- Idioci! - krzyknął Ralof patrząc na szkielety
=====
Malacath przeszedł z Claviusem oraz z jego cerberem przez dziedziniec. Przeszli obok posągu krakena, fontanny i dotarli do bramy. Kultyści otworzyli bramę, przeszli. Zaczęli iść w stronę Freda.
- Daj rozkaz do wypuszczenia Krakena - rzekł do Claviusa.
- Tak się stanie... - machnął ręką do przechodzącego obok oddziału Kultystów, pomaszerowali do twierdzy by wypuścić Krakena
- Fred! Przyjacielu! - krzyknął Malacath w jego stronę
- Czy wszystko w porządku? - podchodził bliżej
- Długo cię nie było... - uniósł go gestem ręki w górę lekko ściskając za gardło, uśmiechał się przez maskę
- Ponoć miałeś zginąć z rąk Królewskiego kata!
- Ale nie o tym mowa - spoważniał, lecz nadal z niego drwił.
Cerber warczał na Freda, Clavius złożył ręce i przyglądał się rozmowie.
- Bal Halloweenowy za pasem, musimy rozpocząć plan - Lord puścił Freda, upadł na ziemię i wziął głęboki oddech. Malacath gestem dłoni zaprosił Freda do wnętrza twierdzy.
- Hahahahahaha! - Fred się śmiał, po chwili poprawił garnitur i przetarł krew z twarzy.
- Miałem zginąć, to prawda. Ale nie zginąłem! I bardzo dobrze, bo nie zrealizowałem jeszcze wszystkich swoich planów. - Mówił Fred, idąc za nimi.
- Ale za to Tobie wszystko się udało! Przejąłeś Hogwart, Hahah! - Krzyknął sarkastycznie i drwiąco Fred.
- No, ale dosyć o twoich porażkach. W końcu zabiłeś swojego brata! Taak, wiem wszystko z gazet! Śmierć tego Wieśniaka strasznie przybiła Cecilię. - Powiedział Fred, następnie wyjął z walizki cukierka, odwinął papierek i wrzucił cukierka do buzi. Papierek cisnął na ziemię. Szedł dalej.
- Durnie! - Krzyknęła Cecilia w stronę Strażników, następnie odwróciła się w stronę Ralofa i Edwarda.
- Fred uciekł... Wspaniale. Żołnierze nie zatrzymali jednego szaleńca... - Powiedziała Cecilia.
Edward spojrzał na Cecilię z listą w ręku.
- Pani... Sprawy. Wszystko musi zostać zrobione jeszcze przed balem! - Powiedział.
- Racja, Edwardzie... Ahh, Halloween! Tak się cieszę! Chociaż, w tym roku nie będzie tak radośnie, gdyż nie ma z nami Neclara... Davy'ego... - Powiedziała Cecilia, następnie spojrzała na Ralofa.
- Nie ma ich z nami... Ralofie. Zajmij się wojskiem i bezpieczeństwem podczas Balu... Ochrona Azuli ma zostać potrojona... Jednak przez większość balu córka będzie przy mnie. - Powiedziała.
- Ja teraz udam się w pewne dwa miejsca, dzięki którym będę miała pewność, że nic nie zagrozi nam ani gościom podczas balu. Oczekujcie mojego powrotu, wtedy zajmiemy się wszystkim. - Powiedziała Cecilia.
- Tak się stanie, królowo - powiedział i odszedł od Cecilli.
=====
- Bal Halloweenowy już jutro, a to oznacza że jutro porwiemy Cecillię i Azulę... - wchodzili do twierdzy, Kultyści salutowali Lordowi
- Pójdziesz z Claviusem, moim dobrym przyjacielem na bal - weszli do środka.
- Coś cię bawi, Fred? - spojrzał na uśmiechającego się mężczyznę, usiadł na tronie
Fred usiadł na krześle przy stole, który stał naprzeciwko tronu Malacatha. Postawił swoją Walizkę na stole, Różdżkę położył obok. Zarzucił nogę na nogę, spojrzał na siedzącego Malacatha.
- Halloween... Wiesz, Malacath? Kiedyś, gdy nie byłem jeszcze tak bogaty i mieszkałem w biedniejszej dzielnicy w naszym Magicznym Świecie, lubiłem Halloween. Zawsze dekorowałem dom, kupowałem cukierki dla dzieciaków... - Mówił Fred.
