03-September-2024, 15:33:36
Entoma w milczeniu słuchała to o czym mówił Galthran. Na chwile skierował swój wzrok na ścianę spoglądając na obrazy.
===============================================================
Statek Nihila dopłynął po dwóch godzinach z powrotem na Abregado i zacumował w porcie w Dohl de Lokke. Podróż minęła spokojnie i bez jakichkolwiek problemów.
Dowódca Nieumarłych wyszedł z pokładu statku na drewniany pomost.. Jego zbroja lśniła w blasku słońca a szkarłatna peleryna powiewała na wietrze. Jego osobiści gwardziści stanęli obok niego... Kilku żołnierzy przybiegło przed oblicze Nihila gdy tylko dostrzegło jego zacumowany okręt.
- Witaj z powrotem Panie... - rzekł jeden z zołnierzy - Dobrze Cię widzieć..
Nihil pokiwał wolno głową.
- Czy działo sie coś o czym powinienem wiedzieć pod moją nieobecność? - zapytał Nihil
- Nie Sir... - odparł żołnierz - Nie było żadnych incydentów.. Nie było również żadnych wiadomości ze stolicy...
- Rozumiem... - odparł głębokim głosem Nihil
Przez chwilę stał tak w milczeniu.
- Otwórzcie arenę w Thir la Mana.... - powiedział nagle Nihil - Urządzimy sobie lekki sparing...
Żołnierz zaśmiał sie lekko.
- Oczywiście mój Panie.. jak rozkażesz... - odparł
Po tych słowach Nihil już nic nie mówiąc ruszył przodem wraz ze swoimi gwardzistami w stronę miasta..
===============================================================
Tymczasem Żniwiarz przedzierając się przez pustynię na swoim robotycznym koniu dotarł do miasta Sandhell. Nazwa tego miasta była w rzeczy samej adekwatna. Było tu gorąco jak diabli.. Miasto znajdowało sie bowiem praktycznie na środku pustyni.. Zabójca wiedział ze przed nim jeszcze bardzo długo droga do celu, ale przypuszczał ze jeśli bedzie utrzymywać dotychczasowe tempo i nic a ni nikt nie przeszkodzi mu tak jak wcześniej Entoma, to powinien dotrzeć na miejsce wieczorem. Zniwiarzowi sie spieszyło.. Wiedział bowiem ze czas jest ograniczony... Większość ludzi w Sandhell nie wychodziła na zewnątrz w trakcie dnia... Nieliczni chowali sie w cieniu... Temperatury były tu bowiem nieznośne.. Nie było tez tu ulic a dróżki usypane z kamieni i złocistego piachu... Nie jeździło więc tutaj tak dużo samochodów jak w Arkham czy jakimkolwiek innym mieście. Sam Zniwiarz wjechał do miasta konno. Jego mroczna sylwetka i czarne szaty przyciągały uwagę miejscowych.
- Patrz.. to pewnie łowca nagród... - mowiła szeptem pewna kobieta
- Tak.. przypomina takiego... - odparła druga.
Zniwiarza jednak nie obchodziły ich konwersacje. Podjechał pewien zajazd. Jego wierzchowiec zasyczał robotycznym tonem. Zniwiarz poklepał go dwa razy po szyji po czym zeskoczył z konia i przywiązał go do płotu. On sam natomiast w milczeniu wszedł po schodach i otworzył drzwi do środka. Wewnątrz było kilka osób.. Natychmiast wszyscy zamilkli i skierowali swój wzrok w stronę drzwi gdy te się otworzyły... Zniwiarz stał przez chwile w progu a jego szatę lekko zawiał gorący wiatr... Jego oczy błysnęły czerwonym blaskiem a z jego maski wydobyła się chmura pary..
Po chwili ciszy ruszył przodem... a jedynym odgłosem jaki był słyszalny były jego kroki. W milczeniu podszedł do lady i usiadł na taborecie. Mężczyzna który siedział obok niego odsunął sie lekko w prawo. Zabójca domyślał się ze ten sie go boi..
- Słuszna decyzja... - powiedział mrocznym tonem Żniwiarz nawet nie patrząc na faceta.
