MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Cecilia chciała, żeby każdy to słyszał... Trzymała Różdżkę bardzo blisko gardła... Miała zamknięte oczy...
- Elfy... Mroczne Elfy! - jej głos był bardzo głośny, słychać było go nawet poza murami zamku...
- Dlaczego tak postępujecie?! Podążacie za Malacathem, którego niesie chora ambicja... Ten Elf zamydlił wam oczy, nie słuchajcie Go!!!
- Agresją, przemocą... Wojną, niczego nie zyskacie! Odkąd zostałam Królową Elfy i Czarodzieje żyli w zgodzie, dałam wam wszystko czego chcieliście! Na prawdę chcecie zniszczyć masze relacje podążając za Tym wariatem?! - Spojrzała na Malacatha, było ją słychać w niemal całej Krainie, gdyż jej głos wydobywał się z radia, TV i innych rzeczy.
- Chcecie, abym skazała was na śmierć wypowiadając Elfom... - Przestała na chwilę, nie chciała wypowiadać tego słowa...
- Wojnę?! - Powiedziała głośno.
- Zaatakowaliście mój zamek, wyrżnęliście mnóstwo Czarodziejów i istot, jednak Kraina jest wielka... Świętujecie, chociaż zabiliście tylko małą garstkę moich poddanych... Ale ta garstka miała prawo żyć! Za to, że pozbawiliście ich życia, odebraliście mi zamek i zraniliście wielu moich przyjaciół, poniesiecie karę! - Mówiła.
- Czarodzieje i poddane mi istoty zniszczą wasze miasta, zabiją wasze rodziny... Po elfach nie zostanie ślad! - Była bardzo smutna, że musi wypowiadać te słowa... Czuła się tak, jakby była swoim Dziadkiem... Głos jej drżał...
- Zastanówcie się! Malacath to zwykły oszust! Zrobi z was niewolników i zniszczy Krainę! On chce was tylko wykorzystać żeby osiągnąć swój cel! - Krzyczała.
- Pani... - Ervest dał sygnał, że długo nie utrzymają już Malacatha...

Tymczasem Fred odzyskał już siły, podniósł swoją Różdżkę z ziemi... Słuchał Cecilii, poprawił swój garnitur, spoglądnął na zegarek na nadgarstku... Uśmiechnął się.