- Jednak ostatnie Halloween, które pamiętam... Było... Krwawe. - Powiedział Fred.
- Naszprycowałem cukierki trucizną... Rozdawałem dzieciaczkom, które przychodziły... Nie ważne czy byli czystej krwi, wszystkim kazałem odwijać cukierek z papierka i próbować przy mnie. Padali po 2 minutach, dzieciaczki nie zdołały wyjść z mojego ogródka. Haha. Miałem z tego taki ubaw! - Krzyknął Fred.
- Potem, otrute dzieciaczki ćwiartowałem i zakopywałem w swoim ogródku. A to wszystko przez Davy'ego i jego wygraną... I przez Cecilię i jej błędy... - Powiedział Fred.
- A potem, w nocy, gdy już spałem przyszły kolejne bachory... Zrobiły psikusa, zdewastowali moje kwiatki w ogrodzie... Wyrwali ze snu. Musiałem na nich użyć zaklęcia Śmierci... Tak pamiętam ostatnie Halloween, Hahahaha! Ależ było zabawne! - Krzyczał Fred.
- Ale dosyć opowieści. Tak, porwanie! Już wcześniej to omawialiśmy, jednak nie omawialiśmy szczegółów. Dzięki temu porwaniu ja zyskam kolejną rozmowę ze wspaniałą Cecilią i zostanę Ministrem Magii. A ty zyskasz swojego Brata. - Powiedział Fred.
- Właśnie. Brata, który nie żyje... Osiągnąłeś już to, co chciałeś, Elfie... Dokonałeś zemsty. Jednak niezmiernie cieszy mnie fakt, że chcesz pomóc mi osiągnąć mój cel, pomagając mi w porwaniu! - Krzyknął Fred.
- Oczywiście, osiągnąłem to co chciałem, ale czy nie mogę chcieć czegoś więcej? - powiedział Malacath
- Twoje szaleństwo przekracza twoje umiejętności, Fred - spojrzał na Claviusa, wstał z tronu
- Podejdź, Claviusie... - rzekł, druid podszedł do niego
- Wiesz przyjacielu... - obrócił się w jego stronę
- Plany uległy zmianie...
- FISHT! - na brzuchu druida pojawiło się rozcięcie
- Fisht! - rana pojawiła się na kolanie, upadł na nie
- Fus... Ro daaah! - Clavius swoim kosturem zrobił tarcze chroniąc się przed atakiem
- Co ty robisz?! - krzyknął druid
- Jesteś nadwyraz głupi, jak na kogoś kto zajmuje się alchemią... - rzucił kolejne Fus na druida
- To zdrada! - krzyczał Clavius
- Yol! - płomień zniszczył tarczę
Clavius wystrzelił zielony pocisk w Lorda, zatrzymał go i przekręcił w stronę druida. Clavius wystrzelił kolejny pocisk, Malacath wystrzelił pierwszy pocisk mężczyzny. Kule energii uderzyły w siebie robiąc wybuch, środek sali zrobił się zielony od dymu.
- Twoje umiejętności są doprawdy imponujące, Claviusie.
- Krah din! - lodowy słup poleciał w mężczyznę, trafił w jego stopę, poczuł chłód i ukłucie
- Krafisht! - lodowy kolec poszybował w druida, lecz ten w porę odbił go kosturem.
- Krafisht! - dwa kolce poleciały w mężczyznę, jednego zniszczył, drugi wbił się w prawe ramię druida
- Powinienem to zrobić już dawno temu... - złapał go za gardło, uniósł w górę
- Lordzie... - Clavius dusił się
- Lordzie! Co tu się dzieje! - krzyknęła Namira, wbiegła z 3 Seekerami
- Nie wtrącaj się! - krzyknął Lord
- Otwórz oczy... - mówił druid
- On cię wykorzysta... Zabije... - mówił do Namiry nadal wisząc w powietrzu
- Ro dah! - odleciał do tyłu, upadł na posadzkę
- Wiesz dlaczego nie używam zaklęcia usmiercajacego od razu? Wolę się pobawić z ofiarą, jest lepsza zabawa, nie prawdasz? - zwrócił się do Claviusa
- Zapłacisz za zdradę... - powiedział druid
- Death! - wiązka usmiercajaca poleciała w Claviusa. Ten odbił zaklęcie tworząc tarczę, następnie deportował się daleko od twierdzy Malacatha...
