MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World V - The New Era
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Król Elfów Neloth ocknął się dopiero po kilkunastu minutach. Nie miał kompletnie pojęcia co się stało... Przez kilka chwil mrużył oczami i jęczał pod nosem.
- C-co.. Co.. HUH?! - jeknął wiercąc się na tronie i rozglądając na wszystkie strony. - Co... Co się stało?!
Dopiero po kilku sekundach dostrzegł Wojne który stał obok jego tronu z założonymi rękami za plecami. Obserwował to co się działo na horyzoncie...
- Co się stało do cholery?! - rzekł Neloth wstając z tronu - Kto tu był?!
Wojna wolno odwrócił swój wzrok na Nelotha
- O czym mówisz przyjacielu?
- Jak to o czym... Przecież widziałem.. ta mroczna postać... - mówił Neloth cały czas się rozglądając - Nie ma jej tu...
Wojna słysząc jego słowa zaśmiał się pod nosem.
- Masz bogatą wyobraźnie... Musiało Ci się coś śnić... Odleciałeś na tym tronie na chwile... Doprawdy to nie jest odpowiednie miejsce do spoczynku... - rzekł Demon spokojnym tonem
- Huh? Przecież widziałem... Co... - mruknął Neloth
Oczy Demona błysnęły czerwonym blaskiem.. Neloth błyskawicznie ucichł i spokojnie zasiadł na tronie.
- Masz racje... musiało mi się wydawać... - rzekł Neloth znużonym tonem
- Dokładnie... Tak ja Ci mówiłem... - odparł Wojna a jego oczy przygasły.. - Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie.... Musimy podjąć odpowiednie decyzje...
- Jakie decyzje? - zapytał Neloth spoglądając na swojego kompana.
- Elfy nie wygrają tylko się broniąc... Pora zadać cios... Cios na tyle potężny, że zmusi Cesarstwo do cofnięcia się...
Neloth kiwnął głową.
- Już wiem co powinniśmy zrobić... Przekażesz to swoim generałom Królu... Ta taktyka przyniesie nam zwycięstwo... - rzekł Wojna zadowolonym tonem
- Doprawdy? Słucham więc z zaciekawieniem co to za taktyka... - powiedział Neloth


Tymczasem trzy siostry które spotkały się w Arkham, zdołały zmienić już swoją lokalizację... Pojawiły sie niedaleko Rezydencji Isabelli znajdującej się we wschodniej części miasta.
Lupus spojrzała na nią z daleka... Zaśmiała się cicho pod nosem..
- A więc... Dlaczego jesteśmy tutaj? - zapytała Solussa patrząc na Lupus. Położyła swoją dłoń na prawym biodrze. - Z tego juz zdołaliśmy ustalić Lorenza tutaj nie ma... i jego dziewczyny też...
- Jeszcze nie ma... Cierpliwości... Niebawem sie pojawi... - odparła Lupus
Solussa pokręciła głową i zmrużyła oczy.
- To moze trochę potrwać w szczególności jeżeli wypiją po kilka drinków... - odparła Solussa i westchnęła pod nosem.
- Taki scenariusz będzie wbrew pozorom dla nas najbardziej korzystny... - powiedziała Lupus - Lorenzo nie ma pojęcia jaki szlaban go czeka jak jego matka sie dowie...
Entoma tymczasem korzystając z okazji usiadła na ziemi w pozycji skrzyżnej i oddała się medytacji... Kilka chwil później jej ciało zaczęło lekko unosić sie nad ziemią a jej oczy przygasły. Solussa jako pierwsza to zauważyła.
- Serio?... medytujesz akurat teraz? - zapytała Solussa spoglądając z lekko zaskoczonym wyrazem twarzy na swoją siostrę.
- Nie mam nic lepszego do roboty w tym momencie.. i tak nic sie nie dzieje.. - odparła Entoma spokojnym tonem
- Tymczasowo... - odparła Solussa - Ech... Mam ino nadzieje że to nie potrwa zbyt długo...
- Ja również... - odparła Entoma - Tak sie składa, że jutro o świcie muszę zrobić ważne przemówienie i przy okazji pozbyć się zbędnego balastu...
- Doprawdy? To ciekawe... A więc to nie tylko ja będę mieć niezwykle bogaty dzień.. - powiedziała Solussa z uśmiechem na ustach - Galthran dobrze się spisuje?
- Mhm... Nawet lepiej niz przypuszczałam... - powiedziała Entoma i lekko poruszyła swoją głową - Nawet cieszę się, że go wtedy nie zabiłam... Jest niezwykle przydatny...
- Oh... Mówic coś takiego o tak podrzędnej istocie... To dla ciebie nietypowe... - odparła Solussa a uśmiech z jej twarzy nawet na chwile nie znikał
- Coż... Przebywanie 20 lat w kompletnie odmiennym, prymitywnym środowisku takim jak ten wymiar może poniekąd wpłynąć na postrzeganie rzeczywistości oraz podejmowane decyzje... - odpowiedziała Entoma
- To prawda... - mruknęła Solussa i rzuciła z powrotem swoje spojrzenie na Lupus - Lupus... Czy ten twój wspaniały plan ma jakieś etapy czy po prostu zamierzasz na nią skoczyć gdy tylko się pojawi w twoim polu widzenia?
- Nie ma żadnych etapów... - powiedziała Lupus i pokręciła głową - Dobrze wiem co Lorenzo zamierza uczynić... Jedyne co trzeba zrobić to być we właściwym miejscu o właściwym czasie... Reszta rozwiąże sie już sama...
- Mhm... a potem mam wkroczyć ja jak mniemam... Zrobić pstryk i książę o niczym nie będzie pamiętał... - rzekła Solussa
- Tak... A Entoma naprawi wyrządzone szkody.. - dopowiedziała Lupus z szyderczym uśmiechem na ustach.
- Ale miło z twojej strony... - burknęła niezadowolonym tonem Entoma, która nadal medytowała w miejscu - Znowu mam po tobie sprzątać...
- Nie bedzie tego dużo... Obiecuję... - powiedziała Lupus i odwróciła wzrok spoglądajac ponownie na rezydencję..


