w gęstych zaroślach, jakieś 300 metrów od głównej bramy zamku.
Łowca Nagród pokręcił głową obserwując konstrukcje wielkiego budynku.
- Duży co nie? Z bliska jest jeszcze większy.. - rzekł czarodziej z uśmiechem na ustach podpierając się plecami o pień drzewa.
- Dalej sie nie dało nas teleportować? - odparł sarkastycznie Zniwiarz
Czarodziej parsknął pod nosem.
- Zapewniam Cię że nie... Zamek otaczają magiczne bariery... Nie jestem w stanie ich przebić moją magią... Teleportowałem nas najbliżej jak to możliwe...
Zniwiarz nie odpowiedział. Z jego maski wyłoniła sie chmura pary po czym po raz kolejny wyciągnął z pod swojej szaty kartkę papieru zawierającą wszystkie schematy systemów bezpieczeństwa. Patrzył na nią przez chwile wyraźnie analizując zawarte tam informacje.
- Wejście pod samą bramę już nie bedzie proste, słyszałem że Cesarzowa ma psa który gryzie i broni posesji... - rzekł z uśmiechem Czarodziej.
- Co ty nie powiesz... - mruknął Żniwiarz wyraźnie poirytowany komentarzami swojego wspólnika.
Spoglądając na bramę z daleka oraz na sam zamek łowca nagród zaczął sie zastanawiać nad odpowiednią taktyką. Wiedział, że to zadanie nie bedzie proste...
- Oh... - mruknęła Lupus zaskoczona słowami Drakkana oraz tym, że ten złapał jej rękę. - Aż tak huh...
Pokojówka zmarszczyła lekko brwi i wzięła swoją dłoń z uścisku Drakkana kładąc ją z powrotem na swoim kubku z kawą... Odwróciła głowę w kierunku ulicy. Gestem drugiej dłoni poprawiła swoją grzywkę.
- Jak mnie tak szybko znalazłeś? - zapytała dosyć cichym ale zarazem poważnym tonem
Drakkan nie odrywał wzroku od swojej Lupus... był totalnie pochłonięty jej osobą... szczerze ją kochał.. wszelkie jego zamiary były szczere, kierował się sercem...
- Szybko.. jak to.. dla mnie to było tak jakbym nie widział cię rok, Lupus... - mówił spokojnie - Większość życia spędziłem w Arkham... to fakt że miasto codziennie się zmienia i usprawnia, stale pnie jeszcze wyżej, ale znam je doskonale... a dzisiaj nie mogłem usiedzieć spokojnie, spacerowałem po mieście, chodziłem, maszerowałem, aż w końcu udało mi się na ciebie natrafić... jestem zadowolony... - mówił
Zakira natomiast była w swojej twierdzy... wcześniejsze rozmowy z Cesarzową wprawiły ją w niezły nastrój, była zadowolona... teraz miała w głowie setki myśli jak przemówić do Cassahsa... aby ten wydał aprobatę... zastanawiała się... jej głowa także pochłonięta była Nihilem... wiedziała że dzisiaj go odwiedza... wiedziała że nie może niczego zepsuć... bardzo lubiła nieumarłego dowódcę... podziwiała go jako wodza, wojownika, a także jako mężczyznę... postanowiła zatem nie czekać dłużej i już do niego wyruszyć, ciągle będąc w świetnym humorze po spotkaniu z Isabellą...
Zakira jeszcze kilka minut przed teleportacją przebierała się i myślała nad strojem... wiedziała że to dopiero jej drugie spotkanie z Nihilem, wiedziała że ten jest kompletnie obojętny, wiedziała że na razie nie może ubierać odważnych kreacji... postawiła dzisiaj na czarną stonowaną i dosyć elegancką kreację, także czarne rękawiczki.. jej biust w tym stroju był jednak dobrze widoczny i świetnie się prezentował... idealny outfit który niesamowicie komponował się z jej śnieżno-białymi włosami...
Młoda wampirzyca kiwnęła głową, a po chwili teleportowała się do portu w Dohl De Lokke...
Isabella pokiwała głową...
- Doskonale! Pracujcie jak najszybciej. Wznoście Wieżę Ognia i Płomienia w najlepszym punkcie w Cerberus... budowy mają być błyskawiczne i efektowne... niebawem osobiście powrócę tutaj wraz z DNA orków... wtedy rozpoczniemy odrodzenie tego gatunku zaczynając od generała.. a wówczas kreowanie oddziałów... następnie już oni osobiście będą kreować dobrej jakości bronie i uzbrojenia właśnie w wieży... - mówiła Isabella
Zerknęła na Siaela i Winchestera JR'a.
