MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World V - The New Era
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Lorenzo czuł jak nim telepie, trzęsie... krzyknął... po chwili zamknął księgę... amok stopniowo zaczął zanikać... książe dyszał cięzko... napił się więcej wody...
- Co to było... cholera.. - syknął
- Cóż to za moc... - dopowiedział zerkając na okładkę.. nie sądził że otwarcie pierwszej strony tak mocno go przytłoczy... widocznie coś zrobił źle.. być może był teraz zbyt roztargniony? Zbyt słabo przygotowany? Zastanawiał się.. faktycznie miał w głowie Emily.. jej pół-nagie zdjęcia które mu wysyłała... zbliżającą się godzinę randki.. jego umysł nie był spokojny, miał masę innych przemyśleń odnośnie ostatnich wydarzeń... być może księga to wyczuła i odepchnęła go od siebie, uznając że ten nie skupi się w pełni na jej zawartości? To doprawdy była potężna moc.. arcyperfekcyjna, starodawna... Książe aż się zaszokował.. przejechał dłonią po okładce i odłożył na stolik... czuć było że księga jest władcza... że nie dopuszcza do siebie byle kogo.. ewidentnie trzeba było zasłużyć aby uzyskać dostęp do jej treści... coś niesamowitego... książę pokiwał głową, nigdy się nie spotkał z taką siłą i takim zjawiskiem...
- Wow... niesamowite... - powiedział wolno i wstał... westchnął... wszedł do swojej prywatnej sporej garderoby i zaczął szukać dobrej stylizacji na wieczór..


Galthran obserwował ukochaną Entomę.. był w niej całkowicie zatracony.. czuł że już kompletnie do niej należy... sam jednak tak wybrał, tak pragnął... istota bowiem zachwyciła go swoją wyjątkowością odkąd pierwszy raz ją ujrzał... widział jak substancja spływa po jej nodze, uśmiechnął się.. miał w głowie ten najwspanialszy czas z Entomą.. było mu niesamowicie jak nigdy dotąd.. była idealna dla niego w każdym calu...
- Oczywiście.. rozumiem Entomo.. to prawda.. - odparł Czarny Rycerz.. wolno próbował wstać.. czuł jednak mocne zmęczenie... zastanawiał się czy Entoma ponownie rzuci na niego zaklęcie.. pomoże mu nieco... czuł się niesamowicie wybitnie ale także czuł wycieńczenie z mocy.. Entoma była najwspanialsza..
- Jakie masz rozkazy moja ukochana Pani... twój sługa jest gotów na wszystko.. - rzekł spokojnie




Cassahs kaszlnął, chrząknął... jego oddech zaświszczał... spojrzał na Isabellę...
- Nie martw się Pani... Zakira ma się dobrze.. ostatnio nieco mocniej została przyciśnięta na treningach... trenowała praktycznie do upadłego... pomówię z nią osobiście i wszystko wyjaśnię, wszystkiego się dowiem i podejmę odpowiednie decyzje... nie musisz się martwić o Zakirę, zajmę się wszystkim... - przemówił Cassahs
Cesarzowa zdziwiła się nieco.. zmrużyła oczy.. Cassahs był nieco dziwny... westchnęła po chwili..
- Rozumiem.. tak jak mówię, chciałam tylko ci powiedzieć że ja dałam jej aprobatę.. uważam że doświadczenie wojenne jej się przyda... - odparła Isabella
Cassahs pokiwał wolno głową... zastanawiał się..
Isabella uśmiechnęła się po chwili i rozejrzała dookoła, byli wszak we wnętrzu Wieży Ognia i Płomienia... zewsząd buchał gorąc.. Gothmog nieopodal natomiast trzymał w dłoniach miecz, obserwował broń.. zerkał na bloki i wieżę, na sztaby żelaza leżące dookoła, zerkał na płomienie i lawę.. analizował ten świat, przystosowywał się.. adaptacja zajmie trochę czasu.. Ork zyskał już jednak podstawową wiedzę.. wie że Isabella jest jego Panią, że zawsze musi się przed nią uniżać, że jej słowo jest najważniejsze... że Cassahs jest również jego zwierzchnikiem, poznał swe cele.. wie że będzie musiał kontrolować nowo kreujących się orków... zdominować ich, wyznaczać rozkazy.. będą bowiem tutaj żyli, kreowali bronie i szkolili się w boju i walce... wiedział że poza wieżą również jest świat... zamierzał za jakiś czas poznać teren na jakim się znajduje...
Isabella zamyśliła się.. udało jej się wykonać ten cel... kampania również juz się rozpoczęła... wiedziała że na froncie znajdzie się wiele zacnych person... wszystko rozpocznie Ibrahim, potem w kolejnych etapach będą tam również Cassahs, Thant, Vanessa, przybędzie Sisyphus i Bractwo... wiedziała że ona również pojawi się w samym środku batalii... będzie osobiście eliminowała wrogów.. teraz jednak... teraz miała zadania do wykonania... musiała samodzielnie pozbyć się ze swojej krainy wykrytych wrogów... wiedziała że nadszedł już czas... wiedziała że już pora aby wyruszyła zutylizować śmieci... demony i resztę... westchnęła.. czuła narastającą w sobie siłę... kiwnęła głową... niebawem miała wyruszyć.. postanowiła zostać katem tych nędzarzy... wszak rozpanoszyli się w jej krainie, nie ma na to zgody... Isabella zamierzała się pozbyć jednego po drugim...
Ptolemy zbliżył się do wielkiego kamiennego muru krocząc po rozgrzanym piasku... Wiatr nieustannie zawiewał piaszczyste podłoże a pojedyncze kryształki piaski uderzały w solidne mury miasta.. Pomimo zbliżającego się zachodu, temperatura nie spadała a cały czas się utrzymywała.. Demon jednak nie zwracał uwagi na tego typu szczegóły... To co najbardziej go interesowało znajdowało się za tymi murami...
Pochodząc pod bramy zauważył pierwszych strażników... Byli to ludzie... a dokładniej to mężczyźni o ciemnej karnacji skóry uzbrojeni w długie włócznie i tarcze.... Ich uzbrojenie było jednak słabe... Większość z nich nie posiadało zbroi która zakrywała by ich klatki piersiowe ani ramiona... Każdy z nich był jednak dobrze zbudowany i umięśniony.. Ptolemy przypuszczał, że byli to wojownicy z krwi i kości... dzicy wojownicy... z pewnością więc nie grzeszyli wielką inteligencją... Bardzo możliwe wiec, że konwersacja z nimi bedzie bezcelowa... Nie zamierzał wiec marnować na to niepotrzebnie czasu... Postanowił dac im jedną szansę...
Strażnicy murów dostrzegli go po krótkiej chwili... Ptolemy usłyszał ich krzyki... Niestety były one w jakimś innym nie znanym mu języku, więc je zignorował.. Obserwował w milczeniu jak coraz wiecej strażników uzbrojonych we włócznie gromadzi sie na murach...
Zaśmiał sie pod nosem. Rozłożył szeroko ręce i zaczął mówić donośnym głosem.
- Istoty Księstwa Enthiati.... Jam jest Ptolemy... wysłannik Najwyższego... Pana wszelkiego stworzenia oraz Władcy życia i śmierci... Uniżcie swe głowy w pokorze i otwórzcie bramy oddając cześć lordowi... W przeciwnym razie nie ostatnie sie tutaj kamień na kamieniu a każdy z was umrze w bólu, cierpieniu i bezgranicznej rozpaczy...
Strażnicy słysząc to nabrali gniewnych spojrzeń... Zaczęli buczeć i huczeć do siebie wzajemnie. Kilkoro zaczeło rzucać włóczniami w stronę Ptolemego. Ten jednak z łatwością obronił się rzucając na siebie zaklęcie bariery odbijając wszystkie włócznie które leciały w jego stronę.... Wielu strażników zbiegło w dół do bramy i w rzeczy samej otworzyli ją, ale tylko po to by ruszyć w stronę Ptolemego w celu pozbyciu się intruza.
- Mhm... A więc to tak... - rzekł Ptolemy widząc nadbiegających strażników , równocześnie odbijając rzucane w niego stronę włócznie. Pokręcił głową niezadowolony. - Dałem wam szanse ludzkie istoty... Szkoda, że nie zdecydowaliście się jej wykorzystać... No coż... Teraz... poznacie czym jest prawdziwa rozpacz...
Ptolemy nie był być może kimś niezwykle potężnym, nie był też specjalistą w walce w zwarciu gdyż Ignathir nigdy nie stworzył go w tym celu, ale jego moc była zdecydowanie wystarczająca aby unicestwić tak słabych przeciwników jakim byli ludzcy prymitywni wojownicy.
Natychmiastowo jego ciało objęła czerwona aura magiczna... Demon zacisnął swoje pieści dezaktywując magiczną barierę... Jego oczy błysnęły...
- Rarghh! - ryknął donośnie Ptolemy
Na oczach strażników demon zaczął zmieniać swoją formę... Jego posture przykryły potężne płomienie... Ptolemy nie zamierzał się ograniczać w niczym... Aktywował swoją pełną formę.... Strażnicy widząc to sie dzieje cofnęli się do tyłu... Ich gniewne do tej pory twarze nabrały teraz wyrazu przerażenia i strachu... Nigdy w życiu bowiem nie zdarzyło im sie zobaczyć czegoś takiego... Zaczęli jęczeć i krzyczeć...
Ptolemy widząc ich reakcje zaśmiał się mrocznie.
- Za późno na strach... za późno na ucieczkę... - mówił Ptolemy - Tylko śmierć!
W tej chwili Ptolemy wyciągnął swoją potężną łapę w stronę strazników i buchnął w nich potężnym ogniem spalając każdego po kolei żywcem w proch... Żaden z nich nie był w stanie uciec... to była kompletna masakra...

