MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Nagle w komnacie Arcana zrobiło się chłodno. Powiał wiatr, a jego płaszcz spadł z krzesła. Arcan stanął na środku z różdżką w ręku.
- Kto to?! - krzyknął
- Arcanie. Synu Odina i Helonory. - odparł tajemniczy głos
- Kim jesteś!? - rozglądał się
- Nie pamiętasz mnie już? To ja. Daraon. - odparł
- Czy. Czy ty znowu się odrodziłeś? - spytał Arcan
- O nie. Z całą pewnością jestem martwy. Carraboth mnie zgładził, ale moja dusza widocznie powróciła do tego świata.
- Dlaczego tu jesteś? - spytał ponownie
- Być może potrzeba ci przypomnienia, że cokolwiek co planujesz może wiązać się z twoją śmiercią. A ja wtedy już Cię nie wskrzeszę - odparł Daraon pojawiając się jako widmo przed Arcanem
- Wiem. Ja wszystko rozumiem Daraonie - powiedział czarodziej
@Devil: przypominam że połowa złota z Banku Gringotta znajduje się w twierdzy Malacatha, a w samym banku jest dość sporo Kultystów (nie ma za to skrzatów (czy jak oni się nazywają xd) ogółem pracowników nie ma)

=====

Rany Lorda w pełni się zagoiły. Elf wyszedł z okrągłej komory hiperbarycznej i wziął jedną z masek na stojaku.
Wyszedł ze swojej komnaty i powiadomił jakiegoś Kultyste, by ten zawołał Namire.

Tymczasem w komnacie Namiry, Dagon zagoił wszystkie rany elfki.
- Dziękuję - powiedziała w stronę Dagona.
Nagle do komnaty wpadł Kultysta.
- Pani. Lord chce się z tobą widzieć - rzekł.
Namira z Dagonem poszli do elfa, Kultysta odszedł w swoją stronę.
Pariah wszedł do środka zamku spowrotem..

- Muszę już isć. Arcanie, pamiętaj o tym co ci powiedziałem, uważaj - odparł Daraon
- Dobrze
Daraon zniknął. W komnacie Arcana temperatura powróciła do tej normalnej..
Namira weszła do sali głównej, obok tronu stał Lord Malacath.
- Dagon. Niech Arcan złoży ci raport z podróży do Pont Vanis - rzekł Lord, Dagon kiwnął głową i odszedł do komnaty Arcana.
- A ty moja droga chodź za mną. Mam ci coś do powiedzenia.
Oboje zaczęli iść w stronę komnaty Lorda.

=====

W tym samym czasie Ralof ocknął się. Lód zszedł z jego ciała.
Zaczął chwiejnym krokiem iść w stronę głównej sali. Miał wykręconą nogę.
Arcan usłyszał, że ktoś zbliża się do jego komnaty. Schował kamień i zmieniacz czasu do kieszeni..

- Ralofie, nic ci nie jest? - odrzekł Pariah spoglądając na Ralofa który ledwo co szedł
Dagon wszedł do komnaty Arcana.
- Lord Malacath kazał złożyć raport z ostatniej wyprawy do Pont Vanis - rzekł Dagon.

=====

- Te elfie ścierwo zrobiło mi coś z nogą... - odrzekł szkielet
Ralof kuśtykając usiadł na krzesło w głównej sali.
- Spróbuję coś na to zaradzić - odparł Pariah i zbliżył się do Ralofa

- Mam do niego się udać osobiście? - spytał Arcan wstając z krzesła
- Lord jest zajęty. Masz złożyć go mi - odpowiedział Dagon.

