- To twój brat Neclarze.. - poważnie powiedział Tempus
- Kiedy się narodziłeś, twoi rodzice zdecydowali się oddać 6-letniego syna pod opiekę ośrodka.
Tempus pstryknął palcami, przenieśli się w czasie o 12 lat. Otaczał ich ten sam ośrodek.
- Rzuciłem zaklęcie maskujące, które 18-letni czarownik nie wykryje. Patrz, widzisz tego elfa, który idzie w stronę ośrodka? - zapytał Tempus
- To ten sam elf, którego 12 lat temu porzucili rodzice, to ten sam elf, którego przez 6 lat wychowywali twoi rodzice, dopóki nie urodziłeś się Ty, to twój brat -Malacath, Neclarze..- oznajmił Tempus
- Ja nie mam brata.
- Nie mam...
- Słyszysz?! - krzyknął, spojrzał na Malacatha i poczuł chłód
- Rozumiem twoje zdenerwowanie.. Gdyby Molag nie zabił twoich rodziców, powiedzieliby ci o tym.. Ale w tej linii czasu, niestety musiałem to ja zrobić..
W tym samym czasie w tle było widać Malacatha który niszczy ośrodek i morduje w nim istoty..
- Twój starszy brat planuje zemstę na Tobie, zostałeś jedynie Ty, twoich rodziców już nie ma..
- To niemożliwe, rozumiesz?!
- Nie mam brata! - wyciągnął siekierę, chciał rzucić z niej do Malacatha
- Pora na nas - mówiąc to Tempus pstryknął palcami
Dwójka czarodziei znalazła się spowrotem przy Ralofie i Rosie, dla dwójki towarzyszy minęło zaledwie 5 sekund..
$Trox patrz na chatbox$
Neclar kopnął w krzesło, odleciało na kilka metrów.
Chłopak wbiegł do swojej komnaty, trzasnął drzwiami, po zamku rozległo się echo hałasu.
=====
- Co się stało? - spytał Ralof
=====
Lord Malacath pojawił się przed alchemikami, Clavius za nimi.
- Cóż za słoneczny dzień! - krzyknął Lord
- Spadaj dziwaku! - powiedział Edward
Clavius uderzył chłopca z kostura w nogi, powalając go na ziemię.
- Poznał prawdę.. - oznajmił Tempus
- Na nas czas Rosie, bywaj Ralofie - mówiąc to Tempus zniknął z Rosem, udali się do wymiaru kieszonkowego.
- Kim wy jesteście?! - krzyknął Alphonse, zamachnął się w stronę Claviusa swoim żelaznym ramieniem, bez trudu uniknął ciosu
- Ro Ling! - z ziemi wyrosły pnącze które chwyciły Alphonse i uniemożliwiły jakikolwiek ruch
- A czy to ważne, kim jesteśmy? - powiedział Lord
- Dla was to i tak nie ma najmniejszego znaczenia... I tak... Umrzecie - uśmiechnął się przez maskę.
Edward próbował wstać, lecz kostur druida był zbyt potężny i przytrzymywał chłopca do ziemi.
Davy Benett wrócił do swojego pokoju, aby kontynuować pracę. Zaczął przeglądać papiery, jednak przed Ministerstwem wciąż była wrzawa i hałas.
Królowa Cecilia nie poszła za Neclarem i jego gośćmi. Ruszyła na najwyższy i największy balkon w pałacu, z którego było widać bardzo dużą część Krainy. Usłyszała krzyki, wrzaski. Spojrzała w dal, następnie wyciągnęła Różdżkę.
- Davidzie! Niechaj każdy usłyszy to, co teraz powiem... - Powiedziała. David kiwnął głową. Cecilia przystawiła Różdżkę do buzi.
- Moi Drodzy! Ostatnio wiele złych rzeczy się wydarzyło! Rozumiem wasze obawy i pytania. Postaram się wszystko Wam teraz wyjaśnić! - Mówiła Cecilia, była w radiu, Tv, na drugi dzień jej słowa będą w gazetach, wszędzie.
- Zadajecie wiele pytań... Oczekujecie odpowiedzi. Teraz je dostaniecie! - Mówiła.