Namira spoglądała na Lorda i Freda, nie wiedziała dlaczego Malacath to zrobił.
Fred zerwał się z krzesła, zaczął się śmiać, skakać po podłodze i klaskać.
- Hahahahahahahhahaha!
- Ahh, psotnicy! Tylko psoty wam w głowie! - Krzyczał szczerząc się. Widział tylko znikającego Claviusa, następnie krzyknął:
- Clavius znikł, pozdrówcie go!
Fred odwrócił się w stronę Namiry.
- Przeganiamy, niewdzięcznego! Hahaha! - Po chwili spoważniał, podszedł do swojej walizki.
- Ahh! No dobrze! Pora chyba przejść do szczegółowego omówienia naszych spraw! - Krzyknął.
- Malacath... Nasz cel to porwać Cecilię Carraboth i Azulę Carraboth Bal. Gdy siedziałem w celi, zaplanowałem już pewne... Elementy. - Powiedział Fred.
- Należy pamiętać, że Cecilia jest wnuczką Lorda Carrabotha... I przekonałem się o tym na własnej skórze! - Krzyknął Fred.
- Ona zna Mistyczne zaklęcia stworzone przez Lorda... Może nie mają takiej mocy, gdyż jej Różdżka nie jest tak potężna jak Lorda, jednak jest to potężna Magia.
- Potrzebujemy bardzo dobrego planu żeby je porwać, Malacath! Zamek na pewno będzie bardzo mocno chroniony mimo tego, że każdy będzie miał wstęp na dziedziniec, aby spróbować potraw i świętować. Jednak główni goście, jak co roku będą zapewne świętować w zamku. - Powiedział Fred.
- Aa, Malacath! Mamy jeszcze jedną sprawę do załatwienia podczas balu! Dowiedziałem się, że gościem na pewno będzie Andy Peterov, potencjalny kandydat na nowego Ministra Magii, ponieważ on pracował razem z parszywym łajdakiem Davy'm Benett'em. - Powiedział Fred.
- Musimy go zarżnąć! HAhahahaa! Zabijemy go! - Krzyczał Fred.
- Malacath! Zaraz pojawią się tu Wywłoki z Nokturnu... Wskazałem im położenie wyspy. Spokojnie, nikomu nic nie zdradzą... Dostali worki z forsą. Oni przyniosą mi tu tylko mapy zamku Cecilii... Z mapą wszystko zaplanujemy! - Krzyknął Fred, następnie spojrzał na zegarek na nadgarstku.
- Malacath. Gdy wreszcie zajmę fotel Ministra Magii, pokażę Cecilii jak poprawnie rządzić... W końcu zapanuje ład, porządek i hierarchia wszystkich Czarodziejów i istot! Hahaha! - Fred klasnął.
- Ale... Czego ty pragniesz, Malacath? - Spytał Fred, następnie znów spojrzał na zegarek. Po chwili zaczął grzebać w swojej walizce, wyjął dwa cukierki.
- Cukierka, Malacath? - Spytał Fred, następnie wrzucił swojego do buzi.
- Za chwilę będą tu z mapą zamku! HAhaha! - Fred pocierał ręce.
Tymczasem Cecilia deportowała się ze swojego zamku. Pojawiła się w Twierdzy, w której osadził się Naczelny Dementorów i Dementorzy, po zakończeniu ostatniej bitwy w świecie Magii 5 lat temu. Większość Dementorów mieszkała w tej Twierdzy i pobliskich lasach, wielu także strzegło Ministerstwa i departamentów się w nim znajdujących.
Cecilia weszła do środka Twierdzy, poczuła chłód, dookoła panował mrok. Weszła po schodach na górę, następnie do komnaty. W Komnacie znajdowało się kilku Dementorów, chcieli zaatakować Cecilię Pocałunkiem Dementora, jednak natychmiast przegonił ich Naczelny Dementorów. Rozpoznał Cecilię.
- Witaj. - Powiedziała Cecilia, usłyszała w odpowiedzi jęki i skowyt.