=====

- Widzisz... Namiro... Świat magii nie jest tak kolorowy jak opowiadano ci w ośrodku.
- Usiądź proszę - powiedział elf, dziewczyna usiadła na krześle.
Lord zbliżył się do stołu, na którym stały stojaki na maski. Kilka z nich było już pustych. Oparł się o stół rękoma, patrzył na jedną z masek.
- To co ci mówiono... Że będziesz wolna wychodząc z ośrodka. Bezpieczna. Jak widzisz to nieprawda - mówił Lord.
- Po twoim zniknięciu, bardzo się o ciebie bałem. Zawsze się o ciebie boję - Lord zdjął maskę, położył na stojak.
- Powołałem Legion Oghma Infinium, który ma za zadanie cię chronić, bo ja już nie potrafię - przetarł maskę nawilżoną szmatką.
- Co ty mówisz... - powiedziała elfka
- Twoje porwanie było moim błędem. Więcej go nie popełnię - dodał Malacath, wziął maskę w rękę i odwrócił się do dziewczyny.
- Jesteś dla mnie najbliższą rodziną, Namiro. Jesteś dla mnie jak najlepsza siostra - podchodził do niej.
- Ale... Musisz wiedzieć coś jeszcze. Coś, co ukrywałem przed wszystkimi. Nawet przed tobą - powiedział Lord, zatrzymał się.
- Tak? - wsłuchała się Namira
- Gdy byłem jeszcze w ośrodku... Przed wyjściem z niego. Nie pobierałem od nikogo nauki. Byłem samoukiem. I sam nauczyłem się tworzyć horkruksy - mówił elf.
- Wtedy jeszcze nie widziałem że popełniam błąd. Byłem zbyt głupi i pochłonięty żądzą zemsty. Ale...
- To ty jesteś jednym z horkruksów - powiedział.
Namira skamieniała. Nie wiedziała co powiedzieć. Poczuła że pęka jej serce. Wstała z krzesła.
- Co...? - niedowierzała
- Chciałem cię chronić. Zrozum - odpowiedział, patrzyli na siebie.
- Przez te wszystkie lata... Ukrywałeś to... - podeszła bliżej niego
- Jak mogłeś?! - uderzyła go z dłoni w twarz
- Nie chciałeś chronić mnie! Chciałeś chronić sam siebie! - krzyknęła
Lord milczał.
- Nic nie powiesz?! Nie byłeś przygotowany na to jak zareaguje?! Jak mogłeś mi to zrobić?! - krzyczała, miała szklane oczy
- Musiałem... - odpowiedział
- Nic nie musiałeś, Malacath. Nic nie musiałeś! Jesteś zwykłym kłamcą! - krzyknęła i znów dała mu w twarz
- Posłuchaj... - Lord chwycił ją za ramiona
- Zostaw mnie! - odepchnęła elfa lekko w tył
- Nie ratowałeś mnie dla mnie! Ratowałeś mnie dla samego siebie! I zawsze tak było! - krzyczała, łzy leciały jej po policzkach
- Nie zawsze... - odpowiedział
- Zdradziłeś Claviusa. Mnie też tak zdradzisz?! Pozbędziesz się mnie?!
- Nie... - rzekł Lord, trzymał głowę pochyloną w dół
- Przez tyle lat... To dlatego tak bardzo się o mnie boisz - mówiła Namira, zaczęła iść w stronę wyjścia z komnaty.
- Namira, stój - krzyknął, elfka jednak nadal szła.
- Namira! - krzyknął znów, zatrzymała się przed drzwiami
- Mówisz że jesteśmy rodziną, tak? Rodziny się tak nie traktuje... - powiedziała ze łzami w oczach, otworzyła drzwi i wyszła przecierając łzy
Lord został sam w komnacie. Wiedział, że nie mógł wybrać inaczej.
***JEST TOPKA!*** HeartHeart
===========
Statek Kapitana Charles'a wpłynął już na wody otaczające Pont Vanis... Zaczęły mijać ich pierwsze Statki. Po chwili, Statek Charles'a dopłynął do Pont Vanis! Cała załoga dostrzegła ogromną wyspę Sir Baniyas, otoczoną oceanem, a na niej miasto, bardzo piękne. Pont Vanis. Okręt dopływał już do największego portu w Krainie... Cała załoga statku dostrzegła dookoła pływające Żaglowce, ogromne, piękne... Uzbrojone. Cały czas wypływały z portu, a inne wpływały. Statków było tu bardzo gęsto... Prawie się o siebie ocierały, aczkolwiek nie dochodziło do żadnych zderzeń, okręty sprawnie się mijały. Port był tak ogromny, że rozciągał się dookoła, przez całą wyspę, dlatego Statki mogły przybić do miasta z każdej strony. Ze statków, które mijały płynący do portu Statek Kapitana Charles'a, było słychać śpiewy, muzykę, szanty i śmiechy. Wszędzie fruwały mewy, a ocean był spokojny.
Dwójka Marynarzy podeszła do Vincent'a, który domalowywał już tylko szczegóły w swoim obrazie. Zaczęli oglądać obraz i dyskutować. Vincent odwrócił się w ich stronę, z pędzelkiem w ręku.
- Bardzo piękny obraz... - Rzekł jeden z Marynarzy.
Vincent patrzył na nich, swoimi zezowatymi gałkami.
- Vincent... - Szepnął pod nosem.
- Malujesz obraz żeby go sprzedać? Czy dla siebie? - Spytał Marynarz...
- Vincent... - Vincent denerwował się.
- Powiedz, jestem ciekawy! - Krzyknął Marynarz.
- Vincent... Dla Cecilii. - Powiedział, podszedł do nich, chciał im natrzaskać w gęby.
Cecilia zauważyła to i podeszła do nich.
- Vincent! Czyżbyś skończył już malować? Zaraz będziemy schodzić ze statku! - Powiedziała. Vincent spojrzał, a następnie odwrócił się żeby dokończyć obraz.
Cecilia spojrzała na Marynarzy.
- On nie potrafi rozmawiać... Z ludźmi. Jest samotnikiem i może być agresywny, dla kogoś kto mu podpadnie... Ale ostatnio jest trochę łagodniejszy. Pozostawcie go w spokoju. - Powiedziała Cecilia.
- Dobrze. Ale naprawdę, znam się na sztuce. On ładnie maluje. - Powiedział Marynarz, a potem odeszli.
- Wpływamy do portu!!! - Rozległ się krzyk. Statek wpływał do Portu w Pont Vanis... Gdy już wpłynął i ustawił się obok innych zacumowanych okrętów, które były większe od statku Charles'a, Załoga zarzuciła kotwicę i przywiązali statek linami.
Charles zszedł ze statku, w porcie powitał go Portowy, który spisywał wszystko, co dzieje się w porcie i dbał o porządek.
- Witamy w Pont Vanis! W mieście Piractwa, Wina, Zabawy... - Mówił Portowy.
Z oddali było słychać śpiewy.
"Bo kapitan nasz szalony był!
Mówiono, że z diabłem ma pakt!
Gdy w warkocz zaplatał brodę swą!
Drżał przed nim cały świat!!!" - Śpiewała pijana grupka Piratów w oddali.
- Co sprowadza Ciebie i Twój okręt do Pont Vanis? - Spytał Portowy, z pergaminem w rękach.
- Jestem Kapitan Charles LeMour. To mój okręt. - Wskazał.
- Przybywamy z portu w centrum Krainy. Nie mamy żadnych towarów na sprzedaż. Przybywamy w celach dyplomatycznych, albowiem na pokładzie mojego okrętu znajduje się Królowa Krainy, Cecilia Carraboth. - Powiedział Charles.
Portowy uniósł okulary, które miał na nosie. Zrobił ogromne oczy i zdziwioną minę, spojrzał na okręt. Przełknął ślinę.
- D... Dobrze. - Powiedział, nabierając powietrza do płuc. Zapisał coś na pergaminie.
- Natychmiast powiadomię Admirała Barbarossę. Do tego czasu proszę, aby Królowa nie schodziła z pokładu... Nie wiem, czy Admirał życzy sobie, by nagłaśniać to, że Królowa przybyła do jego Miasta. - Powiedział Portowy, a następnie odszedł.
Charles zaczął się rozglądać dookoła... Poszukiwał okrętu Barbarossy - Zemsty Królowej Anny, ale nie widział.
- Pewnie stoi gdzieś indziej... Głębiej... - Powiedział do siebie, a następnie odwrócił się w stronę swojego okrętu. Marynarze zaczęli schodzić do portu, niektórzy zostawali na pokładzie.
Charles wszedł z powrotem na pokład.
- Pani... Za chwilę ktoś od Admirała przybędzie, żeby nas zaprowadzić. - Powiedział.
Cecilia siedziała przy stoliczku na pokładzie.
- Dobrze. - Powiedziała.

