Bracia Erlic stanęli na środku dziedzińca. Edward jednym szybkim ruchem nakreślił krąg wokół nich po czym skrzyżował ręce. Poleciały błyskawice, a bracia teleportowali się na ulicę Pokątną. Edward zacisnął pięści:
- Pora znaleźć tego przygłupa...
- Myślę że powinniśmy zacząć od Nokturnu!
- No nie wiem, gdybym ja obrabował bank to staralbym się nie wychylać i robić dobre wrażenie, na pewno nie chciałbym żeby widziano mnie na Nokturnie. Jednak najciemniej pod latarnią... No dobrze, niech będzie, przeszukamy go szybko dla pewności.
Cecilia stała oszołomiona. W końcu krzyknęła na całą salę.
- Davy, nic nie rozumiem! Ten list to jedna wielka paplanina! - Krzyczała.
- O kim Ty mówisz? - Cecilia krzyczała na całą salę główną.
Davy stał podparty, drapał się po czole.
- Królowo... Domyślam się, że to sprawka tego psychicznego łajdaka, Freda... - Mówił.
- Kto to ten Cały Fred? Davy! - Krzyczała Cecilia.
Davy spojrzał na Królową, krzyknął.
- To jest tylko WŚCIEKŁY, WALNIĘTY kundel, z uśmiechniętą GĘBĄ!!! Złapiemy Go! Nie musisz się nim przejmować, Królowo! - Krzyknął Davy.
Cecilia podeszła bliżej.
- Atak na Bank Gringotta to poważne przestępstwo... Skrytki moich poddanych zostały okradzione! - Krzyczała Cecilia, wszyscy patrzyli.
- Davy... Dlaczego On nic nie ukradł z mojej skrytki? Tylko zostawił ten chory list? - Pytała Cecilia.
- Sądzę, że chciał wywołać masową panikę... Udało mu się. - Powiedział Davy.
- Królowo! Musisz uspokoić swoich poddanych, opanować sytuację! - Krzyczał Davy.
- Ten psychopata w liście, jawnie Ci groził! Jeśli to naprawdę Fred, wiem gdzie może być. Schwytamy tego gnoja! - Davy wyciągnął swoją Różdżkę, obok niego stanęło 5 Aurorów. Deportowali się na Ulicę Nokturnu...
- Davy, czekaj! - Krzyczała Cecilia.
- Co się dzieje! Ani chwili spokoju! Od rana takie przerażające informacje! - Mówiła Cecilia.
Edward oraz Alphonse przechodzili właśnie ulicami Nokturnu. Nagle zauważyli Dave'ego i Autorów:
- Czy to minister magii?
- Tak, ale co on tutaj robi, miał to zostawić nam.
Davy zauważył Alphonse'a i Edwarda.
- Królewscy Alchemicy! Królowa was tu przysłała? Dobrze... Pomoc może się przydać, nie wiadomo co ten łajdak planuje w tej chorej głowie... - Mówił.
- Przeszukać całą ulicę! - Ryknął Davy. Aurorzy zaczęli biegać, wchodzić do budynków, popychać wywłoki, szukali Freda.
Davy pobiegł przed siebie, sprawdził jeden budynek, pusto... Następny, również pusto. W końcu dotarł do bardzo ciemnego budynku... Sam wszedł do środka. Zauważył stojącego przy stoliku Freda, wkładającego coś do swojej walizki.
- Fred! Jesteś aresztowany! - Krzyczał Davy, celował w niego Różdżką.
Fred szczerzył się, stał odwrócony plecami do Davy'ego, rękami trzymał walizkę.
- Ahh! Davy... Teraz ty mnie odwiedzasz? Niedawno przecież ja byłem u Ciebie z wizytą! - Powiedział Fred.
- Łapy do góry! Jesteś aresztowany!!! - Wrzeszczał Davy.
- Ahh... Znów otworzysz z porcelany grób? Wyprowadzisz mnie za próg? - Pytał Fred.
- Stul pysk!!! - Ryknął Davy.
- Jesteś aresztowany pod zarzutem napaści na Bank Gringotta dzisiejszej nocy! - Krzyczał Davy, celując w plecy Freda.
- Davy, Davy... Słyszałem o tym! Straszna rzecz! Ale... Trafiłeś w złe miejsce! To nie moja psota! - Mówił Fred, szczerząc się i nie odwracając.
- A nawet... To nie posiadasz żadnych dowodów, że to moja sprawka! - Krzyknął Fred.
- W liście, który napastnicy zostawili w krypcie Królowej widnieje podpis "F"! Wiem, że to twoja sprawka! - Krzyczał Davy.
- "F"? Wiesz, że muchy bzyczą w tonacji "F"? - Spytał Fred, szczerzył się.
- Zamknij się! - Ryknął Davy, zamachnął się Różdżką, w tym samym momencie, Z walizki Freda wyskoczyła jego Różdżka, Fred ją chwycił, wycelował w Davy'ego.
- Nie popełniaj tego błędu, Fred! - Krzyknął Davy.
- Jedynym błedem jest wysłuchiwanie Ciebie! - Krzyknął Fred, następnie cisnął Expelliarmusem. Davy tak samo. Dwie Różdżki wyfrunęły w powietrze, następnie odbiły się od siebie i poleciały na dwa końce pomieszczenia.
Fred wystawił rękę, chciał przyciągnąć do siebie Różdżkę, Davy skoczył na niego, uderzył go pięścią w mordę. Fred padł na plecy, trzymał się za twarz.
