- Neclarze? - Spytała Cecilia.
- Tempusie, Pariahu. - Dodała.
- Jakieś propozycje, dotyczące planu i strategii? Macie jakieś pomysły? - Spytała.
===
Księżniczka Azula zachichotała na widok Vincent'a stojącego w śmiesznej pozie. Ten natychmiast stanął normalnie, zrobił poważną minę.
- Ja też chcę pływać ogromnymi statkami! - Powiedziała głośno Azula.
Vincent patrzył na nią, zezowatymi gałkami, stojąc w zgarbieniu.
- Przecież Azulcia jest Księżniczka. - Rzekł Vincent.
- Może robić co chce. - Dodał.
Azula znów zachichotała.
- Mamusia i Tatuś mogą robić co chcą. Mnie cały czas ktoś pilnuje. - Powiedziała.
- Cecilia kocha Azulę, martwi się. - Rzekł Vincent.
- Wiem... Strasznie się bałam jak mnie porwali - Powiedziała Azula.
- Bała? Vincent obroni... - Powiedział i pstryknął palcami, z których wyfrunął płomień i huknął w ścianę.
- Co Ty robisz?! - Wrzasnął Auror.
Vincent speszył się, Azula zaś powiedziała do niego:
- Nic... Tylko coś pokazywał. - Powiedziała.
Azula spojrzała na Vincenta.
- Vincencie? A gdzie są Koty Moje i Mamusi? - Spytała.
- Vincent nie wie... - Rzekł Vincent i kopnął butem w podłogę.
====
Regis spojrzał na Cecilię.
- Cecilio... Może ja się jeszcze wtrącę... - Zaczął.
- Przybyłem tutaj jako Przywódca i Przedstawiciel wszystkich Istot Magicznych w Krainie... Zostałem wybrany na to stanowisko poprzez głosowanie. Wielu Istotom nie podoba się to, że Samozwańczy Lord pali lasy, niszczy miejsca, w których Istoty mieszkają... - Mówił Wampir.
- Pragnę jedynie rzec, że wszystkie Istoty... Stanowcza większość, stoi po twojej stronie i pomoże Ci w boju. Niemniej jednak, możliwe że Malacath przekabacił kilka Istot na swoją parszywą stronę. - Powiedział Regis.
- Cieszę się, Regisie... Jesteś potężny i odpowiedni do takiej funkcji. Nie będziemy więcej pozwalać na takie traktowanie Istot Magicznych. Od zawsze je wspierałam i dalej będę wspierać. Raduje mnie to, że chcą teraz pomóc Mi. - Powiedziała.
Neclar wstał i spojrzał na Cecillie.
- Chcę przeprowadzić dwa ataki. Pierwszy na Malacatha, drugi na nasz zamek. Liczebność czarodziejów zgromadzonych przez Pariaha pozwala na zrobienie tego. Nie wiemy jednak ile Kultystów jest w zamku i twierdzy, jednakże dwa ataki w jednym czasie zaskoczą mojego brata - powiedział.
Neclar czekał aż Cecillia pozwoli mu kontynuować, by poznała szczegóły.
- Tak... Dwa ataki na raz to świetny pomysł. Koniecznie musimy odzyskać nasz zamek. - Powiedziała Cecilia.
- Jakie są szczegóły twego planu? - Spytał zaciekawiony Barbarossa. Pozostali kiwnęli głowami.
======
Vincent wraz z Azulą bawili się, używając przy tym Magii. Głównie niegroźnych magicznych sztuczek, Księżniczka chichotała. Po dłuższej zabawie, Azula stanęła w miejscu.
- Nuuudzi mi się. - Powiedziała.
Vincent spoglądał na Nią, stojąc w zgarbieniu. Po chwili zaś zaczął skakać, garbaty i klaskać w dłonie... Zabawiał malutką Księżniczkę, dziko podskakując. Azula znów zaczęła chichotać i klaskać w rączki.
- W tym samym czasie rozpoczną się dwa ataki. Skoro Malacath do nas nie wychodzi, znaczy że coś ukrywa. I jestem przekonany że to coś jest w jego twierdzy - powiedział.