Tymczasem, Portowy deportował się do centrum Pont Vanis. (Przejście z portu do centrum miasta zajęłoby mu trochę czasu).
Pojawił się pod wejściem do Rezydencji Barbarossy. Stało tutaj dwóch masywnych Piratów.
- Witam! Czy Admirał jest u siebie? - Spytał.
- Kapitan przebywa w Kajucie Kapitańskiej. - Odpowiedział Pirat.
- Czyli jest na Zemście... No tak, spędza tam najwięcej czasu, nawet jeśli nie jest na wodzie. - Powiedział Portowy. Ruszył w kierunku miejsca, w którym zacumowana była Zemsta Królowej Anny...
Tymczasem w Hammersteel:
- Coraz więcej osób mówi że Ravcore pracuje dla Malacatha - rzekł barman.
- Masz na myśli osoby, które nie są omamione przez tą fontannę? - odrzekł czarodziej
- Ta. Dasz wiarę że tylko 33 osoby z Hammersteel oparły się tej mocy? 33 z kilku tysięcy - powiedział barman.
- Nasze miasto nie jest duże. Pomyśl sobie co się dzieje w mieście przed zamkiem Balów.
- Ta... - odpowiedział
- Widziałeś Ravcore? Podobno jego braci zamordowali jacyś Kultyści.
Nagle do karczmy wszedł Ravcore. Głosy ucichły. Zabójca podszedł do lady, za którą był barman. Usiadł obok czarodzieja.
- Co podać? - spytał barman
- To co zwykle - odpowiedział zabójca.
Przekierowanie