Lord Malacath doszedł do drewnianych drzwi. Otworzył je i ujrzał bardzo wielką dziurę 100x100 metrów (oczywiście Kraken nie mieszkał w tym dole

Wyspa unosi się na wodzie, a ten otwór to połączenie z dnem. No myślę że jakoś to wam wytłumaczyłem xD). Podszedł do krawędzi i uniósł ręce w górę.
- Powstań, Krakenie!
Przez chwilę nie było żadnego odzewu, lecz nagle wielka macka wyskoczyła z wody i uderzyła obok Lorda. Po chwili było słychać potężny ryk na całą twierdzę i było widać wielkie bąble wyskakujące z wody przy tym ryku.
Po dłuższym czasie z wody wyłoniły się żółte ślepia, tak ogromne jak cały Alduin w pozycji stojącej.
- "Chcę... jeeeśććć..." - Lord usłyszał głos Krakena w głowie
Po lochach przechodził patrol kultystów:
- Niech żyję Lord Malacath! - powiedzieli chórem, pomaszerowali dalej
- "Jeeeśććć..." - znowu usłyszał głos
Macka uniosła się w górę i poleciała na patrol złożony z 10 kultystów. Zgniotła wszystkich żołnierzy i wróciła do wody zabierając nieżywe ofiary, oczy schowały się a woda zabarwiła się na czerwono...
Po "małym" konflikcie, jaki miał tutaj miejsce kolejka znacząco się zmniejszyła. Diana była już prawie na samym początku.
Vincent wstał. Podszedł do płótna, chwycił pędzelek, zamoczył w czarnej farbie... Zaczął bazgrać. Bazgrał coraz szybciej... W końcu przebił płótno.
- Aaaa! - Vincent kopnął, obraz się wywalił.
=======================
- Neclarze? Już wróciłeś? Chodźmy, opowiedz Mi co się stało. - Cecilia wstała, odciągnęła Neclara trochę dalej. Bracia Alchemicy nie dostali odpowiedzi więc musieli jeszcze czekać.
====================
Tymczasem Fred nadal siedział w kawiarence... Popijał małymi łyczkami kawę. Patrzył, jak kawiarenka powoli pustoszeje...
Para usiadła daleko od wszystkich, Neclar był w szoku po tym co zobaczył, nie umiał się skupić.
- Byłem w Roriksted - założył ręce na kark
- Nikt nie przeżył...
- I... nie chodzi już tylko o ten atak...
Cecilię zamurowało, gdy usłyszała słowa, że "nikt nie przeżył". Patrzyła na Neclara z niedowierzaniem.
- Co... Co ty mówisz? Neclarze? To niemożliwe...
================
Tymczasem z kawiarenki, w której przebywał Fred wyszli już wszyscy goście.
Fred czytał gazetę, podeszła do niego kelnerka.
- Ekhm... Przepraszam, ale muszę już zamykać... - Kelnerka uśmiechnęła się.
Fred wyjrzał zza gazety.
- Pięknie się pani uśmiecha! - Spojrzał na kelnerkę, następnie złożył gazetę.
- No cóż... - Fred wyciągnął pieniądze, podał kelnerce.
- Do widzenia, dziękuję. - Powiedziała kelnerka, zabierając talerz i filiżankę, ciesząc się, że otrzymała duży napiwek. Poszła na zaplecze, Fred spojrzał za nią.
- Na katedrze widniał napis "Wyklęty M"...
- Gdy przechodziłem przez te wszystkie spalone budynki czułem mroczną energię... Poczułem zimno...
- Nie wiem co to wszystko ma znaczyć kochane, ale... Obawiam się że zło w tej krainie nie zostało zupełnie zniszczone.
- To nie był wypadek, cała wioska nie mogła się od tak spalić tym bardziej z... moimi przyjaciółmi - posmutniał.
Hex z ze spuszczoną ręką w której trzymał różdżkę patrzył na ciało martwej Marcelii, szybko rozejrzał się dookoła i deportował się do swojej kryjówki.
W tym samym czasie..
Tempus odzyskał przytomność, jednak jego stan nie pozwalał na wykonanie chociaż jednego ruchu.