Tymczasem Śmierć po swojej rozmowie z Wojną powrócił z powrotem na Corvnis gdzie czekał już Zaraza. Sytuacja Demonów lekko się skomplikowała po interwencji Isabelli ale Zaraza wiedział że to jest dopiero początek... Najważniejsze teraz było to albo elfy pod wodza Nelotha zaczęły działać...
- Zdołałeś przemówić mu do rozsądku? - zapytał Zaraza
- Tak mi sie wydaje... Stawka jest wysoka a cała akcja ryzykowna, ale bez obaw... Już niebawem siły Isabelli zostaną rozbite... - odparł Śmierć
- Doskonale... Jeżeli uda nam się przejąć cel to wyślę wsparcie z podziemi... Do tego czasu musimy unikać bezpośredniej konfrontacji... Isabella musi paść ostatnia...
- Ech... Zniszczenia będą ogromne... - burknął Śmierć
- Czyżby cię to zamartwiało przyjacielu?
- Nie do końca... Ale jeśli nie pozostanie nic, to będziemy musieli znaleźć nowe miejsce... Nie można przecież szerzyć zniszczeń i śmierci tam gdzie niczego już nie ma...
- Bedziemy się o to martwić gdy nasz plan sie powiedzie... Póki co nie rozpraszajmy się takimi rzeczami... - rzekł Zaraza poważnym tonem - Skupmy się na tym co najważniejsze...
- Mhm.. Isabella... - mruknął Śmierć
Zaraza zaśmiał się.
- Do tej pory miała dużego farta... ale to się niebawem skończy... Juz niebawem...
Śmierć nie odpowiedział. Kiwnął jedynie wolno głową.
Jakiś czas temu do oddziałów które jako pierwsze uderzyły w elfy wraz z Siaelem, dołączyły również potężne watahy prowadzone przez samego Drakkana... w tej chwili więc na polu bitwy było dwóch Wezyrów i dosyć małe jak na ten moment oddziały wojowników i istot z Legionów Cesarzowej... bowiem w tej fazie ich planu głównym czynnikiem były bombardowania... wszelkie machiny, działa, pociski magiczne, najnowocześniejsze bronie i technologie uderzały w tereny elfów dzień i noc... oblężenie tak jak chciała Isabella było brutalne i nieustanne... wszystko było dopięte na ostatni guzik a oblężeniem zarządzał sam Ibrahim... potężne machiny, bronie i działa cały czas... ogromy magicznych medyków zaś sprawnie teleportowało się raz po raz na pola bitwy aby zbierać rannych i od razu zabierać do namiotów... Isabella wszystko przemyślała... nawet jak największe ograniczanie strat swoich poddanych...
Pierwsze etapy ich planu szły bezbłędnie... w namiocie Wielkiego Wezyra nadal przebywał Ibrahim a obok niego ustawał Winchester JR...
- Siael i Drakkan prą do przodu... - przemówił JR.
Ibrahim gładził się po brodzie... kiwał wolno głową...
- Racja, przyjacielu... wszystko idzie dobrze... jednak wiedz, że nigdy nie należy lekceważyć żadnego przeciwnika... nawet jeśli jest słabszy... - odparł wolno Ibrahim... zerkał na zegarek...
- Niebawem kolejne etapy naszych planów... musimy być jednak gotowi na wszystko... pamiętaj że Elfi szczur Neloth ma u boku tą podejrzaną jednostkę którą ogrom czasu prześwietlał Thant... - mówił
- Swoją drogą... niebawem Thant powinien włączyć się do wojny... wkroczyć wraz ze strategiami i oddziałami... to będą kolejne kolosalne ciosy... - przemawiał Ibrahim zerkając na zegarek... wiedział że Wezyr jest ważnym elementem i miał nadzieję że niczego nie odwali... że się nie spóźni...
Na polu bitwy zaś Siael parł do przodu wraz ze swoimi kompanami... jego brutalny oręż miażdżył każdego wroga... rycerz masakrował rywali... co chwila wspierał swoich wojowników potężnymi leczniczymi zaklęciami i regeneracjami... kompani Siaela zawsze wybitnie czuli się przy nim w boju co wiele razy chwalono... ten bowiem miał oko na wszystko... dbał o swoich kompanów i wspierał, prowadząc ich zawsze do przodu...
U Drakkana zaś również szło świetnie... Wezyr bowiem mógł się tutaj teraz wyżyć... brutalnie masakrował rywali mieczem i toporem... wybiegał często w przód i z bara wbijał się w grupy elfów całkowicie miażdżąc ich kończyny... jego egzekucje były mocno brutalne... elfie flaki latały na prawo i lewo... oddziały kroczące z Drakkanem aż huczały.. potężne trąby dudniły, a przemarsz ich kroków potężnie trząsł terenami.. miażdżyli wszystko na swej drodze pozostawiając brutalne zgliszcza i ogień...

Zerratu w tej chwili nagle się zerwał... uniósł głowę... warknął...
Ibrahim zerknął na potężnego towarzysza Isabelli...
Czarny Wilk zaś rozprostował łapy... pokręcił głową.. po chwili zaś rzucił spojrzenie na Ibrahima i zaraz zaczął rozpływać się w powietrzu w mrocznym czarnym dymie....
- A więc ruszył... - przemówił Ibrahim - podążył polować... poszedł się zabawić... - dopowiedział
Winchester JR zaś zaśmiał się trzymając swój miecz... wiedział co nadchodzi...
Czarny Wilk zaś pojawił się na polu bitwy... Mroczny dym wyłonił się z powietrza i huknął bezlitośnie w ziemię... Zerratu wkroczył do walki... Zawył i zawarczał wściekle... 25 elfów momentalnie go dostrzegło... Zerratu zaś brutalnie wskoczył prosto w nich... huknął w nich odrzucając wszystkich na boki... jednym cięciem zmasakrował łby 4 masywnych elfich ścierw... swymi kłami przebijał się przez kolejnych... wyrywał im kończyny z ogromną łatwością... elfie łby fruwały w powietrzu, krew zaś tryskała zewsząd... Czarny wilk urządził w tym momencie brutalną makabrę na polu bitwy... nie zostawiał niczego na swej drodze... jego oczy wprost płonęły czerwienią... ten zaś szedł do przodu jak taran... co chwila teleportował się i atakował znienacka, uderzał brutalnie, wbijał się... masakrował... w sekundę odrąbywał łby.. ogrom flaków spłynęło na elfickie tereny... trzask kości było słychać zewsząd.. Zerratu zabijał bardzo brutalnie... absolutna miazga...



