Hex wykorzystując chwilę nieuwagi ranił Ralofa w nogę. Czarnoksiężnik szybko deportował się.
- Cholera! - krzyknął Ralof, Neclar obrócił się
- Gdzie on jest! - krzyknął chłopak
- Panie, wybacz!
- Ehhhh... - Neclar był wkurzony, ale jednocześnie bał się o Cecillię i Azulę
Wystawił ręce, kareta postawiła się na koła.
- Wsiadaj kochanie... - zaprosił do powozu
- Już ci nic nie grozi...
- Ralof! Masz zostać w zamku!
- Tak, panie...
Każdy rozszedł się w swoim kierunku...
Edward i Diana zmierzali w kierunku komnaty Księżniczki Azuli.
Edward zatrzymał się przed komnatą, zapukał do drzwi, następnie je otworzył.
- Księżniczko! Witaj! - Krzyknął Edward, kłaniając się.
Azula siedziała na podłodze i bawiła się Różdżką-Zabawką. Spojrzała na nich.
- A ktooo too? - Azula wskazała palcem Dianę.
- To jest Diana... Będzie się Tobą opiekować. - Powiedział Edward.
Azula patrzyła niepewnie na Dianę.
- Ale ja chcę się bawić z Mamusią! - Krzyknęła Azula.
- Księżniczko... Dobrze wiesz, że Królowa ma wiele ważnych spraw, ma całą krainę na głowie... Nie może poświęcać Ci tak dużo czasu... - Mówił Edward.
Azula zrobiła smutną minę i trochę wkurzoną minę, spoglądała na Dianę.
- Zostawię was... Poznajcie się... - Powiedział Edward i wyszedł z komnaty.
==============
- Neclarze... Jak najszybciej muszę porozmawiać z Davy'm... Ruszamy do Ministerstwa! - Krzyknęła Cecilia, siedząc już w karecie.
================================
- Zgaś to światło, parszywa łajzo... - z ciemności wydobył się głos.
Fred spojrzał w ciemność, szczerzył się.
- Czy ktoś z was chciałby... Zarobić... Dużo... Pieniędzy?! - Krzyknął Fred, uśmiechając się.
- Pieniędzy... - Było słychać szepty, parę czarowników wyszło z cienia, podeszli do stołu...
- Kim jesteś?! Czego od nas chcesz? - Wydobył się potężniejszy głos, był to głos przywódcy wywłok, również podszedł do stołu.
- Wy wszyscy, jesteście uważani za śmieci, za nędzne kundle, za wywłoki... Ja, Mam wizję, ambicje i rozum... Zamierzam... Obrabować Bank Gringott'a. I skrytkę Królowej.
Zapadła cisza, wszyscy milczeli.
- Popier*****o Cię? Wynocha! - Krzyknął przywódca wywłok.
Fred się szczerzył, otworzył walizkę... Wysypał z niej pieniądze na stół.
- To taka mała... Zaliczka! - Krzyknął Fred, wywłoki rzuciły się na pieniądze, zaczęły wkładać je do swoich worów.
- Durnie!!! Nikt nie obrabuje banku! Nikt z nas nie posiada tam skrytki, nawet tam nie wejdziemy!!! - Krzyczał przywódca wywłok.
- Ja, posiadam skrytkę w banku... Ja, posiadam plan, dzięki któremu z łatwością tam wejdziemy... Obrabujemy wszystkie skrytki, będziemy Bogaci do końca życia... I nasze dzieci, potem ich dzieci, będą do końca życia Bogate... Nie pragniecie tego?! - Krzyczał Fred. Nie zależało mu na forsie ze skrytek... Pragnął tylko, aby Cecilia przeczytała list, który jej zostawi i aby zapanowała panika...
- Gnoju, nic dla Ciebie nie zrobimy! Sami stąd wyjdziemy i wszystkich pozabijamy! - Krzyczał przywódca wywłok i podszedł do Freda.
- Wy? Sami? Hahaha! Nic nie zrobicie, jesteście beznadziejni! - Krzyczał Fred, przywódca wywłok zamachnął się pięścią, Fred zrobił unik.
Fred wyciągnął Różdżkę z walizki.
- Wiecie... W czym tkwi tajemnica dobrej komedii? W Wyczuciu czasu(Fred cisnął Sectumsemprą w nogi przywódcy.), Czym jest odwaga? Łaską w chwili próby(Fred cisnął Sectumsemprą w pierś przywódcy, ten padł na kolana...), Kto jest Szefem? Ja. A Nie taki brudas... Jak Ty! (Fred cisnął Avada Kedavrą w przywódcę, ten padł martwy)
- Hahahahaahahahaha! - Fred się śmiał, następnie poprawił krawat.
- Chcecie... Zarobić? - Spytał pozostałe wywłoki.
Neclar wszedł do karoty, drugi woźnica przybiegł i ryszli...
=====
Alduin i Namira byli już przed zamkiem...
=====
Cecillia i Neclar dotarli pod Ministerstwo.
Drzwi od Ministerstwa otworzyły się, wyleciał z nich czerwony dywan i rozwinął się na schodach, zatrzymał się przed drzwiczkami od powozu Cecilii.
Drzwi od powozu się otworzyły, Adam stał przed drzwiami.
- Królowo! Witamy w Ministerstwie! - Adam podał rękę Cecilii, Cecilia chwyciła, pomógł jej wyjść.
- Adamie! Muszę jak najszybciej porozmawiać z Davy'm! - Krzyczała Cecilia.
- Tak, zapraszam! - Adam poszedł w górę po schodach, Cecilia za nim, weszli do Ministerstwa.