- Osobiście nadzorujcie budowy. Ponownie pragnę połączenia potężnej magii, najlepszych surowców i najnowszej technologii, tak jak większość wzniesionych przeze mnie budynków... bariery ochronne i systemy ochronne mają być nakładane natychmiast na każdy element wznoszący wieżę... - wydała rozkazy
- Tak jest pani! - krzyknął Siael
- Cassahsie... gdy powrócę tutaj to ponownie cię wezwę... chcę abyś towarzyszył mi przy odradzaniu... chcę abyś był przy mnie gdy wykreujemy generała... - dodała Cesarzowa
Cassahs chrząknął i zachropotał, kiwnął głową...
- Oczywiście Pani...
Isabella kiwnęła głową i pstryknęła palcami... teleportowała się do swojego zamku... pojawiła się na dziedzińcu, na świeżym powietrzu nieopodal różnorodnej eleganckiej roślinności...
Lorenzo momentalnie wyczuł pojawienie się matki... kiwnął głową.. ułożył bowiem w głowie plan.. wiedział ze ma szlaban, a zamierza potajemnie wymknąć się wieczorem... zamierzał więc nałożyć matce inną sprawę na głowę, aby nie miała czasu na tę nędzną karę którą mu nadała... Lorenzo zaśmiał się lekko szyderczo... od dawna planował już zadać pytania, niesamowicie go to ciekawiło... od dawna już się głębiej nad tym zastanawiał, nie pojmował jednak jeszcze wielu rzeczy... zamierzał wypytać Isabellę... wypytać o ojca... zerwał się i ruszył na dziedziniec...
Od kilku minut Żniwiarz obserwował posiadłość zamkową przy użyciu swojej poręcznej lornetki obmyślając plan który pozwoliłby mu na wejście do środka.. Posiłkując się schematem oraz własną obserwacją był w stanie dojść do pewnej konkluzji.. Wejście przez główną bramę byłoby zbyt niebezpieczne i ryzykowne w szczególności że była ona pilnowana przez masywne stworzenie... Musiał znaleźć inną drogę wejścia... Łowca Nagród zauważył przez lornetkę, że kilka okien od strony północnej było otwartych. Od razu pomyślał, że mógłby to w jakiś sposób wykorzystać.
- No i? Jak długo będziesz tu siedzieć? Bierz sie do roboty... - burknął cicho czarodziej
Żniwiarz nie zareagował na jego słowa. Podniósł sie wolno z ziemi.. Dzięki schematom od Szefowej miał teraz pojęcie że bez użycia pewnych specjalnych przedmiotów nie będzie w stanie sie przecisnąć przez systemy bezpieczeństwa... Na szczęście był na to przygotowany.
Czarodziej który stał obok obserwował jak Łowca Nagród spogląda na swój zegarek na nadgarstku i przyciska na nim jakieś przyciski. Ku jego zaskoczeniu nagle sylwetka Zniwiarza zaczęła zanikać... ten przestał być kompletnie widoczny...
Czarodziej rozglądał się, ale po łowcy nie było ani śladu... To nie był normalny kamuflaż... w końcu słyszał by jego kroki jakby ten sie zaczął od niego oddalać... Nic jednak takiego nie było, co mocno go zaskoczyło...
- Huh.. - mruknął Czarodziej rozglądając się... Nie był jednak teraz w stanie go dostrzec ani wyczuć jego magicznej aury. Żniwiarz kompletnie wyparował... - Gdzie on do cholery jest?
Lupus nie odpowiedziała na słowa Drakkana.. jedynie lekko opuściła swój wzrok... Niebo mocno przyciemniało.. Pomimo młodej, porannej godziny w stolicy zrobiło się kompletnie ciemno od nagromadzenia warstwowych chmur... Deszcz przybrał na sile znacząco.. Na ulicach pojawiły się potoki a przejeżdżające auta zostały zmuszone do spowolnionej jazdy. Nie było jednak w tym nic dziwnego.. Pogoda w tak gorącym klimacie równikowym była bardzo zmienna i wystarczyła jedynie kwestia minut aby z bezchmurnego nieba narodziły się wielkie opady deszczu...
Rudowłosa pokojówka siedziała na krześle od dłuższego czasu w kompletnym milczeniu... Drakkan mógł skupić swój wzrok na jej urokliwej twarzy i błyszczących złotych oczach.. Kosmyki jej rudych włosów delikatnie powiewały na boki przy tym lekkim a zarazem dosyć ciepłym wietrze... Drakkan widział teraz z bliska jak naprawdę piękną kobietą jest Lupus... Jej uroda była nie z tego świata... Dodatkowo ten jej słodki zapach...
Po pewnym momencie ciszy Lupus, która przez jakis czas spoglądała na kubek kawy stojący na stoliku przed nią, ponownie odwróciła swoje spojrzenie spoglądając prosto na twarz Drakkana.. Jej mimika twarzy pozostawała jednak poważna... Widac było na odległość że coś ją trapi... Cicho odetchnęła..
- Rozmawiałam dziś rano ze swoim stwórcą.... Tak jak obiecałam... - Zaczęła poważnym i lekko stłumionym tonem Lupus - Powiedziałam mu... o nas.... o naszym potencjalnym związku...