Galthran zaś pojawił się tuż przed rezydencją Callisto i Sisyphusa... westchnął lekko obserwując budynek... po chwili podszedł do drzwi... nacisnął klamkę.. te jednak były zamknięte... wyczuł że są zabarykadowane dechami... ponownie westchnął...
- Po co ta barykada... - powiedział zdziwiony.. uderzył pięścią w drzwi, zrobił lekkie wgłębienie... po chwili zaś w jego dłoni pojawił się potężny czarno-magiczny oręż... jednym uderzeniem zdołał zmieść drzwi, te huknęły...
Czarny Rycerz wolno wkroczył do środka... rozejrzał się wolno... salon był bardzo pusty... kroczył więc dalej... wszedł wolno po schodach czując że Callisto jest na górze... po chwili zaś znalazł się pod drzwiami od sypialni Callisto i Sisyphusa...
Czarny rycerz wolno zapukał do drzwi..
- Callisto... jesteś tam? To ja... Galthran... - rzekł wolno... nie było jednak długi czas odpowiedzi...
- Wchodzę... - rzekł po chwili wolno i uchylił drzwi... zobaczył Callisto otumanioną, w nieładzie i wpatrującą się w ścianę... na ścianie zaś ogrom poszczególnych zapisków... ogrom cięć noża i jakiś naznaczeń, rysunków... nieopodal łoża zaś dostrzegł ogrom świeczek, liści, patyków.. widział dużo wosku, misek... w nich jakichś substancji... dostrzegł też krew... widział również gdzieniegdzie krople krwi na ścianach...
- Callisto... czy... wszystko w porządku.. - rzekł wolno
Czarownica nie odpowiadała, nie zerkała na niego... kiwała się lekko w przód i w tył.. leciutko..
Galthran stał w miejscu.. rozglądał się.. był zaszokowany... po chwili jednak podszedł nieco bliżej...
- Callisto... przybyłem ci o czymś powiedzieć... - przemawiał Galthran lekko się zbliżając... zerkał na nią... po chwili zdołał zajrzeć w jej twarz... praktycznie nie mrugała... po chwili wolno okręciła lekko głowę w jego kierunku... dostrzegł jej rozmazaną szminkę i nieład... ta zaś uśmiechnęła się lekko psychodelicznie...
- Taaak? Kim jesteś?! - pisknęła lekkim tonem - Kim, kim, kim?! - syknęła
Po chwili zaś dobyła swego sztyleta i skoczyła na Galthrana... zdołała wbić mu sztylet w brzuch... uderzyła go z pięścią w hełm i syknęła z bólu... po chwili wyciągnęła sztylet i zaczęła nim machać, chciała go zamordować...
- Kur*a... - przemówił Galthran - Zaprzestań! - krzyknął
- To ja, Galthran.. - dopowiedział
Czarownica machała lekko sztyletem... po chwili jednak ustała...
- Galthran... Galthran! - syknęła - Przybywasz? Z nowinami?! Sisyphus... już jest? Pozabijał wszystkich i wszystko? Zniszczył wszystko.. spalił, zmasakrował... - przemawiała i zaczęła się śmiać...
- Przysłał cię po mnie... abyś mnie prowadził do niego.. hhahah! - krzyczała szalonym tonem, chichotała
- Czekaj no.. zaraz wyruszamy.. wezmę tylko co trzeba... - mówiła i zaczęła biegać w amoku...
Galthran zaś był zaszokowany... widział że czarownica zatraciła się w swoim umyśle i myślach... nie było z nią najlepiej.. widział że nabrała psychoz... westchnął... myślał szybko w jaki sposób powinien do niej przemówić...
- Zaczekaj... nie... nie chodzi o Sisyphusa.. - przemówił wolno...
Callisto zaś momentalnie zatrzymała się w bezruchu... ustała niczym porcelanowa laleczka... ani drgnęła...
- Co?! Kłamca! - syknęła i dobyła sztyleta...
- Spokojnie! - krzyknął Galthran...
- To wszystko.. kłamstwo... to wszystko nadal trwa?! - syknęła czarownica
- Co masz na myśli?
- Ten potwór.. to bydlę.. dalej tu jest?! - syknęła Callisto
- Entoma... nie jest żadnym potworem.. - odparł Galthran - Owszem... włada tutaj naszymi terenami.. - dopowiedział
- To źle.. to źle.. nie.. to natychmiast należy przerwać... zmienić... - mówiła Callisto w szaleńczym amoku - Galthranie.. - podbiegła do niego i spojrzała mu w twarz...
- Galthranie.. szybko.. zbieraj komendantów i oddziały.. każ im się gotować.. ruszać do boju.. zezwalam na masakrę i samowolę.. zgadzam się aby zniszczyli wszystko na swej drodze, byle pozbyli się tego monstrum.. - syczała Callisto
Galthran westchnął... obserwował i słuchał jej amoku...
Callisto kiwała głową.. zatarła ręce... czuła że jej plan należy teraz wykonać... podbiegła do stolika i zaczęła zbierać pewne mroczne rzeczy..
- Zadziałamy.. zniszczymy to bydlę.. odzyskam moje moce.. zamordujemy... - mówiła sama do siebie pod nosem..
Niedługo potem jak Wojna przekazał Nelothowi dalsze kroki jakie powinny zostac podjęte, w stolicy Daggerfall zostało zwołane zebranie najwyżej postawionych liderów wojskowych w specjalnej komnacie. Wszyscy zasiedli przy okrągłym stole oczekując rozpoczęcia spotkania która miało nastąpić wraz z przybyciem króla.
Nie trwało to długo... Gdy tylko Neloth przekroczył próg wszyscy powstali i pochylili głowy.
- Mój Panie.. Cieszymy się że przybyłeś... - rzekł jeden z generałów
Neloth pokiwał wolno głową i zasiadł przy stole na honorowym miejscu.
- Dobrze... Nie traćmy zbędnie czasu... Meldujcie.. jak wygląda sytuacja na froncie.. Chce wiedzieć co sie dzieje... - rzekł Neloth poważnym tonem
- Tak.. Panie.. Póki co sytuacja jest w miarę stabilna... - zaczął główny dowódca - Zgodnie z oczekiwaniami, wojska cesarskie rozpoczęły ofensywę na wschód do Samotnej Góry oraz od miasta Halkret... Póki co sa to niewielkie oddziały które głownie skupiają sie na bombardowaniu... Ucierpiała wieś Dedla... Większość jednak pocisków trafia w niezamieszkałe tereny...
- Strzelają na oślep? - zapytał Neloth
- Na to wygląda mój panie... Najwyraźniej to ich taktyka zastraszania...Chcą pokazać jakim arsenałem dysponują...
- Mhm... Kto bogatemu zabroni...
- Ich pociski są mocne i mają daleki zasięg ale nie są wystarczające aby przebić nasze bariery.... Przetrwaliśmy wybuch wulkanu... kilka marnych pocisków nie stanowi dla nas zagrożenia... - rzekł inny generał
- Dobrze to słyszeć...
- Jednakze... w walce bezpośredniej są pewne różnice... Ich uzbrojenie jest znaczenie lepszej jakości... Nasi zołnierze nie mieli żadnych szans do tej pory... - odparł generał - Póki co wysyłaliśmy też nasze najsłabsze jednostki... Niech więc myślą że walka z nami będzie banalnie prosta...
- Wysyłanie mięsa armatniego nie zda się na dłuższą metę.. - rzekł Neloth - Jeśli chcemy wygrać musimy pozbyc sie dowódców ich armi.. wezyrów... Musimy wysłac elitarne jednostki aby sie ich pozbyły...
Generałowie pokiwali głowami
- Jednocześnie trzeba otworzyć nowy front... Musimy w odwecie teraz zaatakowac ich tereny... - mówił dalej Neloth - Mamy przecież wystarczająco dużo żołnierzy aby to zrobić... Czyż nie?
- Tak... Ale.. Gdzie powinniśmy zaatakować Królu? Masz jakieś sugestie? - zapytał inny z dowódców
- Oczywiście że tak... - odparł Neloth i wyciagnął z pod swojego płaszcza mapę którą rozwinął na stole pokazując tym samym swoim generałom i wojskowym jakie ruchy powinni podjąć... Zgodnie ze słowami, które przekazał mu wcześniej Wojna...
Lorenzo zaś chwycił Emily... pochwycił ją gdy ta stała przed nim a ta wpadła na jego kolana... książę zaśmiał się i spoglądał w oczy modelki... po chwili raz jeszcze namiętnie pocałował... ponownie także pogładził lekko jej blond włosy...
- Ahh... świetnie się tu bawię Emily.. - rzekł Lorenzo wolno
- Ja też książę.. bo z tobą.. - odparła blondyna
- Mhm.. - mruknął Lorenzo i rozejrzał się... widział jak ogrom osób cały czas nie odrywa od nich wzroku, cały czas nieustannie zerka i patrzy, widzą wszystko jak ci się bawią, jak Emily uwodzicielsko dla niego tańczy... po chwili wolno powstał z kanapy a Emily usiadła obok...
- Cóż... chyba będziemy się stąd zbierać... - powiedział przeciągając się lekko, po chwili podszedł do barierki... zerknął na ludzi bawiących się i patrzących tutaj... po chwili zaś zawołał kelnerów...
- Trzy kolejki dla wszystkich w klubie, niech zamawiają z kart co chcą, wszystko opłacam... - przemówił książę głośno... sporo osób dosłyszało, zaczęło więc piszczeć... cały klub skandował imię księcia niczym topowego lidera... młodzi mieszkańcy doprawdy go wielbili...
Emily zaś słysząc i widząc gest Lorenzo zrobiła słodką rozmarzoną minę... zrobiło jej się gorąco, poczuła podniecenie... wiedziała bowiem że jest kobietą księcia... że od teraz jej życie będzie absolutnie topowe u jego boku... wiedziała że czeka ją jeszcze być może ciężka przeprawa z Cesarzową... jeśli ta znajdzie dla niej czas.. wiedziała jednak że na pewno sobie poradzi... że sprawi aby Cesarzowa Isabella ją polubiła.. modelka doskonale wie jak mocne więzi łączą Isabellę z jej synem, wszak jest jej jedynym a także pierworodnym... jedynym jej potomkiem z legendarnego rodu Carrabothów... Emily aż przełknęła ślinę, zlękła się nieco... wiedziała że nie ma żartów... że to już absolutne kolosalne szczyty i potęgi, wszak matka Lorenza jest najwyższą istotą... modelka jednak zamierzała uczynić absolutnie wszystko aby Isabella ją polubiła i zaakceptowała jako kobietę jej syna...
Do Lorenza zaś na moment podszedł jeszcze menager klubu... dziękował jeszcze raz księciu wielokrotnie... Lorenzo wystawił jeszcze spory napiwek dla klubu, kolejki dla wszystkich były wykupione, Lorenzo więc odwrócił się do modelki... wypił sporo szampana, miał świetny humor, lekko mu się zakręciło aż w głowie jednak całkowicie panował nad sobą..
- No dobra kiciu... możemy chyba już stąd zmykać... - przemówił potężnie
Emily pokiwała głową, chwyciła swoją wysadzaną diamencikami torebeczkę i powstała wolno z kanapy... wzięła jeszcze łyczek szampana... po chwili zaś Lorenzo wraz z Emily ruszyli ku wyjściu... eskortowali ich goryle i ochrona klubu... nikt ich więc nawet nie tknął... a wielu próbowało zdobyć fotkę i autograf...
Po chwili Lorenzo wraz z Emily wyszli na zewnątrz, dostrzegli ich auto oczekujące na nich tutaj pod klubem,.. Adrian zaś momentalnie wyszedł i otworzył im drzwi od auta...
- Witaj ponownie książę! Jak się bawiliście? - spytał kierowca
Lorenzo i Emily weszli do środka... ten zaś pozamykał za nimi drzwi...
