MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Tymczasem w Hogsmeade...
- Merecie podaj mi szklankę wody.. - mówiła kobieta
- Jasne mamo, proszę - mówiąc to chłopak podał kobiecie szklankę z wodą
- Skoczysz do sklepu po kilka bułek? Głodna jestem. - mówiła
- Jasne mamo!

Meret mieszkał w Hogsmeade od urodzenia. Liczył już 18 lat, znał w wiosce wszystkich. 5 lat temu to on i jego mama znaleźli w lesie poturbowanego Saula i pomogli mu dojść do siebie. Zawsze są bardzo gościnni, pomagają potrzebującym. Jednak od 2 lat chłopak musi radzić sobie sam, jego mama cierpi na poważną chorobę. Od 2 lat nieustannie leży w łózku, Meret zajmuje się wszystkim, przestał nawet uczęszczać do Hogwartu..
Chłopak mijał przecznice, na ścianach widniały różne ostrzeżenia z ruchomymi zdjęciami:
"Groźny czarodziej widziany przed zamkiem Królowej Cecilii, zaatakował naszą Panią!"
"Zabójstwo w barze, morderca poszukiwany"
Fred patrzył na parszywych czarodziejów... Zabrali całe złoto ze stołu. W sumie, 10 zdecydowało się zrobić z nim napad.
- Wyśmienicieee! Przygotujcie się... Drodzy wspólnicy! Dzisiejszej nocy obrabujemy bank Gringotta! - Krzyknął Fred, następnie odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
- Dokąąąddd. Szefieee?! - Krzyczeli za nim.
- Załatwić pewną... Sprawę! - Mówił Fred, śmiejąc się.

Fred wyszedł z ciemnych uliczek Nokturnu, następnie deportował się pod bramy Ministerstwa... Zauważył wsiadającą do powozu Królową.
- Królowa... Była u swojego przyjaciela! Pora, bym ja go odwiedził... - Fred ruszył w stronę wejścia.
Meret kupił bułki i wrócił do domu. Jak każdego dnia zaczął sprzątać dom i myć naczynia. Od 5 lat, każdego dnia myślał o jednej osobie, o Arcanie. Był dla niego jak ojciec, kiedy był mniejszy chętnie spędzał z nim czas. Niestety po zabiciu okrutnego Lorda zniknął po nim ślad. Chłopak żywi nadzieję że Arcan wkrótce odnajdzie się.
— Cześć! Jestem Diana! — powiedziała dziewczyna i zbliżyła się do księżniczki. — A co to za fajna zabawka, która się bawisz? — spytała i kucnęła koło dziewczynki
Fred wszedł do Ministerstwa, poprawił krawat. Wtopił się w tłum prawników i pracowników. Zmierzał w stronę gabinetu Ministra Magii.

===================
Azula spojrzała na Dianę.
- To jest Różdżka, ale nie mogę rzucić nią żadnego zaklęcia! Mama obiecała, że niedługo dostanę prawdziwą! - Mówiła Azula, ale patrzyła jeszcze niepewnie na Dianę.
- A ty masz Różdżkę? - Spytała po chwili.

============
Fred wszedł po schodach, był już przy gabinecie Ministra.
Dwóch Aurorów stało przed wejściem.
- Ministra Magii nie ma teraz w gabinecie, proszę przyjść później. - Powiedział Auror.
- Zaczekam w środku! - Krzyknął Fred.
- Nie ma mowy, nikt tam nie wejdzie. - Powiedział Auror.
- Imperius! - Fred cisnął zaklęciem w Aurorów.
- Wejdę tam i zaczekam. Wy powiecie Ministrowi, że nikogo tutaj nie było. Zrobimy mu niespodziankę! Bardzo ucieszy się na mój widok! Haha - Mówił Fred i się szczerzył, następnie wszedł do gabinetu i zamknął drzwi. Rozejrzał się, zauważył portret Davy'ego i inne cenne przedmioty.
- Ta parszywa gnida się urządziła... - Fred obejrzał cały gabinet, następnie zasiadł w fotelu Ministra i oczekiwał.
— Oczywiście, każdy czarodziej ma rózdżkę, to atrybut. — powiedziała Diana i wyciągnęła różdżkę. — Trzynaście cali, winorośl, rdzeń z zęba bazyliszka. — odparła i spojrzała na dziewczynkę. Następnie wykonała obrót różdżką powodując, że z jej końca wystrzelił zielony strumień świetła, który przybrał kształt królika, który zaczął skakać wokół małej księżniczki.
- Musicie powiedzieć Neclarowi ze tu jestem, musi mnie zobaczyć, musze z nim porozmawiać i to szybko - mowil Tempus do dyrektora i profesorki.
- Oczywiście, wysle zaraz sowe do jego zamku
Neclar szybko schował siekierę na widok Cecilli:
- I jak było? - spytał