[Obrazek: ptolemy.png]

Gdy wszyscy strażnicy zostali unicestwieni przez zabójcze płomienie, Ptolemy rzucił swoje spojrzenie w kierunku miasta.. Mruknął jedynie pod nosem i zamachnął sie swoimi skrzydłami przelatując nad wielkimi murami.. Z tej wysokości widział doskonale jak gęsto zaludnione było to miasto... Budynków było wiele, a ulice byly ciasne i wąskie udeptane z piaskowca i jasnych kamieni... To jednak nie przykuło jego największej uwagi... To co go interesowało to mieszkańcy... A tych było wiele... Ptolemy usłyszał dzwony które zaczęły dzwonić gdy tylko przeleciał nad murami... Wyglądało na to że część ze strażników schowała sie i przeżyła by teraz ostrzec ludność o zagrożeniu.. Niestety wojownicy nie zrozumieli że na to było już za późno...
Ptolemy z ogromnym impetem wbił się z przestworzy w doł prosto w jedną z ulic miażdżąc przy tym kilka budynków i spopielając wszystko dookoła... Jego mroczny śmiech unosił sie echem... z jego dłoni i paszczy wyłoniły się strumienie ognia zabijające wszystkich cywili w jego zasięgu..
- Ha Ha Ha Ha! - śmiał sie głośno Ptolemy masakrując wszystkich... Widział i słyszał jak krzyczą i uciekają.. próbują ratować swoje życie nadaremno.. Absolutnie bezcelowe... Równocześnie wiedział jednak że sa pewne limity na ile moze sobie pozwolić... Bezmyślna masakra była jedynie upozorowanym aktem... Liczył na to, że być moze jakaś istota o mocniejszej aurze magicznej się przed nim pojawi i zareaguje... spróbuje go powstrzymać i stawić mu czoła.... Aczkolwiek... nic takiego nie miało miejsca... Czyżby rzeczywiście nie było tu nikogo wartego uwagi?


Natomiast w Dalthei, Arcymag nie zamierzał już póki co zatracać sobie głowe tym co dzieje się w Magicznym Wymiarze, wiedział ze sprawami jego dotyczącymi bedzie się zajmował potem.. Na razie chciał zgodnie z tym co powiedział Ptolememu, zająć się kwestiami związanymi z upadłym królestwem oraz księżniczka Yunną. Przypuszczał że transformacja księżniczki dobiegła juz końca z racji iż minęło kilka dni odkąd ta zdołała aktywować artefakt który od niego otrzymała. Nadszedł najwyższy wiec czas sprawdzić czy wszystko przebiegło zgodnie z planem...
Arcymag pochwycił więc swój kostur w rękę po czym otworzył portal miedzywymiarowy kilka metrów przed sobą. Nim jednak przez niego przeszedł, przyłożył swoją ręke do głowy aktywując swoje moce telepatyczne.
- Naberal... Shizzu.... Wybieram sie do wymiaru Altary... Niebawem wrócę.. - rzekł Ignathir, po czym słysząc ich odpowiedź w swoim umyśle, mruknął pod nosem i przeszedł przez portal...


Entoma kiwnęła lekko głową po raz kolejny... Machnęła swoją dłonią i rzuciła magiczną kartą w stronę Galthrana.. Gdy ta tylko wylądowała przy jego głowie natychmiast zregenerowała jego siły witalne...
- Tak jak mówiłam... Pierw odbędzie się spotkanie z dowódcami... Oczekuje że każdy z nich ugnie się przed moim obliczem, ale bądźmy realistami.. oboje wiemy ze tak sie nie stanie... Nie wykluczone, że trzeba bedzie zlikwidować największych buntowników...
Cały czas zakrywając swoje ciało z przodu prześcieradłem, odwróciła sie w stronę Galthrana spoglądając teraz prosto na niego.
- A potem.... trzeba bedzie zająć się Callisto... - dodała Entoma
Isabella westchnęła wolno, a po chwili teleportowała się do Arkham... Cesarzowa pojawiła się na dachu jednego z wyższych budynków... zaczęła zerkać przed siebie... poczuła lekki wiatr we włosach... kiwnęła głową... przyłożyła dłoń do skroni
- Ibrahimie... jak przebiega początek wojny? - spytała wolno
Wielki Wezyr siedzący w ogromnym wojennym namiocie momentalnie usłyszał w głowie głos Isabelli... zerwał się na równe nogi...
- Pani.. tak jak planowałaś wszystko idzie idealnie... każdy twój krok i strategia realizowane są po kolei, aby uniknąć jakichkolwiek błędów i potknięć.. doskonale wiemy jak bardzo zależało ci na jak najwyższej skuteczności... - odparł Ibrahim
- Udaje nam się stopniowo wbijać coraz dalej i dalej... wszystko dobrze się rozwija... niedługo twoje Legiony zaleją ich tereny... wówczas ich gatunek zostanie bezlitośnie wybity... - dopowiedział Ibrahim
Isabella wysłuchała jego słów... kiwnęła głową...
- Shohu od samego początku góruje nad wami... zerka na wszystko... jego baczne oko stale wszystko dla mnie obserwuje... - wypowiedziała wolno
Wielki Wezyr rozejrzał się... dostrzegł po chwili za oknem czarnego kruka... kiwnął w jego kierunku głową pozdrawiając go... Czarny Kruk zakwilił lekko i wzbił się w powietrze...
- Zaiross zaś... on również przybywa... zatrzyma się przy naszych medykach i uzdrowicielach... mamy ich ogrom i są gotowi do wspierania naszych rannych ludzi, jednak mój Zaiross ma w sobie niespotykaną już w tym świecie moc uzdrawiania... użyczy swojej epickiej mocy dla moich poddanych... gdy ktoś będzie w potrzebie, on użyczy swych łez i swojej mocy aby ukoić ból... - przepowiedziała Isabella
Ibrahim słuchał Cesarzowej, kiwał głową... doprawdy miała niezliczone asy w rękawie, niezliczone możliwości... był pod wrażeniem jak dobrze dopracowany ma każdy szczegół... Cesarzowa od zawsze była niezwykle efektowna i strategicznie wybitna, teraz tylko coraz bardziej to dostrzegał... nawet nie musiało jej być na miejscu, a i tak wszystko wiedziała ze szczegółami...
- Rozumiem, jestem pod wrażeniem Cesarzowo.. - odparł wolno Ibrahim - Będziemy oczekiwać twego przybycia.. a tymczasem plan będzie realizowany.. - dopowiedział Ibrahim
Cesarzowa kiwnęła głową
- Do zobaczenia...
Isabella westchnęła wolno i rozejrzała się, po chwili znowu przemówiła telepatycznie...
- Zerratu... słyszysz mnie? Przyjacielu... rozpoczęłam kampanię... bądź więc gotów i nie martw się, dla ciebie nie zabraknie rozrywki... również się rozerwiesz... twoja potęga i doświadczenie będą dla mnie wsparciem... - przemówiła w jego umyśle...

Czarny Wilk usłyszał głos Isabelli... poderwał aż głowę... zakwilił lekko, zaczął się lekko szamotać.. szturchnął lekko rudowłosą z którą teraz spał w jednym łóżku... zaczął szybciej oddychać i kiwnął głową, warknął lekko dając znak że zrozumiał swą Panią... zerwał się lekko...
Zerratu dostrzegł że Lupus dalej lezy na brzuchu... że jej tyłek nadal jest odsłonięty i świetnie się prezentuje.. ponownie na moment się na niego zapatrzył, nieco śliny kapnęło mu z pyska... po chwili jednak pokręcił głową i nie chcąc zbudzić rudowłosej zaczął się gramolić aby zejść z łóźka... aby zejśc musiał przejśc nad plecami rudowłosej.. wolno zaczął przenosić swoje łapy nad nią... po chwili zerwał się mocniej i zachwiał lekko, jego krocze musnęło lekko pośladki rudowłosej, także jedna jego łapa dotknęła jej tyłka przez przypadek... Czarny Wilk zdołał jednak przez nią przejść i zeskoczyć z łóżka... rozejrzał się po jej pokoju a po chwili raz jeszcze zerknął na rudowłosą jak ta leżała, także na flaszki piwa leżące dookoła... kiwnął głową.. zamierzał zaraz się teleportować..



