MineServer.pl - Minecraft Serwer Serwery Minecraft

Pełna wersja: [RolePlay] Magic World
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
- Tak, pamiętam... Molag z nim walczył podczas pierwszego ataku na zamek Lorda.
- To dzięki poświęceniu Gustava zdołał ujść z życiem przy pojedynku z Daronem.

=====

Kultyści zaczęli brać pieniądze na powozy.
Arcan zbieral pieniadze i był gotowy do deportacji.
W tym czasie Meret postanowil trochę poprzygladac sie domowi Saula
- Dosyć tego... - Lucjusz zamachnął się prawą ręką, w której trzymał swoją Różdżkę, wbił jej koniec w prawe oko Namiry... (Jeśli dobrze pamiętam, lewe wydłubał jej Vincent). Dziewczyna poczuła ogromny ból, wypuściła z rąk swoją katanę.
- Żadna nędzna Elfka nie będzie mnie dotykać... - Lucjusz wycelował Różdżką w Namirę.
- Bombarda... - Podłoga pod dziewczyną eksplodowała, ta wyleciała w powietrze i runęła z ogromnym hukiem na plecy... Kawałki kamiennej podłogi obaliły się na jej ciało i twarz.
Lucjusz rozejrzał się po sali, następnie przyciągnął machnięciem Różdżki do siebie ciało zmarłego Cedrica...
- No dobrze, Aurorze... Czarodziej jest Twój. Ha.. - Powiedział do trzymanego przez Kultystów Ervesta, następnie pozdrowił go, zdejmując swój kapelusz z głowy, następnie znów go zakładając... Chwycił zmarłego Cedrica za bark, deportowali się...
- Szlag! - Krzyknął za nim Ervest... Widział, jak wózki z forsą wyjeżdżają przez główne wejście banku...


Tymczasem dwójka Parszywych Czarodziejów usiadła przy stole, Czarodzieje zamówili sobie po kuflu piwa... Tempus siedział niedaleko nich, nie widzieli Go.
- No więc... Skąd wiesz to wszystko? - Spytał jeden drugiego, następnie wziął łyk piwa.
- No, wiesz... Ostatnio trójka Wspólników Freda często przesiaduje u nas, na Nokturnie... Potrzebowałem teraz dużo forsy, miałem sporo... Wydatków... Zakręciłem się trochę koło nich. Więc trochę słyszałem. - Powiedział Czarodziej.
- Mów! - Powiedział drugi.
- To są grube ryby... Jeśli się przy nich wygadasz, że wiesz coś ode mnie... - Zagroził mu palcem.
- Nic nie powiem!! - Wziął łyk piwa.
Czarodziej spojrzał na drugiego...
- No dobra... Słuchaj. - Zaczął mówić... (będę kontynuował to w next odp)

Ervest patrzył jak wywożą forsę...
- Nie! - Trzasnął łokciem w brzuch Kultystę, który go trzymał... Chwycił za swoją Różdżkę.
- Bombarda! - Cisnął w dwa wózki z forsą, pieniądze eksplodowały...
Ervest użył zaklęcia wytwarzającego wiatr z końca Różdżki... Przepchnął Kultystów trzymających Aurorów i Profesora, Strażnicy banku nadal byli trzymani...
- Nie mogą zabrać tego złota! - Ervest ciskał Bombardami w wózki...
- Aurorze! Musimy stąd uciekać! Jest ich zbyt wiele! - Profesor chwycił Ervesta za ramię, Kultystów było bardzo dużo...
- Bombarda MAxima! - Ervest cisnął, kolejne wózki eksplodowały...
- AURORZE! Musimy! - Profesor odciągnął go...
- Nieee! Bombarda! - Kolejny wózek eksplodował... Profesor przyciągnął go w stronę grupki Aurorów... Wszyscy chwycili się za ręce, deportowali się...
Wiele wózków z forsą zostało zniszczonych... Z 50%, które chciał Malacath, zostało może ze 23%.