- Wszystkich zmartwiło i przeraziło ostatnie włamanie do banku Gringotta... Pytacie, kto się włamał. Niestety, ale nie wiemy kto się włamał... Jednak Ministerstwo wciąż szuka śladów, gdy złapiemy sprawców, poinformujemy was o tym! Zabezpieczenia i ochrona w banku zostały zwiększone, teraz już nikt się tam nie włamie! - Mówiła Cecilia.
- Pytacie, czy Krainie zagraża jakieś nowe potężne zło... Nie! Żadne zło nam nie zagraża, drodzy mieszkańcy... Jesteście bezpieczni, póki Ja - Cecilia Carraboth siedzę na tronie! Nic wam nie grozi! - Mówiła.
- I w końcu... Pytacie, czy Lord Carraboth powrócił i czy będą kolejne wojny... - Cecilia przerwała na chwilę, łza popłynęła jej po policzku.
- Nie! Lord'a Carraboth'a tutaj nie ma... Zginął 5 lat temu! - Powiedziała Cecilia, następnie schowała Różdżkę. Transmisja się zakończyła.
- Pani! - Krzyknął David.
- Davidzie... Zostaw mnie na chwilę samą. - Powiedziała Cecilia, ocierając łzę chusteczką. David wyszedł z komnaty.
Minister Magii obejrzał całą transmisję.
- Wspaniałe przemówienie, Cecilio... Dobrze, że opanowałaś sytuację. - Powiedział Davy. Krzyki i wrzaski zaczęły cichnąć, Czarodzieje i wszystkie istoty zaczęły się uspokajać... Panika zaczęła stopniowo znikać.
Tymczasem Vincent zaczął tłuc pięścią w drzwi od swojej komnaty... Krzyki i trzaski były słyszalne na prawie cały pałac. Księżniczka Azula siedząca przy stole i czekająca na Mamę również je usłyszała.
Tymczasem Fred znajdował się w ciemnym pomieszczeniu.
- Ty wyglądasz mi na Aurora! Albo jakiegoś prawnika! Zabieraj się! - Krzyknął Parszywy Czarodziej, następnie splunął pod nogi Freda.
- Hahahahaha! - Zaśmiał się Fred, następnie postawił swoją walizkę na stoliczku.
- Nie jestem żadnym Aurorem... Jestem osobą, której nie podoba się aktualna sytuacja w tej krainie! - Krzyknął Fred.
- Postanowiłem... Zabić Ministra Magii, Davy'ego Benett'a! - Krzyknął Fred, zapanowała cisza.
- Głupiś? Takie coś nigdy się nie uda! Zamkną Cię, lub zabiją! - Krzyknął parszywy Czarodziej.
- Nie zwykłem grywać Ofiary... To ja zabiję tych, których zechcę zabić. - Powiedział Fred, następnie pogładził się ręką po swoich żółtych, rozczochranych włosach i uśmiechnął się.
- Działasz ryzykownie! Taki napad na Ministerstwo to samobójstwo! - Krzyknął jeden z Parszywych Czarodziejów.
- Przeciwnie! Działam Planowo! Zechcecie wysłuchać mojego planu? - Spytał Fred, szczerząc się.
- Widzę, że niebezpieczny z ciebie Facet... - Powiedział Parszywy Czarodziej.
- Uznam to za komplement! - Krzyknął Fred, następnie otworzył swoją walizkę...
- Witaj Arcanie! - powiedział Tempus
- Tempusie, gdzie ty byłeś znowu? - zapytał Arcan i popatrzył na Rosa
- Ros! Witaj! Kopę lat! Ostatni raz widziałem Cię jak byłeś taki mały - powiedział Arcan
- Witaj! - odpowiedział Ros
- Wiemy kto to, Arcanie, moje moce wróciły, wiem już wszystko - powiedział Tempus
- Znowu się zaczyna. Nie bawię się w to już, nie czas na bohaterskie wyczyny, odłożyłem różdżkę, nie widzisz? - powiedział Arcan
- Musisz nam pomóc pokonać Malacatha! Już nie wspomnę że ten przebiegły Fred jest na wolności i też dokazuje.. - powiedział Ros
- Nie wiem, nie pomogę wam. - odparł Arcan i usiadł w fotelu