Malacath wyszedł z katakumb i ujrzał w progu proch po uśmierconym Seekerze.
- Ktoś mi mojego gwardzistę pozbawił życia... - dotknął kupkę prochu, była jeszcze ciepła, ulatywał z niej lekki, czarny dymek
- Kto to był? - powiedział do tłumu, który trząsł się ze strachu
- KTO?! - poraził prądem kilku ludzi, uniósł w górę i rzucił na ścianę.
- PRZYZNAWAĆ SIĘ! - krzyknął, widział jak niektórzy zaczynają się podnosić i zbierać do ucieczki, dlatego podniósł ich
- Fo krah... DIIN! - z ust wyleciała chmura lodu która zamroziła wszystkich wiszących w powietrzu, padli na ziemię martwi od odmrożeń...
Tłum patrzył na czarodzieja z niedowierzaniem. Wszyscy mieli strach w oczach...
- Boicie się śmierci...
- Bójcie się, bo nadchodzi - machnął ręką, wyszedł z katedry, tuż po nim weszły wszystkie pozostałe Seekery.
Lord Malacath wychodząc z katedry słyszał przeraźliwe jęki bólu...
Neclar wstał z ławki i poszedł w stronę wyjścia z ogrodów...
- Na Merlina! Co za biedak! Szybko, musimy przenieść go do skrzydla szpitalnego! - mowila jedna z nauczycielek Hogwartu po zobaczeniu Tempusa
Tymczasem Vincent siedział zamknięty, w ciemnej komnacie... Mieszkał z pająkami i pajęczynami... Siedział oparty plecami o ścianę i grał smutną piosenkę na swoim fleciku. Nagle przestał, gdyż usłyszał krzyk.
Vincent Usłyszał zza grobu wołanie swej żony. Z trumny swej wyła, w potwornej męce, ze ścian chwytały go Szkieletów ręce. Vincent wyrwał się z uścisku i skoczył przed siebie, przetarł oczy, rąk nie było... Wołanie żony, której też nigdy nie było, ucichło... Vincent patrzył na ścianę z przerażeniem. Nagle usłyszał walenie w drzwi.
- Śniadanie! - Drzwi się otworzyły, wpadło światło, Vincent odskoczył od wiązki światła. Sługa postawił tacę z jedzeniem i zamknął drzwi. Vincent podszedł do tacy.
==========
Tymczasem Fred szedł przed siebie ulicą Londynu... Spoglądał na jeżdżące samochody, uśmiechniętych mugoli i czarodziejów...
Lord Malacath ustał przed katedrą, złożył ręce i przyglądał się panującej anarchii w Roriksted...
=====
Tymczasem wieśniak który zdołał uciec z katedry dobiegł do zamku i poinformował o zdarzeniu Ralofa który przechadzał się przez dziedziniec...
Szkielet czym prędzej pobiegł do Neclara...
=====
Neclar wszedł do sali.
- Hej kochanie - uśmiechnął się do Cecilli i pocałował w usta.
- Bleeee - powiedziała Azula.
Chłopak zasiadł do stołu i zaczął jeść posiłek...
Tempus na chwile odzyskał przytomność.
- On tu idzie! Chce zabić! - po wypowiedzeniu tego zemdlal
Nauczyciele zdziwili sie i przerazili.
- Jak się spało? - uśmiechnął się
- Wspaniale tatusiu! - odpowiedziała Azula
- A jak tobie Cecillio?