Galthran aż odetchnął.. poczuł przypływ sił witalnych i energii... Entoma doprawdy była jego boginią.. mogła go ukoić kiedy chciała.. spędziła z nim upojne chwile w łożu nagradzając go za jego wierną służbę.. podziwiał ją i wielbił.. kiwnął lekko głową, a po chwili Czarny Rycerz żwawszym ruchem podniósł się z łoża.. nadal był jeszcze nago tak jak Entoma, chwycił więc lekkie prześcieradło i zakrył się lekko z przodu.. podszedł wolno do pokojówki...
- Rozumiem.. z komendantami stanie się cokolwiek tylko zapragniesz po rozmowie z nimi... - odparł Galthran, stanął tuż przed nią i spoglądał w jej piękną twarz... upajał się jej widokiem póki jej pierścień przemiany jeszcze działał... spoglądał na jej piękne ciało.. cały czas go rozpalała, nawet gdy już było po wszystkim.. wiedział jednak że nagroda już minęła i teraz pora zająć się sprawami...
Galthran w tej chwili przyklęknął na kolano przed Entomą zniżając się przed nią.. pochylił głowę..
- Raz jeszcze dziękuję ci za tą najwspanialszą nagrodę, moja bogini.. - rzekł wolno uniżając się przed nią, był jej całkowicie wierny i posłuszny.. wolno nachylił głowę i pocałował jej stopy, a potem poszedł lekko w górę i ucałował jej nogi.. pragnął jej oddać jeszcze ten hołd w podzięce.. pragnął się jeszcze uniżyć i tak uczynił..
Po chwili jednak wyprostował się, znowu miał głowę o wiele wyżej niż ona...
- Hmm.. Callisto? Co ty planujesz Entomo co zamierzasz... z tego co wiem Callisto grzecznie ukryła się w swojej rezydencji i nic nie robiła wobec ciebie... - rzekł wolno lekko mrużąc oczy
Cesarscy żołnierze byli w drodze na miejsce gdzie mieli się udać na spotkanie z Cesarzem. Zarówno Alfred jak i Berham byli zdzwieni że lokalizacja do tego była aż tak niecodzienna... Owe spotkanie miał się bowiem odbyć za miastem na drodze pomiędzy stolicą a miastem Arendel... To tutaj znajdowały się też rozległa pola i łąki z pojedynczymi drzewami na których kwitło wiele unikalnych kwiatów i rzadkich roślin... Przez wielu ludzi którzy przejeżdżali w pobliżu te połacie zieleni były określane prawdziwym złotem natury... Dal wielu służyły jako miejsce odpoczynku i rekreacji... W końcu najlepiej odpoczywa sie na łonie natury... Żołnierze przejeżdżając przez te tereny rozglądali sie na boki obserwując krajobraz który teraz w świetle zachodzącego słońca malował się w cudne, egzotyczne wręcz barwy...
- Ładnie tu... - rzekł Alfred - Chyba zaczynam rozumiem czemu Cesarz wybrał to miejsce...
Vattier, który jechał przodem nie zareagował jednak na jego słowa.. Wiedział ze zbliżają się na miejsce. Był absolutnie skupiony i nie rozpraszał się ani słowami swoich kompanów, ani widokami które go otaczały...
Zaledwie kilka chwil potem ich konie zjechały w bok w polną dróżkę biegnącą wzdłuż rozległej łąki. Vattier dostrzegł jako pierwszy w oddali śnieżną białą zdobioną konstrukcję ze spiczastym daszkiem... Była to altana a wewnątrz niej wygodnie siedział z rozłożonymi rękami Cesarz Flavius a obok niego stał jego osobisty lokaj podajac mu na tacy filiżankę...
Cesarz dostrzegł nadjeżdżających żołnierzy... Uśmiechnął sie pod nosem chwytając prawą dłonią filiżankę..
Vattier, Berham i Alfred podjechali jeszcze kawałek blizej po czym całą trójka zeskoczyła z koni i wolno podeszli przed oblicze cesarza kłaniając się przed nim..
- Mój Panie... - rzekł Vattier - Dziękujemy za zaakceptowanie naszej prośby o audiencję...
Flavius parsknął pod nosem i odchylił się nieco do tyłu, spoglądając prosto na twarz Vattiera. Chwile potem machnął reką do lokaja a ten natychmiast pochylił głowę, odłożył tacę na bok i odszedł zostawiając ich samych...
- Podoba wam się to miejsce? - zapytał Flavius po tym jak lokaj sie oddalił - Zawsze lubiłem tutaj przyjeżdżać gdy byłem młody...
- W rzeczy samej... - odparł Vattier i rozejrzał sie dookoła - Krajobraz jest tak samo piękny jak go zapamiętałem...
- Mhm... Czasami chciałbym się przenieść do tamtych czasów... Niestety... czas biegnie nieprzerwanie... Nie sposób go zatrzymać...
Vattier kiwnął wolno głową.. Berham i Alfred którzy stali troche z tyłu popatrzyli na siebie nawzajem..
- Gdyby to było możliwe... gdybym mógł się cofnąć w czasie z pewnoscią zmieniłbym parę rzeczy... Być może wtedy mój ojciec nie zostałby tak szybko obalony z tronu... a Ona zamknieta we więzieniu... Jestem przekonany, że nadal żywi do mnie urazę...
- Zrobiłeś co było słuszne mój Panie... Ona.. była zbyt niebezpieczna... - odparł Vattier
- Fakt... jednocześnie jednak lubiłem w niej tą zadziorność... od dziecka widziałem ogień w jej oczach... Mam do niej szacunek nawet mimo tego co zrobiła... W końcu jesteśmy rodziną... a rodziny sie nie wybiera... - odparł Flavius
- Tak... to prawda mój Panie... - rzekł Vattier.
- No ale... - rzekł w tej chwili Flavius wstając na równe nogi - Przejdźmy już do konkretów.... Rozumiem, że dowiedzieliście sie czegoś ciekawego, inaczej nie byłoby żadnej audiencji...
Vattier słysząc to kiwnął głową i popatrzył na Berhama który podszedł i wręczył mu spisany przez nich wcześniej raport. Vattier natomiast przekazał go w ręce Cesarza. Flavius natychmiast pochwycił dokument i zaczął przeglądać co zostało w nim zapisane.
- Spędziliśmy cały dzień na poszukiwaniu i przesłuchiwaniu mieszkańców... Żaden jednak z nich nie miał nawet pojęcia o kim mówimy... Do czasu jednak aż w karczmie spotkaliśmy grupe podróżników... Jeden z nich o imieniu Roland przekazał nam informacje że zdołał spotkać osobiście tę czarodziejkę... Jak sie okazuje nie pracowała ona sama...
Flavius który cały czas czytał raport kiwnął wolno głową.
- Pamiętam jak mówiliście, że spotkaliście ją wtedy samą... - rzekł Cesarz
- Tak... bo wtedy jeszcze była... - wtrącił Berham - Najwidoczniej jednak przez ten cały czas posiadała sojusznika... Podobno z tego co udało nam sie ustalić był to niejaki rycerz o kruczoczarnej zbroi i szkarłatnej pelerynie... Jego imię brzmiało Endeor...
Flavius słysząc to podrapał się po podbródku.
- Huh... Aeris i Endeor... Ciekawe... - burknął sam do siebie..


Ptolemy bedąc w formie ognistego demona oczekiwał jeszcze przez pewien czas... Dzwony biły nieustannie a panika i krzyki przerażenia roznosiły sie po całym mieście... Aczkolwiek... Nie przybywał nikt... Ptolemy nie wyczuwał żadnej ponadprzeciętnej aury magicznej w promieniu kilku kilometrów..
- Nie ma... Nie ma tu nikogo... - powiedział mrocznym tonem - Strata czasu...
Rozejerzał się dookoła... Całe miasto otoczyły płomienie.. Budynki zaczęły sie sypać i kruszyć... Zniszczenia były ogromne... W tym samym momencie usłyszał jakas kobietę krzycząco w jego kierunku... Natychmiast wlepił w nią swe ślepia.
- Karabar! Karabar! Utra em mori! - krzyczała kobieta z łzami w oczach
Ptolemy nie miał jednak pojęcia co ta do niego mówi... Ten język nie był w ogóle mu znany... Nie miał nigdy z nim styczności... Być może więc powinien był go poznać... Być moze wtedy dowiedziałby się czegoś więcej... Było to niezwykle kuszące...
Ptolemy zaśmiał sie pod nosem i błyskawicznie pochwycił kobietę w swoje szpony. Ona natychmiast zaczęła krzyczeć.. Ogień wypalał jej bowiem całą skórę... Próbował się uwolnić.. próbowała szamotać.. jednak na próżno... Uścisk wielkiego demona był zbyt duży.. zbyt potężny...
- Ha! Masz szczęście nędzna istoto.... Twoje życie zostanie poświęcona dla większego dobra... - powiedział Ptolemy przysuwając kobietę bliżej swej głowy... Chwile potem rozwarł paszczę i pochłonął ją w całości...
Praktycznie natychmiast Ptolemy poczuł jak nowa wiedza dociera do jego umysłu... Był w stanie zrozumieć teraz słowa które wypowiadali tutejsi ludzie.. wyraźnie słyszał ich głosy... rozumiał ich język...
- "Potwór... Potwór... Zabił mi męża..." - powtórzył dudniącym tonem demon słowa kobiety którą zabił i zaśmiał sie donośnie...
Kilka chwil potem wzbił się ponownie w powietrze a uwolniona przy tym energia skruszyła kilka budynków które go otaczały... Obserwując płonące miasto z góry wyciągnął swoje ramię przed siebie... Natychmiast z jego dłoni uwolniła sie fala energii która przeleciała po niebie...
Ptolemy popatrzył w dół.. rozwarł swoją paszcze i przemówił donośnym głosem... tym razem jednak w ich własnym języku tak aby go dobrze zrozumieli..
- Nędzne robactwo... Gdzie jest wasz monarcha?... Gdzie jest władca tych terenów?... Gdzie sie ukrył... Mówcie teraz, a być może okaże wam litość... - powiedział demon..
Misją Ptolemego od samego początku było zbieranie szczegółowych danych i informacji na temat tego wymiaru... Teraz jednak postanowił zrobić coś więcej niż ustalił dotychczas ze swoim stwórcą... Zamierzał nie tyle co posiąść informacje na temat tego wymiaru ale również stopniowo i kompletnie unieszkodliwić istniejącą władze doprowadzając do kompletnego chaosu i zapaści całego społeczeństwa... Tak jak upadło Królestwo Altary, tak Księstwo Enthiati bedzie zaraz po nim... Ptolemy na samą myśl o tym poczuł dreszcz na swoich plecach z podekscytowania... Zamierzał spełnić plany swojego Mistrza... zamierzał wypełnić jego marzenie podboju całego wymiaru i osobiście przekazać mu wieści o tym, że kolejne tereny trafią pod ich wpływy... W tym celu jednak pierw musiał odnaleźć władcę owego Księstwa, unicestwić go, a potem pozbyć się także najwierniejszych mu ludzi...


Entoma mruknęła pod nosem słysząc słowa Galthrana. Chwile potem opuściła trzymane przez siebie prześcieradło i rzuciła je z powrotem na łóżko.. Rycerz miał na kilka sekund widok na jej nagie ciało, po czym jej pierścień przestał ostatecznie działać i pokojówka przemieniła sie z powrotem w swoją oryginalną formę... Jej twarz ponownie była kamienna, jej dłonie przestały istnieć a ręce schowane były pod długimi rękawami stroju pokojówki.
- Mhm..... Wygląda na to że w końcu przestał działać... No cóż... To by było na tyle... - powiedziała Entoma spoglądając na pierścień który teraz trzymała w swoim rękawie. Jego moc magiczna została wyczerpana i teraz był już kompletnie bezużyteczny.
Po krótkiej chwili popatrzyła z powrotem na nagiego jeszcze Galthrana. Nie wiedziała czemu ale podobała jej się jego umięśniona sylwetka... Szybko odwróciła jednak wzrok w inna stronę próbując sobie przypomnieć o czym mówiła..
- Huh... Na czym ja to... A... tak... Callisto... - powtórzyła Entoma i kiwnęła lekko głową - Trzeba bedzie się nią zająć... Potem powiem Ci szczegóły... Na razie ubierz się i przygotuj... Będę na ciebie czekała w sali obrad...
Po tych słowach Entoma odwróciła się i wolno podeszła do drzwi które wcześniej zamknęła... Zanim jednak wyszła, katem oka popatrzyła jeszcze raz na Galthrana..
- Ani słowa nikomu o tym co się tu wydarzyło między nami.... To tajemnica.... ale... nie ukrywam.... Jesli dopisze szczęście... To być może kiedyś uda się to jeszcze powtórzyć... Heh.. - powiedziała cichym tonem po czym wyszła zamykając za sobą drzwi i zostawiając Galthrana samego w sypialni.
Tymczasem Komendanci stali między ogromnym tłumem istot z armii Bractwa Czarnych Rycerzy... wszyscy huczeli, dudnili... Sisyphus doprawdy wykreował ogromne siły...
- CHŁOPY! SŁUCHAJTA! - Wył jeden z komendantów, stali we czterech obok siebie
- CHŁOPY SŁUCHAJCIE! - Wył jeden z masywnych ogromnych komendantów, stwory i istoty zebrane dookoła wyły nienawiścią
- COŚ SIĘ TU NA NASZYM TERENIE ZAPLENIŁO, JAKIEŚ MONSTRUM! - WYŁ ten sam komendant - RUSZAMY ZARAZ ABY NA WŁASNE OCZY UJRZEĆ TO OBSKURNE BYDLĘ! - wył parszywym tonem plując dookoła
- MORDA! - wjechał drugi z komendantów w niego z bara, lekko się zachwiali - SKĄD WIESZ ŻE TO MONSTRUM JEST PRZECIWKO NAM? MOŻE JEST TU BY NAS WeSPRZEĆ?! - zawył drugi
- TAKIE BYDLĘ WESPRZEĆ?!?!?!?!?!?! NAS?!?!? - WYŁ Pierwszy komendant...
- Wszystkiego się przekonamy, bracia... ruszać pora... - rzekł trzeci - najbardziej doświadczony...
Czwórka komendantów była różna... jeden był najbardziej przychylny Callisto i bardzo mądry i doświadczony, drugi był całkowicie posłuszny Sisyphusowi i zaprawiony w boju, inteligentny, trzeci zaś był dobrym kumplem Stopczyka, był narwany i miał mniejsze IQ, był osiłkiem, lubił kobiety, bijaty, obijanie się po pyskach, dymanie, upajanie się w karczmach i inne rozrywki którymi się zabawiał ze Stopczykiem, czwarty z komendantów zaś był neutralny, oddany Sisyphusowi, pragnął jak najbardziej wykonywać swe obowiązki...

