Jeszcze kilkanaście minut temu całe miasto tętniło swoim życiem... Ludzie przechadzali się ulicami w ściśle określonych celach a strażnicy pilnowali porządku... Teraz jednak nic z tego sie nie ostało... W tym momencie miasto było terroryzowane przez bezwzględnego, ognistego demona który zabijał każdego na swojej drodze... Jego próby wydobycia informacji od mieszkańców kompletnie zawiodły, więc był zmuszony do podjęcia bardziej radyklanych i ekstremalnych środków. Ptolemy nie ukrywał w tym swojego niezadowolenia... Zabijanie bezbronnych ludzi było dla niego najzwyczajniej kompletną stratą czasu... Nie było w końcu tu nikogo kto mógłby im pomóc, byli kompletnie bezbronni i nie mieli też gdzie uciec... Zabijanie tak żałosnych i słabych istot nie sprawiało Ptolememu żadnej satysfakcji.... było to po prostu nudne...
W pewnym momencie Ptolemy zaprzestał dalszej destrukcji i rzucił swoje spojrzenie na gmach najwyższego budynku w mieście który cały czas stał niewzruszony... Była to świątynia której okrągła kopuła zbudowana była ze złota.. Ptolemy mruknął pod nosem i natychmiast pofrunął w jej kierunku. W kilka sekund znalazł się ponad budynkiem świątyni po czym z impetem wbił się w nią roztrzaskując złota kopułę, zawalając tym samym cały dach i lądując w samym środku miejsca kultu.. Gruz zasypał wnętrze świątyni niszcząc jej wnętrze i roztrzaskując wszystkie drewniane ławki które się znajdowały pod nim. Ptolemy nie wiedział czy przy okazji swojego gwałtownego wejścia nie zabił jakiegoś człowieka, ale ten fakt ostatecznie go kompletnie nie obchodził.
Demon rozejrzał sie po wnętrzu po czym udał się w stronę ołtarza gdzie znajdowało się miejsce do składania ofiar... Przy okazji dostrzegł tez kogoś kto klęczał przed owymi ofiarami i paląc kadzidło najwyraźniej oddawał cześć swoim Bogom..
Ptolemy zaśmiał sie pod nosem idąc w stronę ołtarza wolnym krokiem.. Każdy jego krok dudnił z ogromną siłą, uwalniając przy tym masę energii.
- Głupcy... - burknął mrocznym głosem - Wasi Bogowie was zostawili..
W tym samym momencie owa postac podniosła się z kolan i odwróciła się w strone Ptolemego.. Była to stara kapłanka... Na jej szyi widniały kolorowe talizmany a na rękach różnorakie bransolety.. Demon zdziwił sie lekko i zatrzymał się przed nią... W przeciwieństwie do pozostałych ludzi, nie wyczuwał od niej nawet odrobiny uczucia strachu przed jego osobą... Kobieta jedynie zmarszczyła brwi i podparła się drewnianą laską spoglądając bez słowa na demona. Ptolemy zaryczał donośnie prosto w jej twarz, ta jednak kompletnie nie zareagowała.
- Doprawdy ciekawe.... Nie boisz się śmierci.. wolisz stanąć naprzeciw niej i spojrzeć jej prosto w oczy... - rzekł Ptolemy spoglądając w doł na kobiete - A więc zginiesz jako ta odważniejsza od innych...
- To ty jestem tym który przynosi śmierć na nasze ziemie... - powiedziała kapłanka - Przeklęty ponad wszelkie czasy.... Naruszyłeś sakralność tej świątyni...
Ptolemy zaśmiał sie mrocznie pod nosem.