- Cóż... było przyjemnie... - powiedział Lorenzo a także główkując co teraz odwalić...co zrobić... intensywnie myślał... wiedział bowiem że skończą w rezydencji... jednak nie wiedział czy już jest ten moment i ta chwila aby wydawać rozkaz... stukał się lekko dłonią w kolano... patrzył przez okno... dał sygnał kierowcy aby na razie jechał przed siebie..
- Dokąd teraz książę? - spytała nagle słodkim tonem Emily..
Lorenzo przełknął wolno ślinę.. spojrzał na blondyneczkę...
- Cóż... wiesz... możemy zrobić absolutnie wszystko... co tylko dusza zapragnie... absolutnie wszystko.. żadnych ograniczeń... mogę wszystko... - odparł silnym tonem
Emily zachichotała lekko i zarumieniła się... też zaczęła myśleć..
- Możemy chociażby wstąpić do Carraboth Holding... zjeść najlepsze dania.. zerknąć na topowe akwarium na jednym z pięter, egzotyczne gatunki ryb... możemy również ruszyć do następnych klubów a także do... - przemawiał Lorenzo
W tej chwili Emily mruknęła lekko...
- Ohhh Lorenzo... - powiedziała przystawiając się bliżej niego - Nie mam ochoty na takie dania.. zjadłabym co innego... - powiedziała słodziutkim tonem i zachichotała, pogładziła lekko Lorenzo po policzku dłonią...
- Nie mam ochoty w sumie na oglądanie zazdrośnic i zazdrośników... sam widziałeś jak na nas patrzyli... - przemawiała
- Noo.. cóż... - odparł wolno Lorenzo i poprawił kołnierz...
- Kotku.. wiem że masz w głowie coś znacznie innego... a pozostałe plany to tylko próba wydłużenia ścieżki... ja wszystko rozumiem - mówiła słodkim tonem modeleczka i uśmiechnęła się.
- Jestem twoja... jestem twoją kobietą... nie zamierzam ci niczego utrudniać kotku... - szepnęła mu w tej chwili prosto do ucha a następnie wysunęła lekko języczek i liznęła go nieopodal ucha... przejechała mu dłonią po udzie i klacie... lekko po kroczu...
- Zróbmy to kotku... - szepnęła i uśmiechnęła się, mruknęła lekko niczym kicia...
Lorenzo czuł że wariuje, że całkowicie już się zatraca... całą noc odczuwał ogromne pożądanie... cały czas był rozpalony i pragnął Emily... teraz jednak wszystko sięgało zenitu... całą noc był kuszony i uwodzony... cały czas czuł prześliczny zapach perfum blondyny, zapach jej włosów, co chwila czuł jej usta bo się całowali... praktycznie cały czas była tuż przy nim i opierała się głową o niego... czuł że to już ten moment... że należy...
W tej chwili machnął dłonią...
- Adrianie... jedź prosto do rezydencji mojej matki... to będzie nasza finalna destynacja... tam wysiądziemy i pójdziemy do środka a ty zaś auto zostawisz na placu a sam będziesz miał wolną resztę nocy i mozesz dołączyć do tamtejszej ochrony... rano zaś nas odwieziesz... - przemówił Lorenzo
- Jasna sprawa książę - odparł Adrian
Lorenzo nachylił się lekko
- I słuchaj, Adrianie... żeby nie było... nas tutaj nie było, ani w aucie, ani w rezydencji... jasne? - przemówił Lorenzo, wyjął plik banknotów zza pazuchy i położył na miejscu pasażera obok Adriana...
- Jasne książę... jestem z tobą.. - odparł Adrian
Lorenzo poklepał go po ramieniu i oparł się ponownie
- A czemu tak, kotku? - spytała podejrzliwie Emily...
- Cóż.. wiesz.. środki bezpieczeństwa... - odparł wolno Lorenzo
- Boisz się... matki? - spytała Emily, zachichotała lekko
- Nie... po prostu... ehh.. jutro ci wyjaśnię.. ten wieczór jest nasz i nikt inny nie bierze w nim udziału... to ci przecież obiecałem.. nie gadajmy wiec o nikim... - przemówił Lorenzo
Emily westchnęła i pokiwała głową...
Przejechali jeszcze sporą odległość, a następnie podjechali już pod rezydencję... zaraz potem wjechali przez bramę główną i jechali kawałek przepiękną drogą... zewsząd mogli dostrzec niesamowite kreacje z roślinności, niesamowicie zadbane figury roślinne, różnorodne kwiaty jednak niezbyt kolorowe, nie było tu "tęczowo", kolory były bardziej w stylu Isabelli, ciemniejsze, stonowane, z najwyższym sznytem i elegancją... doprawdy wszystko robiło tu kolosalne wrażenie, każdy najmniejszy kamyczek... Emily zaparło dech w piersiach gdy oglądała to wszystko...
Po chwili zaś podjechali pod główne wejście... wolno wysiedli z auta...
Emily wysiadając od razu dostrzegła jak kolosalny jest budynek... jak majestatyczny, wspaniały...
- Woow... jasny szlag... niesamowita rezydencja.. - przemówiła patrzac do gory...
Lorenzo zamienił jeszcze słowo z kierowcą, a następnie podszedł do Emily...
- Noo... matka stworzyła niesamowitą posiadłość... - przemówił wolno - Gotowa? - zerknął jej w oczka
Emily kiwnęła głową wolno... po chwili zaś podeszli do majestatycznych dużych drzwi... były niesamowicie zdobione i kunsztowne...
Lorenzo zaś zaczął grzebać głęboko po kieszeniach...
- Niesamowicie to wszystko wygląda... - przemówiła blondyneczka z uwagą oglądając wszystko dookoła...
Lorenzo zaś znalazł klucze po chwili... po chwili zaś otworzył kolosalne drzwi... pchnął lekko.. przestąpił przez próg a światło się rozpaliło.. od razu dostrzegli pierwszy z korytarzy.. majestatyczny, kunsztowny... ogromny... jego ściany zaś czerwone, eleganckie... przykryte gdzieniegdzie wspaniałymi obrazami..
- Ooh... ależ tu pięknie... - przemówiła Emily... Lorenzo zaś zamknął za nimi duże drzwi...
- Wejdźmy... - przemówił, a następnie wkroczyli do wnętrza... ruszyli przed siebie przez pomieszczenia...
- Kurde... nie sądziłam że będzie taka kolosalna... - mówiła - Wygląda niesamowicie... cudownie... - powiedziała i wyjęła telefon... chciała zacząć pstrykać foty...
Lorenzo zaś dostrzegł...
- Czekaj... nie rób zdjec na razie... - przemówił patrząc na blondynę... pożądał jej juz niesamowicie... zerknął na jej tyłek i nogi...
- Ooh... dlaczego kotku... jestem taka podniecona... tu jest tak bogato, niesamowicie... chociaż jedno... - odparła
- Nie rób na razie... to prywatne wnętrza mojej matki... nikt poza nią nie ma tu wstępu... - odparł wolno
Emily westchnęła... schowała telefon do torebeczki...
- No dobra kotku... - odparła i zaczęła przechadzać się po jednym z salonów... głównym, w którym teraz się znajdowali..
- Ile tu jest pięter.. ile pokoi... ile wszystkiego... - pytała Emily niesamowicie podniecona
Lorenzo zaś spoglądał na nią pożądliwym wzrokiem... mierzył jej ciało i kształty... wiedział że już za moment cała będzie jego...
- Cóż... bardzo dużo... pięter jest 5... pokoi ogrom, sam nie wiem... sypialni zaś 4... matka ma tutaj kilka swoich arcy tajnych pokoi, nie ma żadnego wstępu... jest także jej prywatna sypialnia.. całkowicie prywatna, nigdy tam nie byłem... cóż.. wielu z tych pokoi sam nie widziałem, są dla mnie tajemnicą.. - przemawiał Lorenzo
- Ohh.. ciekawe- zachichotała Emily - To może więc troszkę pozwiedzamy... ukryte zakamarki, przejścia... uwielbiam takie akcje kotku... - przemówiła blondyna dalej się rozglądając...
Lorenzo zaś podszedł do niej od tyłu... zbliżył swoje krocze do jej tyłka i objął ją, przytulił od tyłu... pocałował lekko w szyję... Emily od razu przymknęła oczy i namiętnie jęknęła...
- Noo... będziemy mogli... ale to później kochanie... - przemówił książę całując blondynę, po chwili chwycił i ścisnął lekko jej tyłek przez jej spodnie...
- Chodźmy... - przemówił Lorenzo.. wiedział już do której sypialni zabierze blondynę...
Po chwili zaś trzymając się za ręce przeszli spory kawałek rezydencji i weszli po schodach na trzecie piętro... zaraz znaleźli się w kolejnym znacznie innym i szykownym korytarzu... prowadził do drzwi od sypialni... podeszli do nich, a Lorenzo wolno je otworzył... od razu dostrzegli ogromny pokój z aksamitnym jedwabnym dywanem na podłodze, niesamowitymi zasłonami, obrazami, regałami z księgami, kolosalnym telewizorem i barkiem najlepszych trunków, dostrzegli ogromne gigantyczne łoże z aksamitnymi złoto-jedwabnymi pościelami.. było ogromne i wspaniałe... zerkali wspólnie na wnętrze pokoju... Emily po chwili zapiszczała..
- Niesamowite... niesamowita sypialnia.. o takiej marzyłam.. zawsze chciałam podobną.. - piszczała z podniecenia, uśmiechała się...
Lorenzo zaśmiał się... poprawił nieco kołnierz, rozluźnił, zamknął za nimi drzwi...
- Cóż... cieszę się że ci się podoba... - powiedział wolno zerkając na blondynę
Blondie odwróciła się do księcia, zarzuciła mu ręce na szyję i spojrzała mu prosto w oczy...
- To niesamowite kotku.. jesteśmy tu całkiem sami... w rezydencji która pomieści tysiące osób... moglibyśmy spędzić tu długie miesiące i nawet nie wychodzić... cały czas tylko się kochać, dzień i noc... bawić... - mówiła namiętnym i słodkim tonem
Lorenzo aż przełknął ślinę... uśmiechnął się.. podobało mu się to...
- Świetna idea kotku... - powiedział i pocałował ponownie namiętnie blondynę... dotknął jej pleców... całowali się dłuższy moment... po chwili Emily zaczęła rozbierać Lorenza... zrzuciła z niego jego czarną koszulę... dostrzegła jego umięśnioną klatę...
- Mmm,.. kotku. jesteś niesamowity... - muskała go aksamitnie po klacie... po chwili zaczęła namiętnie całować jego klatę... Lorenzo zaś rozpiął jej guzik od spodni... wolno zsunął jej spodnie w dół... dostrzegł jej uda... nóżki... czarne koronkowe majtki... był już całkowicie rozpalony, czuł kolosalne pożądania...
Emily zaś zachichotała... wiedziała że po tej nocy będzie już całkowicie należała do księcia... będzie jego jedyną kobietą... jej życie się zmieni... będzie jak z bajki... będą żyli wspólnie... wszak od dawna byli już dobrymi przyjaciółmi... teraz zaś byli już w związku...
Blondyna zaś na oczach Lorenzo zrzuciła z siebie swoją aksamitną niebieską krótką bluzeczkę... teraz była przed księciem już w samej bieliźnie.. zaczęła się lekko cofać wabiąc go ku sobie... ten zaś podążył za nią... Emily zaś szła do tyłu nie odrywając namiętnego kuszącego spojrzenia od Lorenzo... po krótkiej chwili znalazła się przy skraju wielkiego łoża i zasiadła na nim...