- Leż Tempusie, w takim stanie nigdzie się nie wybierasz.. Musisz poleżeć tutaj kilka tygodnii, nie możemy przetransportować Cię do szpitala - mówiła pielęgniarka Hogwartska.
Malacath opuścił ręce i wyszedł z jaskini do lochów...
- Mar.. Mark.. Markald - mówił Tempus
- Co z nim? - zapytała pielęgniarka
- Grozi mu.. Grozi mu niebezpieczeństwo.. - wykrztusił Tempus
- Szybko! Profesorze, gdzie jest Profesor Markald! - krzyknęła
- Udał się do swojego gabinetu bodajże, a co? - odpowiedział
- Zwołać straż szkolną, musimy przygotować zamek na przybycie Intruza! - mówiła Dyrektor Szkoły po usłyszeniu co się stało
Fred chwycił swoją walizkę, poszedł za kelnerką, wolnym krokiem... Pchnął drzwi od zaplecza, kelnerka siedziała na krześle i liczyła napiwki. Fred przyglądał się kelnerce...
*- Ona na pewno bardzo cieszy się, że mogła tu dziś gościć mnie... I że to do tej kawiarenki wpadłem wypić kawę, i... Psoocić! - Fred Wypowiedział myśli na głos, Kelnerka się odwróciła.
Walizka Freda się otworzyła, Różdżka wyskoczyła w górę, Fred ją chwycił.
- Incarcerous! - Lina poleciała wprost w ręce i nogi kelnerki, przywiązując ją do krzesła.
- Aaa! Ratunku! Co Pan robi? - Krzyczała kelnerka.
- Aaa... Nie wolno krzyczeć! - Fred zagroził palcem, zamknął drzwi od zaplecza. Schował Różdżkę do walizki.
- Ma pani śliczne włosy! - Fred podszedł do kelnerki, spojrzał na nią, następnie stanął za nią.
- Odejdź stąd! Błagam!!! - krzyknęła kelnerka.
Fred wsadził szmatę do ust kelnerki, przez co nie mogła już krzyczeć, zaczęła płakać i się szamotać.
*- Bardzo miła, ta młoda dziewczyna... Grzeczna. Uczciwa... - Fred wypowiadał myśli na głos. Szczerzył się i stał za kelnerką.
Fred wyciągnął z walizki nóż, przejechał ostrzem po blacie, kelnerka patrzyła przerażona i płakała.
Fred ciął ją nożem w rękę, następnie w nogę, kelnerka skamlała ze szmatą w ustach.
*- Tak miło na mnie patrzyła, tak miło mówiła... Ta młoda dziewczyna. Wiedziałem, że to już zapasem... Że ja muszę... Psooocić!!!! - Wypowiedział myśli na głos, następnie schował nóż do walizki i wyjął Różdżkę.
Fred stanął przed kelnerką, wsadził koniec swojej różdżki w rozcięcie na bluzce kelnerki... Patrzył na nią i się uśmiechał. Kelnerka była przerażona.
Fred kopnął krzesło, kelnerka razem z krzesłem przewaliła się na ziemię.
- Sectumsempra! - Fred cisnął zaklęciem, ciało dziewczyny pokryły rany cięte.
Fred kopnął w drzwi od zaplecza, następnie odwiązał kelnerkę od krzesła i rzucił na środek knajpki.
- Uciekaj, młoda dziewczyno... Całe życie przed tobą! - Krzyknął Fred.
Kelnerka wyjęła szmatę z ust, zaczęła biec do drzwi wejściowych.
- Avada Kedavra... - Zielone światło błysnęło, dziewczyna padła martwa w kałuży krwi.
Fred stał przy drzwiach od zaplecza, uśmiechał się.
- Cudowna psota! - Krzyknął, następnie przetarł chustką dłonie, chwycił walizkę, poprawił garnitur i wyszedł z knajpy.
====================
- Nie możemy dopuścić do takich rzeczy... Musimy się dowiedzieć, kto za tym stoi... Wydam rozkazy... - Powiedziała Cecilia do Neclara.