MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ralof spojrzał się na Bala:
- Zostanie z wami - odparł, szkielet skinął głową.

=====

- Tak Lordzie? - powiedziała Namira
- Chodź, pokażę ci coś... - Namira poszła za dźwiękiem jego kroków
- Ale ja nie widzę... - powiedziała
- Otóż to, moja droga. Zaraz to się zmieni.
- Neclarze, życzę udanej wyprawy.. - powiedział Ikar
Neclar deportował się z domu Saula..

- Demsundo Akra Imi! - krzyknął Pariah i dzięki swojej złotej różdżce zaklnął medalion, ten jednak lezał nieruszony..
- To potężna czarna magia.. - powiedział Ikar
- Zaiste. - odparł Pariah
- Bombarda! - krzyknął Ikar, amulet nadal leżał na ziemi nieruszony

Arcan wyszedł z komnaty, zauważył Namirę i Malacatha...
- Arcanie! Jak dobrze cię widzieć - powiedział Lord.
- Zaczynaj - rzekła Namira.
Malacath skierował ręce w stronę oczu dziewczyny. Z palców zaczęła wylatywać mroczna energia. Powoli Namira odzyskiwała oczy.
- Ministrze! Mam pytanie! - Jeden dziennikarz przebił się przez tłum.
- Jakim sposobem został Pan Ministrem? Był przecież wydany na Pana wyrok śmierci. Przecież popełnił Pan dużo przestępstw? - Pytał.
Fred szczerzył się.
- A cóż innego miałem uczynić? Panie dziennikarzu? Czy gdybym siedział cicho, nie wychylał się, robił swoje... Zyskałbym to stanowisko? Haha. - Powiedział Fred.
- Myślę, że tak... Nie trzeba popełniać przestępstw, by do czegoś dojść. - Powiedział Dziennikarz prześmiewczo.
Fred szczerzył się, aczkolwiek grymas był teraz bardziej poważny... Bardziej złowrogi.
- A zresztą, mam co chciałem. - Dziennikarz spakował swój mikrofon, zaczął przepychać się przez tłum, szedł w kierunku wyjścia.
Fred spojrzał na Lucjusza. Kiwnął głową.
Lucjusz również kiwnął, deportował się przed Ministerstwo.
Dziennikarz wyszedł z budynku, odetchnął świeżym powietrzem. Ruszył uliczką... Nagle, ktoś pociągnął go za rękę, zaciągnął w inną uliczkę. Był to Lucjusz.
- Co jest... - Powiedział Dziennikarz, następnie poczuł kłucie w boku... Lucjusz zatopił ostrze noża w jego boku. Dziennikarz splunął krwią. Lucjusz ciął go po raz drugi, tym razem prosto w serce. Dziennikarz padł na ziemię w kałuży krwi.
Lucjusz poprawił czarne rękawice na rękach, otarł nóż o ubranie dziennikarza, następnie wrócił do Ministerstwa, pojawił się obok Freda.
- Załatwione. - Szepnął mu na ucho, Fred natomiast dalej odpowiadał na pytania.
- Czy zmusił Pan Królową, by mianowała Pana Ministrem? - Padło kolejne pytanie.
- Niee! Oczywiście, że nie. - Szczerzył się Fred. - Nikogo do niczego nie zmuszałem... Wszystko zostało zrobione polubownie. Ja chcę tylko jak najlepiej dla Krainy. - Powiedział.
- Jak Pan skomentuje ostatnie doniesienia, jakoby Królowa Cecilia i Król Neclar zaatakowali szkołę magii? - Kolejne pytanie padło.
- Nie wiem co robi Neclar, haha... Widocznie wypełzł ze swojej kryjówki, bo do niedawna wszyscy uważali go za zmarłego. - Powiedział Fred.
- Jednak oznajmiam, że Królowa nie zaatakowała żadnej szkoły... Są to tylko nędzne kłamstwa i machlojki Malacatha. - Powiedział Fred.
- A właśnie, Ministrze! Co do Banku Gringotta! - Krzyknął jeden Dziennikarz.
- AaaA! Bank Gringotta! Czekałem na to pytanie! - Krzyknął Fred, przekrzyczał wszystkich, przyłożył Różdżkę do gardła, by każdy go usłyszał.