[Obrazek: Zy1EPfu.jpeg]

Spoglądała na Lorenzo swoimi pięknymi oczami.. ten zaś miał widok na jej cała talię i wspaniałe długie blond włosy... oglądał ją z kolosalnym pożądniem... zerkał na jej oczy, usta, włosy, piersi, stopy, uda i nogi... nie mógł się już opanować... zaczął wolno ściągać pasek od spodni, a następnie wolno zaczął zsuwać swoje ciemne spodnie, kiwnął palcem aby Emily podeszła... blondie zaś momentalnie wstała i podeszła bliżej księcia... byli nieopodal łoża... Emily pomogła zsunąć księciu spodnie do końca.. po chwili zaś wyrzuciła również jego bokserki w kąt pokoju... gdy tylko dostrzegła... aż otworzyła szerzej usta... wytrzeszczyła lekko oczy... jej policzki się zarumieniły... poczuła że robi się niesamowicie mokra... że jest całkowicie podniecona i pragnie oddać się Lorenzo w całości... pragnie by miał ją całą tylko dla siebie... pragnęła oddawać mu się całą noc... Lorenzo spoglądał w jej oczy, pokiwał głową... przesunął ręką najpierw po jej blond włosach, potem po policzku, następnie po szyi... na szyi na moment się zatrzymał, pogładził jej gardło, pogłaskał lekko kciukiem, lekko też przycisnął a Emily jęknęła ulegle... Lorenzo zaś zjechał jeszcze niżej i jego dłoń była już na jej koronkowym czarnym staniku.. książę sprawnie go rozpiął i zrzucił na ziemię, po chwili dostrzegł jej piękne jędrne piersi.. wydały mu się idealne... od razu położył na nich swoje dłonie, zaczął ściskać... po chwili przysunął blondynę bliżej siebie... pocałowali się ponownie w usta z języczkiem... Lorenzo po chwili zaś zsunął czarne koronkowe majtki Emily.. teraz również była już całkowicie nago przed nim.. wyrzucił gdzieś nieopodal, pokiwał głową niesamowicie zadowolony... całowali się jeszcze jakiś czas, a następnie Lorenzo ponowie pocałował ją namiętnie w szyję, Emily zaś pojękiwała namiętnie rozpalając go tylko bardziej i bardziej... Lorenzo zaś sunął dłonią po jej gładkich aksamitnych plecach... zjeżdżał niżej... po chwili jego dłoń była już na jej tyłku... zaczął go ściskać.. po chwili zaczął dawać blondynce kilka lekkich klapsów... Emily zaś dostajac klapsy w tyłek pojękiwała tylko coraz bardziej namiętniej, cały czas patrzyli sobie w oczy gdyż ich twarze były blisko siebie... Lorenzo pokiwał głową..
- Grzeczna... - szepnął wolno - Kocham cię kiciu... - przemówił aksamitnym tonem... Emily zaś słysząc to była już całkowicie rozpalona i uległa... dostała kolejnego klapsa w tyłek i jęknęła aksamitnie i namiętnie... cały czas dostając lekkie klapsy zerkała w oczy księcia...
Książe kiwnąl lekko głową... skinął nieco w dół dając blondynie sygnał aby rozpoczęła... Emily od razu zrozumiała, a następnie namiętnie zniżyła się przed Lorenzo na kolana... po chwili zaś dłońmi zaczęła zajmować się jego sprzętem.. nie zaniedbywała niczego.. zaczęła mu robić dobrze najpierw rękami... Lorenzo czując dotyk jej dłoni zaś jęknął lekko, miała niesamowite dłonie... Emily zaś klęcząc zerkała do góry patrząc na księcia... nie ustawała i cały czas się zajmowała tym czym należy... po chwili zaś blondynka będąc na kolanach wzięła go już do ust... teraz robiła mu dobrze ustami.. zajmowała się w pełni jego sprzętem, namiętnie i z ogromnym pożądaniem i pragnieniem... zawsze tego pragnęła... zawsze pragnęła mieć księcia tylko dla siebie... wiedziała że teraz musi być jak najlepsza aby ten już zawsze tylko jej pożądał i pragnął... Lorenzo ponownie mocniej jęknął spoglądając jak klęcząca przed nim modelka robi mu w tym momencie laskę.. ten widok tylko coraz bardziej go rozpalał, czuł się niesamowicie... zerkał na zniżoną blondyneczkę... po chwili zaś chwycił nieco mocniej prawą dłonią jej włosy i w tym momencie to Lorenzo zaczął kontrolować tempo... przejął całkowitą kontrolę nad ustami i gardłem blondynki... słyszał jedynie charakterystyczne dźwięki dobiegające z jej gardła gdy ten dopychał mocniej.. czuł że Emily pragnie całkowicie mu się oddać i że jest w pełni uległa i posłuszna.. wiedział już że ta noc będzie niesamowicie wybitna, absolutna... najwspanialsza... zerkał na blondynę... dostrzegł że na chwilę jej oczy przeniosły się w inny kierunek...
- Spoglądaj cały czas na mnie kiciu... nie odrywaj oczu... - rzekł spokojnie nadal używając jej gardła.. ta zaś posłusznie zerknęła w górę...
Lorenzo kontrolował tempo jeszcze chwilę, a następnie zwolnił i wyjął... skinął głową i podszedł do łoża... zasiadł na jego skraju i rozchylił nogi.. Emily zaś wolno zbliżyła się do księcia i po chwili ponownie uklęknęła między jego nogami... po chwili ponownie zaczęła robić mu dobrze ustami... teraz jednak ona kontrolowała swoje tempo... Lorenzo zaś zerkał tylko jak ta się nim zajmuje... pojękiwał co jakiś czas.. przez pierwsze 40 minut ich nocy Emily zajmowała się jego sprzętem tylko za pomocą ust i rąk... teraz zaś Lorenzo czuł że już nie wytrzymuje... jej usta były niesamowite, blond włosy... czuł że ta już go doprowadza do pierwszego finału... robiła to bowiem niesamowicie i z całkowitym oddaniem i uległością... Emily była niesamowita... Lorenzo zaś czuł że dochodzi.. po chwili doszedł w ustach blondynki... czuł się niesamowicie... Emily również, że zdołała go doprowadzić do pierwszego strzału... wiedzieli jeszcze jednak że to nie żaden koniec... za moment zaś mieli przejść dalej... Emily już zaraz miała zacząć go ujeżdżać...