Tymczasem Lucjusz wraz z ciałem Cedrica pojawili się w starej, opuszczonej chacie, w której znajdowali się Fred i Cecilia... Lucjusz wszedł po schodach wraz z ciałem, zapukał do drzwi.
Fred właśnie miał zacząć mówić Cecilii najważniejsze rzeczy, gdy usłyszał stukanie... Natychmiast podszedł do drzwi, otworzył, zauważył Lucjusza.
- Co Ty tu robisz?! Mieliście mi nie przeszkadzać, póki nie skończę! - Krzyknął Fred, stał w progu... Cecilia starała się zobaczyć kto przyszedł, jednak nie mogła dojrzeć Lucjusza.
- Szefie... Ja wiem, ale wydarzyło się zbyt wiele... - Zaczął Lucjusz.
- Co?! - spytał Fred.
- Malacath... Zbyt mocno szarżuje... Andrecjusz i Cedric... Nie żyją! - Powiedział Lucjusz.
Fred huknął pięścią w drzwi.
- Jak to?! - Ryknął. Cecilia to usłyszała.
- Andrecjusza zabił ten Elf... Zostawił tylko wiadomość, że współpraca jest zakończona...
- Cedric zaś zginął przed chwilą, w Banku Gringotta... Arcan, ten czarodziej odpowiedzialny za śmierć Lorda... - Zaczął Lucjusz, Fred mu przerwał.
- Ten chłystek... Nie jest za nic odpowiedzialny... Za śmierć Lorda... - Fred zagroził palcem Lucjuszowi, zdenerwował się...
- Jest odpowiedzialna masa osób... Osób, które się zjednoczyły, zaatakowały znienacka... I jeszcze ten demon, z którym Lord musiał stoczyć bój w pojedynkę... - Mówił Fred...
- Ale nie będę przytaczał Ci tutaj historii, Lucjuszu... - Skończył.
- Ale ten chłystek... Służy Malacathowi... - Powiedział Lucjusz.
- Nie było w planach śmierci Andrecjusza i Cedrica, Fred! - Krzyknął zdenerwowany Lucjusz, pokazał mu ciało Cedrica.
- Uspokój się, Lucjuszu... Spokojnie. - Fred szczerzył się, kopnął butem w ciało Cedrica.
- Czego wyznawcy Malacatha szukali w banku? - Spytał Fred.
- Chcieli wywieźć pieniądze z niektórych skrytek z banku... Nie wiem dlaczego. W banku pojawili się Aurorzy, pewnie ich powstrzymali... - Powiedział Lucjusz.
- Hahah! Malacath zbiera pieniądze? Dureń... Ale ta informacja bardzo nam się przyda, Lucjuszu... Hahaha! - zachichotał Fred.
- Żałuję śmierci tej dwójki... To byli wspaniali wspólnicy! Jednak teraz zostałeś tylko Ty... Więc Ty dostaniesz wszystko, co miała dostać wasza trójka! Hahah! - Fred zachichotał, Lucjusz lekko się uśmiechnął.
- Taak, drogi Lucjuszu... Ale ja nie mam teraz czasu... Zabierz Cedrica, pochowaj Go... Ja wracam do naszej wspaniałej Królowej! - Fred szczerzył się, następnie zamknął drzwi Lucjuszowi przed nosem... Lucjusz zabrał ciało Cedrica przed starą chatę, by go pochować...
Namira pozbierała się, trzymała za ranę w oku. Gałka oczna wypłynęła, nic nie widziała, lecz jako zabójca miała genialne zmysły słuchu.
- Lord... Nie będzie... Zadowolony... - powiedziała, czuła ból w oku, patrzyła się na Arcana

Kultyści załadowali wszystkie wózki na swoje powozy, zaczęli odjeżdżać.
- Jazda, zabierać to! - krzyknął jeden z kultystów
Powozy zaczęły jechać w stronę byłego zamku Cecilli...