- Wiecie?! Wiecie, ludzie, cóż stało się z Bankiem Gringotta? Dlaczego nie możecie odebrać swojego złota? Powiem Wam! - Krzyczał.
- Bank Gringotta został obrabowany przez Malacatha! Tego parszywego Elfa! Postanowił obrabować bank, wywieźć wasze złoto, rozdać to złoto jego nędznym, ślepym wyznawcom, a także podjudzać ludzi otumanionych przez postawione przez niego fontanny! - Krzyczał Fred.
- Malacath uważa się za Lorda! Chce władać krainą! A cóż czyni? Same zbrodnie! Obrabował Bank Gringotta, w którym swoje złoto trzymało większość Czarodziejów! Pozwolicie mu na to?! - Krzyczał.
- Mało tego! - Mówił dalej.
- Malacath zabił Dyrektora Banku! Zacnego Goblina, który sprawował ten urząd od wielu, wielu lat! Goblina, który zrobił bardzo wiele dobrego dla tego Banku! - Krzyczał.
- Ministerstwo nie będzie tolerować takich zachowań! Osobiście mianuję nowego Dyrektora! Ministerstwo wyda wszystkim Czarodziejom złoto z własnej kieszeni, póki złoto z Banku nie zostanie odzyskane, co również Wam obiecuję! Odzyskamy to złoto! Do tego czasu, po pieniądze będziecie mogli zgłaszać się do Ministerstwa, gdyż od teraz, gdy sprawuję urząd Ministra, to właśnie Ministerstwo stało się najbogatszym i najbardziej wpływowym miejscem! Mało tego! Każdy Czarodziej, który przybędzie do Ministerstwa i podpisze dokument, w którym zobowiąże się do rzucenia zaklęcia "Avada Kedavra" na każdego napotkanego Elfa, również otrzyma duża sumę pieniędzy! - Krzyczał Fred, tłum zaczął klaskać i wiwatować. Czarodzieje cieszyli się, większość zaczęła szanować Freda.
- Ale co do banku... Jeden z głównych Aurorów, Lucjusz, opowie Wam więcej! Był świadkiem Tego wszystkiego! Potwierdzi moje słowa! - Krzyczał Fred, następnie odsunął się krok w tył, Lucjusz wyszedł do przodu.
- Witajcie! Tak! Byłem w Banku Gringotta, podczas gdy Wyznawcy Malacatha wywozili złoto... Przewodził nimi Czarodziej o imieniu Arcan! Każdy zapewne wie, kim jest... Według Ministerstwa - Parszywą łajzą. Nędznym Czarodziejem, który służy Malacathowi niczym pies! Dobrze wiecie, że Czarodzieje są o wiele ważniejsi niż jakieś nędzne Elfy! Ministerstwo wydaje list gończy na Arcana! Oraz udziela pozwolenia, na użycie zaklęcia "Avada Kedavra" każdej osobie, która napotka Arcana! - Krzyczał Lucjusz.
- Co do banku. Osobiście widziałem, jak wywożą złoto... Dyrektor Banku próbował obronić to złoto, jednak zapłacił za to śmiercią... Ja również chciałem im przeszkodzić, razem z moim wspólnikiem, który też niestety... Zginął. Elfy zapłacą za to, co zrobiły. - Lucjusz skończył, następnie wycofał się w tył.
Fred wyszedł do przodu.
- Niestety, ale nie mamy teraz czasu na dalsze odpowiadanie na pytania! Ministerstwo musi działać! Niechaj każdy wraca do swoich obowiązków, a następnie stawi się na weryfikację, tak jak poprzednio mówiłem. - Fred odwrócił się, ruszył w kierunku windy, Lucjusz ruszył za nim, Ervest tak samo.
- Fred... Ministerstwo nie może... - Zaczął Ervest, Fred się zatrzymał.
- Do paki z tym starym dziadygą! - Powiedział.
- Co?! Nie możesz... Jestem głównym... - Powiedział Ervest, Lucjusz jednak odebrał mu Różdżkę, chwycił go.
- Taak, jesteś głównym Aurorem... Ale zamieszkasz w lochu! Nie będziesz krzyżował mi planów. Gdy będę potrzebował czegoś od głównego Aurora, będę kogoś wysyłał do lochu. Hahaha! - Śmiał się Fred. Lucjusz zaczął prowadzić Ervesta do lochu...