- Naprawde uważasz, że mnie to obchodzi? - zapytał
Kapłanka parsknęła pod nosem i odwróciła swój wzrok w inną stronę
- Mówisz tak ponieważ posiadasz moc, której nie posiadają inni... Nie różnisz się wiele od tej która nami włada... - odparła kapłanka
- Co... masz.. na... myśli... - rzekł Ptolemy wolno i zmrużył oczy
- Jak to co? Wladza i potęga zmienia ludzi... Tak było z naszą władczynią...Teraz sama opiewa się w bogactwie, kontroluje wszystko językiem siły... i nie obchodzą ją jej poddani... Poza jej pałacem panuje bieda i nędza.. ludzie żyją w głodzie a ona dysponuje wszystkim... Prosimy bogów codziennie o łaskę, aby oświecili jej umysł.. aby zmieniła swoje poglądy... 7 lat mineło... bez skutku.. wielu sie poddało.. wielu umarło z głodu...
Ona i ty nie różnicie się praktycznie wcale... Oboje jesteście demonami... Oboje zabijacie ludzi... Ty bezpośrednio, ona na dystans... Oboje jesteście siebie warci...
Ptolemy słysząc to przez chwile milczał... Z jego paszczy wyłoniła się chmura ognia..
- GDZIE.. ONA... JEST?! - zapytał - MÓW!
Kapłanka zacharczała i wolno odwróciła głowę spoglądając na demona. Jego mocny ton nie robił na niej żadnego wrażenia.
- Zamierzasz ją zabić...
- Oczywiście, że tak.... I nikt nie będzie w stanie mnie powstrzymać...
- Mhmmm... - mruknęła kapłanka jakby coś przypuszczała - Na pólnoc... przy Wielkiej Piramidzie... Tam rozciąga się złoty pałac... tam znajdziesz tą którą szukasz...
Ptolemy słysząc to wyprostował swoją postawę i rozpostarł skrzydła.
- Oby tak było.... - powiedział Ptolemy - Inaczej dopilnuje by w tym Księstwie nie ostał się nawet kamień na kamieniu...
Po tych słowach uniósł sie w góre i wyleciał przez ogromną wyrwę w suficie.. Kapłanka w milczeniu spojrzała w górę.. Spoglądała na to co pozostało z sufitu... Struktura budynku była kompletnie nie stabilna i w każdej chwili mogła sie zawalić... Ona jednak ignorując to podeszła z powrotem do ołtarza i uklęknęła przed nim.
- Bogowie....- jęknęła kapłanka - A więc moje wizje były znakiem od was... Były prawdą... Demon pożre demona... Król obal Króla... ach... tron posypie się w drzazgi... a Władca Zycia i Smierci przejmie wieczyste piecze nad tym światem...
W tym momencie ziemia lekko zatrzęsła się.... Ściany świątyni zadrgały...
- Nie ma innej drogi.... - mówiła kapłanka - Taka jest wasza wola... Spełni się słowo.. dopełni się słowo... a śmierć nie oddzieli nas od życia... CZEŚĆ I CHWAŁA... KU WIECZNOŚCI!...
Po tych słowach rozpostarła ręce i uśmiechnęła sie lekko... w tej samej chwili wielki odłamek ściany budynku odpadł i runął w doł z ogromną prędkością... Gruz spadł prosto na ołtarz i kapłankę, zabijając ją od razu na miejscu...
==================================================
Mroczna aura otaczała całą okolice wzdłuż i wszerz.. Niebo zakryte ciemnymi chmurami od wielu dni przysłaniało blask słońca pogrążając całą stolice w nieustannej ciemności. Ignathir spokojnym krokiem dotarł pod bramę ruin zamku królewskiego... W tej atmosferze prezentował się on niezwykle upiornie... Kompletnie nie do pomyślenia był fakt, że jeszcze kilka dni temu tętniło w nim życie, a Król przyjmował w nim swoich poddanych wysłuchując ich próśb i zażaleń... Absolutna apokalipsa... Apokalipsa w którą do niedawna jeszcze nikt nie wierzył a mimo to się spełniła...
Arcymag doskonale był w stanie wyczuć, że w środku ruin ktoś się znajduje... Oczywiście doskonale wiedział kto... Był niezwykle ciekaw czy wszystko przebiegło zgodnie z planem... Ptolemy zapewniał go wcześniej o tym, że przemiana księżniczki postępuję, a teraz powinna już być kompletna...Ignathir chciał zobaczyc to na własną rekę... Poza tym mówił mu też, że Yunna chciała bardzo sie z nim spotkać... Uznał więc że spełni jej życzenie...