Callisto natomiast siedziała na łóżku w sypialni w rezydencji jej i Sisyphusa... patrzyła się smutnym wzrokiem w ścianę...
Po chwili przyłożyła dłoń do skroni...
- Sisyphusie... mój ukochany... słyszysz mnie? - mówiła cichym i łamiąćym się tonem
- Sisyphusie.. odpowiedz... Sisyphusie... - mówiła, była smutna
- Ukochany... proszę... - powtarzała
Nic jednak nie działało... nie mogła... okrutna, parszywa, bezwzględna Entoma odebrała jej moce... to było okrutne i obrzydliwe... Czarownica mogła tylko czekać aż parszywa pokojówka jej odda... miała nadzieję jednak że wcześniej Sisyphus tutaj przybędzie i bezlitośnie zmasakruje Entomę, poćwiartuje ciało małej pokojówki na wiele kawałków i rzuci hienom bądź rozłupie młotem na drobniejsze.. pragnęła by poćwiartowane ciało Entomy trafiło do ogni, pysków hien bądź między brutalne piły... te myśli nawet ją na moment rozbawiły... zaśmiała się nieco psychicznym tonem, w swoim cudownym stylu... pięknie...



Wielki Wezyr Ibrahim wyszedł przed namiot... rozejrzał się... zewsząd widział istoty z przeróżnych oddziałów Legionów Cesarzowej Isabelli... widział jak arcy-mistrzowskie oddziały stopniowo się grupują i szykują... kiwał wolno głową... potęga przybyłych robiła kolosalne wrażenie... Ibrahim doskonale znał historię... był pod kolosalnym wrażeniem tego co Isabelli udało się wykreować... była doprawdy wspaniała... wiedział że w przeszłości tylko Wielki Lord Carraboth miał tak potężne i ogromne Legiony Armii... wszak Isabella na znak szacunku swego przodka swoje armie również nazwała Legionami, jak niegdyś Mistyczny Lord swoje różnorodne magiczne oddziały.. Cesarzowa Isabella nie zdołała zebrać w Legionach tak mocno różnorodnych istot i oddziałów jak niegdyś Wielki Lord, on jednak żył w całkiem innych czasach... on żył w czasach złotych, gdy Kraina była znacznie inna.. teraz jednak liczebności armii Isabelli były ogromne... tutaj nie zamierzała jednak używać wszystkich, ogłosiła że elfy zostaną zmiażdżone przy użyciu zaledwie 25%...
Ibrahim jednak wiedział że Isabella ma ogrom asów... czy to w swoim skarbcu czy gdziekolwiek indziej... nikt nie wiedział jakich, tylko ona... nawet jej syn nie wiedział... Isabella jednak na pewno była o 30 kroków przed innymi... kiwał głową rozmyślając o swej Wielkiej Pani... wiedział że jej dzieło się kreuje... przez 20 lat wykreowała niezłomny wspaniały świat, dała balans i harmonię, dała normalne życie każdej istocie, kreowała ogromne armie Legionów.. teraz prowadziła swoją kampanię gdyż Elfy zbyt mocno przesadziły... wiedział że ich koniec jest już bliski...
Wielki Wezyr zerkał jedynie jak dziesiątki różnorodnych broni uderzają w tereny elfów... czy to nowoczesne technologicznie bronie, czy stare dobre używane dawniej, czy też magiczne potęgi... wszystko waliło jedno po drugim w elfy, ich machiny i mury były miażdżone... tutaj zewsząd było tylko słychać wystrzały i huki i wybuchy różnorodnych broni, płonący ogień i wrzaski bólu i cierpienia dobiegające z terenów elfów...
Wielki Wezyr kiwał głową... wiedział że Siael już się gotuje... że już niebawem wkroczy z oddziałami na tereny elfów... a dopiero wtedy te bydlaki poczują na własnej skórze jak to jest próbować działać na nerwy Wspaniałej Cesarzowej Isabelli Carraboth...
Flavius jeszcze przez kilka minut czytał przygotowany dla niego raport po czym spojrzał na całą trójkę zatrzymując swój wzrok na Vattierze.
- To wszystko? - zapytał - Nie ma żadnych innych informacji?
- Niestety nie mój Panie... - odparł Vattier
Flavius słysząc to złapał sie za głowę i odłożył raport na stolik obok.
- A więc nadal nie wiemy praktycznie nic... Ta dwójka może być teraz wszędzie... Tss... Cholera... - burknął Cesarz zaciskając pięści
Żołnierze zamilkli.. Berham opuścił wzrok... Alfred westchnął lekko.
- Spodziewałem się, że tak będzie... - mówił Cesarz - Skoro nikt o nich nie słyszał to z pewnością oboje nie są stąd...
Vattier kiwnął lekko głową.
- Na razie zostawimy tę sprawę... Musimy oczekiwać na moment az ta dwójka ponownie sie pojawi... Szukanie ich nie ma teraz większego sensu.. to strata czasu... Na razie mamy większe problemy na głowie... - rzekł Cesarz rzucając spojrzenie na horyzont i zachodzące słońce...
- Mój Panie... a jeszcze propo tych wielkich insektów... - rzekł po chwili Vattier
Flavius jednak w tym momencie podniósł dłoń. Dowódca wywiadu natychmiast zamilkł.
- Czytałem raport... - rzekł Flavius - Na razie jednak nie widze powodu aby na to reagować... Do tej pory zdarzyła się tylko jedna taka sytuacja... To mogł być po prostu zwykły przypadek, zbieg okoliczności... Nie siejmy już zbędnej paniki Vattier...
- Rozumiem mój Panie... - odpowiedział Vattier i pochylił głowę.
- Mimo to jednak tej sprawie też należy się przyjrzeć... Duża część kontynentu nie została jeszcze odkryta... sa miejsca na tym swiecie nie tknięte przez ludzkie wpływy... Nie wiadomo co tam żyje i jak bardzo jest niebezpieczne... - odparł Flavius poważnym tonem


Ptolemy mimo prób wyciągnięcia informacji od mieszkańców nie otrzymał porządnej przez niego odpowiedzi. Żaden z nich nie chciał być bowiem w pobliżu przerażającego ognistego demona... Miasto płonęło... budynki waliły sie jeden po drugim. Ludzie ginęli juz nie w setkach a w tysiącach... czy to w płomieniach, czy od zawalających się budynków, czy wybici przez Ptolemego.
- Rargh!!! - ryknął gniewnie Ptolemy wbijając się w kolejny budynek mieszkalny. Nie zamierzał oszczędzić nikogo.. - Głupcy! Nędzne pasożyty! GDZIE JEST WASZ KRÓL?!
Mówiąc to zionął ogniem podpalając całą ulicę i zamieniając wszystko co na niej było w popiół..


Tymczasem Entoma udała się w samotności do sali narad gdzie zasiadła na tronie, który teraz w pełni należał do niej... Założyła nogę na nogę i opuściła swój wzrok... Cała twierdza nalezała teraz tylko do niej i do Galthrana... Była niezwykle zadowolona z tego gdyż bardzo jej sie tu podobało... Mroczny klimat i antyczny wygląd twierdzy bardziej do niej przemawiał niż nowoczesny zamek Isabelli.. Poza tym Galthran był jej kompletnie oddany i posłuszny... był praktycznie jej sługą.. Wykonywał jej polecenia i robił wszystko aby ta była zadowolona... Była to niezwykle miła dla niej odmiana... Przez cały okres swojego istnienia to ona była służącą i pokojówką, teraz jednak może po raz pierwszy poczuć na własnej skórze jak to jest być u władzy... Oczywiscie wiedziała, że jest to tylko krótkotrwałe i niebawem wszystko wróci do normy, ale była to dla niej w pewnym stopniu niezwykle satysfakcjonująca rozrywka... Uznała więc, że dopóki lord Ignathir nie przybędzie i nie wyda rozkazu do powrotu, dopóty będzie sprawowała tutaj swoje stanowisko jako władczyni tych terenów... Miała świadomość, że niebawem czeka ją wiele ciekawych wydarzeń... Wiedziała, że Sisyphus już zmierza w ich stronę, jednak ostatecznie dotrze tu dopiero za kilka dni... Osobiscie jednak nie mogła się już doczekać na tę okazję.... Jej oczy błysnęły czerwonym blaskiem z ekscytacji...


Lupus mruknęła cicho pod nosem...Wtuliła się mocniej w poduszkę... W końcu udało jej sie twardo zasnąć... Rudowłosa potrzebowała odpoczynku.. potrzebowała psychicznego wyciszenia... Ostatnie wydarzenia mocno na nią wpłynęły...