Tymczasem w Twierdzy Malacatha:
Vincent siedział zmarnowany pod drzwiami komnaty Królowej... Głowę miał spuszczoną, kręcił młynek kciukami... Tutaj, na najwyższe piętro, na którym znajdowała się komnata Cecilii zapuszczało się mało Kultystów, dlatego nikt go jeszcze nie zauważył.
Nagle jednak, Vincent usłyszał kroki... Ktoś szedł na górę.
Vincent szybko wstał, schował się za ścianą... Zauważył Kultystę wchodzącego po schodach... Kiwał się lekko na boki, był pijany.
Vincent obserwował go jeszcze chwilkę, a następnie, gdy ten był już wystarczająco blisko, wskoczył mu na plery, przewalił go, zaczął tłuc pięściami po głowie, szarpać, drapać, wgryzł mu się w szyję, następnie chwycił rękę Kultysty, pociągnął bardzo mocno i ją wyrwał... Vincenta odrzuciło w tył razem z ręką Kultysty, który już zdechł. Vincent spojrzał na wyrwaną kończynę, następnie wgryzł się w nią, krew prysnęła... Vincent zjadł rękę Kultysty.
- Obrazy... Malowidła Vincenta... Znaleźć! - Vincent przypomniał sobie o swojej komnacie na niższych piętrach... Ruszył w jej kierunku, zaczął schodzić po schodach.
Neclar znalazł się pod Hogwartem.
Lucjusz zszedł wraz z Ervestem do Departamentu Tajemnic, następnie wrzucił go do jednej z cel. Zamknął na klucz.
- Aurorze. - Lucjusz zdjął kapelusz z głowy i pozdrowił Ervesta, następnie wcisnął w łapska klucze jednemu z dwóch Aurorów pilnujących celi.