Ignathir podszedł do wrót zamkowych i samym machnięciem ręki otworzył je... Wrota zaskrzypiały otwierając się na oścież... Arcymag dostrzegł, że w srodku panuje absolutna ciemność a jedynie przez szczeliny w dachu i powybijany okna padają niewielkie promienie światła. Mrok nie był jednak dla niego problemem... Doskonale widział w ciemności... Jego oczy przepełnione zielonym blaskiem błyszczały jak latarnie w kompletnym mroku... Przez krótką chwile stał w miejscu podpierając swoje ciało kosturem, po czym usłyszał zbliżające się w jego stronę kroki... Natychmiast skierował swój wzrok w stronę z której dobiegały..
- Mój.. Panie... - usłyszał dziewczęcy głos
Ignathir nie odpowiedział.
- Mój Najwyższy Panie.... Przybyłeś.... - zachichotał głos
- W rzeczy samej... Yunna... - odparł Ignathir poważnym tonem zaciskając dłoń na swoim kosturze.
Słysząc jego słowa księżniczka natychmiast podbiegła do niego... upadła na kolana i ucałowała jego szaty..
- Czekałam na ciebie.. czekałam tak długo.... Nareszcie... - mówiła i podniosła swój wzrok patrząc mu prosto w oczy.
Arcymag spoglądał na nią z zainteresowaniem.. Wyciągnął rękę i swój wskazujący palec włożył pod jej podbródek... Nastepnie delikatnie pociągnął w górę sprawiając aby wstała z ziemi..
- Wygląda na to, że twoja przemiana została zakończona... Niech ja Ci się bliżej przyjrzę... - powiedział arcymag i przejechał palcem po jej policzku... Zmierzył ją wzrokiem z góry na doł i kiwnął lekko głową.. W rzeczy samej wyglądało na to, że Yunna przeszła w pełni swoją przemianę po aktywowaniu artefaktu... Jej moc magiczna zwiększyła się wielokrotnie...Ignathir był w stanie dobrze wyczuć jej aurę... Była zdecydowanie bardziej potężna niż wcześniej... Jej wygląd też znacząco się zmienił... Jej skóra była teraz blada... a oczy błyszczały krwistoczerwonym kolorem... Zdecydowanie była bardzo atrakcyjna jak na potwora... Nie była w końcu już człowiekiem...
- Czy odczuwasz jeszcze jakiś ból? - zapytał po chwili Ignathir zabierajac swoją dłon z jej twarzy
- Nie mój Panie... Fakt...Cała procedura... cała przemiana.. była niezwykle bolesna... moje ciało wypalało sie żywcem.. kawałek po kawałku... Teraz jednak... nie czuje już nic... Przeżyłam te cierpienia... przeżyłam je myśląc o tobie...
Ignathir słysząc to wzdrygnął się i chrząknął pod nosem.
- Oh.... tak... jasne.. rozumiem... - odparł - W takim razie myślę, że nadszedł czas abym Cię z stąd zabrał...
Yunna słyszac to uśmiechnęła się szaleńczo.. Jej oczy błysnęły.
- Zabrał?!! Oczywiście!! Zabierz mnie gdziekolwiek chcesz!! Pójdę z tobą wszedzie! - ryknęła podekscytowany głosem Yunna
Ignathir westchnął.. Wiedział, że zabranie Yunny do Dalthei moze nie być najlepszym pomysłem, ale miał świadomość, że nie moze jej tutaj zostawić samej... Poza tym obiecał Pellarowi, że bedzie mógł zobaczyć się ze swoją siostrą... Był niezwykle ciekaw ich interakcji... Był ciekaw jak oboje zareagują na swoją obecność... Oboje w końcu nie byli już ludźmi... Oboje zatracili swoje człowieczeństwo i odrodzili się jako nowe istoty... Czy w ogóle rozpoznają się nawzajem? Mógł jedynie na ten temat gdybać...