W porcie w Dohl de Lokke panował kompletny spokój po porannej inspekcji przeprowadzonej przez Nihila.. Setki statków stało zacumowanych czekając na potencjalny cel do wypłynięcia na otwarte wody. Pogoda była od samego rana dosyć względna... Nie zanosiło sie na to aby padał deszcz ale równocześnie nie można było oczekiwać że Słońce bedzie grzało... Gdzieniegdzie przechodziły pojedyncze patrole składające sie z kilkunastu zołnierzy nieumarłych których zadaniem było pilnowanie porządku.. Jeden z takich oddziałów dostrzegł właśnie w tym momencie Zakirę która pojawia sie w tym miejscu. Doświadczeni wojskowi w przeciwieństwie do niskich rangą szeregowych i strażników nie wykazywali wampirzycą większego zainteresowania.. Rozpoznali jednak ją i dziwiło ją jej nagłe przybycie na wyspę...
- Pani Zakira Arun jeżeli dobrze pamiętam..... Cesarski Wezyr... - rzekł dowódca oddziału i zaśmiał sie pod nosem. Skrzyżował ręce stając przed kobietą - Rozpoznałem po włosach jeśli panią to ciekawi.... Co tutaj Pani robi? Nie otrzymaliśmy żadnych informacji o potencjalnej wizycie...
Lorenzo wściekle wypadł na dziedziniec, pędził bardzo szybko... wpadł w lekki amok... dostrzegł matkę nieopodal... kroczył w jej kierunku... w jego głowie było za dużo myśli...
Isabella zerkała spokojnie na piękne róże które rosły nieopodal, kiwała głową.. czuła ich niesamowity zapach, uśmiechnęła się... miała chwilę oddechu, korzystała z tego... nagle jednak usłyszała za plecami szmery i głos Lorenzo...
- Mamo.. witaj! - powiedział donośnie
Isabella westchnęła i przewróciła oczami, nie odwracała się jednak...
- Super że jestes... czy moglibyśmy porozmawiać na spokojnie... mam trochę pytań... - mówił książę
Cesarzowa zdziwiła się lekko... odwróciła się do syna, wystawiła ręce chcąc aby ten się do niej przytulił... Lorenzo kiwnął głową i przytulił się do Isabelli, poczuł jej niesamowity zapach.. po chwili puścili się z objęć, a Isabella wolno pogładziła go kciukiem po poliku...
- Lorenzo.. cieszę się że cię widzę.. jednak teraz nie mam zbyt wiele czasu na pogawędki.. - odparła Isabella... w jej głowie również było wiele myśli... kampania, jej głowa która płatała jej figle, Cerberus, pustynia... wszystko aż jej dudniło w głowie.. tyle rzeczy...
Lorenzo syknął lekko
- Chciałem zaprosić cię na kawę... wyjdźmy z zamku.. chodźmy do knajpy.. chociaż na chwilę.. - mówił Lorenzo
Isabella przewróciła lekko oczami.. zamierzała iść do swojego skarbca a potem na pustynię...
- Dobra.. chodźmy... ale dzisiaj jestem wyjątkowo bardzo zajęta.. to będzie więc szybka kawa.. - odparła Cesarzowa, a po chwili pozwoliła Lorenzo ich teleportować... książę pokiwał głową.. zaraz zamierzał ich teleportować do Royal Grand Hotelu...
Drakkan przysiadł się już do Lupus... wpatrywał się w jej piękno, nie odrywał swych oczu... słuchał jej każdego słowa i upajał się jej głosem... w końcu usłyszał słowa o jej stwórcy...
- CO?! - syknął - A więc już to zrobiłaś... - mówił, zatrwożył się lekko...
- Lupus... czemu... czemu masz taki nienaturalny ton głosu... dziwny, inny niż wcześniej... wyczuwam... wyczuwam to.. - mówił Wezyr w lekkim amoku
- I... i co... jak było, jak poszło.. co żeście gadali... mów mi, Lupus... - mówił Drakkan, wyraźnie się w niej zatracał... niesamowicie ją kochał.. nie mógł przy niej nad sobą zapanować... to co z nim robiła... spoglądał prosto w jej oczy...
Włosy Zakiry doprawdy w aktualnym stroju niesamowicie się prezentowały... nie mogła się doczekać aż w końcu stanie przed Nihilem... ucieszyła się na słowa nieumarłego wojownika, zachowywała jednak poważną twarz... mimo to można było u niej wyczuć ekscytację...
- Takk... cóż... - odparła - Przybyłam, ponieważ umawiałam się na dzisiaj... z Wielkim Dowódcą Nihilem... noo.. i nie chciałam się spóźnić, jestem punktualna, o czasie.. - mówiła Wampirzyca
- I teleportowałam się tutaj, do portu.. aby nie było żadnych nieporozumień... - dodała wolno, odetchnęła... uważała na każde swoje słowo, chciała się zaprezentować jak najlepiej...