===============================================================
Morgun było już tylko reliktem przeszłości... wspomnieniem... Ignathir nie zamierzał stać w miejscu... Wydał odpowiednie rozkazy tytanowi... Gargantua był już w drodze do kolejnego miasta niszcząc wszystko na swojej drodze...
Arcymag wraz z Ptolemym wylądowali na ziemi, w miejscu tam gdzie przed chwilą stało jeszcze miasto przepełnione życiem... Na ziemi prócz gruzów, kawałków betonu i szkła, pełno było krwi oraz zmasakrowanych i zmiażdżonych ciał...
Ignathir zaśmiał sie na ten widok.
- Coź za marnotrawstwo... Czyż nie Ptolemy? - rzekł Ignathir
- Tak mój Panie... - odparł Ptolemy spoglądajac na zwłoki - Gargantua zostawił po swojej destruktywnej krucjacie wiele śladów...
- W rzeczy samej... A gdy surowce leżą na wyciągniecie ręki, to nie warto ich zostawiać... Trzeba zrobic z nich dobry użytek...
Po tyh słowach oczy Ignathira zabłysnęły na zielono mocą Wiecznego Ognia, po czym uderzył swoim kosturem o ziemię. Zielona energia natychmiastowo rozprzestrzenia się dookoła...
- Tak jak mówiłem... Armia.. powstaje.. sama... - rzekł arcymag
Zmasakrowane ciała nasączone wiecznym ogniem natychmiastowo zaczęły łączyć się ze sobą tworząc pojedyncze nieumarłe jednostki które zaczęły gromadzić sie wokół arcymaga... gotowe na jego rozkaz... z sekundy na sekunde było ich coraz więcej..
===============================================================
Lupus popatrzyła na Drakkana z lekkim zainteresowaniem po usłyszeniu jego słów.. Jej oczy świeciły wręcz złotą aurą. Wezyr mogł dostrzec w nich swoje odbicie... Były niczym cudowne kryształy... Hipnotyzowały swoim pięknem..
- Według ciebie.. jestem... idealna? - zapytała zaciekawionym tonem - Powiedz... Co lubisz we mnie najbardziej... Co niby nas łączy... Udowodnij mi, że to nie tylko puste słowa...
===============================================================
Statek Nihila dopłynął po dwóch godzinach z powrotem na Abregado i zacumował w porcie w Dohl de Lokke. Podróż minęła spokojnie i bez jakichkolwiek problemów.
Dowódca Nieumarłych wyszedł z pokładu statku na drewniany pomost.. Jego zbroja lśniła w blasku słońca a szkarłatna peleryna powiewała na wietrze. Jego osobiści gwardziści stanęli obok niego... Kilku żołnierzy przybiegło przed oblicze Nihila gdy tylko dostrzegło jego zacumowany okręt.
- Witaj z powrotem Panie... - rzekł jeden z zołnierzy - Dobrze Cię widzieć..
Nihil pokiwał wolno głową.
- Czy działo sie coś o czym powinienem wiedzieć pod moją nieobecność? - zapytał Nihil
- Nie Sir... - odparł żołnierz - Nie było żadnych incydentów.. Nie było również żadnych wiadomości ze stolicy...
- Rozumiem... - odparł głębokim głosem Nihil
Przez chwilę stał tak w milczeniu.
- Otwórzcie arenę w Thir la Mana.... - powiedział nagle Nihil - Urządzimy sobie lekki sparing...
Żołnierz zaśmiał sie lekko.
- Oczywiście mój Panie.. jak rozkażesz... - odparł
Po tych słowach Nihil już nic nie mówiąc ruszył przodem wraz ze swoimi gwardzistami w stronę miasta..