=====

Lord siedział tymczasem na tronie w swojej twierdzy, czekał na przyjście Namiry. Postanowił deportować się do zamku Balów i tam zaczekać na powrót Namiry i Arcana.
- Nie moja wina że zaatakowali nas! - powiedział Arcan do Namiry
- Dalej.. zbierajmy się.. - powiedział
Arcan wraz z kultystami i Namira deportował się do zamku Neclara

Tempus nadal przysłuchiwał się czarodziejom w karczmie.
Lord zauważył Arcana, Namirę i kilku kultystów.
- Namira! Arcan! - przywitał ich Lord
- Mam nadzieję że reszta pieniędzy zmierza do portu...
- Ale... Co wam się stało? - zauważył że Namira straciła oko
- Lordzie... Zaatakowali nas... Ktoś poinform... - nie dokończyła
- Jak to?! - Lord był wściekły
- Ludzie Freda, to ich sprawka.. - powiedział Arcan
Lord był bardzo wściekły, obawiał się gniewu Darona.
- Ukarz ich... - powiedział demon w myślach elfa
- Ukarz!
Malacath wystawił dłonie, jedną skierował na Arcana, drugą rękę na Namirę. Raził błyskawicami ich dwójkę, bardzo cierpieli. Na chwilę przestał.
- Lor...dzie... - powiedziała Namira, krwawa łza pociekła jej po poliku
- Żadnej litości, Malacath... Żadnej! - krzyknął Daron w jego głowie
Elf ponownie poraził błyskawicami Arcana i Namirę. Tym razem odrzuciło ich w tył na 2 metry.
- Prosiłem was tylko o przyniesienie forsy z punktu A, do punktu B... - rzekł Lord, przestał używać błyskawic
- To nie takie łatwe Malacathie.. - powiedział Arcan cichym głosem
- Sam mogłeś to sobie odebrać. - mówił
Fred wrócił do przywiązanej Cecilii.
- Mam nadzieję, że więcej niespodziewanych gości już tutaj nie przybędzie! - Krzyknął ironicznie Fred.
- Co się stało? - Spytała Cecilia, patrzyła na Freda...
- Ależ nic, Droga Cecilio! - Powiedział Fred, szczerzył się.
- Słyszałam hałas... Usłyszałam, że osoba z którą rozmawiałeś wspomniała o... Banku. - Powiedziała Cecilia.
- O banku? Niee, niee! Musiałaś się przesłyszeć! - Mówił ironicznie Fred, chichotał lekko.
- Powiedz Mi! - Krzyknęła Cecilia.
- No dobrze! Taak, dobrze słyszałaś. Bank Gringotta! Nasz znajomek, Malacath postanowił wykraść z niego złoto twoich poddanych. - Powiedział Fred, szczerząc się.
- Co?! Jak śmiał... - Cecilia szarpnęła związanymi rękami, prawie ich już nie czuła...
- Widzisz... Gdybyśmy szybciej załatwili nasze sprawy, takie sytuacje nie miałyby miejsca. - Powiedział Fred.
- Jak widzisz, Cecilio... Ja wiem bardzo dużo... Co wydaje mi się, być wielką zaletą u... Wspólnika. - Uśmiechnął się Fred.
- Mów co masz do powiedzenia... - Powiedziała zrezygnowana Cecilia...
Fred poprawił garnitur, krawat... Zaczął mówić o najważniejszych sprawach, przez które sprowadził tutaj Cecilię...