Cecilia skończyła mówić, rozglądała się po wszystkich w sali z nadzieją, że się opamiętają...
- ZDYCHAJ, nędzna Królowo! - Ryknął jeden Elf, biegł na Cecilię... Nagle, dostał w bok Avada Kedavrą... Od jednego z Profesorów Hogwartu, po słowach Cecilii Elfy, które ich trzymały puściły Profesorów i Dyrektora.
Elfy zaczęły rozmawiać między sobą, kłócić się... W innych miejscach w Krainie zaś Czarodzieje zaczęli odzyskiwać nadzieję po usłyszeniu głosu Cecilii... Tak samo różne istoty.
Kilku Aurorów także się oswobodziło, podbiegli do Cecilii. Wiele Elfów rzuciło się na nich, rozpoczęli walkę... Elfów było o wiele więcej, szybko odciągnęli wszystkich od Cecilii... Jeden Auror zdążył szepnąć jej na ucho...
- Pani... Przecież wojnę musi podpisać i zatwierdzić Minister Magii... - Elfy odciągnęły Go.
Niektóre Elfy nie atakowały, inne starały się przytrzymać Czarodziejów i istoty stawiające opór... Elfy były zmieszane.
5 Kultystów zaczęło zbliżać się do Cecilii, Królowa celowała w nich Różdżką...
Tymczasem Namira zabiła Penny'ego, Ervest'a kopnęła, Malacath już nie był przyciskany.
- Drętwota! - Fred cisnął w plecy Cecilii... Upadła na ziemię. Cała sala zamilkła. Słyszał wszystko, co Aurorzy i Czarodzieje mówili do Cecilii.
Fred kucnął przy Cecilii.
- Piękna przemowa, droga Cecilio! - Krzyknął.
- Ale Ci durnie Cię nie posłuchają... To tylko nędzne Elfy... - Powiedział.
- Przykro mi, ale muszę porozmawiać z Tobą na osobności... - Szepnął jej do ucha, następnie wstał, wyprostował się, szczerzył.
- Zaatakowałeś mnie? Umowa była inna, wspólniku! - Krzyknął, Fred, spoglądał na swój zegarek... Spojrzał na jeszcze lekko oszołomionego Malacatha na tronie.
- Nie będziesz siedział na tym tronie, parszywa Elfia gnido... Bombarda Maxima! - Fred huknął zaklęciem w tron, ten eksplodował i wyleciał w powietrze razem z cielskiem Malacatha, które po chwili runęło na ziemię...
- Elfie... Słaby z Ciebie biznesmen! Interesy załatwia się inaczej... - Mówił Fred..
- Musisz dotrzymać słowa, które zawarliśmy w umowie, wspólniku... - Mówił... Nagle, jeden Kultysta zaczął biec na Freda.
- Avada Kedavra! - Zabił go zaklęciem... Namira i reszta również zaczęli podchodzić do Freda...
- Lepiej się zatrzymajcie, Hahahaha! - Chichotał Fred, następnie uniósł lewą rękę w górę, prawą także... Lewą pstryknął palcami, prawą cisnął czerwonym zaklęciem, które wyfrunęło przez jedno z wysokich okien w zamku i rozprysło się na niebie...
Wszyscy się zatrzymali, zaczęli się rozglądać... Nagle, przez wybite już szyby, ale także niektóre wybijając, do sali głównej wpadło wielu Parszywych Czarodziejów z Noktrunu... Było również wiele nędznych istot z Noktrunu... Trzymali w rękach noże i Różdżki... Stało po 3 przy każdym Elfie/Kultyście/Seekerze, po 3 przy każdym Czarodzieju, Strażniku, Szkielecie, stali przy gościach...
Namirę obezwładniło 4 Parszywych Czarodziejów z Nokturnu...
- Jesteś głupcem, Malacath... Zdradzając wspólnika, pogrążyłeś swój nędzny los... - Mówił.
- To ja rozdaję tutaj karty... - Mówił. Parszywi czarodzieje rechotali, śmiali się... Po chwili wyjęli woreczki i zaczęli dmuchać pyłkiem, który znajdował się w środku w twarze Kultsytów, Elfów, Czarodziejów i wszystkich innych. Poprzez dostanie się pyłku do płuc, ofiara miała utrudnione oddychanie, czuła kłucie w klatce piersiowej i była nieświadoma.
- Malacath... Podobają Ci się moje prochy, którymi nafaszerowałem twoich ślepych wyznawców? Zrobił je dla mnie pewien potężny, sędziwy Alchemik, który dawno zawiesił swoją działalność za liczne oszustwa, przekręty i czarną magię... No, ale jak wiele osób, potrzebował forsy... Hahahahahha! - Mówił Fred, Parszywi zaczęli się śmiać, gdy usłyszeli słowo "forsa".
- Malacath! - Fred celował w niego Różdżką, jednak wycofał się do leżącej Cecilii.
- Dotrzymaj słowa, inaczej wystrzelę drugi sygnał i psy, które przybędą na mój sygnał, zagrodzą drogę twoim oddziałom opuszczającym mury tego zamku... - Powiedział, śmiejąc się.
- Haha! Ty psychopato... Niczego nie zdziałasz... - Śmiali się niektórzy Czarodzieje. Fred rozejrzał się po sali.
- Śmiejecie się ze mnie, bo jestem inny, a Ja śmieję się z was, bo wszyscy jesteście tacy sami... Hahahaha! - Fred zaczął się śmiać, tamci zamilkli.
- Fred... - Powiedziała Cecilia... Fred do niej podszedł...
- Zamilcz, bo zaraz też oberwiesz w tą śliczną Królewską buźkę, Cecilio... - Powiedział, następnie znów spojrzał na Elfickiego Lorda...
- Malacath?! Pamiętasz może jeszcze nasz plan, czy jesteś już zbyt mocno zaślepiony?! Pora chyba porwać Królową i Księżniczkę... Hahaha! - Krzyczał Fred, następnie rozejrzał się po sali... Musiał sprowadzić tu Parszywych, ponieważ teraz Malacath nie mógł go bezkarnie atakować...
Lord zregenerował już siły, krzyk dodał mu więcej siły.
- Weź Azule i deportuj się z nią do twierdzy... - powiedział cicho do Namiry
- Nie myślałeś chyba, że nasza współpraca obróci się w wieczny sojusz, Fred.
Lord uniósł czarodzieja w górę i mocno ścisnął za gardło, różdżka prawie wypadła mu z dłoni.
- Elfy! Komu jesteście wierni?! Mi, mrocznemu elfowi, który zna wasz ból, czy może tej królowej!
- Ale... Nie musimy być tacy! Samir nie mówił o ataku na zamek! - krzyknął jeden z elfów
- Bądźcie przy mnie, a wasz wysiłek nie pójdzie na marne! - powiedział lord, elfy zaczęły szeptać