===============================================================
Tymczasem Żniwiarz przedzierając się przez pustynię na swoim robotycznym koniu dotarł do miasta Sandhell. Nazwa tego miasta była w rzeczy samej adekwatna. Było tu gorąco jak diabli.. Miasto znajdowało sie bowiem praktycznie na środku pustyni.. Zabójca wiedział ze przed nim jeszcze bardzo długo droga do celu, ale przypuszczał ze jeśli bedzie utrzymywać dotychczasowe tempo i nic a ni nikt nie przeszkodzi mu tak jak wcześniej Entoma, to powinien dotrzeć na miejsce wieczorem. Zniwiarzowi sie spieszyło.. Wiedział bowiem ze czas jest ograniczony... Większość ludzi w Sandhell nie wychodziła na zewnątrz w trakcie dnia... Nieliczni chowali sie w cieniu... Temperatury były tu bowiem nieznośne.. Nie było tez tu ulic a dróżki usypane z kamieni i złocistego piachu... Nie jeździło więc tutaj tak dużo samochodów jak w Arkham czy jakimkolwiek innym mieście. Sam Zniwiarz wjechał do miasta konno. Jego mroczna sylwetka i czarne szaty przyciągały uwagę miejscowych.
- Patrz.. to pewnie łowca nagród... - mowiła szeptem pewna kobieta
- Tak.. przypomina takiego... - odparła druga.
Zniwiarza jednak nie obchodziły ich konwersacje. Podjechał pewien zajazd. Jego wierzchowiec zasyczał robotycznym tonem. Zniwiarz poklepał go dwa razy po szyji po czym zeskoczył z konia i przywiązał go do płotu. On sam natomiast w milczeniu wszedł po schodach i otworzył drzwi do środka. Wewnątrz było kilka osób.. Natychmiast wszyscy zamilkli i skierowali swój wzrok w stronę drzwi gdy te się otworzyły... Zniwiarz stał przez chwile w progu a jego szatę lekko zawiał gorący wiatr... Jego oczy błysnęły czerwonym blaskiem a z jego maski wydobyła się chmura pary..
Po chwili ciszy ruszył przodem... a jedynym odgłosem jaki był słyszalny były jego kroki. W milczeniu podszedł do lady i usiadł na taborecie. Mężczyzna który siedział obok niego odsunął sie lekko w prawo. Zabójca domyślał się ze ten sie go boi..
- Słuszna decyzja... - powiedział mrocznym tonem Żniwiarz nawet nie patrząc na faceta.
===============================================================
Morgun było już tylko reliktem przeszłości... wspomnieniem... Ignathir nie zamierzał stać w miejscu... Wydał odpowiednie rozkazy tytanowi... Gargantua był już w drodze do kolejnego miasta niszcząc wszystko na swojej drodze...
Arcymag wraz z Ptolemym wylądowali na ziemi, w miejscu tam gdzie przed chwilą stało jeszcze miasto przepełnione życiem... Na ziemi prócz gruzów, kawałków betonu i szkła, pełno było krwi oraz zmasakrowanych i zmiażdżonych ciał...
Ignathir zaśmiał sie na ten widok.
- Coź za marnotrawstwo... Czyż nie Ptolemy? - rzekł Ignathir
- Tak mój Panie... - odparł Ptolemy spoglądajac na zwłoki - Gargantua zostawił po swojej destruktywnej krucjacie wiele śladów...
- W rzeczy samej... A gdy surowce leżą na wyciągniecie ręki, to nie warto ich zostawiać... Trzeba zrobic z nich dobry użytek...
Po tyh słowach oczy Ignathira zabłysnęły na zielono mocą Wiecznego Ognia, po czym uderzył swoim kosturem o ziemię. Zielona energia natychmiastowo rozprzestrzenia się dookoła...
- Tak jak mówiłem... Armia.. powstaje.. sama... - rzekł arcymag
Zmasakrowane ciała nasączone wiecznym ogniem natychmiastowo zaczęły łączyć się ze sobą tworząc pojedyncze nieumarłe jednostki które zaczęły gromadzić sie wokół arcymaga... gotowe na jego rozkaz... z sekundy na sekunde było ich coraz więcej..
===============================================================
Lupus popatrzyła na Drakkana z lekkim zainteresowaniem po usłyszeniu jego słów.. Jej oczy świeciły wręcz złotą aurą. Wezyr mogł dostrzec w nich swoje odbicie... Były niczym cudowne kryształy... Hipnotyzowały swoim pięknem..
- Według ciebie.. jestem... idealna? - zapytała zaciekawionym tonem - Powiedz... Co lubisz we mnie najbardziej... Co niby nas łączy... Udowodnij mi, że to nie tylko puste słowa...