Tymczasem dwójka Parszywych Czarodziejów w karczmie rozmawiała.
- Fred... Pewny siebie, bogaty, podstępny Czarodziej... - Mówił Czarodziej...
- Ale ten szaleniec ma w sobie coś, ma dar przekonywania... Dar manipulacji ludźmi. - Dokończył.
- Mówiąc o darze... Masz na myśli te pieniądze, którymi nas kupił? - Spytał drugi, biorąc łyk piwa.
- A czego Ci, przyjacielu więcej potrzeba? Takiej ilości forsy w życiu nie widziałem, nawet za czasów Lorda Carrabotha... Plany Freda były doskonałe, za lekką pomoc w jego skokach dostaliśmy wiele worków z forsą. - Powiedział.
- Forsa forsą... Ja chcę czegoś więcej. Fred obiecał, że opuścimy ciemne zaułki i zyskamy prawo głosu w krainie! - Powiedział Czarodziej.
- Na pewno dotrzyma obietnicy. - Odpowiedział mu.
- Heheh, ostatnio nawet kupiłem sobie taki garniak, w którym Oni chodzą. - Powiedział Czarodziej.
- No nie wiem... Czy na pewno można mu ufać. - Powiedział drugi.
- Jak chcesz! Ja, gdy zbiorę wystarczająco dużo forsy, znikam stąd. Tutaj szykują się straszne rzeczy. - Powiedział Czarodziej, biorąc łyk piwa.
Drugi podrapał się po głowie.
- Co on właściwie teraz planuje? Chodzą słuchy, że nie trzyma już z tym samozwańczym Elfim Lordem... A podobno był to jego najważniejszy wspólnik w jego "Biznesie". - Powiedział.
- No właśnie... Też o tym słyszałem, cholera... Ten elf to też jakaś gruba ryba... - Powiedział.
- Ciekawe, czym jest ten jego... "Biznes". - Powiedział Czarodziej.
- Podobno żarty się skończyły... Udało mi się podsłuchać, że Fred nie planuje już więcej skoków, rabunków... Że chce zrobić coś znacznie większego. Nie wiem, czy to prawda... Ale Ci, którzy wrócili z zamku Królowej, chociaż wróciło niewielu... Mówili, że zniknął gdzieś z Królową... - Powiedział, następnie wziął łyk piwa.
- Chce ją zabić? Obalić z tronu? - Spytał Czarodziej.
- Nie wiem... Nie, nie sądzę... Kilka osób wspominało, że Fred od zawsze cenił Carrabothów... Słyszałem też, że ma wiele wtyk w Ministerstwie... Zwłaszcza, po śmierci Benett'a. - Powiedział Czarodziej.
- Skąd On się w ogóle wziął, cholera?! - Spytał Czarodziej.
- A czy to ważne? Dla mnie jest ważne to, że płaci! - Krzyknął Czarodziej. Zauważył, że drugi wzruszył ramionami...
- Ale... Słyszałem, że dawno temu... Pracował w Ministerstwie... Razem z Davy'm Benett'em - Późniejszym Ministrem Magii. Najpierw łączyła ich szczera przyjaźń, jednak walka o stanowisko ich poróżniła... Benett odkrył liczne przekręty Freda, nie wiem... Jakieś oszustwa w jego licznych firmach... Udowodnił to przed sądem... A potem jeszcze posądził go o zaburzenia psychiczne, przez co Fred trafił na kilka lat do psychiatryka... Ale po tych kilku latach, został wypuszczony z papierem pacjenta wyleczonego. - Powiedział Czarodziej...
- Nie wiem, czy ma jakąś rodzinę... Podobno od zawsze poświęcał czas tylko pracy... A najwięcej zyskał, gdy Władzę nad krainą pełnił... Lord Carraboth. - Skończył Czarodziej.
- Tylko tyle słyszałem... Nie wiem, czy to wszystko prawda... Nie wiem. Nic Ci więcej nie powiem... Ale cholera, cenię tego Czarodzieja... Ma wizje i ambicje... Myślę, że dzięki niemu Kraina znów stanie się tak wspaniała, jak za czasów Lorda Carrabotha... Cecilia popełniła wiele błędów, w zarządzaniu tą krainą. - Powiedział.
- Nie wiem, co on teraz planuje... Ale będę siedział cicho i trzymał z nim... Wiem, że to mi się opłaci. - Powiedział Czarodziej, biorąc łyk piwa
Drugi czarodziej zamyślił się, patrzył na swojego kolegę.
- W takim razie, ja też. Dzięki za tą pogawędkę... Miałem pewne wątpliwości, ale teraz nie mam. Jeszcze kolejkę? - Spytał Czarodziej, następnie zaczęli rozmawiać na inne tematy.
Przekierowanie