Davy chwycił go za garnitur, następnie trzasnął mu z główki w twarz... Twarz Freda była cała we krwi.
Fred podniósł się, zamachnął się pięścią, Davy chwycił jego pięść i wymierzył swoją w brzuch Freda, zadając potężny cios. Fred chwycił się za brzuch, zginając się wpół i plując krwią.
Fred wyprostował się i jeszcze raz zamachnął się pięścią, tym razem trafił w skroń Davy'ego, Davy ryknął z bólu i chwycił się za skroń, zamknął oczy.
Fred chwycił stojące przy stole krzesło, zamachnął się, roztrzaskał krzesło na plecach Davy'ego, ten padł na plecy, krzycząc z bólu, leżał lekko oszołomiony.
Fred usiadł na brzuchu Davy'ego. Chwycił go rękami za gardło, zaczął go dusić.
- Bój się mnie, Davy... Bój się! - Krzyczał Fred, ściskał gardło coraz mocniej.
Fred dusił go jeszcze przez chwilę, następnie przestał.
- Później Cię wykończę... Gnido... Bardziej... Spektakularnie! - Krzyknął Fred, wstając z Davy'ego.
Fred wypluł krew z ust na twarz Davy'ego, następnie kopnął go w bok. Powtórzył, następnie znów go kopnął, tym razem w środek brzucha, Davy wypluł krew.
- Robal się przepoczwarzył, zyskał wyższe stanowisko... I teraz podskakuje! - Mówił Fred, ocierając krew z ust. Podszedł do swojej walizki... Chwycił ją, spojrzał na Davy'ego, następnie mu pomachał, przyciągnął do siebie swoją Różdżkę. Po chwili, deportował się.
- NiieeeeeEee!!!! - krzyknął leżący Davy.
Edward oraz Alphonse wbiegli do środka:
- MINISTRZE! - Zaczęli sprawdzać jego rany - Co tu się stało? Gdzie on jest?
Brudni i plugawi Czarodzieje z Nokturnu zauważyli, że Aurorzy biegają po ich ulicach. Zaczęli krzyczeć, przeklinać... Łapać ich, chcieli ich wyrzucić z Nokturnu.
Minister spojrzał na Braci, wypluł krew.
- On... Deportował się. - Powiedział, po chwili do pomieszczenia zaczęli dobijać się Parszywi Czarodzieje z Nokturnu...
===============================
Informuję, że do wtorku mogę być mniej aktywny (Z powodu kolejnego wyjazdu). Jednak będę w miarę możliwości pisał wypowiedzi z telefonu, do którego wkleiłem sobie fabułę, którą mam na PC. W sobotę nie będę w ogóle aktywny.
- Kim do cholery jest Fred... - pomyślał Neclar
- Tempusie. Widzisz co tu się dzieje.
- Musimy zabić ich wszystkich, bez wyjątku.
- Ralof! - krzyknął w stronę szkieleta, ten natychmiastowo podbiegł
- Zostaniesz w zamku i będziesz chronił moją rodzinę, zrozumiano? Nikt nie może wejść ani wyjść z tego zamku. Podwój straże przy bramie i na murach, w wejściu i w zamku. Straże mają być wszędzie. Do mojego powrotu to ty jesteś odpowiedzialny za Azulę i Cecillię.
- Tak mój panie! - przytaknął Ralof
- Im szybciej zabijemy tego Hexa, tym szybciej zajmę się pozostałymi.
- Poczekaj chwilę... - Neclar odszedł
Po chwili był przy Cecilli:
- Kochanie... - złapał ją za ręce
- Razem z Tempusem i Arcanem odszukamy tego co zaatakował nasz zamek i zabijemy go.
- Będę za kilka dni... - pocałował ją w usta, przytrzymał pocałunek
- Bądź dzielna, księżniczko - zwrócił się do stojącej obok Azuly i pogłaskał ją po głowie
- Tempus! Ruszamy! - poszedł w jego stronę
- Generale... - powiedział Ralof
- Król postanowił wzmocnić obronę zamku... - tłumaczył mu to samo co Neclar mu
- Dobrze... Tak zrobimy Ralofie - generał odszedł by wszystko zorganizować.
- Deportujemy się teraz do domu Saula, tam znajduje się Arcan i Meret. - powiedział Tempus
W tym samym czasie..
- Lordzie, w zamku Neclara był atak, podobno jakiś wielki potwór i kobieta zaatakowali królową i króla!
- Moją Cecilię?! - powiedział Lord Carraboth
- Mój informator w zamku podaje, że Neclar chce Cię zabić!
- Niemożliwe.. - odpowiedział Lord
- Poszukuje sprawcy ataku na Cecilię i jego zamek..
- To był ten durny chłopak, po którym przejąłem ciało, niestety, ale obawiam się że będę musiał zgładzić pierwszy Neclara.. Odszukaj mi go!
- Jasne Panie! - sługa deportował się..
Neclar teleportował się do domu Saula...
- Paniee, Arcan, Tempus i Neclar użyli magii, znajdują się w domu, w lesie!
- Idziemy! - mówiąc to Carraboth deportował się w pobliże domu Saula
Tymczasem w domu Saula..
- Ooo Neclar! Witaj stary przyjacielu! - przywitał gościa Arcan
Widok takiego Arcana nieco zdziwił Neclara..