- Gdzie jest Samir?! - krzyknął jeden z elfów
- Samir, wasz wierny przywódca, i mój przyjaciel, został zabity przez królową! - skłamał
- To nieprawda! - krzyczała Cecilia
- Ty elfia gnido... - dusił się Fred, lord ścisnął mocniej, różdżka wypadła mu z rąk
- Puszczaj go, bo rozwalimy twoich! - krzyknął jeden z parszywych
- Fred nie da wam spokoju, patrzy tylko na czarodziejów czystej krwi!
- Walczę nie dla siebie! Walczę dla elfów i dla tych, którzy są pokrzywdzeni przez królową! - mówił, czarodzieje z nokturnu zaczęli myśleć
- Nie dam wam worków z pieniędzmi... Dam wam szansę na zmianę życia!

Lord mówił dalej, czarodzieje z nokturnu zaczęli coraz bardziej szemrać i myśleć nad sytuacją

=====

- To tylko sen... Tylko sen... - mówił cicho Neclar

=====

- Król Neclar... Były król, stchórzył! Nie był godzien tytułu króla! Nie jest godzien nosić nazwisko Balów! Jako przedstawiciel elfów, powinien pomóc swoim braciom i siostrom!
- Ja naprawię jego błędy! Dam wam coś, czego pragniecie najbardziej, elfy!
- Dam wam krainę! Tak, jak kiedyś wasi przodkowie rządzili Magic World, wy będziecie robić to samo, razem ze mną!

Istoty zaczęły spiskować przeciwko Cecilii, przemowa Lorda bardzo do nich trafiła.
- Emilio, idź z Meretem do Hogwartu, nie deportujcie się, to bardziej bezpieczne.. - powiedział stanowczo Arcan
- A my - spojrzał na Ikara
- A my idziemy do Malacatha.. - powiedział Arcan
Arcan i Ikar deportowali się do głównej sali, ujrzeli wielkie oblicze Lorda Malacatha.
- Sectumsempra! - krzyknął Ikar w Malacatha, ten odbił zaklęcie
- Drętwota - krzyknął Arcan, zaklęcie lekko przesunęło Malacatha
Fred szczerzył się i śmiał... Znów spojrzał na zegarek na nadgarstku.
- Aaa! Już są! - Krzyknął, następnie przez okno wleciały 3 czarne kłęby dymu. Wylądowały obok Freda.
- Witajcie! - Krzyknął Fred, podał rękę trójce Czarodziejów, którzy przybyli.(Wzmianka o nich na 53 stronie) Trójka Czarodziejów była ubrana w garnitury, wyglądali elegancko i bogato jak Fred.(Proszę mi tu ich nie zabijać na razie).
- Hahahahaha! Udało Wam się przekonać wiele gnid! - Krzyknął Fred do swoich pracowników w Firmie (Ta trójka zajmowała najwyższe stanowiska w zarządzie w wielu firmach Freda).
- Bo mamy bardzo dużo środków! - Powiedział Lucjusz, podrzucając sakiewką z pieniędzmi. Zauważyli, że Parszywi Czarodzieje dyskutują o czymś, po słowach Malacatha...
Fred krzyknął do Parszywych:
- O czym dyskutujecie? Ten Elf niczego nie ma! - Wskazał Malacatha.
- Wy pracujecie dla mnie, dlatego będziecie Bogaci... Niedługo również czeka was dobrobyt, gdyż wiecie, kim będę w tej krainie! Hahahahha! - Krzyczał Fred, Parszywi Czarodzieje zaczęli się uśmiechać, niektórzy klaskać.
Cedric i Andrecjusz wyszli przed Freda.
- Zapomnieliście kto Wam płaci?! - Krzyczeli.
- Taak! Taaak! Pieniądze! - Stwory i Czarodzieje znów zaczęli trzymać Elfy i innych, pluć i przeklinać.
Fred zaczął krzyczeć do wszystkich:
- Chcecie porządku w Magicznym Świecie? Cecilia musi zmienić swoje postępowanie... Jeśli nie, to każdego dnia będą ginąć ludzie. Zaczynając od dzisiaj. - Fred cisnął Avadą w jednego z Profesorów Hogwartu, ten padł martwy.
- Dotrzymuję danego słowa, pamiętajcie!
- A teraz porywam Cecilię, by nauczyć prawidłowego zarządzania krainą! - Krzyknął Fred i odwrócił się w stronę Cecilii.
Tymczasem Cecilia zdążyła się już ocknąć, wstała, wycelowała Różdżką w Freda, jednak zauważyła Namirę skradającą się do jej córki.
- Wingardium Leviosa! - Uniosła Namirę, jej oręż spadł w dół.
- Nie zbliżaj się do mojej córki... Sectumsempra! - Cięła Namirę zaklęciem.
- Durnie! Cecilia była już obezwładniona! - Fred krzyczał w stronę Malacatha.
Cecilia odwróciła się w stronę Freda, wycelowała w niego Różdżką.
- Nic mi nie zrobisz... Nigdzie mnie nie porwiesz... Drętwota! - Cisnęła w niego zaklęciem, Fred odbił... Jego Wspólnicy dobyli Różdżek.
Fred się śmiał, po chwili zaczął mówić:
- Cecilio! Jestem przedstawicielem chaosu. I wiesz, co jest najważniejsze w chaosie? Jest sprawiedliwy! Nie chcę Cię zabić. Co bym bez ciebie zrobił? Wrócił do naciągania gangsterów? Do rabunków? Nie, nie, nie... Nie, ty... mnie uzupełniasz... Razem, Cecilio tworzymy wspaniały duet, który będzie zarządzał krainą! Ale szczegóły omówimy już na osobności! - Krzyknął, następnie cisnął Drętwotą w Cecilię, ta zablokowała...
Lord puścił mężczyznę. Fred był oszołomiony, nie wiedział co się stało.
- Was to ja się tutaj nie spodziewałem, a szczególnie nie ciebie... - poprawił maskę, lekko się przekrzywiła
- Może przedstawisz mi mojego gościa, Arcanie... - spojrzał na Ikara
- Ale... Z tego co pamiętam to nie dostaliście zaproszenia... Wszak teraz ten zamek jest pod moją kontrolą! - uniósł się Malacath
- Turi! - krzyknął w stronę Krakena
- Wracaj do domu, Turi! Dobrze się spisałeś! - Kraken zaryczał i zaczął odpływać w stronę twierdzy