W tym samym czasie na terenie królestwa Altary, w samym centrum miasta otworzył sie portal międzywymiarowy... Nieumarli którzy bez celu krzątali się po okolicy natychmiast odwrócili swoje głowy e jego kierunku, zaintrygowani tajemniczym blaskiem portalu. Kilkoro z nich podeszło trochę bliżej..
Gdy jednak tylko dostrzegli kto z owego portalu wychodzi natychmiast pochylili głowy i zaczęli sie kłaniać... Aura magiczna tej istoty przekraczała ich wszelkie wyobrażenia...
Oczywiście był to Ignathir, który przybył tu w ściśle określonym celu... Podpierając się swoim kosturem zrobił kilka kroków po czym spojrzał kątem oka na nieumarłych.. Nic jednak nie powiedział... Jego wzrok wzbudzał w nieumarłych absolutną grozę i szacunek jednocześnie... W końcu to był on... Ich kreator.. ich władca... "Nieumarły Król".
Po chwili arcymag odwrócił swoje spojrzenie od klęczących umarlaków i skierował swój błyszczący zielony wzrok na znajdujące sie kilkaset metrów przed nim ruiny zamku królewskiego... Nie tracąc czasu ruszył przodem w jego kierunku...
Tymczasem na pustyni... na wspaniałej pustyni krainy... Mężczyzna w Turbanie siedział po turecku na kocyku na piasku... oczy miał zamknięte i ewidentnie medytował.. co chwila tylko kawałki piasku przesuwały się.. Mężczyzna kontemplował w ciszy i spokoju...
Po krótkiej chwili jednak coś zabuzowało, wzburzyło się... huknęło i uderzyło nieopodal...
Mężczyzna w Turbanie jednak nie zwracał na to uwagi, nawet nie otworzył jednego oka... nadal medytował...
Shinn natomiast pojawił się nieopodal... pojawił się nieopodal... był w formie mrocznego emanującego dymu... zarys jego ciała był widoczny... rozejrzał się dookoła a po chwili zerknął na siedzącego staruszka...
- Witajcie, starcze... - przemówił potężnym tonem Shinn - Wiecie którędy mam iść aby znaleźć najbliższy budynek? - przemówił nieco prześmiewczo, drwiąco i potężnie... zażartował sobie...
Mężczyzna w turbanie nie reagował.. ani drgnął...
- Niezłe wdzianko Hinnie... - rzekł po chwili Shinn.. obserwował drugiego Dżinna...
- Taką przybrałem tutaj postać... właśnie tak tutaj przebywam... - odparł spokojnie Hinn wolno otwierając oczy... westchnął lekko..
- Co tutaj robisz? - spytał Hinn
Shinn kiwnął wolno głową...
- Dobra staruszku.. wstawaj jeśli dasz radę... nasz Władca Lushar wyznaczył nam zadanie w tym... świecie... powinniśmy zacząć od zamku Cesarzowej, tak postanowiłem...
Hinn zmrużył oczy... westchnął ponownie i wolno wstał na równe nogi... zerknął na swoje bose stopy i poczuł ciepło piasku... kiwnął głową i podszedł do swych wielbłądów... pstryknął palcami i napełnił ich poidła do cna aby nie zabrakło im wody... pogładził kilka po pysku...
W tym momencie Shinn przekazał do głowy Hinna już wszelkie informacje na temat rozkazu Lushara... teraz Hinn wiedział już tyle co Shinn... nie musieli nawet komunikować się słowami...
Hinn odwrócił się wolno w kierunku Shinna
- Rozumiem... dosyć nietypowe.. aczkolwiek niezgłębione są tajniki umysłu Lushara... - odparł spokojnie

Shinn po chwili przeniósł siebie i Hinna do zamku Cesarzowej Isabelli... pojawili się w sali tronowej... była pusta... nikogo tu nie było... dostrzegli tron Isabelli i księgę leżącą nieopodal, była to jej biografia w której trakcie była czytania... stał też kieliszek po winie...
- Ahh, Cesarzowa Isabella ma doprawdy szykowny i zacny gust... - przemówił Hinn rozglądając się... wszak odkąd tu przybył do tego wymiaru, był jedynie na pustyni... rozmawiał dwa razy z Isabellą, ale to tyle... wykonywał inne cele...
- Ależ to by było łatwe, Hinnie... gdyby tylko wziąć Isabellę... zabrać ją do naszego Pana... wszak znamy ją całkowicie, znamy jej historię od narodzin, każdy rok, miesiąc i dzień jej życia... znamy jej umysł... niesamowicie proste byłoby dostarczyć Isabellę Lusharowi... - przemawiał Shinn
Hinn pokiwał głową
- A jakże, bracie... a jakże.. Cesarzowa Isabella Carraboth jednak jest już zajęta... przez wspaniałego Overlorda Ignathira... to z nim doszło do stosunku, to z nim się zjednała, zrodziła ich wspólnego syna... to więc rzecz niemożliwa do złamania i jest to jasne... - przemówił Hinn
Shinn pokiwał wolno głową... machnął dłonią i przeniósł siebie i Hinna prosto do komnaty rudowłosej... znaleźli się teraz w komnacie rudowłosej Lupus...
- Hmm.. zerknij proszę Hinnie... w zamku od 20 lat żyje tutaj ta istota... - przemówił Shinn wskazując leżącą na łóżku Lupus... jej tyłek był mocno odsłonięty, nie zmieniła bowiem swej pozycji odkąd Zerratu tutaj z nią spał...
Dwóch Dżinnów zbliżyło się do leżącej rudowłosej istoty...
- Ahh, śpi... potrzebuje snu... widać że wykończona.. - przemówił Hinn nachylając się nad głową Lupus... Hinn wyczytał w tej chwili z jej umysłu że aktualnie jest psychicznie załamana.. słaba.. zmiażdżona... ze jej przeżycia ostatnie to sprawiły.. poczuła się... niezaspokojona.. załamała psychicznie...
Hinn od razu podzielił się telepatycznie informacjami z Shinnem, ten kiwnął głową... zbliżył się lekko... zaśmiał się wolno i w tej chwili wykreował potęgą swego umysłu w jej głowie jakiś sen który pogrąży ją w mocnym śnie aby dostarczyć jej więcej bodźców sennych aby jeszcze zmniejszyć ryzyko jej przebudzenia.. aby im się tu czasem nie przebudziła wyczuwając jakiś bodziec zewnętrzny... ich rozmowy jednak były dla niej praktycznie niemożliwe do usłyszenia... używali bowiem potęgi wyciszenia ich głosów dla otoczenia...
- Haha Shinnie... ciekawe są buzujące emocje.. ciekawe są ich głowy wrzące niczym kotły.. - mówił wolno Hinn... po chwili zmrużył oczy nachylając się nad rudowłosą... zaczął analizować jej wygląd, sylwetkę, głowę.. zerknął na jej ciało od głowy po stopy.. na chwilę zawiesił głowę na jej tyłku, szybko jednak odwrócił wzrok na Shinna...
- Shinnie... jak sądzisz? Czy tego typu stworzenie może być czymś idealnym? Najwspanialszym z brylantów? Najznamienitszym szafirem? Nie.. stanowczo nie.. wystarczyła mi tylko chwila przebywania przy niej aby dostrzec jak wiele ma rys... - mówił Hinn mając na myśli także psychikę rudowłosej, a także jej charakter, emocje i żądze które w sobie skrywa...