=====

Do Ralofa podbiegł jeden ze strażników:
- Ralofie, jakaś bestia walczy z naszymi!
- Co?
- Smok na dziedzińcu! Ratować się! - szkielet usłyszał krzyki z dziedzińca
- Cholera jasna! - oderwał się od stołu i wyciągnął miecz, w lewej ręce miał przygotowany łańcuch

=====

Tymczasem Namira rozglądała się po zamku.- Gdzie to jest... Gdzie to jest...
- Hmmm... Zaryglowane drzwi... - pociągnęła za klamkę, nie mogła otworzyć
Dziewczyna cofnęła się od drzwi i wystrzeliła kulą ognia która rozsadziła drzwi...

=====

Alduin tymczasem walczył z żołnierzami.
- Aludin jeść! - krzyknął i złapał jednego z ludzi. Wrzucił go do swojej paszczy
- Łucznicy! Ognia! - krzyknął dowódca, strzały poleciały w bestię.
Smok stanął tyłem, strzały wbiły mu się w plecy powodując ból. Ryknął, następnie wbił się w nich rozbijając szereg. Dwóch odrzucił ogonem i spadli nieprzytomnie na ścianę, drugiego pochwycił w łapę i odrzucił nim innych. Jednego odrzuciło tak daleko że upadając skręcił sobie kark, dwoje pozostałych upadło przed biegnącym Ralofem.
- Co to kur** jest?! - ujrzał smoka
Sowa z Hogwartu dotarla pod sam nos Neclara.
Nagle do karoty wleciała sowa i usiadła pomiędzy Cecillią a Neclarem...
- A to do kogo...
Wziął sowę na rękę, ujrzał swoje imię. Wziął list z jej dziobu, sowa odleciała...
Neclar rozwinął list. Zaczął czytać.
- Co...?
- Tempus żyje?
- Cecillio... - schował list i spojrzał się na nią - Po powrocie do zamku muszę niezwłocznie udać się do Hogwartu. Tempus jest w ciężkim stanie i musi koniecznie ze mną pomówić.
- Woźnica! Ruszaj!
Zaczęli kierować się w stronę zamku...

=====

Namira weszła do środka. W pomieszczeniu było ciemno, pełno pajęczyn. Na środku na stojaku stała Czarna Księga.
- Czarna Księga rodu Balów... - powiedziała szeptem
Nagle do pomieszczenia wtargnęli dwaj strażnicy.
- A ty kim jesteś?!
- Ma Czarną Księgę! - powiedział drugi, wyjął miecz, drugi miał topór bojowy
Dziewczyna schowała Księgę do torby, zniknęła...

=====

- Ralofie, co robić?! - spytał strażnik
- A jak myślisz?! Idź połóż się w koszarach! WALCZ! - krzyknął, żołnierz ruszył do walki, tuż za nim Ralof...

=====

- A ona gdzie?!
- No pokaż się! - krzyknął drugi, Namira pokazała się, stała przy ścianie.
- Tu cię mam! - zamachnął się toporem, dziewczyna bez trudu uniknęła ciosu odskakując na bok. Broń wbiła się w ścianę.
- Cholera! - szarpał się, próbował go wyciągnąć
Namira wskoczyła na topór, przebiegła przez rękojeść, wyskoczyła w górę i kopnęła strażnika z półobrotu w szczękę. Przewrócił się na plecy.
- Osz ty! - krzyknął drugi strażnik
- Słodkich snów... - pstryknęła palcem, zniknęła
- Pokaż się! - Namira ustala za nim i pokazała się. Strażnik poczuł katanę na gardle i palec na ustach.
- Ciiiii... - szepnęła
- Dobranoc... - przeciągnęła ostrze...
Przekierowanie