Po chwili znów obrócił się w stronę przeciwników. Ujrzał kultystów, elfy, leżącego Freda, Cecillie, Arcana i Ikara. Czarodzieje z nokturnu zaczęli rozmawiać między kultystami. Część z nich przystąpiła do armii lorda...
- Poddaj sie Malacathie! - krzyknął Arcan
- Nazywam sie Ikar Draxan, jestem.. bratem Saula Draxana, wielkiego wojownika..
- Saul pojedynkowal sie raz z Toba, wtedy jednak nikomu na wieksza skale nie zagrazales.. mógł Cie zabić! - powiedział Arcan celując różdżka w Lorda
- Saul... Saul... Tak, tak... Pamiętam... - przypomniał sobie Lord
- Saul, wielki, potężny wojownik... Pojedynkował się z wieloma osobami z rodu Balów.
- Molag... Ja...
- Zun... Haal viik! - różdżki Arcana i Ikara wyleciały w górę, upadły obok Lorda
Ikar zobaczył wiszacy żyrandol, bylo ich kilka umieszczonych na resztkach sufitu. Korzystając z chwili nieuwagi rzucil kawalkiem ściany w żyrandol, ten spadl na nogi Malacatha powodujac ból.
- Teraz! - krzyknal Arcan w stronę Cecilii
Namira skorzystała z chwili i wzięła na ręce Azule, ta biła ją po ramieniu. Jej różdżkę schowała do kieszeni.
- Puszczaj! Mamusiu! - krzyczała
- Lordzie! - spojrzała na elfa, był przygnieciony
- Uciekaj z nią! Ja sobie poradzę! - dziewczyna rzuciła kulę ognia w Ikara, przewróciło go do tyłu, następnie deportowała się z księżniczką do twierdzy

- Fus... Ro dah! - wiązka energii uderzyła w Arcana, wywaliło go do tyłu
Lord powoli odsunął żyrandol i wstał.
Arcan wstał i otrzepal sie, to samo zrobil Ikar.
- Cecilio! Azula! - krzyknął Arcan
Przekierowanie