Galthran tymczasem zdołał się okiełznać po swoich upojnych chwilach z Entomą... jakiś czas stał przed lustrem wpatrując się w swoją sylwetkę i rozmyślając o malutkiej Entomie... była taka idealna... każdy cal jej ciała był dla niego niesamowicie wspaniały... tak niesamowicie mu się podobało że pokojówka w początkowych godzinach całkowicie mu się oddała... że mógł zakryć jej niewielkie ciało całkowicie i posiadać ją całą... to wszak była jego nagroda.. potem gdy opadał z sił i ona dominowała, również niesamowicie mu odpowiadało... wszak wybrał ją jako swoją Panią i Boginię... przysięgł jej klęcząc przed nią absolutną wierność... kiwnął wolno głową..
Po kilkudziesięciu minutach Czarny Rycerz miał już na sobie całe swoje mistrzowskie uzbrojenie... dopinał właśnie jedną czarną rękawicę... po chwili poruszył lekko palcami... jego ciało znowu spowiła niesamowicie ciężka i potężna nafaszerowana magią i urokami czarna zbroja... kiwnął wolno głową i odetchnął... był gotowy...
Galthran wyszedł z pokoju w którym byli kilka godzin i przeszedł kawałek, a po chwili wolno wkroczył do sali narad i dostrzegł siedzącą w oddali Entomę na tronie... wolnym krokiem zbliżył się do niej i pochylił głowę...
- Entomo... wybacz że musiałaś czekać.. - rzekł wolno i rozejrzał się po chwili... widział jednak że komendantów jeszcze nie ma...
Jeszcze kilkanaście minut temu całe miasto tętniło swoim życiem... Ludzie przechadzali się ulicami w ściśle określonych celach a strażnicy pilnowali porządku... Teraz jednak nic z tego sie nie ostało... W tym momencie miasto było terroryzowane przez bezwzględnego, ognistego demona który zabijał każdego na swojej drodze... Jego próby wydobycia informacji od mieszkańców kompletnie zawiodły, więc był zmuszony do podjęcia bardziej radyklanych i ekstremalnych środków. Ptolemy nie ukrywał w tym swojego niezadowolenia... Zabijanie bezbronnych ludzi było dla niego najzwyczajniej kompletną stratą czasu... Nie było w końcu tu nikogo kto mógłby im pomóc, byli kompletnie bezbronni i nie mieli też gdzie uciec... Zabijanie tak żałosnych i słabych istot nie sprawiało Ptolememu żadnej satysfakcji.... było to po prostu nudne...
W pewnym momencie Ptolemy zaprzestał dalszej destrukcji i rzucił swoje spojrzenie na gmach najwyższego budynku w mieście który cały czas stał niewzruszony... Była to świątynia której okrągła kopuła zbudowana była ze złota.. Ptolemy mruknął pod nosem i natychmiast pofrunął w jej kierunku. W kilka sekund znalazł się ponad budynkiem świątyni po czym z impetem wbił się w nią roztrzaskując złota kopułę, zawalając tym samym cały dach i lądując w samym środku miejsca kultu.. Gruz zasypał wnętrze świątyni niszcząc jej wnętrze i roztrzaskując wszystkie drewniane ławki które się znajdowały pod nim. Ptolemy nie wiedział czy przy okazji swojego gwałtownego wejścia nie zabił jakiegoś człowieka, ale ten fakt ostatecznie go kompletnie nie obchodził.
Demon rozejrzał sie po wnętrzu po czym udał się w stronę ołtarza gdzie znajdowało się miejsce do składania ofiar... Przy okazji dostrzegł tez kogoś kto klęczał przed owymi ofiarami i paląc kadzidło najwyraźniej oddawał cześć swoim Bogom..
Ptolemy zaśmiał sie pod nosem idąc w stronę ołtarza wolnym krokiem.. Każdy jego krok dudnił z ogromną siłą, uwalniając przy tym masę energii.
- Głupcy... - burknął mrocznym głosem - Wasi Bogowie was zostawili..
W tym samym momencie owa postac podniosła się z kolan i odwróciła się w strone Ptolemego.. Była to stara kapłanka... Na jej szyi widniały kolorowe talizmany a na rękach różnorakie bransolety.. Demon zdziwił sie lekko i zatrzymał się przed nią... W przeciwieństwie do pozostałych ludzi, nie wyczuwał od niej nawet odrobiny uczucia strachu przed jego osobą... Kobieta jedynie zmarszczyła brwi i podparła się drewnianą laską spoglądając bez słowa na demona. Ptolemy zaryczał donośnie prosto w jej twarz, ta jednak kompletnie nie zareagowała.
- Doprawdy ciekawe.... Nie boisz się śmierci.. wolisz stanąć naprzeciw niej i spojrzeć jej prosto w oczy... - rzekł Ptolemy spoglądając w doł na kobiete - A więc zginiesz jako ta odważniejsza od innych...
- To ty jestem tym który przynosi śmierć na nasze ziemie... - powiedziała kapłanka - Przeklęty ponad wszelkie czasy.... Naruszyłeś sakralność tej świątyni...
Ptolemy zaśmiał sie mrocznie pod nosem.
- Naprawde uważasz, że mnie to obchodzi? - zapytał
Kapłanka parsknęła pod nosem i odwróciła swój wzrok w inną stronę
- Mówisz tak ponieważ posiadasz moc, której nie posiadają inni... Nie różnisz się wiele od tej która nami włada... - odparła kapłanka
- Co... masz.. na... myśli... - rzekł Ptolemy wolno i zmrużył oczy
- Jak to co? Wladza i potęga zmienia ludzi... Tak było z naszą władczynią...Teraz sama opiewa się w bogactwie, kontroluje wszystko językiem siły... i nie obchodzą ją jej poddani... Poza jej pałacem panuje bieda i nędza.. ludzie żyją w głodzie a ona dysponuje wszystkim... Prosimy bogów codziennie o łaskę, aby oświecili jej umysł.. aby zmieniła swoje poglądy... 7 lat mineło... bez skutku.. wielu sie poddało.. wielu umarło z głodu...
Ona i ty nie różnicie się praktycznie wcale... Oboje jesteście demonami... Oboje zabijacie ludzi... Ty bezpośrednio, ona na dystans... Oboje jesteście siebie warci...
Ptolemy słysząc to przez chwile milczał... Z jego paszczy wyłoniła się chmura ognia..
- GDZIE.. ONA... JEST?! - zapytał - MÓW!
Kapłanka zacharczała i wolno odwróciła głowę spoglądając na demona. Jego mocny ton nie robił na niej żadnego wrażenia.
- Zamierzasz ją zabić...
- Oczywiście, że tak.... I nikt nie będzie w stanie mnie powstrzymać...
- Mhmmm... - mruknęła kapłanka jakby coś przypuszczała - Na pólnoc... przy Wielkiej Piramidzie... Tam rozciąga się złoty pałac... tam znajdziesz tą którą szukasz...
Ptolemy słysząc to wyprostował swoją postawę i rozpostarł skrzydła.
- Oby tak było.... - powiedział Ptolemy - Inaczej dopilnuje by w tym Księstwie nie ostał się nawet kamień na kamieniu...
Po tych słowach uniósł sie w góre i wyleciał przez ogromną wyrwę w suficie.. Kapłanka w milczeniu spojrzała w górę.. Spoglądała na to co pozostało z sufitu... Struktura budynku była kompletnie nie stabilna i w każdej chwili mogła sie zawalić... Ona jednak ignorując to podeszła z powrotem do ołtarza i uklęknęła przed nim.
- Bogowie....- jęknęła kapłanka - A więc moje wizje były znakiem od was... Były prawdą... Demon pożre demona... Król obal Króla... ach... tron posypie się w drzazgi... a Władca Zycia i Smierci przejmie wieczyste piecze nad tym światem...
W tym momencie ziemia lekko zatrzęsła się.... Ściany świątyni zadrgały...
- Nie ma innej drogi.... - mówiła kapłanka - Taka jest wasza wola... Spełni się słowo.. dopełni się słowo... a śmierć nie oddzieli nas od życia... CZEŚĆ I CHWAŁA... KU WIECZNOŚCI!...
Po tych słowach rozpostarła ręce i uśmiechnęła sie lekko... w tej samej chwili wielki odłamek ściany budynku odpadł i runął w doł z ogromną prędkością... Gruz spadł prosto na ołtarz i kapłankę, zabijając ją od razu na miejscu...

==================================================

Mroczna aura otaczała całą okolice wzdłuż i wszerz.. Niebo zakryte ciemnymi chmurami od wielu dni przysłaniało blask słońca pogrążając całą stolice w nieustannej ciemności. Ignathir spokojnym krokiem dotarł pod bramę ruin zamku królewskiego... W tej atmosferze prezentował się on niezwykle upiornie... Kompletnie nie do pomyślenia był fakt, że jeszcze kilka dni temu tętniło w nim życie, a Król przyjmował w nim swoich poddanych wysłuchując ich próśb i zażaleń... Absolutna apokalipsa... Apokalipsa w którą do niedawna jeszcze nikt nie wierzył a mimo to się spełniła...
Arcymag doskonale był w stanie wyczuć, że w środku ruin ktoś się znajduje... Oczywiście doskonale wiedział kto... Był niezwykle ciekaw czy wszystko przebiegło zgodnie z planem... Ptolemy zapewniał go wcześniej o tym, że przemiana księżniczki postępuję, a teraz powinna już być kompletna...Ignathir chciał zobaczyc to na własną rekę... Poza tym mówił mu też, że Yunna chciała bardzo sie z nim spotkać... Uznał więc że spełni jej życzenie...
Ignathir podszedł do wrót zamkowych i samym machnięciem ręki otworzył je... Wrota zaskrzypiały otwierając się na oścież... Arcymag dostrzegł, że w srodku panuje absolutna ciemność a jedynie przez szczeliny w dachu i powybijany okna padają niewielkie promienie światła. Mrok nie był jednak dla niego problemem... Doskonale widział w ciemności... Jego oczy przepełnione zielonym blaskiem błyszczały jak latarnie w kompletnym mroku... Przez krótką chwile stał w miejscu podpierając swoje ciało kosturem, po czym usłyszał zbliżające się w jego stronę kroki... Natychmiast skierował swój wzrok w stronę z której dobiegały..
- Mój.. Panie... - usłyszał dziewczęcy głos
Ignathir nie odpowiedział.
- Mój Najwyższy Panie.... Przybyłeś.... - zachichotał głos
- W rzeczy samej... Yunna... - odparł Ignathir poważnym tonem zaciskając dłoń na swoim kosturze.
Słysząc jego słowa księżniczka natychmiast podbiegła do niego... upadła na kolana i ucałowała jego szaty..
- Czekałam na ciebie.. czekałam tak długo.... Nareszcie... - mówiła i podniosła swój wzrok patrząc mu prosto w oczy.
Arcymag spoglądał na nią z zainteresowaniem.. Wyciągnął rękę i swój wskazujący palec włożył pod jej podbródek... Nastepnie delikatnie pociągnął w górę sprawiając aby wstała z ziemi..
- Wygląda na to, że twoja przemiana została zakończona... Niech ja Ci się bliżej przyjrzę... - powiedział arcymag i przejechał palcem po jej policzku... Zmierzył ją wzrokiem z góry na doł i kiwnął lekko głową.. W rzeczy samej wyglądało na to, że Yunna przeszła w pełni swoją przemianę po aktywowaniu artefaktu... Jej moc magiczna zwiększyła się wielokrotnie...Ignathir był w stanie dobrze wyczuć jej aurę... Była zdecydowanie bardziej potężna niż wcześniej... Jej wygląd też znacząco się zmienił... Jej skóra była teraz blada... a oczy błyszczały krwistoczerwonym kolorem... Zdecydowanie była bardzo atrakcyjna jak na potwora... Nie była w końcu już człowiekiem...
- Czy odczuwasz jeszcze jakiś ból? - zapytał po chwili Ignathir zabierajac swoją dłon z jej twarzy
- Nie mój Panie... Fakt...Cała procedura... cała przemiana.. była niezwykle bolesna... moje ciało wypalało sie żywcem.. kawałek po kawałku... Teraz jednak... nie czuje już nic... Przeżyłam te cierpienia... przeżyłam je myśląc o tobie...
Ignathir słysząc to wzdrygnął się i chrząknął pod nosem.
- Oh.... tak... jasne.. rozumiem... - odparł - W takim razie myślę, że nadszedł czas abym Cię z stąd zabrał...
Yunna słyszac to uśmiechnęła się szaleńczo.. Jej oczy błysnęły.
- Zabrał?!! Oczywiście!! Zabierz mnie gdziekolwiek chcesz!! Pójdę z tobą wszedzie! - ryknęła podekscytowany głosem Yunna
Ignathir westchnął.. Wiedział, że zabranie Yunny do Dalthei moze nie być najlepszym pomysłem, ale miał świadomość, że nie moze jej tutaj zostawić samej... Poza tym obiecał Pellarowi, że bedzie mógł zobaczyć się ze swoją siostrą... Był niezwykle ciekaw ich interakcji... Był ciekaw jak oboje zareagują na swoją obecność... Oboje w końcu nie byli już ludźmi... Oboje zatracili swoje człowieczeństwo i odrodzili się jako nowe istoty... Czy w ogóle rozpoznają się nawzajem? Mógł jedynie na ten temat gdybać...
- Chodźmy więc... Zabiorę Cię do miejsca w którym ktoś chce się z tobą zobaczyć... - rzekł arcymag odwracając się i idąc w stronę wyjścia
Yunna zdziwiła sie lekko na te słowa.. Szybko jednak dogoniła arcymaga...
- Ktoś? Kto to taki? - zapytała uroczym tonem wyraźnie zainteresowana
Ignathir zaśmiał się pod nosem.
- Wybacz ale nie mogę Ci tego teraz powiedzieć... To pewnego rodzaju niespodzianka... - odparł arcymag przechodząc przez próg
- Oh... - mruknęła Yunna - Uwielbiam niespodzianki mój Panie...
Yunna zatrzymała się nagle w progu drzwi wyjściowych... Po raz pierwszy od kilku dni mogła dostrzec jak wygląda w pełni krajobraz miasta.. Przez cały okres swojej przemiany nie wychodziła bowiem na zewnątrz... Jej oczy przyzwyczaiły sie już do kompletnej ciemności w ruinach zamku, wiec gdy tylko wyszła na zewnątrz poczuła drażniące światło, mimo iż niebo i słońce zakrywały ciemne chmury.
Arcymag odwrócił w jej stronę swoje spojrzenie widząc ze ta sie zatrzymała.
- To twój pierwszy raz na zewnątrz poza murami zamku... - rzekł Ignathir spokojnym tonem - Nie musisz się spieszyć...
- Tsss....Nie... nie.. wszystko w porządku.... Moje oczy.. muszą sie tylko przyzwyczaić... tss... - powiedziała Yunna mrużąc oczami... Po chwili wyciągnęła rękę przed siebie i natychmiast w jej dłoni pojawiła się niewielka czarna parasolka.. natychmiast rozłożyła ją nad sobą i podeszła do Ignathira
Arcymag spojrzał ponownie na jej twarz.. Dostrzegł jej uśmiech..
- Już lepiej.. hah! - powiedziała i zachichotała cicho
- Światłowstręt jest normalny w twoim przypadku... Jesteś w końcu teraz wampirem wyższym... Najlepiej będzie dla ciebie jeśli po prostu bedziesz unikać intensywnego światła słonecznego... - rzekł arcymag po czym popatrzył w niebo - Dobrze się składa więc, że jest dzisiaj pochmurnie...
Yunna zaśmiała sie na jego słowa.
- Bez obaw Mój panie... - powiedziała z uśmiechem na ustach - Aczkolwiek cieszy mnie to, że się o mnie martwisz....
Ignathir kiwnął lekko głową reagując na jej słowa, po czym oboje ruszyli wspólnie dróżką prowadzącej do zamku aż do miasta... Nieumarli którzy tam byli natychmiast kierowali swój wzrok na arcymaga i księżniczkę idąca u jego boku.. Obserwowali ich w milczeniu... Żaden z nich nawet nie drgnął... Żaden z nich nie miał odwagi... Wielu spoglądało na Yunne przyciągani wyglądem jej uroczego i wyróżniającego sie na tle całej szarości miasta czerwono-białego outfitu oraz uśmiechu który nie znikał z jej twarzy... Yunna natomiast nie wydawała się ich obecnością i spojrzeniami w ogóle przejmować... Idąc pod czarną parasolką spoglądała z radością tylko na swojego mistrza i absolutnego Pana... Tego który nadał jej dar wieczności... Tego który kompletnie zmienił jej dotychczasowe życie i nadał mu niespotykanych do tej pory kolorów...