Drakkan zaś mordował wszystkie elfy jakie spotykał na drodze...
- PARSZYWE ŚCIERWA... ZDYCHAĆ, KUNDLE! - mordował wraz ze swoimi oddziałami... kroczyli jak taran, masakrowali wszystko.. widzieli również jak elifckie budynki walą się od potęgi ich dział.. nieustanne mordy i ostrzały...
Taka sama sytuacja na flance Siaela... Wezyr również maszerował wraz ze swoimi oddziałami do przodu... kroczyli niczym prawdziwi liderzy, miażdżyli wszystko na swej drodze... flaki fruwały zewsząd, litry krwi... masakrowali wszystko i wszystkich, wybijali elfickie ścierwa co do jednego... żadnego zawahania, żadnej chwili ustanku... kroczyli przed siebie w brutalnej rzeźni...
Lorenzo i Emily zabawiali się w najlepsze już od dłuższej chwili, oboje nie mieli jednak najmniejszego pojęcia, że od początku kiedy tylko weszli do pokoju byli obserwowani... Byli zbyt zajęci sobą aby to zauważyć... W sypialni nie świeciło sie też żadne światło... Jedynie blask księżyca w pełni oświetlał pomieszczenie przez duże okno... Ten blask był dla nich wystarczający.... Natomiast w rogu pokoju, na fotelu przez ten cały czas siedziała Lupus... Siedziała w milczeniu z założoną nogą i obserwowała co oboje wyczyniali... Była przekonana, że gdyby Isabella to zobaczyła na własne oczy to z pewnością popadłaby w wściekłość... Pokojówka pokręciła lekko głową po czym schyliła sie łapiąc za spodnie Emily który leżały na podłodze pod jej stopami.. Wyciągnęła z kieszeni jej telefon i schowała go do swojej sukni... Zamierzała go zachować.. na dowód....
Lupus dostrzegła, że w tym momencie Lorenzo i jego partnerka zamierzają przejść o krok dalej... Oczywiście nie zamierzała im na to pozwolić... Długo czekała na ten moment... Nareszcie nadszedł czas jej zemsty....
W tej chwili zarówno Lorenzo jak i Emily usłyszeli wolne klaskanie... Zdziwili się mocno.. zaczęli sie rozglądać po pokoju przestraszeni... Nic jednak nie widzieli...
Lupus wstała z fotela ujawniając swoją sylwetkę z ciemności, a jej oczy błysneły oślepiającym złotym blaskiem... Lorenzo zbladł... Emily była przerażona...
- Wow....Haha! No ładnie... Teraz to serio wpadliście po uszy... - powiedziała mrocznym tonem Lupus podchodząc bliżej z szyderczym, przerażającym uśmiechem na swoich ustach... - Jesteście skończeni... OBOJE....