Diana układała książki na półkach księgarni "Esy i Floresy". Była to najpopularniejsza w świecie czarów księgarnia, a jako iż podczas straszliwej wojny (która skończyła się ledwie pięć lat temu) była nietknięta, to właśnie w niej wtedy ówczesny dyrektor Hogwartu schował najcenniejsze zbiory szkolnej biblioteki. Oczywiście aktualnie ich już tutaj nie było, ale wydarzenia te były świetna reklamą dla sklepu, dzięki czemu codziennie goszczą tutaj tłumu czarodziejów, goblinów, skrzatów czy innych magicznych stworzeń. Tłum był tam wielki, że pracodawczyni Diany — pani Papiruzja Brown — musiała zatrudnić dodatkowe ręce do pracy. Oprócz Diany w sklepie pracowała Alice Rosse, serdeczna przyjaciółka, strażniczka największych tajemnic czy też powierniczka trosk naszej bohaterki; Justin i Theodor Black, byli wychowankowie Slytherinu; Emma Sterson: koleżanka z pracy oraz Junona Spencer, zarozumiała mugolaczka.
Diana kończyła właśnie wykładać na regał najnowszy tom przygód "Parry'ego Hotter'a", gdy Junona przewróciła drabinę, powodując upadek dziewczyny.
— Oj, przepraszam. — rzuciła ironicznie i zaśmiała się — Nie wiedziałam, że jesteś na górze.
— Ty mała... — zaczęła Diana — Wredna... — wypowiedź przerwała jej Alice, która wtrąciła się do rozmowy.
— Diana, nie warto. Pamiętaj, że pani Brown dała wam ostatnie ostrzeżenie...
— Masz rację, Alice. — Diana wypuściła powietrze by się uspokoić. — Masz rację. Pójdę się przewietrzyć.
Diana zmierzając w kierunku drzwi rzuciła Junonie spojrzenie mówiące: "nie tym razem" i wyszła, pozostawiając swoją oponentkę z wyrazem zdumienia na twarzy. Zamknęła drzwi i oparła się o ścianę, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów.
— Szlag by to... — powiedziała do siebie. — Chyba muszę zmienić tę robotę na inną... — dodała i zapaliła papierosa.
- Wyśmienicie. - Cecilia uśmiechnęła się do Neclara.
- Ale dziś czeka mnie to... - Cecilia wskazała listy, gazetę i inne rzeczy do przejrzenia i podpisania.
- Opowiedziałeś naszej księżniczce troszkę o swojej rodzinie, bardzo dobrze... Ja też będę musiała wiele jej opowiedzieć. - Mówiła Cecilia do Neclara, Azula słuchała, jedząc.
Cecilia zjadła truskawkę, następnie spojrzała na Azulę.
- Po śniadaniu wyjdziemy razem do ogrodu, moja kochana.
Nagle przybył służący.
- Moja Pani, wybacz, że przeszkadzam... Ale jest kolejka ludzi oczekujących na audiencję... - Powiedział w ukłonie.
- Chętnie wszystkich przyjmę, ale po śniadaniu. - Powiedziała Cecilia, służący wyszedł z sali.
===========
Tymczasem Vincent zjadł wszystko co było na tacy. Trzasnął pięścią w drzwi od komnaty, dźwięk rozniósł się po korytarzach, następnie usiadł na podłodze.
Nagle do sali wbiegł Ralof:
- Panie! Zaatakowano Roriksted!
Neclar upuścił widelec, rozległ się hałas. Wszyscy urwali rozmowy i ucichli.
- Co ty mówisz?
- Panie, Roriksted płonie w ogniu!
Chłopak oderwał się od stołu, wyciągnął siekierę z pochwy i spojrzał na Cecillię:
- Muszę tam iść, będę za kilka godzin - pochylił się przez stół i pocałował w usta siedzącą naprzeciwko dziewczynę.
Edward oraz Alphonse stali w kolejce do królowej:
- Ahhh, nie wytrzymam tego dłużej!
- Edziu, nic nie poradzimy, musimy czekać tak jak wszyscy.
- Ale my nie jesteśmy wszyscy! Czy Królewskim Alchemikom nie należy się jakiś przywilej? - Edd pochopnie zaczął przesuwać się do przodu kolejki.
- Edziu nie! Nie możesz tak po prostu... - Nagle Edda zaczepił grubszy mężczyzna:
- Ej mały, co ty robisz? Gdzie się pchasz?
- Coś ty powiedział prosiaku? - Edward zacisnął pięści.