- Ja, Tempus, Pariah, Meret i Barbarossa zaatakujemy twierdzę. Reszta natomiast zamek - mówił.
- Odbiorę czarną księgę, Barbarossa zabije krakena, i to będzie koniec Malacatha - rzekł, nie wiedział że Namira jest ostatnim horkruksem.
Neclar czekał na wypowiedzi innych.
- Nie poradzicie sobie bez wsparcia Ministerstwa, w oblężeniu jego twierdzy. - Rzekł spokojnie Fred.
- Sądzę, że spokojnie sobie poradzimy. - Odpowiedział Barbarossa.
Cecilia przez chwilę milczała, następnie powiedziała:
- Dementorzy... Będzie nam potrzebna również ich pomoc. Powinni mnie posłuchać, mimo śmierci ich Naczelnego... - Powiedziała.
"Dementorzy, po przejęciu Zamku przez Malacatha skryli się w murach Azkabanu, w których w tych czasach rządów Cecilii było mało przestępców, praktycznie żadnego. Są aktualnie wrogo nastawieni do wszystkich przybywających w tamte rejony".
======
Po kilku minutowych śmiechach, Azula spoważniała.
- Dalej mi się nudziii... - Powiedziała.
Vincent wzruszył ramionami.
- Vincent... - Azula mówiła szeptem, do ucha Vincentowi.
- Zaciekawił mnie ten budynek... Chciałabym go zwiedzić. - Powiedziała mu na ucho Księżniczka.
- Chciałabym aby to Ralof poprowadził atak na zamek. Zna wiele taktyk i jest dobrze wyszkolony - spojrzał się na szkieleta i lekko uśmiechnął.
- Te dwa ataki to będzie nasza jedyna nadzieja by pokonać Malacatha - dodał.
Nagle do sali spokojnym krokiem wszedł wozak. Ustał w progu i patrzył się na wszystkich. Neclar zobaczył go jako pierwszy. Dziwił go fakt że jakieś zwierzątko wtargnęło na spotkanie. Położył rękę na siekierę i powoli wyjmował ją zza pasa.
- To może być ten zabójca! - krzyknął nagle Meret
Nagle Ravcore przemienił się w człowieka. Neclar rzucił w jego stronę siekierę, która zatrzymała się przed jego gardłem. Wszyscy członkowie spotkania wycelowali do Ravcore ze swoich broni. Zabójca zaraz po tym powiedział spokojnym głosem.
- Spokojnie. Tym razem chcę wam zaoferować pewną ofertę...
Vretham wstał.
- On żyje?! - Krzyknął, dobywając swojego Topora.
- Przecież Kapitan Flint zatopił jego okręt... - Dodał.
Fred szczerzył się, zachichotał.
- W takim razie zabijcie go teraz, natychmiast! Ten niecny jegomość na pewno przyszedł tutaj zabić naszą Królową bądź Króla! Nie dajcie się zwieźć! - Krzyknął Fred do wszystkich, podjudzając niektórych... Meret dobył Różdżki i wycelował.
======
Vincent ponownie wzruszył ramionami po usłyszeniu słów Księżniczki.
Azula zbliżyła się do ucha Vincenta i zaczęła mu szeptać:
- Vincencie... Musisz się pozbyć tego Strażnika. - Wskazała paluszkiem Aurora pilnującego drzwi.
- On nie pozwoli nam wyjść. - Dodała szeptem.
Vincent wysłuchał jej, a następnie stał chwilę w bezruchu. Po minucie rozejrzał się po pokoju, a następnie zauważył patelnię leżącą na szafce. Podszedł do Aurora.
- Vincent chce. - Rzekł Vincent.
- Co? - Spytał Auror.
- Zobaczy. - Rzekł Vincent i pociągnął go za rękaw. Auror ruszył za nim, Vincent zaś podszedł do tej szafki, stanęli przed nią, a następnie Vincent szybkim ruchem chwycił patelnię, zamachnął się i grzmotnął Aurorowi w łeb... Patelnia huknęła w jego głowę, Auror przewalił się na ziemię, Vincent zaś wypuścił patelnię z rąk na podłogę i wrócił do Azuli.
- Droga wolna. - Rzekł.