- Chodźmy więc... Zabiorę Cię do miejsca w którym ktoś chce się z tobą zobaczyć... - rzekł arcymag odwracając się i idąc w stronę wyjścia
Yunna zdziwiła sie lekko na te słowa.. Szybko jednak dogoniła arcymaga...
- Ktoś? Kto to taki? - zapytała uroczym tonem wyraźnie zainteresowana
Ignathir zaśmiał się pod nosem.
- Wybacz ale nie mogę Ci tego teraz powiedzieć... To pewnego rodzaju niespodzianka... - odparł arcymag przechodząc przez próg
- Oh... - mruknęła Yunna - Uwielbiam niespodzianki mój Panie...
Yunna zatrzymała się nagle w progu drzwi wyjściowych... Po raz pierwszy od kilku dni mogła dostrzec jak wygląda w pełni krajobraz miasta.. Przez cały okres swojej przemiany nie wychodziła bowiem na zewnątrz... Jej oczy przyzwyczaiły sie już do kompletnej ciemności w ruinach zamku, wiec gdy tylko wyszła na zewnątrz poczuła drażniące światło, mimo iż niebo i słońce zakrywały ciemne chmury.
Arcymag odwrócił w jej stronę swoje spojrzenie widząc ze ta sie zatrzymała.
- To twój pierwszy raz na zewnątrz poza murami zamku... - rzekł Ignathir spokojnym tonem - Nie musisz się spieszyć...
- Tsss....Nie... nie.. wszystko w porządku.... Moje oczy.. muszą sie tylko przyzwyczaić... tss... - powiedziała Yunna mrużąc oczami... Po chwili wyciągnęła rękę przed siebie i natychmiast w jej dłoni pojawiła się niewielka czarna parasolka.. natychmiast rozłożyła ją nad sobą i podeszła do Ignathira
Arcymag spojrzał ponownie na jej twarz.. Dostrzegł jej uśmiech..
- Już lepiej.. hah! - powiedziała i zachichotała cicho
- Światłowstręt jest normalny w twoim przypadku... Jesteś w końcu teraz wampirem wyższym... Najlepiej będzie dla ciebie jeśli po prostu bedziesz unikać intensywnego światła słonecznego... - rzekł arcymag po czym popatrzył w niebo - Dobrze się składa więc, że jest dzisiaj pochmurnie...
Yunna zaśmiała sie na jego słowa.
- Bez obaw Mój panie... - powiedziała z uśmiechem na ustach - Aczkolwiek cieszy mnie to, że się o mnie martwisz....
Ignathir kiwnął lekko głową reagując na jej słowa, po czym oboje ruszyli wspólnie dróżką prowadzącej do zamku aż do miasta... Nieumarli którzy tam byli natychmiast kierowali swój wzrok na arcymaga i księżniczkę idąca u jego boku.. Obserwowali ich w milczeniu... Żaden z nich nawet nie drgnął... Żaden z nich nie miał odwagi... Wielu spoglądało na Yunne przyciągani wyglądem jej uroczego i wyróżniającego sie na tle całej szarości miasta czerwono-białego outfitu oraz uśmiechu który nie znikał z jej twarzy... Yunna natomiast nie wydawała się ich obecnością i spojrzeniami w ogóle przejmować... Idąc pod czarną parasolką spoglądała z radością tylko na swojego mistrza i absolutnego Pana... Tego który nadał jej dar wieczności... Tego który kompletnie zmienił jej dotychczasowe życie i nadał mu niespotykanych do tej pory kolorów...
YUNNA:
================================================
Entoma wygodnie siedząc na swoim tronie spojrzała w stronę Galthrana który właśnie przybył. Jej karminowy wzrok przeszył go z góry na dół.
- Nic nie szkodzi... - powiedziała spokojnym tonem - Komendanci powinni zaraz przybyć... Wyjdź im na spotkanie... Wprowadzisz ich do środka gdy się pojawią...
Lupus mruknęła cicho pod nosem.. Jej wilcze uszy zadrgały kilka razy.. Leżała na boku przez chwile, po czym obróciła się samoistnie na plecy.. Nie miała zielonego pojęcia, że właśnie obserwują ją dwa dżiny.