- Ja, Cecilia Carraboth przybywam do twej Twierdzy, ponieważ potrzebuję pomocy Dementorów... Jutro, w moim zamku odbędzie się Bal Halloweenowy. Będzie wielu zacnych gości... A ostatnio, w Krainie stało się bardzo niebezpiecznie... Pragnę, aby Dementorzy patrolowali okolice mojego zamku i chronili moich gości... Kiedyś służyliście mojemu Dziadkowi, teraz musicie posłuchać mnie. Dementorzy służą Ministerstwu. A Ministerstwo słucha mnie. - Powiedziała Cecilia.
Naczelny Dementor wydał donośne jęki, przeleciał całą komnatę, następnie podleciał do Cecilii i schylił głowę na znak, że się zgadza.
- Wyśmienicie! - Powiedziała Cecilia.
- Ruszajcie do mojego zamku, niechaj Dementorzy zadbają o Bezpieczeństwo na balu! Ale niechaj nie atakują gości i istot, które przybędą... Jeśli ktoś zostanie zaatakowany, zostaniecie wypędzeni. - Powiedziała Cecilia. Naczelny Dementorów znów wydał jęki.
Po jakimś czasie, do zamku Cecilii zaczęły przybywać wielu Dementorów...
Malacath gestem ręki uniósł cukierek, poleciał do jednego z Kultystów. Mężczyzna zjadł cukierek. Zaraz po tym zaczął trzymać się za brzuch, głośno jęczał. Upadł na bok, z buzi leciała piana. Po chwili Kultysta zginął.
- Wiesz Fred... - spojrzał na martwego Kultyste, potem na Freda
- Jesteś sprytny. Wytrwały, darzący do celu. Ambitny - powoli szedł w jego stronę.
- Szalony... - lekko parsknął śmiechem
- Jak myślisz, kto tu rozdaje karty? - pytał ironicznie
- To ja planuje, atakuje. Zyskuje.
- Armia szkieletów dowodzona przez Ralofa nie będzie problemem dla Kultystów.
- Zaatakujemy jutro o północy.
- Albo jesteś ze mną, albo zginiesz - ustał przed nim, złożył ręce.
- Namira. Dotrzymasz towarzystwa panu Fredowi podczas balu.
=====
Clavius pojawił się w jakimś porcie.
- Malacath? Ten cukierek był nafaszerowany? O jejku, egzemplarze musiały mi się pomieszać! Wybacz, Hahahahaha! - Mówił Fred, następnie zaczął grzebać w Walizce, wyjął Cukierka.
- Ten na pewno nie jest nafaszerowany! - Położył cukierek na stole.
- Armia... Szkieletów? Nie chodzi mi o Armię jakiegoś Ralofa... Chodzi mi o tych, którzy roznieśli Kultystów w Londynie. Aurorów i Czarodziejów. Na pewno będą chronić Cecilię... Na balu będzie wiele ważnych osobistości Magicznego Świata... Każdy z nich zobaczy moje show, gdy będę porywał Królową! Hahahahaha! - Powiedział Fred, następnie spojrzał na zegarek na nadgarstku.
Nagle w sali, w której się znajdowali pojawiło się 2 Czarodziejów z Nokturnu. Jeden trzymał mapę.
- Szefie! Mamy mapę! Cholera, trudno było ją wykraść, jednak udało się! - Krzyknął Czarodziej.
- Dawaj mapę! - Krzyknął Fred.
- Dam mapę, ale chcemy więcej worków z forsą. Ryzykowaliśmy życie żeby to wykraść! - Krzyknął Czarodziej.
Fred huknął pięścią w stół, następnie sięgnął po swoją Różdżkę, Czarodzieje również wyjęli Różdżki i wycelowali.
- Forsa!!! - Ryknął Czarodziej. Fred się zaśmiał.
- Avada Kedavra! - Czarodziej cisnął, Fred odsunął się w lewo, zaklęcie wpadło w Kultystę i go uśmierciło.
- HAhahaha! - Fred się śmiał.
- Wingardium Leviosa! - Fred uniósł dwójkę Czarodziejów, jeden wypuścił mapę z rąk, spadła wprost pod nogi Freda. Fred zrobił nimi dwa obroty w powietrzu, ich Różdżki spadły na dół.
Fred podniósł mapę, rozłożył na stole.