YUNNA:
[Obrazek: 6384819704a0211e72fe9aa81cc27be5.jpg]

================================================


Entoma wygodnie siedząc na swoim tronie spojrzała w stronę Galthrana który właśnie przybył. Jej karminowy wzrok przeszył go z góry na dół.
- Nic nie szkodzi... - powiedziała spokojnym tonem - Komendanci powinni zaraz przybyć... Wyjdź im na spotkanie... Wprowadzisz ich do środka gdy się pojawią...


Lupus mruknęła cicho pod nosem.. Jej wilcze uszy zadrgały kilka razy.. Leżała na boku przez chwile, po czym obróciła się samoistnie na plecy.. Nie miała zielonego pojęcia, że właśnie obserwują ją dwa dżiny.
Galthran słysząc słowa Entomy kiwnął głową, a potem odwrócił się i ruszył korytarzem... przeszedł kawałek i wyszedł na zewnątrz przed twierdzę... stanął spokojnie w oczekiwaniu na przybycie komendantów...
Czarny Rycerz oczekiwał kilkanaście minut... po tym czasie słyszał coraz to większą wrzawę i krzyki... tłum się zbliżał... dostrzegł w oddali kroczących czterech komendantów a za nimi tabun wściekłych istot... wszystkie dudniły i huczały, pluły nienawiścią i wściekłością...
Tłum wolno dotarł pod wrota twierdzy i zatrzymali się tuż przed Galthranem... czwórka komendantów zmierzyła go swoim wzrokiem... Galthran również zerknął na każdego z osobna...
- Galthranie! Witaj! - krzyknął jeden z komendantów i uderzył się pięścią w klatę.
Czarny Rycerz kiwnął głową
- Witajcie... a więc przybyliście... - rzekł wolno
- Zgadza się! Zgodnie z ustaleniami... - odparł drugi z komendantów
- Do środka wejść możecie tylko wy... istoty pozostaną na zewnątrz... mam nadzieję że postąpicie właściwie i mądrze podczas audiencji u Pani Entomy... - rzekł wolno Galthran.
- Pani?! Hah, tfu! - krzyknął jeden z komendantów i splunął do boku - Masz tam panienkę Galthranie? Hahaha chyba się podzielisz z druhami? Mam tu coś dla niej... - rzekł brutalnie komendant i wskazał swoje krocze, odwrócił się do tłumu a wiele istot zawiwatowało, ten się zaśmiał...
Galthran westchnął lekko... widział jego głupotę... kiwnął głową...
- Jeśli jesteście gotowi i pewni swego, ruszajmy do środka... Pani Entoma już was oczekuje... - rzekł Galthran i otworzył wrota, a następnie przekroczył je wraz z czwórką komendantów...



Shinn i Hinn widzieli jak rudowłosa leży na boku i przewraca się na plecy... obserwowali jej sen...
- Ciekawa to istota... tak mocno i głęboko sobie śpi, całkowicie bezbronnie... jej umysł jest aktualnie w ruinie jak już wspominałem... - przemówił Hinn, ich głosy były praktycznie niesłyszalne dla Lupus z uwagi na moc której użyli... Hinn rozejrzał się wolno po jej komnacie, dostrzegł ogromne ilości szklanych flaszek piwa rozwalonych gdzie popadnie...
- Zerknij no tylko Shinnie na warunki tutaj panujące.. ta istota nie dba o to czym się otacza... żyje w chlewie i łajdactwie... - przemawiał Hinn
Shinn pokiwał wolno głową słuchając Hinna... Hinn natomiast zerknął na rudowłosą i zbliżył się do niej mocniej... nachylił nad nią...
- Lykantrop... zerknij na jej uszy Shinnie.. - powiedział Hinn gładząc w tej chwili swoją dłonią po głowie śpiącą Lupus dokładnie jakby była jego psinką i suczką.. pogładził ją po chwili lekko po podbródku niczym swego pupila, poklepał leciutko po głowie...
- Shinnie... wzmocnij teraz proszę jej sen jeszcze bardziej... ma być twardy niczym najtwardsza skała... muszę bowiem przeprowadzić jeszcze dokładną analizę tej istoty.. wszak wiemy czym jest, wiemy jak parszywie żyje, wiemy co skrywa jej umysł... z tego co jednak wyczytałem, największym atutem jest jej ciało... tak zwane "kobiece wdzięki", jej zapach... tym robiła w tej krainie największe zamieszanie, z tym tematem miała najwięcej interakcji... - przemówił wolno Hinn
Shinn pokiwał głową, a po chwili machnął wolno dłonia jeszcze bardziej wzmacniając sen rudowłosej pokojówki...
- Jak sobie życzysz Hinnie... - rzekł spokojnie Dżinn, złożył swoje cieniste ręce z tyłu za dymnymi plecami i obserwował z uwagą teraz swego kompana...
Hinn zmrużył lekko oczy, pogładził się po podbródku...
- Mhm.. - mruknął wolno stojąc nad leżącą rudowłosą... w tym momencie zabrał się do swojej pracy... położył otwartą dłoń prosto na twarzy rudowłosej... przesunął ręką po jej twarzy dotykając jej czoła, nosa, ścisnął lekko jej dwa policzki niczym swego pupila, również dotknął palcami jej ust... kiwnął wolno głową nadal mrużąc oczy i nachylając się nad pokojówką... w tej chwili zjechał niżej a jego ręka była na jej szyi... również przejechał ręką wolno po jej szyi, leciutko bardzo leciutko ścisnął aby sprawdzić czy podatna jest na podduszanie.. można było dostrzec że jest, szybko więc rozluźnił... Lupus bardzo mocno spała... jego dłoń zjechała niżej i przejechała po jej obu ramionach, po chwili zsunęła się jeszcze niżej i zatrzymała na jej t-shircie który miała... Hinn kiwnął wolno głową i lekko podwinął jej koszulkę do góry tym samym odsłaniając jej koronkowy stanik.. ponownie lekko westchnął i wolnym, aksamitnym i niewyczuwalnym ruchem odchylił oba ramiączka jej stanika zsuwając je niżej i tym samym odsłonił jej nagie piersi... kiwnął głową i w tej chwili położył swoją dłoń na jej biuście... zacisnął rękę na obu jej piersiach, także na jej sutkach... pokiwał wolno głową.. nawet poczuł w tym momencie lekką przyjemność.. jej piersi były świetne w dotyku... po chwili jednak zjechał dłonią niżej i przejechał po jej brzuchu i pępku... pokiwał głową, a następnie posunął dłonią dalej... był już przy jej majtkach, jednak nie zatrzymał się przy nich... zsunął dłonią niżej na jej uda i nogi... chwycił w dłoń lekko jej uda i ścisnął, kiwnął głową, a po chwili zjechał niżej po jej nogach i dotknął jej stóp... trzymał chwilę a następnie puścił i kiwnął głową... W tej chwili westchnął i oderwał na chwilę rękę od ciała rudowłosej, pokiwał głową... zmrużył oczy i zbliżył się ponownie do jej głowy, nachylił się i powąchał zapach jej włosów... wyczuł jej unikalny przyjemny zapach jakim przeważnie pachniała... poczuł go też przy jej szyi...
- Mhm.. to nawet przyjemne.. - rzekł wolno i ponownie pogładził ją lekko po głowie i leciutko poklepał po policzku niczym swoją suczkę... w tej chwili ponownie westchnął lekko i chwycił jej ciało dłońmi i wolno obrócił Lupus kładąc ją lekko na plecy... była teraz obrócona i leżała na brzuchu... Hinn kiwnął głową i powtórzył czynności... najpierw przejechał dłonią wolno po jej plecach jadąc w dół... a po chwili znalazł się przy jej tyłku... kiwnął wolno głową zerkając na jej koronkowe majtki... po chwili wolno i aksamitnie zsunął niżej koronkowe majtki które miała na sobie odsłaniając jej tyłek całkowicie... w tej chwili zmrużył oczy a jego dłonie znalazły się już na jej tyłku.. przejechał dłońmi po jej tyłku, a po chwili zaczął go lekko ściskać... znowu poczuł nawet przyjemne odczucia.. sam nie wiedział czemu, jednak ta część ciała rudowłosej była bardzo przyjemna w dotyku... trzymał dłonie na jej tyłku jeszcze chwilę, dotykał go jak tylko chciał, a po chwili oderwał ręce... westchnął i kiwnął wolno głową...
- Ostateczne testy... - rzekł wolno wiedząc że pozostały mu najważniejsze sprawy... W tej chwili Hinn ponownie wolnym i gładkim ruchem odwrócił rudowłosą kładąc ją ponownie na plecach... znowu dostrzegli jej nagie piersi, nie zwracali jednak nie nie uwagi... Hinn ponownie zbliżył się do jej twarzy, zerkał przez moment, a po chwili nachylił się, chwycił swoją dłonią jej podbródek i pocałował rudowłosą Lupus prosto w usta.. wyczuł dokładnie jakim uczuciem jest pocałunek z tą istotą... na moment przyssał się do jej ust, wsadził jej lekko nawet język... po chwili testu jednak oderwał swoje usta od mocno śpiącej Lupus.. uśmiechnął się lekko, to też wydało mu się nawet przyjemne.. ponownie poklepał ją lekko po policzku niczym swoją suczkę, a następnie zbliżył się już do jej krocza... w tej chwili westchnął lekko i zmrużył oczy, a następnie wysunął dłoń i aksamitnym ruchem włożył pomiędzy jej nogi... w tej chwili wszedł w rudowłosą dwoma swoimi palcami... zaczął jej wolno robić dobrze, masował aksamitnymi i perfekcyjnymi ruchami, także wpychał... pokiwał lekko głową i odwrócił wzrok w kierunku rudowłosej chcąc ujrzeć reakcję jej ciała a także dźwięk jaki z siebie wyda... był to finalny test... Shinn natomiast... Shinn widząc te wszystkie testy jakich dokonywał Hinn, poczuł i doznał emocji jakich wcześniej nie potrzebował i nie odczuwał, a teraz nawet przypadły mu do gustu... Shinnowi z każdą chwilą coraz bardziej się to podobało... w jego głowie kreowały się różne myśli których wcześniej jego umysł nie kreował... kiwał raz po raz głową, zachowywał jednak całkowity spokój.. wiedział że to ostateczne testy tej istoty, wszystko musiało bowiem zostać perfekcyjnie sprawdzone...
Zgodnie ze wcześniejszymi słowami wypowiedzianymi przez kapłankę, Ptolemy zdecydował się kierować na północ zostawiając tym samym za sobą kompletnie zniszczone miasto... miasto które teraz płonęło a dymy unosiły się na setki metrów górę... miasto którego budynki zawalały się od uszkodzeń i rozszerzającego się ognia... miasto w którym martwe ciała cywilów można było znaleźć na prawie każdej ulicy...
Zbrodnia która była konieczna... Przynajmniej tak uważał Ptolemy, bo o ile nie udało mu się uzyskać informacji od mieszkańców, to przynajmniej dowiedział sie gdzie znajdzie tą która włada całym Księstwem... Wszystko wskazywało na to, że owa władczynia sprawuje dyktatorskie rządy i nie liczy się ze swoimi podwładnymi... Trzyma wszystkie bogactwa na wyciągniecie własnej ręki i nie przyczynia się do polepszenia warunków życia pozostałych ludzi... Ptolemy jedynie zaśmiał się pod nosem o tym myśląc... Nie ukrywał ze bardzo mu to przypominało coś o czym mówił mu kiedyś lord Ignathir... Najwyraźniej jednak tutejsi ludzi nie mają na tyle siły aby obalić monarchinie, są zbyt słaby aby sie postawić...
Ptolemy zamierzał ją więc wyeliminować własnoręcznie... oczywiście nie kierowała nim żadna chęć zaprowadzenia sprawiedliwości dla uciśnionych... Nie... Te pasożyty kompletnie go nie obchodziły... Miał ku temu kompletnie inny cel... Zamierzał ją zlikwidować z zupełnie innego powodu...


