Malacath znalazł się w środku zamku Cecilli. Wokół niego było pełno sztandarów ze znakiem krakena (już kiedyś je przedstawiałem. Czerwony materiał, złoty symbol krakena na środku).
Nagle podszedł do niego Talos.
- Lordzie... - ukłonił się
- Gdzie jest Auriel? - spytał elf
- Przygotowuje mury do obrony - odpowiedział.
Lord podszedł bliżej okna. Spojrzał na mury i ujrzał na nich pracujących Kultystów. Nosili beczki z trotylem, kotły ze smołą, broń...
- Jak z miasteczkiem? - spytał Lord
- Skończyliśmy. Beczki są połączone, ułożone do 10 metrów od siebie - rzekł Talos.
- Doskonale... Pamiętaj, tylko w chwili niepowodzenia masz to zdetonować - odrzekł Malacath.
- Rozumiem, panie.
=====
Ravcore tymczasem zszedł z okna. Przebiegł kilka metrów i wdrapał się na budynek. Jako wozak zaczął szybko przemieszczać się po dachach budynków. Zatrzymał się obok Cecilli, Mereta i Barbarossy, obserwował ich z góry. Przemienił się w człowieka i wziął sakwę w dłoń. Otworzył ją, wysypał garść monet na rękę. Przypiął znów sakwę do pasa.
Ravcore wyrzucił całą garść monet na grupkę ludzi (w tym Cecillie, Mereta...). Od razu przemienił się w wozaka i zwinnie zbiegł w dół.
Ludzie zaczęli podbiegać i zbierać monety, krzycząc głośno i ciesząc się. Wozak tymczasem przemknął przez tłum i wdrapał się po nodze Mereta. Następnie zaczął wspinać się po jego plecach, aż na końcu wpadł do jego kaptura. Bohaterowie nie wiedzieli co się stało, ale bardziej byli zainteresowani statkiem Barbarossy. Meret nie poczuł jak Ravcore w postaci wozaka skrył się w jego kapturze.
- Pariahu, wody, wody - krzyknął Tempus
- Co się dzieję - Pariah szybko przyniósł wodę
- To pierwszy atak..To moje ostatnie tygodnie Pariahu, jak nie dni - odparł Tempus
- Damy radę. Zobaczysz bracie. - odpowiedział mu Pariah
Tymczasem w Apokryfie:
- Długo będę tu jeszcze siedział? - spytał Neclar
- Musisz nauczyć się jeszcze jednego, najważniejszego dla ciebie krzyku - odpowiedział bóg.
- Przecież już znam ponad połowę tego co Lord, co mi da jeszcze jeden? - powiedział Młody Bal
- Ten krzyk pozwoli ci na między innymi zniszczenie fontann - odrzekł Akatosh.
Neclar zastanowił się chwilę. Po chwili zaczął znów trenować...
Barbarossa uśmiechnął się na widok wracającego okrętu. Słyszał wiwaty za plecami, krzyki.
Cecilia podeszła do niego.
- Kontrolujesz ten Okręt... Nawet na nim nie będąc? - Spytała.
- Zemstę i Mnie łączy piękna więź. Liny... Ster... Maszty i żagle słuchają tylko Mnie. Pływamy tylko dokąd zechcę. - Odpowiedział Barbarossa.
======
Charles LeMour biegał przestraszony po pokładzie.
- Nie... Mój wspaniały plan. Nie powiódł się?! Niemożliwe!!! - Wrzeszczał sam do siebie.
Piraci przywiązani do masztu śmiali się jedynie.
- I na co Ci to było, głupcze? Korzystaj, z ostatnich chwil. - Mówili.
Charles podszedł do nich, wkurzony i przerażony.
- Co Ty gadasz?! Przecież Was też zabiją! Nie pomyśleliście o tym?! - Krzyczał Charles.
- To Wy pozwoliliście ukraść najcenniejszy skarb Barbarossy, kretyni! Czeka was to samo! - Wrzeszczał do nich, następnie zaczął kopać jednego z Piratów, by się wyżyć.