Fred natomiast wjechał windą na najwyższe piętro, stanął przed drzwiami od pokoju Ministra. Spoglądał na nie, szczerząc się. Nagle, podszedł jeden z Pracowników.
- Ministrze. - Dygnął przed Fredem.
- Czego? - Spytał Fred.
- Musimy powiesić tutaj tabliczkę... Co ma być na niej napisane? Jakiej ma być wielkości? Jakieś dodatkowe życzenia? - Spytał Pracownik.
- Aaa! Tabliczka, Haha! Taaak! Ma być wielka! Żeby każdy, nawet ślepiec ją ujrzał! Ma być na niej napisane: "Minister Magii - Fred" Tabliczka ma być cała ze złota, napis "Minister Magii" zaś ma być napisany Szmaragdami, moje imię zaś, Diamentami. Haha. - Powiedział Fred.
Pracownik zapisał wszystko na kartce.
- Dobrze, Ministrze. Ale to będzie kosztować dużo forsy. - Powiedział.
- Forsy pod dostatkiem! Mógłbym wykonać z milion takich tabliczek, Haha! - Powiedział Fred.
- Kiedy będzie gotowa? - Spytał.
- Myślę, że... Hmm... Za tydzień? - Odpowiedział Pracownik.
Fred wyjął sakiewkę, wcisnął mu w łapska.
- Za 2 dni. Dopłacę dziesięć tysięcy złota za skrócenie czasu o 8 dni. - Powiedział Fred. Pracownik uśmiechnął się, dygnął, następnie szybko gdzieś pobiegł.
Fred wszedł do gabinetu... Rozejrzał się po nim, następnie podszedł do fotela... Usiadł na nim, wyciągnął nogi.
- Hahahaha! Hahhahaha! - Fred śmiał się, patrzył na sufit, następnie spojrzał na tabliczkę stojącą na biurku. "Minister Magii - Fred".
Nagle, ktoś zapukał do drzwi.
- Wejść! - Krzyknął.
Lucjusz wszedł do gabinetu. Zagwizdał.
- Noo! Gabinet godny Ciebie, Fred. - Powiedział.
- Mów! - Powiedział Fred, szczerząc się.
- Ervest w lochu.
- Znakomicie! Ten dziad sprawiał zbyt wiele problemów... - Powiedział Fred.
- Co teraz? Idziemy na Nokturn, czy... - Spytał Lucjusz, Fred mu przerwał.
- Teraz Hogwart! Zamek, który od dziś całkowicie podległy będzie Ministerstwu. - Powiedział Fred szczerząc się i wstając z fotela.
- Zwołaj pięciu Aurorów. Wyruszą z nami. - Powiedział Fred, Lucjusz wyszedł z gabinetu...
- Nic mi nie jest.. - odpowiedział Meret Emilii
- Reducto! - krzyknąl Meret z łóżka, naszyjnik jednak nadal był niezniszczony...
- Nie zniszczymy go zaklęciem.. Saul wiedziałby co robić.. - powiedział zmarnowany Meret
- Dlaczego niby Saul by wiedział? - spytał Ikar
- Z tego co mówił mi Arcan, to on zabił Bazyliszka i zniszczył różdżkę Carrabotha, czyli dwa horkruksy Lorda.. - powiedział Meret
- Ah.. a więc tak.. Czyli jedyna nasza nadzieja nie żyje... - powiedział Pariah, stojąc w kącie
- Właściwie to dwie.. Arcan.. - powiedział Meret
- To zdrajca, potrzebujemy kogoś kto znał czarną magię ale nie obraca się w niej.. - powiedział Ikar
- Markald miał wielu uczniów w Londynie, uczył tam potajemnie gdy Hogwart był zagrożony i Carraboth sprawował przez krótki okres czasu władzę. - powiedział Meret
- Masz wielką wiedzę, jak na to, ile czasu spędziłeś w magicznym świecie.. - powiedział tajemniczo Ralof
- Takk. Jakoś tak wyszło.. - powiedział speszony Meret
- Musimy znaleźć z tego grona uczniów, jednego, który zniszczy ten horkruks.. - powiedział Meret
- Zatem, w drogę do Londynu! - powiedział Pariah i deportował wszystkich (Ralofa, Mereta, Ikara, Emilię)
Namira odzyskała oczy. Widziała słabo, miała rozmazany obraz.
- Przez pewny czas będziesz miała rozmazany obraz. To minie - powiedział Lord.
- Dziękuję, Lordzie... - odpowiedziała

Nagle do sali wbiegł kultysta:
- Lordzie! Jakiś mroczny elf! On chce się z tobą widzieć! - mówił
- Nie dajcie mu czekać. Niech wejdzie - powiedział i usiadł na tron.
Czarodzieje oraz Ralof znaleźli się pod bramą kamienicy w której mieszkał Markald, weszli do jego domu by zdobyć informacje na temat listy jego uczniów..
- Wy pilnujcie, czy czasem nikt za nami się nie deportował. Ministerstwo już teraz nie jest po naszej stronie.. - powiedziała Emilia do Ralofa i Mereta
- Tak samo jak inni.. - powiedział Meret

Emilia, Ikar i Pariah weszli do środka.. Mieszkanie było całe pokryte pajęczyną.
- Nie było tu nikogo od kilku miesięcy.. - powiedziała
- Markald zginął 2 miesiące temu, nic dziwnego.. widziałem go w przejściu.. - powiedział Pariah
- Tu jest! - odezwał się Ikar
- "Jeremy Spott, Jake Davens, Rased Khamida, Alan Ronstein, Marcelia Task, John Task, Chase Johnson"
- Pariahu, sprawdź kto mieszka z nich w Londynie.. - powiedziała Emilia
Za pomocą magii Pariah od razu odpowiedział..
- Jake Davens, kilka przecznic stąd. Ma 22 lata.
- Wspaniale, wyruszamy więc, nie ryzykujmy deportacją.. - powiedziała
Na dół zeszli już Emilia, Ikar i Pariah.
- Idziemy do kolejnej osoby - powiedział Ikar.
- Widok szkieleta chodzącego po ulicy może trochę zastanawiać - powiedział Ralof, ale poszedł razem z nimi bez zastanowienia.
Przekierowanie