[Obrazek: 55369dc3-41ab-a248-9d8c-4f58705a90b6.jpg]

==========================================================================

Tymczasem jak Drakkan i Siael posuwali się na przód ze swoimi żołnierzami bijąc najsłabsze jednostki elfów, pewny tajemniczy oddział obserwował ich poczynania ukryty kilkaset metrów dalej na wzgórzu.. Zdecydowanie nie byli to zwykli żołnierze... Nie byli ubrani w metalowe zbroje jak to zazwyczaj na wojnie bywało...
- Wygląda na to, że cały czas wojska cesarskie posuwają sie do przodu... - rzekł jeden z elfów z szyderczym uśmiechem na ustach - Neloth ciągle wysyła jedynie mięso armatnie... Kompletnie żałosne...
Dowódca tego elitarnego oddziału elfów który siedział na dostojnym koniu, mruknął jedynie pod nosem i spoglądał przy pomocy lornetki na bijące się oddziały na horyzoncie. Widział dokładnie maszerującego Drakkana oraz jego oddziały...
- W tym szaleństwie jest jakaś metoda... - powiedział mocnym tonem dowódca opuszczając lornetkę i chowając ją do bocznej kieszeni w swojej szacie - Póki co jednak nie widzę powodu aby się w to mieszać...
- Moglibyśmy ich zniszczyć bez problemu Baruka... Ci wezyrowie sa nikim... Zwykłe nic nie znaczące pionki... - rzekł elficki wojownik stojący obok. Obrócił swoim mieczem w ręce.
- Powiedziałem... Jeszcze nie... - rzekł Baruka mocnym tonem - Neloth nie prosił nas o interwencje...
- Hah... Czyli będziemy czekać aż przybędzie nas błagać na kolanach? - zaśmiał się pierwszy z elfów
- To sie okaże... Ważą sie losy tego królestwa... Jeżeli Neloth nie jest skończonym idiotą to przyjdzie do nas po pomoc... Jego siły nie są wystarczające aby wygrać...
Elfy słysząc to zachichotały szyderczo.
- To ty powinieneś byc wodzem Baruka, a nie ten tchórz Neloth... - rzekł poważanym tonem jeden z wojowników - On nie zasługuje na tytuł króla...
Baruka zaśmiał sie jedynie na te słowa po czym zawrócił swojego konia i wraz ze swoim oddziałem ruszyli w drogę powrotną bez zwracania na siebie uwagi...
Lorenzo momentalnie dostrzegł co się dzieje.. widział i słyszał.. wiedział że to najprawdziwsza jawa... zagotował się... zacisnął pięści... furia narosła w nim niczym w dzikim byku, był naładowany nienawiścią, furią, agresją, złością...
- KUR*A!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - RYKNĄŁ NA CAŁY POKÓJ - KUR*A MAĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - WRZASNĄŁ OKRUTNIE
Emily była w kolosalnym szoku.. zakryła dłonią swój biust... wytrzeszczyła oczy...
Lorenzo dyszał ze wściekłości... blondie modelka zaraz miała już na niego wejść... pragnął widzieć jej posuwiste ruchy biodrami.. miał już w głowie cały scenariusz nocy... wszelkie pomysły, pozycje i fantazje... jego noc z Emily miała być wybitna, przyjemna, idealna.. miał w głowie ogrom pozycji, pomysłów i planów... chciał realizować wszystko po kolei... a teraz przed oczami miał rudowłosą Lupus...
- KUR*A MAĆ LUPUS!!!!!!!!!!!!!!!! CO TU ROBISZ??!?! WYNOŚ MI SIĘ STĄD!!!!!! JAKIM PRAWEM TU PRZEBYWASZ?! - WYŁ WŚCIEKLE NICZYM TUR, DZIK... NIGDY NIE BYŁ TAK WŚCIEKŁY... CAŁKOWICIE STRACIŁ KONTROLĘ..
Emily mocno się zlękła... widząc straszną twarz Lupus łzy pociekły jej po policzkach.. skuliła się lekko na łóżku...
- DO JASNEJ CHOLERY CZEMU TU JESTEŚ?!?! - wykrzykiwał Lorenzo i ustał przed Lupus całkiem nago, nie zważał na nic...
- SŁUCHAJ... SŁUCHAJ... ROZUMIEM.. OKEJ... POSŁUCHAJ... ZROBIĘ WSZYSTKO CO ZECHCESZ, POWIEM CO ZAPRAGNIESZ, ZROBIĘ CO POWIESZ... ZOSTAW TYLKO EMILY.. ZOSTAW JĄ... OPUŚĆ REZYDENCJĘ.. POKAZAŁAŚ JUŻ DOMINACJĘ... JESTEŚ TU... NIE WIEM JAK... WSZYSTKO ROZUMIEM.. PROSZĘ CIĘ... ZOSTAW JĄ... ZOSTAW JĄ... - WYKRZYKIWAŁ i MACHAŁ RĘKAMI
Emily siedziała skulona.. była przerażona.. chciała spędzić upojną noc z Lorenzo.. chciała mu się w pełni oddać... teraz jednak znowu widziała tą rudowłosą... tą straszną rudowłosą...
- ZOSTAW... ODEJDŹ... PROSZĘ... - wykrzykiwał Lorenzo..
Lupus słysząc Lorenza jedynie zaśmiała się szyderczo pod nosem... W jednej chwili w jej dłoni pojawiło się jej potężne magiczne berło.. Obróciła nim w swojej ręce.
- Nie spodziewałam sie tego po tobie Książę... Tak zlekceważyć słowa i polecenia własnej matki... Zabawiać sie za jej plecami gdy jest zajęta wojną i sprowadzać dziewczyny do jej osobistej rezydencji... No no... Bardzo niegrzeczny z ciebie chłopiec... - powiedziała Lupus mrocznym tonem. - Kara Cię nie ominie....
Po tych słowach odepchnęła Lorenza do tyłu na tyle mocno ze ten odleciał na drugi koniec pokoju i upadł bezradnie na podłogę.
Lupus wiedząc ze ma czas, natychmiast zwróciła swoją uwagę na nagą modelkę siedzącą na łóżku i błyskawicznie chwyciła ją brutalnie za włosy przysuwając jej głowę bliżej do siebie
- A co do ciebie... Nędzna szmato... - mówiła Lupus patrząc na nia z góry przerażającym wzrokiem - Ostrzegałam Cię dwa razy.... mówiłam że nie bedzie trzeciego razu...
W tym chwili cisnęła Emily na podłogę i kopnęła ją z ogromną siła w brzuch. Emily wiła sie bólu.. płakała.. Lupus natomiast smiejąc sie szyderczo zamachnęła się swoim berłem i sprawnym cięciem odcięła Emily prawą nogę... Krew bryzgnęła na wszystkie strony.... Na ściany.. na łóżko... Emily krzyczał w niebogłosy.
- Hahah! - śmiała sie Lupus i chwyciła Emily za drugą nogę ciagnąc ją po podłodze... - Zachciało sie zabawy cielesnej z Księciem?! HAHA ZARAZ ZAGWARATUJĘ CI ZABAWĘ!
W tej samej chwili Lupus cisnęła nagą Emily prosto w okno roztrzaskując szybę na kawałki w potężnym huku... Modelka spadła z trzeciego piętra prosto na wykładany twardym kamieniem plac przed rezydencją...
Rudowłosa wyskoczyła za nia chwilę potem i wylądowała tuz obok jej ciała.. Widząc Emily całą we krwi oblizała swoje usta... Obróciła swoim ciężkim berłem w ręce podchodząc bliżej... Wszędzie leżało rozbite szkło....
- Co sie dzieje? Już się zmęczyłaś? - zapytała prześmiewczo Lupus - HORROR DOPIERO SIE ROZPOCZYNA....

Tymczasem dwie tajemnicze mroczne sylwetki obserwowały to co sie dzieje z dach budynku rezydencji...

