- Namira jest teraz w lochach.. - odparł spokojnie Pariah
Arcan przemierzał ponownie korytarze zamku. Spotkał Ravcora..
- Azula! Nic jej nie jest... - Krzyknęła Cecilia, poderwała się z krzesła, znów lekko się zachwiała, ale odzyskała już siły i zdołała utrzymać równowagę. Podniosła swoją Różdżkę, którą wcześniej upuściła.
- Jak on śmie szantażować nas naszą córką? - Szła w stronę Neclara. Chciała powiedzieć mu coś na ucho.
Fred wyjął ze swojej walizki czarne rękawice, zaczął je wkładać. Naciągał rękawicę na lewą dłoń, mówiąc:
- Taak... Właśnie miałem się do niej udać i zamienić kilka słów. Dawno bym już to zrobił, gdyby nie twój przyjaciel, Elfie. - Fred szczerząc się, wskazał Pariaha.
- Cecilio, chyba musimy w końcu wyruszyć po Barbarosse, to jedyna nadzieja w walce na morzu. Musimy zaatakować twierdzę Malacatha i odbić Azulę! - odparł Meret
- Merecie, nie teraz.. - szturchnął go Pariah
- Trzymaj się z dala od nas, Fred. Nie masz nic do gadania! - krzyknął, zaczął iść w jego stronę, lecz Cecillia go powstrzymała
=====
- Malacath ładnie się tutaj urządził, co? - powiedział Ravcore
- Armia... Twierdza... Moc z wymiaru Akatosha... - mówił
- Nie sądzisz chyba, że za darmo oddamy ją Malacathowi?! - Krzyknął Fred w jego stronę, wkładając już drugą rękawicę.
- A już na pewno nie w jednym kawałku! Trzeba ją troszkę pokiereszować... Odrąbać co nieco. - Mówił Fred, szczerząc się. Chwycił swoją walizkę, był gotów ruszyć do lochów.
Cecilia podeszła do Neclara. Sprawdziła, czy wszyscy stoją wystarczająco daleko, by nie usłyszeć.
Powiedziała mu szeptem, do ucha...
- Neclarze... Wiem, jak bardzo nie lubisz Freda. Ale na razie jest mi potrzebny. Potrzebuję go w tej wojnie. On wie dużo o pewnych rzeczach. Pozbędziesz się go, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Obiecuję Ci, że go zabijesz... - Powiedziała Cecilia, Neclarowi na ucho.
- Malacath Cię wynajął? Musze przyznać, że nie znałem Cie do tej pory. - odparł Arcan
- Zabiłeś już kogoś? - Arcan pytał podejrzliwie.
Neclar kiwnął głową, opanował trochę emocje.
- Pariah. Po przesłuchaniu Namiry pójdziesz po Czarną Księgę (jest w wymiarze Saula).
- Meret, popłyniesz z Cecillią - zaczął iść do lochów, Fred również to zrobił.
- Spieprzaj, ofiaro - Neclar szturchnął Freda barkiem, poszedł do lochów...
=====
- Wiesz... Mało kto wie kim jestem. A ci którzy się dowiedzieli, już dawno leżą w grobie.
- Jestem Ravcore - przywitał się, mężczyźni podali sobie dłonie.
- Nie mogę nic wspominać o moich zleceniach - dodał.
- W porządku - odparł Arcan
- Tak zrobię - kiwnął głową Pariah w stronę Neclara
Fred poprawił marynarkę, cofnął się do głównego stołu, wyciągnął Różdżkę i wycelował w krzesło.
- Wingardium Leviosa! - Cisnął zaklęciem w krzesło, to uniosło się w powietrze. Fred ruszył do lochów za Neclarem, krzesło zaś płynęło za nim w powietrzu.
- Sprowadźcie moją córkę... - Mówiła Cecilia.
- I nie zróbcie czegoś głupiego... Jeśli mojej córce coś się stanie... - Mówiła, patrząc na schody prowadzące do lochów.
Czarodziej-Marynarz wstał z krzesła i podszedł do Cecilii.
- Królowo. - Ukłonił się.
- Kiedy będziemy mogli wyruszać? I kto popłynie razem z Tobą, Królowo? - Spytał.
Cecilia rozejrzała się.
- Neclar nie popłynie... Ale Vincent popłynie razem ze Mną. - Powiedziała, odwracając się w stronę Vincent'a. Ten zdołał podnieść się już z ziemi i usiąść na krześle. Nadal nie czuł nowej ręki.
- Przy mnie będzie najbardziej bezpieczny... I będę mogła doglądać jego ręki. - Powiedziała.
Cecilia odwróciła się w stronę Mereta i Pariaha.
- Merecie? Również chcesz popłynąć? - Spytała.
- Dlaczego chcesz płynąć?
- Chcę w końcu na coś się przydać Królowo. Naprawdę jestem w stanie pomóc. Zalezy mi na tym - odparł Meret
Arcan i Ravcore rozeszli się. Czarodziej udał się do głównej sali...
Ikar przemierzał ulice, był w szoku magicznym. Nie wiedział do końca co posiadł, ta magia go przerastała..