- Ale... Czy nic mu nie będzie? - Spytała nieco przestraszona Azula.
Vincent wzruszył ramionami.
- Spokój. Dajcie mu coś powiedzieć - powiedział Neclar.
- Mów po co przyszedłeś, módl się żebym w to uwierzył bo odrąbie ci łeb - ostrzegł, siekiera momentalnie wróciła do jego ręki.
Inni również opuścili bronie.
- Pracowałem dla Malacatha. Dużo widziałem i dużo wiem. Elf mnie zdradził, a ja chcę... - zabójca nie zdążył dokończyć
- Chciałeś mnie zabić! Tam, Pont Vanis! - krzyknął Meret
- Nie chciałem. Specjalnie tylko raniłem strażników którzy przy tobie byli. Nie chciałem zabijać ani ciebie, ani nikogo - odpowiedział spokojnym głosem.
- Do rzeczy... Informacje kosztują, a ja mam ich wiele, zatem... - Ravcore znów nie dokończył
- Lepiej zacznij mówić, bo chyba nie chcesz żeby moja ręka dobyła twojej parszywej głowy - przestrzegł go Neclar.
- Dobra... Przyszedłem tu, by pomóc wam w walce z tym elfem - mówił...
- Przecież pracujesz dla niego! Jesteś oszustem i mordercą! - krzyknął znów Meret
- Już nie. Powiedzmy że to moja zemsta za krzywdy które zrobił mojemu bractwu. Zresztą, ja pracuję i wykonuje tylko zlecenia. To nic osobistego, dzieciaku - dokończył spokojnie.
- Zabij Go, Merecie! Zanim zbliży się do Cecilii! - Krzyknął Fred szczerząc się i podjudzając młodzieńca.
Vretham zaś cichym głosem spytał Barbarossę:
- Kapitanie... Co sądzisz?
- Coś musiało się wydarzyć... Byłby głupcem, gdyby przyszedł tutaj po pewną śmierć. - Odpowiedział Kapitan.
Cecilia spojrzała na Ravcore'a...
==========
Azula chwyciła Vincent'a za rękę.
- Chodźmy! - Powiedziała i pociągnęła go... Ruszyli w kierunku drzwi od pokoju, a następnie się zatrzymali... Azula zaczęła się rozglądać czy nikogo nie ma w holu...
- Pewnie ktoś z was słyszał o tajemniczym bractwie zabójców z Hammersteel. To grupa dobrze ukrywających się czarodziejów. Każdy z nich dla kogoś pracował. Mi przyszło pracować dla Malacatha. Rozbił bractwo, spalił siedzibę a jego członków bezlitośnie zabił - mówił Ravcore, nie było po nim widać że jest smutny, jednak w środku był wściekły na Elfa.
- Mam do Malacatha ten sam uraz co wy. Zabił wam przyjaciół, rodziny, zniszczył wasze domy, a teraz zagraża nam wszystkim. Podajcie mi serum prawdy, a powiem wam to samo - powiedział pewnie zabójca.
- Kłamiesz! To pewnie ty zabiłeś Emillie! - krzyknął wściekły Meret i zerwał się z krzesła, Tempus go powstrzymał
- Dajcie mi serum, a mi uwierzycie - zapewnił Ravcore.
- Nie. To nie będzie konieczne. Wierze ci - rzekł Neclar w pewnej chwili.
Inni spoglądali na Ravcore niepewnym wzrokiem, jednak jego historia sprawiła że mu zaufali. Meret był innego zdania.
- Malacath nie planuje ataku. Spodziewa się was - rzekł Ravcore.
- Co to znaczy "spodziewa"? Rozwiń myśl - wtrąciła się Cecillia.
- Nie wiem nic o jego planie, ale z tego co widziałem to przygotowuje się na obronę. Widziałem jak po twierdzy panoszą się tabuny Kultystów, Seekerów i elfów. Na wyspie są różne machiny oblężnicze, tak jakby wiedział że zaatakujecie - mówił Ravcore.
- Co z zamkiem? - spytał ciekawy Ralof
- Nie byłem w zamku. Słyszałem tylko od Kultystów że jest dobrze przygotowany - odpowiedział spokojnie.