- To samo was czeka! - Krzyczał, kopał.
Statek był już bardzo blisko portu... Prawie wpływał.
- Mamy mało czasu Cecilio - odparł Meret
- Musimy jak najszybciej wracać - dodał
Namira po długiej ciszy odezwała się.
- Umrę. Wiesz o tym - powiedziała zdołowana nadal patrząc przez okno.
=====
Ravcore w postaci wozaka siedział w kapturze Mereta i podsłuchiwał...
Zemsta Królowej Anny dobiła do portu, w którym pojawiało się coraz więcej ludzi.
Barbarossa odwrócił się w stronę Cecilii.
- Nie w takich okolicznościach mieliśmy wchodzić na pokład... - Powiedział.
- Zaczekaj, Cecilio. Trzeba oczyścić pokład ze szczurów. - Dodał i zaczął wchodzić na pokład.
Wszyscy obserwowali zajście. Krzyki ucichły.
Charles LeMour stał na pokładzie, naprzeciwko Barbarossy.
Kapitan spojrzał na trójkę przywiązanych do masztu Piratów, następnie wrócił wzrokiem do przerażonego Charles'a, który zaniemówił.
Barbarossa westchnął.
- Charles... LeMour. - Zaczął.
- Jesteś świadom tego, coś uczynił? - Spytał.
Charles przełknął ślinę.
- Ja... Ja nie... Rozkazali mi... Ja nie chciałem. - Jąkał się.
Barbarossa wystrzelił z pistoletu w powietrze.
- Wszyscy wiemy, jak kończy się bunt na pokładzie. Śmiercią buntowników. - Mówił nieco głośniej.
- Co więc należy uczynić ze złodziejem, skoro buntownika pozbawiamy życia? - Spytał Barbarossa tłumu. Tłum zaczął przeklinać, wrzeszczeć, domagać się krwi i śmierci.
Barbarossa machnął swoim mieczem. Nagle, za plecami Charles'a pojawiła się lina, która oplotła jego nogi, a następnie zacisnęła się na nich i wyrzuciła go w górę. Zawisł głową w dół... Szabla, Różdżka i Pistolet, które miał przy sobie spadły na pokład z hukiem.
- Sądziłeś, że tak po prostu ukradniesz mi Zemstę, Charles? - Spytał Barbarossa, śmiejąc się.
Cecilia weszła na pokład.
- Kapitan Charles?! Dlaczego to zrobiłeś... Przecież... - Zaczęła, ale Charles jej przerwał.
- Dlaczego?! - Wrzasnął.
- Dlatego, że On - Pirat... - Wskazał Barbarossę.
- Ma wszystko. Bo sobie ukradł. Ograbił. A ja? Zwykły, poczciwy Marynarz... Nie mam nic. Ledwo wiążę koniec z końcem. Postanowiłem więc również ukraść coś dla siebie. - Powiedział Charles.
Wiele osób zaczęło się śmiać.
- Ambitny cel kradzieży, jak na amatora złodziejstwa. - Powiedział Barbarossa.
- Ale... - Zaczął Charles.
- GŁUPCZE! Zdechniesz za swoje czyny! - Wrzasnął Barbarossa i machnął mieczem. Lina puściła nogi Charles'a, a ten spadł z hukiem na pokład.
Barbarossa podszedł do Charles'a, chwycił go za gardło i uniósł lekko, by wszyscy go ujrzeli.
- Ten Kundel, LeMour był kiedyś w mojej załodze. Dawno temu... Ale zdradził mnie i wyleciał za burtę. - Powiedział Barbarossa.
- Sądziłem, że rekiny oskubały Cię ze skóry. - Powiedział do niego, następnie rzucił nim na pokład.
Barbarossa chwycił swój Pistolet przypięty do pasa i wycelował w leżącego LeMour'a.
- Żegnaj się... Teraz czeka Cię tylko kuferek Davy'ego Jones'a. - Powiedział Barbarossa.
- Błagam... - Zaczął skamlać Charles.