Markalda odnaleziono martwego na korytarzu, a Marcelię martwą w swoim domu grupa nauczycieli zajęła się pochówkiem, czarodziej nie miał żadnej rodziny, natomiast Marcelia miała tylko brata, który obecnie uczęszczał do Hogwartu. Po kilku godzinach narad w gabinecie Dyrektora mimo wszystko postanowiono nie przerywać nauki w szkole.
- To ja sobie tutaj poczekam... - powiedział Neclar do siebie
Założył nogę na nogę, wyjął siekierę i przyglądał się niej.
=====
Lord Malacath zasiadł na tronie i czekał na powrót Namiry i Alduina...
=====
Namira i Alduin rozdzielili się. Dziewczyna zeszła z bestii i zrobiła się niewidzialna... Smok stanął przed głównym wejściem do zamku i powoli do niego wchodził.
Ralof tymczasem ostrzył miecz, siedział na krześle przy stole.
Tempus leżał wciąż i patrzył dookoła, ciągły ból przeszywał jego ciało, mimo że pielęgniarki ciągle zmieniały opatrunki ból utrzymywał się.
Cecilia szła za Adamem, za nią dwie osoby ze służby. Wchodzili na górę, po chwili byli przed gabinetem Ministra Magii, drzwi otworzyły się. Cecilia weszła do środka.
- Ministrze, Królowa przybyła. Pozostawię was samych. - Powiedział Adam i wyszedł. Służba Cecilii czekała przed drzwiami.
- Davy! - Krzyknęła Cecilia i podbiegła do Ministra.
- Cecilia! - Krzyknął Davy, przytulili się. Królowa usiadła na fotelu.
- Nie uwierzysz... Od rana mam tyle na głowie, że już wszystko mi się miesza! Tyle spraw... Bycie Królową nie jest proste... - Mówiła Cecilia.
- Wypij, to odświeży Ci wszystkie myśli, haha. - Mówił Davy, podając jej filiżankę z jakimś specyfikiem i siadając naprzeciwko niej.
- Sam pije 2 filiżanki Myślo-Odświeżaczki dziennie, również mam wiele na głowie... Ostatnio nawet nie miałem czasu odwiedzić Cię w zamku i odbyć pogawędki. - Mówił Davy Benett.
Cecilia wzięła łyka, następnie spoważniała.
- Davy... Ktoś... Zniszczył wioskę Neclara... Jest spalona... Podobno ludzie zginęli! - Mówiła Cecilia.
- I dzisiaj, gdy wyjeżdżaliśmy do Ciebie... Ktoś zaatakował nas w zamku! - Krzyknęła Cecilia.
Davy otworzył szeroko oczy, następnie poderwał się z krzesła.
- Zaatakował? Kto śmiał... Nic Ci się nie stało? - Pytał.
- Nie... Ten ktoś był zamaskowany, krzyczał coś o moim Dziadku... Był sam, straż go pokonała, następnie uciekł...
- Szlag! Gdybyście go schwytali, wycisnęlibyśmy z niego wszystko... - Powiedział Davy.
- Chwila... "Wyjeżdżaliście"? - Spytał Davy.
- Taak, Neclar pojechał ze mną, ale został w powozie...
- Nie wpadł? Dziwne... No, ale cóż... Nigdy nie lubił mieszać się w politykę - Mówił Davy.
- Królowo... Ja też nie mam dobrych wiadomości... W pewnej kawiarence, w Londynie znaleziono ciało młodej kobiety... Całe we krwi, kawiarenka również była cała we krwi... To była sprawka jakiegoś Czarodzieja... - Mówił Davy.
Cecilia jeszcze bardziej otworzyła oczy.
- Davy... Proszę Cię, powiedz, że nic złego się nie wydarzy... Że to tylko jakieś pojedyncze wybryki... - Mówiła Cecilia.
- Spokojnie, moja Królowo... Nad wszystkim panujemy... Znaleźliśmy ślady w tej kawiarence... Znajdziemy sprawcę... Do wioski twojego męża również mogę wysłać Aurorów...
- Nie... Neclar mówił, że sam zajmie się sprawą ataku na wioskę... - Powiedziała Cecilia.
- Dobrze, w takim razie zwiększymy ochronę w twoim zamku, aby nie było więcej żadnych włamań... - Powiedział Davy.
- Davy... Nigdy nie potrzebowaliśmy tak dużej ilości straży... Azula może się wystarszyć... Czy to konieczne? - Pytała Cecilia.
- Tak, niestety... Muszę zbadać wszystkie sprawy... Jeśli to coś poważniejszego, może grozić Ci niebezpieczeństwo... Nie mogę pozwolić, by coś Ci się stało... - Mówił Davy.
- Dziękuję, Davy... Informuj mnie o wszystkim! - Powiedziała Cecilia, wstając.
====================
Tymczasem jeden Czarodziej ze służby przechadzał się blisko murów zamku. Zauważył za murami wielkiego smoka, był to Alduin.
- Smok!!!! Za murami jest smok!!! Straże! - Biegł na dziedziniec.
Alduin roześmiał się grubym głosem jak widział uciekającego w popłochu czarodzieja.
- Namira iść po księga
- Alduin atak
Namira wyjęła katanę i zwinnie pobiegła...
=====
Ralof usłyszał krzyki...
=====
Na dziedziniec wybiegła straż uzbrojona w błyszczące zbroje z mieczami. Ustawili się w jednym szeregu.
- Odział! Marsz! - krzyknął dowódca
Żołnierze zaczęli powoli kroczyć w stronę smoka z mieczami wyciągniętymi w jego kierunku.
Namira była niewidzialna, dlatego jej nie zauważyli. Zrobiła wślizg pomiędzy nogami jednego ze strażników i wbiegła do zamku...