Ignathir i Yunna idąc wspólnie wzdłuż głównej ulicy dotarli do centrum miasta gdzie znajdowały się największe zniszczenia... Yunna rozglądała sie w milczeniu obserwując ruiny... Ignathir natomiast przyłożył rękę do swojej głowy.. Aktywował moc telepatii..
- Pellar... Udaj się proszę do sali tronowej... To ważne... Zaraz tam przybędę... - powiedział po czym opuścił dłoń i spojrzał z powrotem na Yunne. Dostrzegł jak ta spoglądała na zniszczenia których dokonali nieumarli podczas ataku na miasto...
- Wszystko w porządku? - zapytał Ignathir
Yunna natychmiast wzdrygnęła się i skierował swoje spojrzenie na arcymaga.
- Oh.. Tak.. - powiedziała Yunna i lekko się uśmiechnęła. - Po prostu... gdy ostatni raz tutaj byłam, to całe miasto jeszcze tętniło życiem... Te wszystkie sklepy i targowiska... Zawsze było otwarte od samego rana.... Hah... Teraz już nic tu nie ma...
Arcymag nie odpowiedział. Spojrzał na ruiny i kiwnał lekko głową.. W rzeczy samej nie wiele zostało ze stolicy.. Zastanawiał go fakt czy Yunna czuje jeszcze jakiś sentyment do swojej przeszłości i poprzedniego życia.
- Wybacz jeśli lubiłaś to miejsce... - odparł - Nieumarli nie pozostawili nikogo żywego...
Yunna jednak w tej chwili zaśmiał się głośno. Arcymag lekko się zdziwił.
- Oh mój panie... Nic nie szkodzi! Nigdy nie lubiłam takiego jednego sprzedawcy... Dobrze że go już nie ma a jego stragan przestał istnieć.. Działał mi na nerwy....
- Huh?! - mruknął kompletnie zaskoczony Ignathir a jego szczęka opadła lekko w doł - Oh.... Tak... Rozumiem...
Yunna zachichotała pod nosem i ruszyła przodem.
"Najwidoczniej moje wątpliwości zostały rozwiane..." - pomyślał arcymag i również udał się przed siebie.


Entoma cały czas siedząc na tronie i machajac lekko swoją prawą nogą spoglądała w milczeniu na Pierscien Przemiany który trzymała w swoim rękawie.. Jego moc została kompletnie opróżniona i teraz nie mogła użyć go ponownie... Nie było to nic zaskakującego.. Był to w końcu jedynie prototyp... Ciekawiło ją jednak to czy byłaby w stanie go jakoś ponownie napełnić energią magiczną... Z pewnościa bowiem istniała taka możliwość.... Aczkolwiek póki co jednak nie miała pojęcia jak to zrobić.. Odetchnęła lekko po czym schowała go z powrotem do rękawa... Podniosłą swój wzrok kierując go na drzwi... Wyczuła obecność komendantów i dowódców... Galthran zaraz pewnie ich przyprowadzi... Zastanawiała sie czy powinna nałożyć na siebie kamuflaż czy stawić się przed nimi w swojej oryginalnej formie tak jak teraz... Właściwie nie robiło to prawdopodobnie żadnej różnicy bo przypuszczała że i tak nie będą chcieli jej posłuchać i będzie musiała użyć języka siły... Westchnęła lekko...
- Można chociaż spróbować... - mruknęła sama do siebie po czym wyciagnęła magiczną kartę ze swojego rękawa i uzyła ją na sobie aktywując swój kamuflaż... Jej wygląd wyglądał teraz bardziej ludzko jednak nie tak efektowanie jak to miało miejsce z pomocą Pierścienia Przemiany. Nadal nie miała dłoni i zmuszona była schowac swoje odnóża pod rękawami ciemnej bluzy... Jej włosy zawinęły się w kucyk a na nogach pojawiły się czarne pończochy i czarne buty na obcasie... Wyglądała teraz tak jak podczas wspólnego wypadu z Galthranem do Cerberus... Wiedziała, że Galthran lubi tę formę jej wyglądu bo kilkukrotnie próbował wtedy ją przycisnąć do ściany i z nią flirtować... Wtedy jednak znali się jeszcze bardzo słabo... Teraz... byc moze nie miała by nic przeciwko temu...


Lupus natomiast nie miała kompletnie pojęcia co się dzieje... Zapadła w głęboki sen... Wyobrażała sobie siebie gdzieś na jakimś kompletnym pustkowiu... Nie wiedziała jednak jak się tu znalazła... Rozglądała się dookoła ale nikogo nigdzie nie było... Była tu kompletnie sama... Po chwili jednak ziemia zaczęła sie trząść.. Próbowała złapać równowagę jednak wstrząsy były zbyt silne... Pod jej nogami pojawiły sie ruchome piaski które zaczęły ją stopniowo wciągać pod siebie.. Próbowała się wyrwać ale nadaremno... Ku jej zaskoczeniu towarzyszące temu uczucia było jednak niezwykle przyjemne.. Ciepły piasek otaczał całe jej ciało.... przykrywał swoim ciepłem... Poczuła się jak w jakimś jacuzzi.... Robiło jej się stopniowo coraz cieplej... dodatkowo narastające uczucie przyjemności... nie wiedziała co to takiego ale napawało ją poniekąd satysfakcją...
Hinn i Shinn widzieli jak Lupus zaczyna coraz głośniej i intensywniej oddychać... Z jej ust zaczeły wychodzić pojedyncze jęki... Jej twarz się zaczerwieniła...Zaczeła mruczeć i poruszać delikatnie głową... Zmarszczyła brwi i powieki... Zaczeła mocniej przebierać nogami...
W jej śnie natomiast ruchome piaski pochłonęły ją już aż po szyję... Skwar od jaśniejącego słońca lał sie niemiłosiernie... Rudowłosej to samo w sobie nie przeszkadzało ale jej przyspieszony oddech sprawiał jednak, że wizja otaczającego ją świata zaczęła jej robić bardziej mglista... W kazdej chwili mogła się więc obudzić...
Przekierowanie