===============================================

Dowódcy byli zdumieni planem przedstawionym im przez Nelotha. Nie spodziewali się bowiem czegoś takiego... Popatrzyli na siebie nawzajem...
- To.. niezwykle ryzykowna taktyka mój Panie... - rzekł jeden z dowódców - Jesteś pewien że powinniśmy to zrobić?
- Jezeli chcemy zwyciężyć to nie możemy się wahać... Nie ma czasu na wątpliwości... To jest wojna przyjacielu... Musimy użyć wszystkiego co mamy... - rzekł Neloth
- To może zniszczyć także nasze tereny... Ucierpią niewinni cywile... - rzekł inny dowódca
- Kto umrze to umrze i trudno... - odparł Neloth - Ofiary będą zawsze, niezależnie w jaki sposób będziemy walczyć...
Dowódcy zamilkli. Zaczeli się zastanawiać ze Neloth rzeczywiście wie co robi czy po prostu kompletnie już oszalał i postradał zmysły... Nie byli zadowoleni z tego w jaką stronę to zmierza i najchętniej to obraliby inna taktykę, ale nie zamierzali sprzeciwiać sie teraz królowi... Nie mieli też zbytnio wyboru... Musieli sie podporządkować..
- Wyślemy wojska.... Przebijemy sie na miejsce i zrobimy to... - rzekł po chwili ciszy Dowódca.
Neloth słysząc to klasnął w dłonie zadowolony
- Haha! Dobrze! O to chodzi! Licze na was panowie... Liczę, że nie zawiedziecie... - mówił szaleńczym tonem Neloth - Nie chcę żadnych błędów... Bo skrócę was o głowy....
Po tych słowach Neloth najzwyczajniej wyszedł z pomieszczenia zostawiając dowódców samych. Każdy z nich zaczął obawiać się teraz o własne życie... nikt nie chciał stracić głowy...
- Moze powinniśmy poprosić o pomoc Lodowe Elfy... - rzekł po chwili ciszy jeden ze starszych dowódców.
- Naprawdę myślisz że by się zgodziły? - burknął inny - Nie bez powodu żyją w kompletnej izolacji... Nie chciały być częścią naszego Królestwa... To odmieńcy...
- Tak.. ale też elitarni wojownicy... - odparł starszy dowódca - Ich lider... Z tego co wiem aktualnie jest nim niejaki Baruka... Jest młody, ale podobno niezwykle potężny i inteligentny... Jego wsparcie mogłoby sie okazać kluczowe...
Kilkoro z dowódców słysząc to pokiwało głowami... Oczywiście byli jednak też tacy co nie byli przekonani co do tego pomysłu... Lodowe Elfy były odmiennym plemieniem.. odmienna rasą... i przez te wszystkie lata relacje pomiędzy nimi a Mrocznymi Elfami był raczej oziębłe... Do współpracy (jeżeli takowe w ogóle by nastąpiła) z pewnością trzeba byłoby ich jakoś zachęcić...
Lorenzo leżał wściekły... uderzał pięścią w ziemię.. czuł bezradność... był w furii.. dyszał ciężko...
- Kur*a... przesadziła.. wariatka... co ona odwaliła... to już zbyt wiele... - mówił podnosząc się wolno...
Emily zaś zerknęła na Lupus.. z jej oczu płynął ogrom łez...
- Cczzemu mi to robbbisz... ddlaczego.. zzazdrosnna wariatko.. - mówiła drżącym głosem - Jak mogłaś... nienawidzę cccię... Lorenzo cię ukarze... - przemawiała, krzyczała z bólu...
Lorenzo zaś podbiegł do okna.. widział co się odwala... w jego dłoni momentalnie pojawiły się zaklęcia.. wymierzył serią zaklęć prosto w plecy Lupus...




Drakkan i Siael brutalnie miażdżyli na swoich frontach wrogie elfy... kasowali wszystko na swej drodze, prawdziwa rzeź... elfy wyły w agonii...
Lupus zachichotała pod nosem i odwróciła kątem oka swoje spojrzenie na stojącego w oknie Lorenza... Widziała że ten strzela w nią zaklęciami.. Zamierzała to wykorzystać...
Błyskawicznie pochwyciła Emily zA włosy i użyła ją jako żywej tarczy... Wszystkie zaklęcia trafiły w jej już poturbowane ciało masakrując je teraz doszczętnie.. Emily ponownie zawyła w agonii. Gdy ostrzał ostał Lupus cisnęła nia impetem w ziemię i depnęła na jej głowe wbijając ja w ziemię... Zamachnęła się swoim berłem i po raz kolejny zaczeła ciąć jej ciało... Posiekała jej drugą nogę... potem prawą rękę, śmiejąc się przy tym szaleńczo i nieopanowanie... Kałuża krwi stopniowo była coraz większa... Kawałki ciała modelki latały na prawo i lewo.. Krew bryzgała wszędzie... Brutalność tego mordu nie znała granic...
Lorenzo nie mógł nic zrobić... Był bezradny... Widział jak jego ukochana ginie na jego oczach...
- HAHAHAH - śmiała sie Lupus zadając kolejne śmiertelne ciosy swoim berłem wycelowane w martwe juz ciało Emily.. Krew lała sie litrami... Rudowłosa jednak nie przestawała....

[Obrazek: lupusregina-beta-v0-pkr2fsqzbf6f1.webp]

- Myślisz że trochę ją poniosło? - zapytała Solussa spoglądając na to wszystko z dachu budynku
- Hmmmm.. Nie... To wciąż raczej w granicach normalności... - odparła Entoma spokojnym tonem
- Widać, że bardzo ją to cieszy... Musiała serio jej nie lubić... - odrzekła Solussa
- Coż... Ja też za nia nie przepadałam... nie była nikim intersującym... Zresztą podobnie jak Azazlef... - powiedziała spokojnym tonem Entoma
Solussa mruknęła pod nosem i przykucnęła spoglądając w bok
- To on tak? - zapytała
Entoma natychmiast odwróciła wzrok spoglądając na swoją siostrę
- O kim mówisz?
- Pytam czy to jest ten książę Lorenzo... Ten co w oknie stoi.... Nie widziałam go bowiem jeszcze z bliska... - powiedziała Solussa wskazują na sylwetkę księcia który stał dwa piętra niżej w oknie
- Tak... To on... - odparła Entoma
Solussa pokiwała wolno głowa.. Na jej twarzy pojawił sie lekki uśmiech... Teleportowała się...

W tym samym momencie Lupus zamachnęła sie swoim berłem i brutalnie odcięła głowę Emily i podniosła ją w górę trzymając za włosy... Strumień krwi spłynął po jej ramieniu... Jej oczy błysneły.... Popatrzyła na Lorenzo z szyderczym uśmiechem.
- Jo!!! Książe! Twoja kochanka chyba straciła dla ciebie głowę! Rozumiesz?! STRACIŁA GŁOWĘ! HAHAHAHA! - ryknęła Lupus
[*] Emily dodana do cmentarza SadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSadSad


- KUR*A!!!!!!!!!!! - ryknął Lorenzo widząc co uczyniła Lupus - BYDLĘ!!! OKURTNE BYDLĘ! - wrzasnął paskudnym tonem, odbiegł od okna... nie zważał na nic, nawet na swój aktualny stan...
- TY CHORA WARIATKO... NIENAWIDZĘ CIĘ!!!!! - ryknął głośno, odsuwał się od okna... po tym widoku nie czuł się za dobrze, czuł że go to mocno obrzydziło... Lupus była paskudna... zaczął biec przed siebie, wypadł z komnaty... ruszył przed siebie... w jego głowie był amok... całkowity...
- CHORA wariatka... szalona... przesadziła... zniszczę ją... - syczał okrutnie...
Przekierowanie