- Spójrzmy... - Powiedział, dalej trzymając Różdżką tamtą dwójkę w powietrzu.
- Kur** puszczaj! - Ryknął Jeden Czarodziej. Fred spojrzał na niego.
- Sectumsempra! - Ciął Czarodzieja zaklęciem.
- Avada Kedavra! - Cisnął w Czarodzieja, ten natychmiast zginął i spadł pod nogi Malacatha.
- A więc tu są ogrody... Mury, wejście do sali głównej, w której będzie odbywało się główne przyjęcie... Zejście do lochów... - Fred oglądał mapę.
- Durnie, Dupki! - Wrzeszczał Czarodziej w powietrzu. Fred odwrócił się i na niego spojrzał, machnął Różdżką, Czarodziej spadł na ziemię i złamał sobie nogę.
- KUR**! - Ryknął z bólu.
Fred do niego podszedł, kopnął go w żebra, następnie w brzuch, potem kopnął go w pysk, wyjął Nóż zza pazuchy.
- Uśmiechnij się! - Krzyknął Fred, następnie przyłożył nóż do twarzy Czarodzieja, przeciął nożem policzki, tworząc krwisty uśmiech. Czarodziej konał.
- Expulso! - Fred cisnął w Czarodzieja, ten wyleciał w powietrze i zginął, jego tryskające krwią truchło spadło wprost na Malacatha.
- Hahha! - Zaśmiał się Fred.
- Nie ładnie przeszkadzać! - Wrócił do mapy.
- Tutaj mamy wejście na górę... Pokoje Królewskie. Pokój Azuli, Cecilii, Neclara, sypialnia, Królewska łazienka... - Analizował.
- Trzeba je porwać, gdy pójdą na chwilę do swoich komnat... Bo w sali głównej będą cały czas chronione i w otoczeniu gości... - Mówił Fred.
Lord Malacath przyglądał się Fredowi nic nie mówiąc. Kultyści posprzątali ciała, posadzkę.
- Fred, przyjacielu... Postąpimy zgodnie z twoim planem!
- Porwiesz Cecillię, moi ludzie Azulę! Doskonały plan!
- Przybądź jutro do mnie przed rozpoczęciem balu, do mojej twierdzy. Razem z Namirą pójdziecie na bal, Kultyści natomiast zaatakują o północy.
- Nie martw się o moich ludzi, Fred.
- 2 Seekerów bez trudu pokona Aurora, gorzej sytuacja wygląda z armią nieumarłych. Będą zaskoczeni gdy moi ludzie ich zaatakują.
- Prawdziwe "show" zacznie się gdy na balu pojawi się prawdziwy potwór...
Nagle przez całą twierdzę przeszedł potężny ryk Krakena. Obrazy, sztućce, talerze zatrzęsły się. Lord Malacath uśmiechnął się przez maskę.
- Pora na ciebie, Fred. Nie zapomnij przyjść do mnie jutro...
Kultyści otworzyli wrota.
=====
Clavius szedł przez miasteczko przy porcie. Był mocno ranny, jego ruchy były spowolnione. Usiadł na ławce przed karczmą. Przyłożył kryształ kostura do ran, zaczęły się goić. Gdy skończył, wstał i ruszył dalej...
===
Ralof ustawił strażników. Szkielety były na murach ustawione dosłownie 10 cm od siebie. Na wieżach balisty, łucznicy. W każdej bramie 2 trolle, Auror i szkielet. Strażnicy zamkowi z toporami zasłaniali wejście do zamku. W zamku na każdym kroku byli strażnicy oraz szkielety. Komnaty Cecilli i Azuly były potrójnie chronione. Za murami zamku, w mieście było pełno patroli szkieletów. Aurorzy dzięki swojemu stroju wyglądali jak zwykli cywile. Siedzieli w ukryciu, lecz nadal strzegli okolicy.
Clavius na swojej drodze spotkał patrol Kultystów. Zasalutowali mu. Nie wiedzieli jeszcze że Lord wygnał go z twierdzy i zdradził.
=====
- Lordzie, co z Claviusem? - spytała Namira
- Uciekł. Jestem pewny że będzie chciał się zemścić. Ma wiele sposobów by to zrobić, ale nie jest na tyle głupi by z nich skorzystać.