- Wybacz... - Dodał.
Barbarossa wycelował.
- Czekaj! - Krzyknęła Cecilia, zrobiła krok do przodu. Po sekundzie jednak było słychać tylko huk wystrzału. Cecilia odskoczyła do tyłu. Charles dostał w plecy. Po chwili było słychać kolejny strzał... I kolejny... Kolejny...
Barbarossa podziurawił jego ciało, a następnie przypiął pistolet do pasa.
Kapitan spojrzał na Cecilię.
- Nie musiał umierać... Sam tego chciał. - Powiedział jej nieco cichszym głosem, następnie spojrzał na trójkę przywiązanych do masztu Piratów.
- Głupcy. - Powiedział, patrząc na nich.
- Niesubordynację się karze. To niedopuszczalne, by trójka Piratów nie poradziła sobie z byle szczurem. - Powiedział do nich.
- Kapitanie... Wybacz! - Krzyknęli.
Barbarossa zamachnął się swoją ułamaną szablą i przeciął więzy, uwalniając Piratów.
- Wyrzućcie to ścierwo za burtę. Posprzątajcie pokład. - Wydał im rozkazy.
- Ajj, Kapitanie! - Trójka Piratów podeszła do truchła, następnie chwycili go, zamachnęli się i wyrzucili za burtę, wprost do wody. Po chwili, rekiny rzuciły się na krwawiące ciało.
Barbarossa podszedł do Cecilii.
- Zejdźmy jeszcze na chwilę z pokładu. Musi lśnić. Trzeba też wyjaśnić ludziom, co tutaj robisz. - Powiedział.
Nagle jednak, zza tłumu stojącego w porcie było słychać huk wystrzału... I Kolejny...
Tymczasem ludzie z miast zaczęli się gromadzić. Ubrani w różne prowizoryczne maski, unikali uroku fontann. Wszyscy wolni i nie omamieni czarodzieje gromadzili się, by wspomóc Cecillie do walki z Malacathem. Oczywiście znaleźli się też ci, którym tyrania Lorda odpowiadała. W kilkudziesięciu miastach zaczęły wybuchać bunty. Oddziały Kultystów jednak skutecznie tłumiły wszelkie próby walki. Do niektórych dotarły plotki na temat poboru ludzi do walki z Lordem. Wszystko było organizowane przez niejakiego Rufusa. Czarodzieje niestety nie wiedzieli gdzie może znajdować się jego "baza". Czekali w strachu w swoich domach, prowizorycznych chatach poza miastem, czy lasach na znak do walki...
Malacath tymczasem teleportował się do swojej twierdzy.
Pariah i Tempus wraz z Azulą czekali na dalszy rozwój wydarzeń w Point Vanis oraz w Apokryfie. W tym samym czasie Spector deportował się z miasta do miasta w celu sprawdzenia na jakim etapie są przygotowania do walki. Spotkał się z Rufusem, który za jego namową zdecydował się zebrać wszystkich ludzi chętnych do walki w Dziurawym Kotle, w tajnej siedzibie starego już Zakonu Feniksa.
Neclar w tym samym czasie trafił ostatnią iluzje Seekera. Był trochę zmęczony.
- Twój trening dobiegł końca Neclarze - powiedział nagle Akatosh.
- Jednakże musisz jeszcze poznać krzyk "przymus" - dodał.
Nagle przez ciało Neclara przeleciała tajemnica wiązka energii. Młody Bal poczuł kujący ból w okolicach blizny, którą zrobił mu Daron 5 lat temu. Po dłuższej chwili wszystko skończyło się. Bóg znów przemówił.
- Teraz jesteś gotowy, by zmierzyć się z twoim bratem.
- Dziękuję Akatoshu. Za wszystko - powiedział Neclar.
- Pamiętaj, że nasza umowa nadal obowiązuje. Jeśli z niej zrezygnujesz, spotka cię to samo co Malacatha - odrzekł.
Po chwili obraz Neclara zaczął się rozmazywać, jego ciało rozpływało się...